"Destrukcja i kreacja"

Muzyka rzadko którego zespołu w polskim podziemiu bywa tak nieprzewidywalna, jak twórczości blackmetalowców z formacji Non Opus Dei. Po utrzymanym w średnich tempach, przestrzennym albumie "Constant Flow" z 2007 roku, ów niezwykle oryginalny twór z Olsztyna znów zaskoczył, tym razem oddając w ręce fanów najszybsze i najbardziej ekstremalne dokonanie w swojej karierze.

Klimorh (Non Opus Dei)
Klimorh (Non Opus Dei) 

Płyta "Eternal Circle" to Non Opus Dei na piątym biegu, po infuzji adrenaliny na trasie karkołomnego rajdu. Skąd ten rozpęd? Na to i inne pytania w rozmowie z Klimorhem (wokal / gitara) szukał odpowiedzi Bartosz Donarski.

Kiedyś powiedziałeś mi, że każdy kolejny album musi niszczyć poprzedni. "Eternal Circle" spełnia to postanowienie?

- Tak musi być zawsze! Destrukcja i kreacja? Tak, to bardzo dobre podejście do muzyki (i nie tylko do muzyki). Po co mówić puste słowa, po co grać banały, w momencie gdy nie ma się już nic nowego do powiedzenia? W końcu jeśli twoje stare albumy są lepsze od nowych kompozycji to znak, iż trzeba już przestać! Jednak myślę, że "Odwieczne Koło" faktycznie przebija i niszczy poprzedni album, pod każdym względem - muzycznym, ideowym, wizualnym... Tak więc, może jest to oznaka tego, iż twór znany jako Non Opus jeszcze trochę pożyje (śmiech)!

Jakie podejście towarzyszyło wam podczas nagrywania "Eternal Cricle"? Czy można mówić o spontaniczności, podobnej do tej, z jaką zabraliście się za materiał "Zima 2005", będący właściwie próbą zarejestrowaną na żywo?

- Całość (nowego albumu) była nagrana w ekspresowym tempie, nie mieliśmy czasu na dopieszczanie każdego uderzania w instrument. Co prawda nagrywaliśmy w trzech różnych studiach - Studio X, Bat Studio, Elephant Studio - ale w sumie spędziliśmy w nich tylko około tygodnia, a to jest naprawdę bardzo mało czasu na nagranie takiej muzyki.

- Być może kiedyś powtórzymy taki eksperyment z nagraniem próby "na setę" i wydaniem jej. Do dzisiaj myślę, że byłby to dobry pomysł, szczególnie w momencie, gdy umiemy zrobić to o wiele wścieklej i agresywniej niż te kilka lat temu. Jednak nie mam jeszcze żadnych konkretów, czas pokaże.

W twórczości Non Opus Dei właściwie już od pierwszej demówki pojawiały się utwory w języku polskim, co wówczas uważane było za pewną ekstrawagancję. Jak na ironię, dziś wiele polskich zespołów sięga po ojczysty język, że wspomnę o Behemoth, Moon, Morowe, Furii etc. Nowa moda, czy jak?

- Moda czy nie - nieważne. Na pewno należy się z tego cieszyć, język polski świetnie pasuje do ekstremalnego metalu, nadaje mu zupełnie nową głębię oraz specyficzny posmak. Właśnie dlatego staram się zawsze, aby choć część piosenek Non Opus była w naszym ojczystym języku.

Ciekawie przedstawia się również okładka nowej płyty. Opowiesz o jej realizacji i zawartych w niej treściach?

- Moim zdaniem, udało nam się uniknąć popadania w jakiś schemat grafik typowy dla gatunku muzycznego, z którym jesteśmy kojarzeni. Z pewnością nie jest to kolejny bohomaz, okładka rodem z horroru czy filmu science-fiction. Podobnie jak w przypadku kilku ostatnich wydawnictw, okładka przedstawia pewne wcielenie siły rozwoju i ewolucji, siły która napędza ten świat, napędza odwieczne koło.

- Bartek Rogalewicz (odpowiedzialny za wszystkie grafiki) bardzo specyficznie podszedł do sprawy. Przede wszystkim zrezygnował z obróbki cyfrowej, to co widać na okładce jest zwykłym zdjęciem. Sesja do samej okładki wymagała od niego wielu godzin pracy i kilku setek zdjęć, zanim w końcu trafił na właściwe ujęcie. Poza tym, Bartek konkretnie umiejscowił swoje inspiracje, wspominał o dziewiętnastowiecznej fotografii astralnej, o zdjęciach Witkacego, o specyficznej fascynacji potęgą Natury, o paru innych rzeczach... Myślę, że jest to widoczne w jego pracach i muszę przyznać, że umiejętnie wpasował swoje inspiracje w kontekst naszych liryków.

- Ponadto, dzięki temu, że wizje Bartka miały jakieś korzenie, jego sztuka nie jest tylko wyjętym z szerszego kontekstu objawem prywatnej "artystycznej nerwicy". Wybija się ponad pewne schematy, podobnie jak liryki oraz muzyka.

Czytałem, że przygotowujecie też teledysk. Jak to będzie wyglądać i kiedy go zobaczymy?

- To będzie mistyczna podróż po miejscach, sceneriach związanych z tekstami i ideą "Odwiecznego Koła". Pracujemy nad tym obrazem z Bartkiem Rogalewiczem. Z pewnych względów opóźnia się wykonanie niektórych ujęć, nie chcę póki co wymyślać jakiś terminów. Ale spokojnie, na pewno będzie wyglądać dobrze (śmiech).

"Eternal Circle" ukazał się w barwach nowego wydawcy. O ile mnie pamięć nie myli, Witching Hour to bodaj piąta wytwórnia, z którą podjęliście współpracę na przestrzeni tych kilkunastu lat. Proza życia, czy chęć ciągłych zmian? Czy obecną współpracę można już na tym etapie poddać jakiejś ocenie?

- Już na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że jest to jedna z lepszych ofert, jakie kiedykolwiek otrzymaliśmy. Cieszy mnie, że Bart z Witching Hour nie próbuje narzucać żadnych spraw, nie ogranicza nas w niczym. Spójrz tylko, w jaki sposób wydana jest nowa płyta. Wiele innych wytwórni w ogóle nie zgodziłoby się na taki swojego rodzaju eksperyment; wiadomo, wymaga to zarówno czasu, jak i pieniędzy. Jest ryzyko, że coś sypnie się w drukarni, że jakiś termin zostanie przekroczony. A tu proszę, okazało się jednak, że można.

Dzięki za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas