Brian Johnson: Jak został legendą AC/DC
Tomasz Słoń
Jak długo można być rockmanem, do jakiego wieku można być czynnym muzykiem, wokalistą? Brian Johnson udowadnia, że granic nie ma. Słynny wokalista AC/DC kończy właśnie 75. rok życia, wydaje książkową autobiografię i ma zapewne jeszcze sporo planów na przyszłość.
Brian Johnson co prawda przy takich muzykach, jak Ringo Starr (82 lata), Paul McCartney (80), Mick Jagger (79) czy Keith Richards (78), nadal jest młodzieniaszkiem, ale witalnością mógłby wspomóc niejednego młodszego kolegę po fachu.
Jego życie to gotowy scenariusz na film, choć dopiero teraz zdecydował się opisać swe dzieje w autobiografii "The Lives Of Brian" (tytuł jest nawiązaniem do słynnego filmu "The Life Of Brian" ekipy Monty Pythona, u nas znanego jako "Żywot Briana"). Przyglądnijmy się więc kilku mniej znanym faktom, które zdecydowały o jego niebywałej karierze - od członka kabaretowej grupy, który ledwo wiązał koniec z końcem, po wokalistę jednego z najpopularniejszych rockowych zespołów świata, zarabiającego miliony dolarów.
Brian Johnson: od kabaretu do glam rocka
Ojciec Briana Johnsona był górnikiem, w czasie II wojny światowej służył w armii w stopniu sierżanta. Z kolei jego mama była włoską emigrantką. Brian co prawda urodził się w małej angielskiej wsi Dunston, ale dorastał w Newcastle, robotniczym mieście na północy Anglii (stąd jego akcent). Jako dziecko śpiewał w miejscowym chórze kościelnym, ale tak naprawdę muzyką zainteresował się po zobaczeniu w telewizji występu Little Richarda i po koncercie grupy the Animals w Newcastle, na który wszedł bez biletu.
Kariera muzyczna Briana Johnsona zaczęła się tak naprawdę w 1970 roku, gdy dołączył on do kabaretowego zespołu Jasper Hart Band, mającego w repertuarze głównie utwory z musicalu "Hair", grającego też popularne wówczas przeboje. W 1971 roku część jego muzyków, łącznie z wokalistą, utworzyło glam-rockową grupę Geordie, która niespodziewanie cieszyła się dość dużą popularnością w Wielkiej Brytanii, dzięki kilku przebojom ("Don't Do That", "All Because of You" czy "Can You Do It").
Jednak w drugiej połowie lat 70. zespół nie był w stanie tworzyć kolejnych hitów, więc wokalista postanowił rozpocząć nieudaną karierę solową, a w 1978 r. Geordie oficjalnie zakończyli swój żywot.
Praca w warsztacie samochodowym
Brian Johnson po odejściu z grupy musiał jakoś utrzymać rodzinę, żonę Carol i dwie córki. Przez kłopoty z menedżerem na jakiś czas pożegnał się z branżą muzyczną. Ponieważ interesował się samochodami, założył w Newcastle warsztat naprawiający auta (specjalizacja: wymiana szyb).
Jednak sytuacja finansowa, późniejsza separacja z żoną i konieczność zamieszkania z rodzicami, zmusiły go do reaktywowania Geordie, choć był jedynym muzykiem z oryginalnego składu. Ruszyli z serią koncertów, podpisali nowy kontrakt nagraniowy i w tym samym momencie przyszła niespodziewana propozycja.
Jak zmarł Bon Scott?
W 19 lutego 1980 r. w Londynie niespodziewanie zmarł, w wieku 33 lat, Bon Scott, wokalista zdobywającej coraz większą popularność australijskiej rockowej grupy AC/DC. Dosłownie "zapił się na śmierć", jak wynikało z sekcji zwłok, choć do dziś wiele okoliczności jego śmierci pozostaje zagadką. Zmarł w samochodzie Renault 5, zaparkowanym na jednej z ulic. Wcześniej pił cały wieczór w różnym towarzystwie, a nad ranem niejaki Alistair Kinnear (potem okazało się, że to fałszywe nazwisko) odwiózł go do domu. Nie mógł jednak, jak twierdził, pijanego Scotta wynieść z samochodu, więc zostawił go w aucie.
Przypomniał sobie o nim późnym popołudniem następnego dnia, ale było już za późno. Co prawda zawiózł Bona Scotta do pobliskiego szpitala, ale tam oficjalnie uznano wokalistę za zmarłego.
Pozostali muzycy AC/DC, po krótkim okresie żałoby i rozważaniu możliwości zakończenia działalności, rozpoczęli poszukiwania następcy. Pierwsi dwaj kandydaci (m.in. Noddy Holder z glam-rockowej angielskiej grupy Slade) odmówili. Ostatecznie zdecydowali się zatrudnić tego trzeciego, choć też nie obyło się bez pewnych komplikacji.
Jak Brian Johnson został wokalistą AC/DC?
Wybór AC/DC padł na 32-letniego wówczas Briana Johnsona, a decydujący głos miała opinia... Bona Scotta. Jeszcze przed śmiercią zachwycał się on albumem "Hope You Like It" grupy Geordie i "wielkim rockandrollowym wokalistą śpiewającym w stylu Little Richarda". Ale gdy przedstawicielka menedżmentu grupy, mówiąca z silnym akcentem niemieckim, zadzwoniła do Newcastle do Briana Johnsona i zaprosiła go na przesłuchanie w Londynie, usłyszała w słuchawce: "Nie mam teraz zbyt dużo czasu, zróbmy to w miarę szybko".
Miał już bowiem zaproszenie do nagrania podkładu do reklamy nowego odkurzacza Hoovera, a to były dodatkowe pieniądze (a dokładnie 350 funtów). Dlatego spóźnił się 45 minut na przesłuchanie z udziałem muzyków AC/DC, których był wielkim fanem, choć nigdy wcześniej nie widział ich na koncercie, ani nawet w telewizji. Niemniej samo spotkanie, w czasie którego wspólnie zagrali "Nutbush City Limits" (z repertuaru Tiny i Ike'a Turnerów) i "Whole Lotta Rosie", wypadło znakomicie. Johnson dodał wówczas, że grali ten drugi utwór z Geordie na finał swych koncertów.
Zespół poprosił go, by pozostał jeszcze w Londynie, bo być może będzie potrzebne kolejne spotkanie. Ale Brian Johnson musiał wracać do Newcastle, bo miał tam - jak oznajmił zdumionym Australijczykom - "warsztat pełen pojazdów do zrobienia". Tyle, że po prostu nie stać go było na spędzenie kilku dni w stolicy. Ale na kolejne przesłuchanie oczywiście przyjechał. Wszystko poszło gładko, ale... decyzja nadal nie zapadła.
Dopiero po kilku dniach, pod koniec marca 1980 r., do Briana Johnsona odezwał się osobiście gitarzysta Malcolm Young, by przekazać mu dobrą wiadomość. Nie było wówczas jeszcze telefonów komórkowych, więc musiał zadzwonić do pubu "The Crown" w Newcastle, gdzie Johnson spędzał wolny czas. Tego dnia grał właśnie w bilard, świętując rocznicę urodzin ojca. Gdy podszedł do telefonu, usłyszał, że dostał pracę jako wokalista AC/DC. Nie od razu uwierzył i poprosił Younga, że jeśli to nie jest kawał, by zadzwonił raz jeszcze za 10 minut.
Telefon odezwał się dokładnie 10 minut później. Zszokowany Brian Johnson nie od razu dał jasną odpowiedź, więc Malcolm Young musiał dwa razy pytać go, czy jednak przyjedzie do Londynu, by zacząć próby. W końcu wokalista wydusił z siebie, że "ku..wa, pewnie że tak". Miał przy sobie butelkę whisky, jaką kupił ojcu na prezent urodzinowy, ale szybko ją otworzył, by wypić kilka łyków. Jak wspominał, najgorsze było to, że nie miał się z kim podzielić wtedy radosną informacją.
Brian Johnson: "Jestem cholernie przerażony"
Oficjalnie o nowym wokaliście poinformowano 1 kwietnia, a więc w Prima Aprilis. Dlatego nawet młodszy brat Briana Johnsona, zagorzały fan AC/DC, nie uwierzył w tę informację, choć chętnie poszedł z bratem na piwo, by to uczcić. Wokalista po podpisaniu umowy otrzymał bowiem 5 tys. funtów w gotówce oraz samochód.
W jednym z pierwszych wywiadów po dołączeniu do grupy, Brian Johnson przyznał, że z jednej strony strasznie się cieszył wybraniem go na nowego wokalistę AC/DC, a z drugiej miał wiele związanych z tym obaw.
"Tak naprawdę jestem cholernie przerażony. W Newcastle mieszka spora grupa zagorzałych fanów AC/DC, więc gdyby coś poszło nie tak, nie miałbym gdzie wracać. A z drugiej strony uwielbiałem ich muzykę, miałem w domu chyba wszystkie ich płyty. To zawsze był dla mnie jeden z najlepszych zespołów na świecie".
Najlepszy rockowy album w historii
Pierwsze próby AC/DC z Brianem Johnsonem odbywały się w północnym Londynie, gdzie powstała większość materiału na kolejną płytę. Ale same nagrania miały być realizowane poza Anglią, gdzie w tym czasie nie było żadnego wolnego studia. Najpierw rozważano należące do członków Abby Polar Studio w Sztokholmie, ale ostatecznie względy podatkowe zdecydowały, że płyta powstawanie na Bahamach, choć był to sezon huraganów.
Nagrywano ją w sumie 1,5 miesiąca, a producentem został ponownie Robert John "Mutt" Lange. Brian Johnson szybko się zaaklimatyzował w zespole, m.in. dzięki podobnemu - jak pozostali muzycy - poczuciu humoru. Szybko też poradził sobie z tekstami, choć w czasie niedawnych przesłuchań nikt o takiej roli w zespole w ogóle nie wspominał. Ale z roli tekściarza wywiązał się znakomicie.
Album "Back In Black" grupy AC/DC wydany został pod koniec lipca 1980 roku, a więc pięć miesięcy po śmierci Bona Scotta. Na cześć zmarłego okładka jest cała czarna, choć wytwórnia początkowo zaprotestowała wobec tego pomysłu. Ostatecznie kompromisowo dodano odrobinę szarości do logo zespołu.
"Back In Black" to najlepiej sprzedający się rockowy album w historii, drugi - po "Thrillerze" Michaela Jacksona - na liście najpopularniejszych płyt wszech czasów. Oficjalnie rozeszło się ponad 50 milionów egzemplarzy, wliczając w to kolejne reedycje i zestawy rocznicowe. Co ważne, to płyta, która uratowała karierę AC/DC, gdyż przed jej wydaniem zespół miał ogromne długi, spowodowane nagraniem i promocją poprzedniego albumu "Highway To Hell".
Sam Brian Johnson został bardzo ciepło przyjęty przez fanów AC/DC, w tym także w Australii. Zwracano uwagę na jego charakterystyczny głos i sposób bycia. Opuścił zespół w 2016 roku ze względu na problemy ze słuchem (na koncertach zastępował go Axl Rose z Guns N' Roses), ale powrócił do składu - po odbyciu eksperymentalnej terapii - dwa lata później i wziął udział w nagraniu płyty "Power Up", która ukazała się w 2020 roku.
Już w kwietniu 2021 roku wokalista potwierdził, że wydaje swoją autobiografię, która pierwotnie ukazać się miała w październiku 2021 roku. Ostatecznie pojawi się w sprzedaży z rocznym poślizgiem. Na razie nic nie wiadomo o ewentualnym polskim przekładzie książki.
Tomasz Słoń