Estetyka black metalu

Theodor Kittelsen - "Księżniczka szczotkująca trolla" (1900 r.) /

We wtorek, 22 sierpnia, do polskich księgarń trafi "Black Metal: Kult wiecznie żywy – Tom I", kolejna po głośnej "Ewolucji kultu" książka angielskiego autora Dayala Pattersona. Już teraz, tylko na stronach Interii, możecie zapoznać się z obszernymi fragmentami rozdziału poświęconego estetyce black metalu.

Theodor Kittelsen i estetyka black metalu

Pomimo często awangardowego szlifu nadawanemu metalowemu światu (co ma więcej niż jedno znaczenie...), blackmetalowa estetyka od zawsze odwoływała się do tego, co tradycyjne i historyczne, zaś tworzące ją środowisko pielęgnowało w sobie głęboką fascynację przeszłością - rzeczywistą bądź wyimaginowaną - nawet wtedy, gdy pod względem muzycznym świadomie przecierało zupełnie nowe ścieżki. I choć można to uznać za paradoks, postawa ta nie powinna aż tak bardzo dziwić, zważywszy że dla wielu słuchaczy i muzyków sensem istnienia tego gatunku, świadomym lub nie, jest właśnie owo aktywne wykraczanie - choćby i tymczasowe - poza bardziej przyziemne i budzące wstręt aspekty współczesnego życia. Black metal jest bowiem nade wszystko zaprzeczeniem tego, co tu i teraz.

Reklama

Najróżniejsze blackmetalowe ujęcia historii sprzed rewolucji przemysłowej (niektóre stosunkowo wierne, inne wyidealizowane wręcz do granic fikcji) najlepiej przeto postrzegać jako próbę ucieczki w zupełnie inny czas i przestrzeń - najczęściej tam, gdzie człowiek znajduje się w bezpośrednim kontakcie z naturą, wolny od rzekomego technologicznego zniewolenia, kulturowej jednorodności, apodyktycznej władzy i zinstytucjonalizowanej religii. Jednocześnie black metal daje też wgląd w najmroczniejsze okresy w dziejach ludzkości, bajając - a nawet "opiewając" - losy osób, społeczeństw i cywilizacji, które najpełniej wyrażały negatywne oblicza ludzkiej natury. To obosieczny miecz, którego dwoistość mówi nam wiele o samej istocie black metalu; zasadniczo neguje on bowiem status quo, by powstałą w ten sposób próżnię wypełnić nowymi wizjami - utopijnymi lub przerażającymi, a w wielu przypadkach obiema naraz.   

Nurt ów był już widoczny w pierwszy okresie kształtowania się gatunku i od tamtej pory wciąż daje o sobie znać - nie tylko w muzyce i tekstach, ale i poprzez środek wyrazu jakim jest okładka płyty. Za dwa najwcześniejsze przykłady tego zjawiska mogą posłużyć album "Blood Fire Death" Bathory z 1988 roku i jego następca "Hammerheart" z 1990, okładki obu zdobią wszak XIX-wieczne obrazy przedstawiające czasy wikingów, którym z kolei poświęcone są te płyty. Swoje znacznie w tej materii mają również znamienny album "Into The Pandemonium" Celtic Frost z roku 1987, na potrzeby którego wykorzystano (stosunkowo niewielką) część "Ogrodu rozkoszy ziemskich", arcydzieła Hieronima Boscha sprzed 500 lat, oraz demo "Satanas Tedeum" Rotting Christ, opatrzone drzeworytową interpretacją Lucyfera pożerającego Brutusa, Kasjusza i Judasza, pochodzącą z grubsza z tego samego okresu.

Biorąc pod uwagę takie założenia, uznanie z jakim w swojej ojczyźnie spotkał się norweski rysownik i pisarz Theodor Kittelsen w ożywionym na nowo black metalu z początku lat 90. było zapewne nieuniknione. Jego prace, łączące realizm z niesamowitością - oraz idylliczną sielskość z absolutną makabrą - doskonale odzwierciedlają artystyczne walory wczesnego norweskiego black metalu, z jednej strony uwydatniając intensywną, wciągająca atmosferę, z drugiej - niosąc w sobie nieodparte wrażenie zagubienia w czasie i przestrzeni, podobne do tego, z którym możemy spotkać się w sztandarowych utworach w rodzaju "From The Dark Past" Mayhem i "Hvis Lyset Tar Oss" ("Jeśli pochłonie was światło") Burzum.   

Z perspektywy black metalu prace Kittelsena, urodzonego w Norwegii w 1857 roku (a zmarłego w 1914), były z natury rzeczy wytworem przeszłości, źródła inspiracji jego sztuki wydają się jednak sięgać znacznie głębiej, opierając się przede wszystkim na pradawnej historii, folklorze i nieprzemijającym zachwycie nad przyrodą. Wydaje się, że to ten ostatni element stanowił najsilniejszą motywację w życiu artysty, bo choć opuścił dom w Telemarku na południu Norwegii, by studiować i pracować w Europie, ostatecznie wrócił do ojczyzny wiedziony tęsknotą za jej dziką przestrzenią, wyrażając to wówczas w następujący sposób: "Oczami wyobraźni widzę tajemnicze, romantyczne i wspaniałe aspekty naszego krajobrazu, ale jeśli nadal nie będę mógł łączyć tego ze zdrowym studium z natury, obawiam się, że jestem skazany na stagnację... Zgromadziłem jeszcze więcej pomysłów - ale muszę, muszę wrócić do domu, inaczej nic z tego nie będzie".

Okazało się jednak, że pragnień tych nie zaspokoił również "dom", o którym mowa - tj. nadmorskie miasto Kragerø w okręgu Telemark - i dopiero po przeprowadzce do samosterującej latarni morskiej na położonej daleko na północ wyspie Skomvær, Kittelsen odnalazł wreszcie ten rodzaj inspiracji, którego pożądał. To właśnie na tej wyspie stworzył słynną serię ilustracji przedstawiających norweski folklor, z których bodaj najbardziej znane są rysunki trolli, niebywale popularnych postaci, głęboko zakorzenionych w norweskiej kulturze. Wracają one zresztą niczym bumerang w wielu obszarach norweskiego black metalu - istnieje bowiem nie tylko zespół o nazwie Troll, ale i liczne utwory nawiązujące do tych mitycznych stworzeń, w tym "I Trolskog Faren Vild" ("Zagubiony w lesie trolli" Ulver i "Bergtrollest Hevn" ("Zemsta górskiego trolla") Gorgoroth.

Wyznawcom black metalu urodzonym poza Norwegią, troll jawi się z reguły jako kolejna szczypta egzotyki (choć szczerze mówiąc, wrażenia te zaburza nieco ciągła styczność z tymi rzeczami na lotniskach, a także uzmysłowienie sobie, że ich istnienie służy dziś głównie napędzaniu branży turystycznej, mniej więcej na tej samej zasadzie, na której w ludzkiej świadomości funkcjonują Big Ben i czerwone budki telefoniczne w Wielkiej Brytanii). Co ciekawe, jeśli wybierzesz się na pieszą wycieczkę na szczyt Fløyen w Bergen, wśród tamtejszych lasów napotkasz nie tylko przyjazną hordę posągów trolli, ale i poprzybijane do drzew, drewniane znaki oznajmiające "Zakaz fotografowania wiedźm" i "Coś tutaj śmierdzi chrześcijańską krwią". Zważywszy że wspominany powyżej utwór Gorgoroth poprzedza intro, którego tytuł można z grubsza przetłumaczyć jako "Obrzydliwy smród chrześcijańskiej krwi", a także biorąc pod uwagę fakt, że zespół ma w sąsiedztwie swoją siedzibę, możemy się tylko domyślać, do jakiego stopnia ta część kulturowej przeszłości kraju wpłynęła na Gorgoroth i ogólny charakter norweskiego black metalu.

Troll to jeden z symboli, który, rzecz jasna, rozbrzmiewa wśród Norwegów dość silnym echem i niewątpliwie dominuje w ilustracjach Kittelsena zakorzenionych w miejscowym folklorze, przewyższając liczebnie pozostałe rysunki innych nieziemskich istot takich jak gobliny i "morskie upiory". Prace te cieszą się w Norwegii niesłabnącą popularnością, w blackmetalowym środowisku przyćmiewa je chyba jednak niezwykły cykl "Svartedauen", czyli "Czarna śmierć" z 1896 roku. Oparta na chorobie, która zabiła około trzech czwartych ludności Norwegii, Czarna Śmierć,  przedstawiana przez Kittelsena pod postacią kościotrupiej staruchy zwanej Pestą (Zaraza), jest osobliwie nieprzemijającą figurą. Trzymając w rękach grabie i miotłę z chrustu (poetycki środek wyrazu; kiedy w ruch wchodziły grabie, niektórzy mogli liczyć na przeżycie, miotła oznaczał z kolei, że wszyscy zginą, zmieceni z powierzchni ziemi), Pesta niosła śmierć tym, których napotkała, potrafiła także zmieniać się w ptaka, by pod tą postacią przemierzać kraj. Co ciekawe, Kittelsen tłumaczył kiedyś, iż do ucieleśnienia tejże choroby zamierzał wykorzystać jedną z postaci ze staroskandynawskiej mitologii, artysta zmienił jednak zdanie pod wpływem pewnego osobistego spotkania, napotkawszy na swej drodze miejscową kobietę, którą opisywał (dość niepokojąco) jako:

"Drobną, wychudzoną i przygarbioną, z zielonkawożółtą twarzą i czarnymi krostami. Jej oczy spoglądały z ukosa, mroczne i niespokojne, głęboko osadzone w czaszce, niekiedy rozbłyskało w nich jakieś dziwne, nikczemne światło, migotały we wszystkich kierunkach, tak że nie sposób było utkwić w nie wzroku. Głowa podskakiwała jej w górę i w dół. Usta w gwałtownym poruszeniu - ostre i zgorzkniałe. Zdawała mi się gorsza od samej zarazy, stąd jej imię".

Najbardziej znamienne wprowadzenie do blackmetalowego środowiska Pesty (i ogólnie Kittelsena) dokonało się za sprawą wydanego w 1994 roku albumu "Hvis Lyset Tar Oss" Burzum, jak również jego następcy "Filosofem" z 1996, prace norweskiego artysty umieszczono bowiem na obu tych płytach. Warto jednak zaznaczyć, że choć to niewątpliwie Varg zaznajomił wielu z tym tematem, w swoim wyborze artysty nie był z pewnością wyjątkiem. W roku 1994 wizerunki Czarnej Śmierci Kittelsena zdawały rozprzestrzeniać się po całej Norwegii niemal tak szybko jak sama zaraza, ozdabiając niezliczone mnóstwo wydawnictw, włączając w to nie tylko album "Dark Medieval Times" Satyricon, ale i taśmę demo Helheim (tego Helheim, który przedzierzgnął się z czasem w The Helheim Society), materiały Morgul, Covenant oraz Thule, wczesnego wcielenia Taake. Ten ostatni wyjaśnia być może, dlaczego na wczesnych zdjęciach Hoesta, lidera Taake, widać go dzierżącego grabie, miast bardziej tradycyjnych toporów/noży/mieczy preferowanych przez jego rówieśników w corpsepaincie, aczkolwiek całkiem możliwe, iż był to po prostu wyraz hołdu złożonego rolniczym korzeniom jego rodzimy. Podobna dwuznaczność pojawia się po szybkim przeszukaniu mojej półki z kasetami, z którego wynika, że chronologiczny porządek mnóstwa tego typu materiałów z 1994 roku jest w dużej mierze teoretyczny, albowiem Pesta nawiedziła norweską scenę metalową dobre siedem lat wcześniej, jako część prymitywnie narysowanego logo i szaty graficznej na potrzeby zespołu Black Death, wczesnej inkarnacji Darkthrone, i jego demówki "Trash Core" z 1987 roku.            

Oczywiście, biorąc pod uwagę mroczny i zgubny charakter tej tematyki, łatwo zrozumieć dlaczego prace Kittelsena, a zwłaszcza jego rysunki Czarnej Śmierci, cieszą się na scenie tak dużą popularnością, aczkolwiek, jak można przypuszczać, status Kittelsena jako norweskiego artysty przydał im atrakcyjności. Kittelsen bez wątpienia na dobre zadomowił się na wczesnej norweskiej scenie blackmetalowej, gdzie w 1995 roku podziw dla jego prac wyraził ponownie Satyr w ramach solowego projektu Wongraven i jego jedynej płyty "Fjelltronen", na której wykorzystano zarówno ilustrację, jak i cytaty z narodowego bohatera. Dość niefortunnie zresztą, dokładnie tę samą ilustrację na okładkę wydanej w tym samym roku EP-ki "Through Chasm", "Caves And Titan Woods", wybrali jego rodacy z Carpathian Forest. Mało tego, w 1995 roku powołano do życia awangardową blackmetalową grupę Solefald, zespół który już samą swą nazwę zaczerpną z Kittelsena, co współzałożyciel formacji Lazare Nedland wyjaśniał w sposób następujący: "Solefald to pranordyjskie słowo oznaczające zachód słońca. 'Pożyczyliśmy' je sobie z obrazu norweskiego artysty Theodora Kittelsena. Jego dwa obrazy, 'Soleglad' i 'Solefald', przedstawiają cykl istnienia, co wydało nam się doskonale pasować do naszego zespołu". 

Nie mniejszą popularnością dzieła artysty cieszą się poza Norwegią, zwłaszcza w kręgach black metalu. Dość powiedzieć, iż w wielu przypadkach te same prace zostały wykorzystane przez rozliczne zespoły, przede wszystkim zaś rysunek "Hun Farer Landet Rundt" ("[Ta, która] przemierza kraj"), który pojawia się nie tylko na odwrocie "Hvis Lyset Tar Oss" Burzum, ale i na okładkach "Vargtimmen Pt. 2: Ominous Insomnia" (2004 r.) fińskiego black/folkmetalowego Wyrd i "Entombed In The Depths Of The Frozen Forests" (2012 r.) solowego black/doommetalowego projektu Ethir Anduin z Rosji. Jeszcze większą popularność zyskał fenomenalny "Sorgen" ("Rozpacz"), który można zobaczyć na okładkach "Eternal Winter" (2008 r.) Eternal Fire, "Passions Of Wintry Dusk" (2009 r.) Dhampyr, Ancestral Anthems Protocult oraz na splicie Goat Funeral/Dies Fyck z 2010 roku, debiutanckim albumie Galdr (2011 r.) amerykańskiej grupy o tej samej nazwie, płycie "Verstiegenheit" (2011 r.) Jute Gyte, a poza tym zapewne i na paru innych wydawnictwach.   

Bez wątpienia tak spektakularny rozrost tego zjawiska wynika po części z naśladowania czy też hołdu składanego norweskiej scenie blackmetalowej z pierwszej połowy lat 90. przez zespoły z całego niemal świata, w mniejszym zaś stopniu bierze się z uznania dla samego Kittelsena. Dziełom tym nie sposób jednak odmówić atmosfery, duszy i ponadczasowości, które wciąż przykuwają uwagę, a bijące z nich sugestywna melancholia i mistyczna wymowa - jak również odniesienia do przyrody, osamotnienia, folkloru i najbardziej ponurych okresów historii - wyraźnie oddaną nastroje panujące w samym black metalu. 

----

Dzięki uprzejmości wydawnictwa KAGRA; tłum. Bartosz Donarski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy