Bob Dylan, Sam Smith i trochę Sex Pistols. Redakcja poleca na początek roku!
Zazwyczaj początek roku to czas na rozruszanie się, pomyślenie co nowego może nasz czekać w kolejnych miesiącach... Ale nie w 2023. 2023 rok przywitał nas m.in. płytą Maneskin, singlem Davida Lee Rotha czy robiącym zamieszanie albumem End Forest.
Sprawdźcie, co przygotowaliśmy dla was tym razem.
OLIWIA KOPCIK
End Forest "E.N.D" - płyta, która namieszała w środowisku punkowym, i w sumie nie tylko punkowym, jak dawno żadna nie namieszała. End Forest to międzynarodowy kolektyw, który tworzą muzycy z takich zespołów jak R.U.T.A, Drah, Moira, Neurosis czy S.O. War. Sami mówią o sobie, że tworzą muzykę w stylach darkambient, punk, sludge, noise, folk, hardcore, ethno... and so on, and so forth. Płyta zaczyna się odgłosami natury, ale po chwili wchodzi niezbyt pozytywna przepowiednia i od tego momentu aż do końca słucha się tego albumu z ciarami na całym ciele.
Glen Matlock "Head on a Stick" - na początku stycznia cząstka Sex Pistols w postaci Johna Lydona (i jego Public Image Ltd) opublikowała kawałek "Hawaii". Chcieli z nim zresztą jechać na Eurowizję - mało po punkowemu, ale kawałek sam w sobie ładny. No nieważne. Teraz Glen Matlock, czyli inna cząstka Sex Pistols, opublikował utwór "Head on a Stick". Sam autor mówi, że to "wezwanie do broni" i "sygnał alarmowy". Muzycznie nie jest sexpistolsowo, ale tekstowo już owszem. Mam nadzieję pokrzyczeć kiedyś "Just can’t a let this go / Until there’s someone’s head on a stick" na koncercie.
ANDRZEJ KOZIOŁ
The Arcs "Electrophonic Chronic" - to jest odjazdowy album. Mieszanka brzmień nowoczesnych z wyraźnym ukłonem w stronę soczystego, psychodelicznego rokendrola z lat siedemdziesiątych (Califone Interlude), a nawet wcześniejszych (Backstage Mess). Pachnie mi ta płyta jak Jethro Tull, smakuje jak Jefferson Airplane, skwierczy, jakby smażył ją John Frusciante, a doprawiona była przez trip-hopowców z Bristolu. Gatunku tu nie ma, ale jest świetna zabawa brzmieniem i konwencją. Niby surowo i garażowo, ale ten garaż raczej w bogatszej dzielnicy i ciut lepiej niż zwykłe wyposażony. Posłuchać należy.
Enter Shikari "(pls) set me on fire" - ilekroć tych czterech wariatów z Hertfordshire wypuszcza nową muzykę, wiadomo, że pospadają szczęki, kapcie i pewnie wszystko, co wisi u sąsiadów na ścianach. Bo Enter Shikari słucha się głośno. To są gniewne chłopaki i tym gniewem łatwo się zarazić. ES poznałem dzięki kumplowi, który w towarzystwie znany był z wynajdywania najdziwniejszych odmian i odchyłów od rocka. No i tutaj się nie pomylił, bo Enter Shikari granicę gatunków przekroczyli już dawno. Dzisiaj, to co robią, nazwiemy pewnie electonicorem, posthardcorem, albo innym corem, którego jeszcze nie znamy. Nieważne. Ważne, że grają swoje i nikomu się z tego nie tłumaczą.
MATEUSZ KAMIŃSKI
Sam Smith "Gloria" - Sam Smith wydał "Glorię" - następczynię albumu "Love Goes" (2020). Na nowym, dość krótkim krążku, przywołuje ducha George'a Michaela i dyskotekowe zatracenie z końcówki lat 90.. Może, gdyby wykonywał to ktoś inny, ta płyta nie przykułaby mojej uwagi. Należy go docenić za ten balladowy i melancholijny klimat, który przecina przebojowe "Unholy" czy "I'm Not Here To Make Friends", a to wszystko w jednym garze miesza z charakterystycznym głosem, za który świat pokochał go 9 lat temu. I na "Glorii" nie jest tak smutno i jednostajnie jak na poprzednich krążkach. W jego repertuarze to coś znanego i nowego - na pewno dobrego.
Maneskin "IF NOT FOR YOU" - gdyby ktoś szukał synonimu dla nazwy Maneskin, to może spróbować ze słowem "kontrowersja". Włosi starają się wzbudzać ich tak wiele, że czasem można zacząć ziewać i czekać, aż te kontrowersje się skończą i będzie muzyka. Na nowym krążku jest kilka jednakowych piosenek i jedna wyróżniająca się perełka - "IF NOT FOR YOU", które dowodzi, że Włosi potrafią pokazać też inne oblicze. I nie muszą (choć wiadomo, taki jest duch rock'n'rolla) szukać sposobów, by szokować.
IGNACY PUŚLEDZKI
Lil Yachty "Let's Start Here" - po usłyszeniu viralowego "Poland" jeszcze do przedwczoraj nie spodziewałem się, że w ogóle kiedykolwiek odpalę płytę tego typa. I nagle czytam, że Yachty na nowej płycie brzmi jakby połączył brzmienie Pink Floyd z psychodelicznym funkiem i trapem. Cooooo? Nie no, bez jaj. Ale czytam kolejne opinie i wszystkie są niemalże kopią poprzednich, a "Let's Start Here" propsuje nawet sam QuestLove. No dobra, to odpalam. No i co? No i nie mogę się oderwać. Z tym Pink Floyd to wcale nie duże słowa, gitara w otwierającym album "the BLACK seminole" pobrzmiewa trochę gilmourowsko, mamy też wokalizę jak z "Great Gig In The Sky". Słychać tu też odniesienia do "Igora" Tylera, "Awaken, My Love!" Childish Gambino i "Electric Circus" Commona czy muzyki The Flaming Lips, a wszystko zalane dużą ilością auto-tune'a (oldskulowcy mogą tego nie przetrawić!) i psychodelii. Zaskoczenie roku? To dopiero luty, ale na pewno. Mam nadzieję, że to nie przypadek, marketingowa zagrywka, tylko faktycznie nowe rozdanie w karierze rapera. Let’s Start Here.
OVE (The Overview Effect) "Astana" - za pogodą za oknem ciężko nadążyć, jeszcze ciężej ją jednak nazwać dobrą i przyjemną. Osobiście jestem za konstytucyjnym zakazie zimy na terenie całego kraju. W zapomnieniu o śniegu, szybko następującej po nim chlapie i wszechobecnym zimnie pomóc może nowy singel OVE, który zapowiada drugą płytę nonetu, pt. "Geography and Geometry". Nikt w tym kraju nie gra tak afrobeatu i funku z jazzowym zacięciem, a "Astana" tylko to potwierdza. Basik hula aż miło, perka i przeszkadzajki pulsują, gitara tnie... A ten synth! A to outro w wykonaniu dęciaków! No i od razu się robi człowiekowi cieplej i przyjemniej.
PAWEŁ WALIŃSKI
Mansion "Second Death" - Mansion pochodzą z Turku, gdzie jak wiadomo mieści się Świat Muminków, park rozrywki poświęcony postaciom z twórczości Tove Jansson. A że muminki to jedna z najmroczniejszych kreskówek znanych ludzkości (Buko, polskie dzieci pozdrawiają!), to i muzyka Mansion do najbardziej optymistycznych nie należy. Z łatwością za to pogodzi fanów doom metalu, rocka psychodelicznego i post rocka. Powinno spodobać się tym, którzy w muzyce lubią teatralność, narracyjność i powolne tkanie emocji. Bagienne ogniki wszystkich mokradeł świata od Luizjany po bagna nad Białą Przemszą, łączcie się!
The Coral Sea "Love Is No Sacrifice" - The Coral Sea to szyld pod którym produkuje się zamieszkujący w Kalifornii Rey Villalobos. Znać go możecie stąd, że jego numery hulały choćby w "Chirurgach" czy "Californication". The Coral Sea zazwyczaj przykleja się etykietkę indie-pop, ale to nie wyczerpuje spektrum barw, z jakich korzysta Villalobos. Poniższy numer to dowód, że i dla post-rocka czy ambientu znajdzie się u niego miejsce. Przy czym jest to numer piękny i serce łamiący. A, swoją drogą, pamiętacie, że za dwa tygodnie walentynki?
ANNA NICZ
Everything But The Girl "Nothing Left To Lose" - Choć kawałek pojawił się jakieś trzy tygodnie temu, nadal gra mi gdzieś z tyłu głowy. Muzycy kilka lat temu wspominali o tym, że są prawie gotowi do tego, by znów razem pracować, a pod koniec zeszłego roku ogłosili, że nowa płyta jest już gotowa. Wiele osób czekało więc na ten powrót. Ja nie byłam jedną z tych osób. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że duet Everything But The Girl, który możecie kojarzyć dzięki kawałkowi "Missing", milczy już od 24 lat. Tymczasem na początku tego roku Tracey Thorn i Ben Watt zaprezentowali numer Nothing Left To Lose. Można odnieść wrażenie, że wokal Tracey jest jeszcze mocniejszy, niż wcześniej, o ile to w ogóle możliwe. Sam nowy kawałek to nieco nostalgiczna, elektroniczna kompozycja przepełniona emocjami. Po jej przesłuchaniu i ja czekam na nową płytę Brytyjczyków.
ALEKSANDRA CIEŚLIK
Bob Dylan - "Fragments - Time Out of Mind Sessions (1996-1997): The Bootleg Series Vol. 17" - noblista powrócił po raz kolejny i to w wielkim stylu - z najnowszą częścią cieszącej się uznaniem serii bootlegów. Znam osoby czekające na nie bardziej niż na "zwykłe" materiały. Album zawiera zapomniane (błędnie, bo bogate i różnorodne!) piosenki muzyka nagrane w latach 1996-1997. To zbiór utworów powstałych podczas sesji nagraniowej do płyty "Time Out of Mind". Przypomnijmy, zdobyła ona trzy nagrody Grammy, a magazyn "Rolling Stone" - w 2003 roku - zaklasyfikował ją na 408. miejscu listy 500 najlepszych wydawnictw wszechczasów. Na edycji wydanej po 25 latach od premiery znajdziemy też jedenaście remixów autorstwa Michaela H. Brauera.
David Lee Roth "Mustang Sally" - ten amerykański wokalista znany m.in. z występów w grupie Van Halen oraz współpracy z muzykami takimi jak Steve Vai, kilka dni temu wypuścił własną wersję kultowego - granego we wszystkich bluesowych klubach w Chicago (potwierdzone info!) - utworu "Mustang Sally". Oryginalnie napisał i nagrał go Mack Rice w 1965 roku. "David, jesteś żyjącą legendą!" - to jeden z wielu pozytywnych komentarzy pod oficjalnym teledyskiem i dowód, że - mimo upływu lat - Roth wie, jak robić muzykę porywającą fanów.
MARCIN FLINT
Soulpete "Gore Fiction" - wolno i gęsto, z cutami, od których robi się człowiekowi chłodniej, i atmosferą sprawiającą, że szyby wydają się jakby bardziej zaparowane. Tak jest na "Gore Fiction" lubelskiego producenta Soulpete'a, który po grzebaniu w kryminałach ("Noir Fiction") i fikołach ("Porn fiction") wziął się za grozę. On nie robi słabych rzeczy, a raperów mamy tylko w dwóch numerach z szesnastu, więc śmiało, bójcie się!
Vito Bambino "Etna" - Vito, czy ty lubisz chamów? Wybacz mi, że już myślałem, że wszystko co mnie od Ciebie czeka, to bliźniacze gościnne występy i reklamówki. Tymczasem "Etna" to jeden z najbardziej frapujących numerów w tym roku. Na styku alternatywnego z popowym, angażujący tekstem, melodią, rytmem, obrazkiem. Demogorgon! Demogorgon!
DAWID BARTKOWSKI
RTN "Sunset Music" - na wschodzie Polski też potrafią nagrywać jak w Kalifornii. RTN znowu przynosi trochę słońca w formie funku, już bez naleciałości z literką "G". Tym razem jest to blisko dwudziestominutowa podróż przez różne brzmienia gatunku, począwszy od lat 70., kończąc na tym, co działo się pod koniec millenium. Poza słodziutkim "Sunlight" zdecydowanie dominują syntetyczne dźwięki - "Magic" to jakiś zaginiony artefakt z piwnicy Prince'a, "Funk" atakuje tanecznym groovem, a "Bounce" sprawia, że znacznie łatwiej sobie wyobrazić przejażdżkę lowriderem. Krótka, treściwa epka, dzięki której od razu robi się cieplej.
Oddisee "How Far" - 2023 rok nie mógł lepiej się rozpocząć. Oddisee - raper i producent z Waszyngotnu - ponownie udowodnił, że klasyczna formuła wcale nie musi być oklepana, a jeżeli jest tu trochę recyklingu i dużych inspiracji innymi, to i tak całość ma swój wyjątkowy urok. A to nietypowy sampel, a to cała gama instrumentów, do tego teksty, w których śladów pandemii, w porównaniu do poprzedniej produkcji, jest znacznie mniej. Najlepszym tego przykładem jest "How Far", jeden z highlightów "To What End". Brzmienie J Dilli, miękka próbka wokalu, świetne sample dęciaków. Piękność.