Elvis żyje? Szukają go (bezskutecznie) od 40 lat

Elvis Presley zmarł 40 lat temu, jednak niektórzy fani nie mogą się z tym pogodzić /Courtesy Everett Collection /East News

16 sierpnia 1977 roku Stany Zjednoczone zamarły. Oto w mediach podano wiadomość, że Elvis Presley, największy gwiazdor amerykańskiego show-biznesu, zmarł w wieku 42 lat. Jak się jednak szybko okazało, śmierć rozpoczęła inną, dla niektórych dużo ciekawszą, a dla innych absurdalną, historię.

Elvis Presley zmarł 16 sierpnia 1977 roku w swojej posiadłości w Graceland w Memphis. Nieprzytomnego muzyka znalazła w łazience jego dziewczyna Ginger Alden. Próby odratowania Presleya nie powiodły się, a zgon stwierdzono o godzinie 15:30.

Oficjalną przyczyną śmierci Elvisa był zawał serca, wywołany przez śmiertelną mieszankę leków i narkotyków (poinformowano, że sekcja zwłok wykazała w jego organizmie kokainę, demerol, leki przeciwhistaminowe, uspokajające, kodeinę, a także barbiturany). W ostatnich latach swojego życia Presley zmagał się z wieloma dolegliwościami: jaskrą, chorobami jelita grubego i wątroby oraz nadciśnieniem.

Reklama

Po tragicznej wieści o śmierci Elvisa tysiące ludzi zebrało się pod Graceland i opłakiwało swojego idola. Specjalną odezwę w związku z sytuacją wystosował prezydent Stanów Zjednoczonych Jimmy Carter.

Presley pochowany został 18 sierpnia, a pod jego rezydencją ostatnią drogę legendy śledziło ponad 80 tys. osób.

Gdzie jest początek?

W tym samym czasie do mediów dotarło zdjęcie Elvisa Presleya w trumnie. Fotografię opublikowała gazeta "National Enquirer", a dostarczył ją kuzyn legendy Billy Mann.

To właśnie zdjęcie Presleya rozpoczęło falę domysłów i spekulacji. Fani gwiazdora byli bowiem przekonani, że na pierwszej stronie pisma wcale nie widzą Presleya, tylko... woskową figurę. Nie zgadzać miał się m.in. wygląd brwi i podbródka.

Dodać do tego trzeba fakt, że do dziś przyczynę śmierci stawia się pod znakiem zapytania, o czym po latach mówił osobisty lekarz artysty George "Nick" Nichopoulos. Ten jednak nie kwestionował samej śmierci Elvisa, a jej przyczynę (twierdził, że Presley zmarł w wyniku chronicznych zaparć). Sam raport medyczny, który według tropicieli spisków, wyjaśni wszelakie wątpliwości na ich korzyść, został utajniony przez ojca Elvisa, Vernona, aż do 2027 roku.

Do tego czasu piewcy hasła "Elvis żyje" musieli wspierać się innymi "dowodami". Zaraz po śmierci zaczęto zbierać wypowiedzi muzyka.

"Nie wyglądam teraz zbyt dobrze, ale zapewniam, że będę się dobrze prezentował w trumnie" - miał mówić na jednym z koncertów Elvis, jednak nikt nie potwierdził tej, ani żadnej innej wypowiedzi, w której sam zainteresowany zapowiadał pośrednio swoją ucieczkę.

Fanów Presleya, a obecnie niektórych internautów zastanawia również fakt, że rodzina Presleya nigdy nie podjęła pieniędzy z ubezpieczenia "króla".

Powód

Skoro według zwolenników teorii Presley uciekł, to powinien być również jakiś powód, dla którego zdecydował się na tak desperacki, a przy tym skomplikowany ruch. Najprostszym wytłumaczeniem jego psychofanów jest chęć zerwania Presleya z przeszłością. Muzyk według nich miał dość mediów i milionów sympatyków na całym świecie, którzy odbierają mu prywatność. Dlatego właśnie zdecydował się na nowe życie.

Oczywiście, jak często bywa przy teoriach spiskowych, nie jest to jedyna możliwość. Niektórzy twierdzą, że Elvis uciekał, gdyż miał problemy z mafią, inni znowu są przekonani, że ostatecznie spełnił swoje wielkie marzenie, czyli został tajnym agentem DEA.

Pogoń za Elvisem obieżyświatem

Elvis sfingował swoją śmierć, a następnie wyruszył zwiedzać świat? Tak twierdzą osoby, które widziały gwiazdora po 16 sierpnia 1977 roku.

Presley miał pojawiać się w różnych miejscach na świecie, przedstawiając się jako John Burrows (to nazwisko Elvis używał w pokojach hotelowych, gdy chciał uniknąć zainteresowania mediów), Jimmy Ellis lub Al Jefferies. Podobno widywano go m.in. w Buenos Aires, Kalamazoo w stanie Michigan, Ottawie, na Kubie, a także w Londynie i Sztokholmie.

Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na autorkę licznych publikacji na temat Elvisa Gail Brewer-Giorgio, niestrudzonej popularyzatorki teorii o sekretnym, pośmiertnym życiu Presleya. W swoich tezach była na tyle przekonująca, że do swoich programów zaprosili ją m.in. Larry King i Oprah. Gail twierdziła, że była w posiadaniu taśm, na których zarejestrowany został prawdziwy głos Elvisa po jego śmierci, a nagranie uwiarygadniać miał specjalista z Houston.

W kilku publikacjach Giorgio próbowała udowodnić swoje racje. Najgłośniejszą książką była ta z 1988 roku pt. "Is Elvis Alive?", która odbiła się szerokim echem, co sprawiło, że w fanów teorii wstąpiły nowe siły.

Niemal w tym samym czasie w Kanadzie powstało stowarzyszenie o nazwie "The Elvis Sighting Society", które odnotowywało każde pojawienie się "króla" na globie. W latach 90. w telewizji wyemitowano natomiast programy, w których Bill Bixby próbował udowodnić, że Presley od 1977 roku został objęty programem ochrony świadków FBI.

Powstanie sieci dało ludziom możliwość bezproblemowej komunikacji, co sprawiło, że zwolennicy teorii o sfingowanej śmierci Presleya mogli łączyć się ze sobą i powielać swoje wierzenia. Poza tym głoszenie swoich teorii stało się dużo prostsze, a wrzucanie filmów, na których "występował Presley", łatwiejsze.

To właśnie w sieci wykuły się kolejne odnogi teorii o życiu Presleya. W ostatnich latach dużo mówiono na temat pojawienia się muzyka w filmie "Kevin sam w domu". W jednej ze scen widać mężczyznę podobnego do Presleya (podobny kształt twarzy, zarost), jednak pod koniec 2016 roku reżyser produkcji Chris Colombus stwierdził, że gdyby miał Elvisa w obsadzie, na pewno, by o tym wiedział.

Ostatnie doniesienia

W 2016 i 2017 roku pojawiła się zupełnie inna teoria mówiąca, że gwiazdor wcale nie podróżuje po świecie, a najzwyczajniej stał się opiekunem swojej posiadłości w Graceland. Na wrzuconych do sieci filmikach widzimy siwego mężczyznę w czapce z daszkiem. Furorę w internecie zrobiło opublikowane nagranie, na którym Elvis miał pojawić się na rocznicy swoich urodzin (8 stycznia).

Kto w to wierzy? I komu na tym zależy?

Mimo iż teoria wciąż jest niezwykle chwytliwym tematem, to wbrew pozorom, nie zaprząta ona głowy gigantycznej grupie ludzi.

Ostatnie badania sondażowe na temat tego, jakże "palącego" tematu przeprowadzono lata temu (w 1997 i 2002 roku). W 1997 roku cztery procent respondentów opowiedziało się za teorią o żyjącym Elvisie. W 2002 roku liczba ta wniosła siedem procent. Ciekawostką jest to, że wyniki tych badań zostały przypomniane w debacie publicznej ponad dekadę później. Zrobili to przeciwnicy Baracka Obamy, którzy wskazywali, że więcej osób wierzy w żyjącego Presleya niż w to, że ówczesny prezydent USA stworzy nowe miejsca pracy.

Telewizja Fox zwróciła natomiast uwagę, ze mówimy mimo wszystko o 16 milionach osób. Przeprowadziła również własną ankietę, w której zapytała o opinię na temat wierzących w teorię o żyjącym Elvisie. Aż 81 procent stwierdziło, że osoby wierzące w spisek są szalone.

Według naukowców w tą i podobne teorie wierzą najczęściej osoby, które nie do końca kontrolują swoje życie.

Szeroko temat opisał m.in. Christopher French z Uniwersytetu w Londynie, który stwierdził, że osoby wierzące w spiski dużo łatwiej przyjmują do wiadomości teorie, które są po ich myśli (tutaj możemy mówić o fanach, którzy woleliby, aby Elvis żył). Dochodzi także "skłonność do proporcjonalności". Jeżeli bowiem wydarzy się coś dużego (śmierć legendarnego muzyka) powód tego zdarzenia nie może według niektórych zbyt błahy (rozpoczyna się więc szukanie drugiego dna).

Nie zapomnijmy, co może zabrzmieć jak spisek, że wielu ludziom zależy na ciągłym trwaniu teorii, gdyż na nich zarabiają, mówimy tutaj m.in. o brukowcach, autorach książek i wydawcach. Elvis, nawet po śmierci, jest kurą znoszącą złote jajka. W 2016 roku magazyn "Forbes" umieścił Presleya na czwartym miejscu najlepiej zarabiających, nieżyjących gwiazd (27 milionów dolarów).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Elvis Presley
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy