Reklama

Dziennikarze nie wierzyli, że odniosą sukces. Występ Stereophonics widziały 3 miliardy widzów!

Kiedy wieczorem 31 lipca 1999 roku Kelly Jones patrzył na 50-tysięczny tłum wypełniający szczelnie stary i zniszczony stadion Morfa w Swansea, pewnie sam nie mógł do końca uwierzyć w to, co stało się udziałem jego samego i zespołu Stereophonics. Trzech kumpli z maleńkiej, górniczej miejscowości Cwmaman w Walii już nie pukało do drzwi sławy, właśnie wyważyli je z hukiem, za sprawą płyty "Performance And Cocktails", która 25 lat temu nieoczekiwanie podbiła Wielką Brytanię.

Kiedy wieczorem 31 lipca 1999 roku Kelly Jones patrzył na 50-tysięczny tłum wypełniający szczelnie stary i zniszczony stadion Morfa w Swansea, pewnie sam nie mógł do końca uwierzyć w to, co stało się udziałem jego samego i zespołu Stereophonics. Trzech kumpli z maleńkiej, górniczej miejscowości Cwmaman w Walii już nie pukało do drzwi sławy, właśnie wyważyli je z hukiem, za sprawą płyty "Performance And Cocktails", która 25 lat temu nieoczekiwanie podbiła Wielką Brytanię.
Stereophonics odnieśli niespodziewany sukces pod koniec XX wieku /Nicky J Sims /Getty Images

Trochę ponad rok po dobrze przyjętej debiutanckiej płycie "Word Gets Around", która zapewniła młodej formacji nagrodę Brit Awards, pojawił się pierwszy zwiastun nadchodzącego sukcesu. W listopadzie 1998 roku zostało wydane nowe nagranie Stereophonics, które zaczęło nagle wzbudzać większe zainteresowanie niż poprzednie piosenki grupy.

Brzmiąca, niczym rockowy banger, zabawna opowieść o złodziejskim duecie kochanków, którzy okradają bywalców lokalnego pubu, nagle zaczęła pojawiać się w stacjach radiowych. Po kilku tygodnia "The Bartender and the Thief" zameldowała się na trzecim miejscu zestawienia najlepiej sprzedających się piosenek w Wielkiej Brytanii, co było największym sukcesem w dotychczasowej karierze grupy.

Reklama

Chociaż u schyłku lat 90. britpop tracił swój blask, a najgłośniejsi przedstawiciele tego nurtu, jak Oasis, głosili w mediach, że nie chcą mieć z tym terminem nic wspólnego, brytyjscy dziennikarze z uporem godnym lepszej sławy starali się przypiąć łatkę kolejnym młodym zespołom. Tak stało się również w przypadku Stereophonics. Tymczasem ich muzyka w żaden sposób nie pasowała do tego stylu. Jedno co łączyło walijską grupę z popularnym nurtem to fakt używania gitar i nagrywania melodyjnych piosenek.

Oczko w głowie ekscentrycznego miliardera. Telefon z rajskiej wyspy odmienił życie członków Stereophonics

Jeśli uważnie wsłuchamy się w brzmienie "The Bartender and the Thief", to ma ona więcej wspólnego z grungem, którym wówczas zafascynowany był Kelly Jones. W rozmowie z "Drowned In Sound" tak mówił o piosence: "Chociaż większość materiału powstała podczas trasy promującej pierwszy album, to ten kawałek był napisany dużo wcześniej. Odkryłem go po latach i stwierdziłem, że jest super. Był świetnie brzmiącym pierwszym singlem. Byliśmy wtedy pod wpływem Pearl Jam i Nirvany i czerpaliśmy inspiracje z ich twórczości".

Nagranie bardzo szybko pokryło się złotem, sprzedając się w ponad 300-tysięcznym nakładzie i wzbudzało wielkie nadzieje wśród pracowników wytwórni V2, nowego projektu słynnego, ekscentrycznego miliardera Richarda Bransona. Po sprzedaniu swojego fonograficznego dziecka Virgin Records firmie EMI Branson postanowił stworzyć nowe niezależne wydawnictwo, a Stereophonics był pierwszym zespołem, który podpisał z nim kontrakt. Wiele czasu jednak musiało upłynąć, zanim pewnego wieczoru Kelly Jones odebrał telefon z Necker Island, rajskiej wyspy, będącej w całości własnością miliardera, a w słuchawce usłyszał głos Bransona z pytaniem, czy chcą wydać płytę.

Droga do sukcesu Kelly'ego Jonesa i jego kolegów

Prawie dekadę trwała pełna wyrzeczeń muzyczna droga Stereophonics do swojego fonograficznego debiutu, wypełniona licznymi próbami, wysyłaniem do kolejnych firm kaset demo, których prawdopodobnie nikt nie słuchał i koncertami, które nie zawsze były dobrze przyjmowane. "Uwielbiałem te czasy" - mówił po latach w rozmowie z "Wales Online" Kelly Jones: "Po prostu wymyślaliśmy i wymyślaliśmy nowe rzeczy, próbowaliśmy i próbowaliśmy. Niewiele z tego wychodziło, ale uwielbiałem przyjeżdżać do Londynu, aby zagrać we wszystkich tych dziwnych miejscach, o których słyszeliśmy, takich jak Bull and Gate czy Orange Club. Nawet się świetnie bawiliśmy, dopóki na końcu nie zgasły światła i zdawaliśmy sobie sprawę, że na widowni nie ma nikogo".

Jak na młody zespół, który niczego jeszcze nie osiągnął, mieli sporo szczęścia. Stuart Cable, perkusista grupy był właścicielem starego vana, którym codziennie sumiennie rozwoził, w ramach swoje pracy, obiady do szkół w okolicy. W weekendy stare auto zmieniało się w koncertowy bus, którym docierali na występy. Czarny pojazd z wymalowanym ogonem smoka i strzelającymi płomieniami, nie wyglądał najlepiej. Cable wspominał, że kiedyś jego matka odmówiła wejścia do auta, kiedy syn zaproponował jej podwiezienie. 

Kelly również dzielił muzyczną pasję z szarością codziennego życia. Najmował się do wielu prac, z których najlepiej wspominał posadę sprzedawcy warzyw i owoców na lokalnym targu. Stojąc godzinami za ladą, lubił obserwować przechodzących między straganami mieszkańców i rozmawiać z nimi. Wiele historyjek, które wtedy poznał, stały się inspiracją dla późniejszych tekstów. 

Jedną z osób, które popchnęły ich karierę do przodu, okazał się koncertowy promotor Wayne Coleman. "Był chyba jedyną osobą, która wówczas posłuchała naszego demo" żartował wokalista Stereophonics w jednym z wywiadów. Coleman nie tylko posłuchał, ale zorganizował grupie szereg występów, pod jednym warunkiem. Muzycy musieli zmienić, jego zdaniem pretensjonalną nazwę Tragic Love Company na inną. Tak narodził się Stereophonics.

Nikt nie wierzył w ich sukces. Ich występ zobaczyły 3 miliardy widzów

Po sukcesie pierwszego singla, drugi "Just Looking", wydany tuż przed premierą całego albumu znowu okazał się kolejnym przebojem, docierając do czwartego miejsca na UK Chart. Chociaż w piosence Kelly Jones śpiewa z powątpiewaniem: "Są rzeczy, które chcę mieć / Czy chcę tych snów", to wszystko, co wydarzyło się trzy tygodnie później, 14 marca 1999 roku, okazało się właśnie spełnieniem snów i marzeń. 

"Performance And Cocktails" zaledwie tydzień od premiery wylądowało na pierwszym miejscu, a Stereophonics stali się muzyczną sensacją na Wyspach i to na przekór mało przychylnym recenzjom płyty, jakie pojawiły się w brytyjskiej prasie. "NME" dostrzegało w nowym dziele grupy: "Oznaki przeciętności, które są aż nazbyt oczywiste w pseudogłębokości bezsensownych tytułów piosenek", "AllMusic" twierdziło, że: "Płyta ta nie jest jednak tak spójna, jak debiut", a z kolei dla Pitchforka płyta brzmiała staroświecko i zbyt amerykańsko. 

"Może i brzmieliśmy nieco amerykańsko" - podsumował w rozmowie z "Drowned In Sound" Jones - "Z jednej strony napędzał nas grunge, ale też byliśmy pod wrażeniem The Smashing Pumpkins, może dlatego Al Clay miksował album w Stanach Zjednoczonych. Z drugiej strony kawałki takie jak 'Roll Up and Shine' to ukłon w kierunku The Prodigy". 

Jakby na przekór wszystkiemu fani w pierwszym tygodniu kupili prawie dwieście tysięcy egzemplarzy płyty, a do końca roku sprzedaż "Performance And Cocktails" przekroczyła milion sztuk, co sprawiło, że album okazał się piątym najlepiej sprzedającym wydawnictwem w Wielkiej Brytanii w 1999 roku. Kolejne singlowe piosenki również dawały sobie radę na liście przebojów, a dwa tygodnie po koncercie na stadionie Morfa grupa zgarnęła dwie statuetki od magazynu "Kerrang!", a cały rok zakończyła wydaniem w listopadzie pyty DVD "Performance and Cocktails: Live at Morfa Stadium" z zapisem słynnego, wspomnianego już koncertu i szalonym występem podczas finału Mistrzostw Świat w Rugby, który odbywał się na Millennium Stadium w Cardiff. Transmisję telewizyjną tego wydarzenia zobaczyły trzy miliardy ludzi w ponad dwustu krajach.

"Performance And Cocktails" stał się obok, wydanej dwa lata później płyty "Just Enough Education to Perform" największym sukcesem fonograficznym walijskiej formacji, który rozpoczął wieloletnie pasmo kolejnych udanych albumów. Z małymi wyjątkami zawsze meldowały się one na szczycie zestawienia najchętniej kupowanych płyt w Wielkiej Brytanii. 

Do dziś druga płyta grupy znalazła trzy miliony nabywców. Okazała się również źródłem uwielbianych przez fanów piosenek, które wciąż znajdują się na liście podczas koncertów Stereophonics, a jej okładka autorstwa Scarlet Page, córki słynnego gitarzysty Led Zeppelin, przeszła do historii rocka, jako jedna z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych okładek.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Stereophonics
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy