Ta muzyka była prawnie zakazana

Z okazji sobotniego - 22 maja - koncertu brytyjskiej formacji The Prodigy w Warszawie, przypominamy o zjawisku zwanym muzyką rave. Zjawisku, z którego The Prodigy wykiełkowali, a które ze względu na kontrkulturowe znaczenie porównywane jest do punkrockowej rewolucji z 1979 roku.

Keith Flint z The Prodigy: Beatyfikacja rytmu i tańca fot. Dave Hogan
Keith Flint z The Prodigy: Beatyfikacja rytmu i tańca fot. Dave HoganGetty Images/Flash Press Media

O ile sformułowanie "rave" było znane w brytyjskiej kulturze już od lat 50. zeszłego stulecia (na przykład użył go w piosence "Drive-In Saturday" sam David Bowie), to jednak właściwego kulturowego znaczenia nabrało w drugiej połowie lat 80.

Beatyfikacja rytmu i tańca

Jest taka scena w znakomitym filmie Michaela Winterbottoma zatytułowanym "24 Hour Party People" o manchesterskiej wytwórni Factory Records: Tony Wilson (w tej roli Steve Coogan), szef Factory, przechadzający się po legendarnym klubie Hacienda, komentuje odbywającą się właśnie imprezę taneczną: "To jest epokowy moment. Ludzie oklaskują DJ-a. Nie muzykę i muzyków, ale medium. To są narodziny kultury rave. Beatyfikacja rytmu i tańca. To czas, gdy nawet biały człowiek zaczął tańczyć".

Dobrze powiedziane. Ale o ile wszystko rzeczywiście zaczęło się na tańcu, to zakończyło się potężnym młodzieżowym ruchem kontrkulturowym, na który - kolokwialnie mówiąc - powstały specjalne paragrafy. Trudno w to uwierzyć, ale rave'owe imprezy w Wielkiej Brytanii były nielegalne i bezwzględnie tępione przez policję!

Było do czego, nie było gdzie

Do jakiej muzyki tańczyło się na rave'owych imprezach? Do wszystkiego, co w drugiej połowie lat 80. i na początku lat 90. było nowatorskie i świeże, jednocześnie ignorujące mainstream i ignorowane przez mainstream. Przynajmniej do czasu. A przełom tamtych dekad eksplodował coraz to nowymi gatunkami tanecznymi: techno, house, jungle, breakbeat, acid, trance, tribal czy nawet antytaneczny, ale elektroniczny ambient. Bez dwóch zdań - było do czego tańczyć, a najbardziej liczył się beat.

Rzeczywiście, o ile na muzykę młodzi Brytyjczycy nie mogli narzekać, to problem stanowiły kluby. W latach 80. wspomniana wyżej Hacienda stanowiła wyjątek na angielskiej scenie klubowej. Zresztą znaczenie miał również fakt, że rave'owcy byli negatywnie nastawieni do modnych klubów. Na szczęście postindustrialna Wielka Brytania miała do zaoferowania opuszczone hale fabryczne i magazyny - idealne miejsca na rave party.

Taniec jest nielegalny

Na początku lat 90. rave'owe imprezy w opuszczonych pofabrycznych budynkach (uczestniczyło w nich jednorazowo nawet i 25 tysięcy osób!) odbywały się poza wszelką kontrolą (uczestnicy sami zawiadamiali się o kolejnych rave party, omijając oficjalny obieg informacyjny), a większość bawiących wspomagało się niekoniecznie legalnymi używkami. To wtedy ecstasy stało się najpopularniejszym narkotykiem. Nic dziwnego, że władze i policja zainteresowały się tematem.

W 1992 roku akt prawny "Criminal Justice and Public Order Act 1994" definiował rave jako "muzykę zawierającą dźwięki charakteryzujące się, całkowicie lub w przeważającej mierze, emitowaniem następujących po sobie powtarzających się uderzeń". Ciekawe w jaki sposób zespół legislacyjny opracował powyższą definicję i kto został zaproszony jako zwyczajowy ekspert w temacie?

Przegląd rave'owej mody w klipie The Prodigy do "Out Of Space":

Pół roku więzienia za imprezę

Tak czy inaczej, policja otrzymała do ręki instrument, który czynił imprezy rave'owe nielegalnymi. Prawnie zabroniono również niektórych akcesoriów kojarzonych z modą rave. Kary za zorganizowanie imprezy były drakońskie: nawet do 20 tysięcy funtów i sześć miesięcy więzienia!

Mało tego - dwa lata później przepisy zaostrzono. Policja miała prawo aresztować osoby przygotowujący rave party (wystarczyło dwóch delikwentów), czekające na rozpoczęcie imprezy (10 i więcej osób) lub w niej uczestniczące (100 i więcej osób). Funkcjonariusze otrzymali również prawo zatrzymywania osób podejrzewanych o zmierzanie na rave, w promieniu pięciu mil od planowanego miejsca imprezy, i skierowanie ich w innym kierunku. Za niesubordynację mógł być wystawiony mandat w wysokości tysiąca funtów. Jak widać, sankcje to niewspółmiernie surowe do wykroczenia, ale właśnie w ten sposób rząd postanowił ostro rozprawić się z kulturą rave.

Policja, narkotyki i mainstream zabiły rave

Władze przekonywały, że w ten sposób chcą skończyć z zakłóceniem porządku, zbyt głośną muzyką, handlem narkotykami i nielegalnym handlem alkoholem. Nawet jeśli wziąć pod uwagę te argumenty, warto pamiętać, że z takimi sankcjami nie spotkali się nawet rewolucyjni i antyrządowi punkowcy! To spowodowało, że imprezy rave'owe zeszły jeszcze głębiej do podziemia, ale jednocześnie kulturą tą zainteresował się mainstream, poszukujący świeżyzny, którą można ładnie opakować i sprzedać.

To zapoczątkowało upadek tej kultury, którą dobiły - jak to zazwyczaj bywa - narkotyki. Hasło rave'u - PLUR (akronim słów Peace, Love, Unity, Respect) w połowie lat 90. było już tylko wytartym sloganem, nie mającym wiele wspólnego z autentycznym "Pokojem, Miłością, Jednością i Szacunkiem", które panowały na rave parties. Podziemna i antymainstreamowa kontrkultura trafiła pod strzechy i szybko się zdewaluowała.

Tak wyglądały nielegalne rave parties - zobacz klip The Prodigy do "No Good":

Zaczynali jako rave'owcy

Właśnie na kulturze rave na początku lat 90. wykwitła wielka kariera grupy The Prodigy. Pierwszy singel grupy: podwójne wydawnictwo "Charly"/"Your Love", stał się kultowym wydawnictwem rave'owców, ale też osiągnął niesamowity sukces komercyjny (3. miejsce na brytyjskiej liście przebojów). Natomiast debiutancka płyta The Prodigy zatytułowana "Experience" (1992) to jeden z najważniejszych albumów ery rave.

Później grupa stanowczo odcięła się od gnijącego gatunku, a druga płyta "Music for the Jilted Generation" (1994) wyniosła zespół Liama Howletta na całkowicie inny poziom artystyczny i komercyjny. Ale zespół o korzeniach nie zapomniał. We wkładce do albumu znalazł się pamiętny rysunek, przedstawiający starcie rave'owców i policji. Symboliczny był także utwór "Their Law", który zawierał wszystko mówiące sformułowanie "Fuck 'em and their law", którym The Prodigy pozdrawiali "Criminal Justice and Public Order Act 1994" i jego pomysłodawców. O ile album "Experience" był symbolem szczytu popularności kultury rave, to "Music for the Jilted Generation" świetnie opisywał upadek gatunku.

Ostatnia muzyczna rewolucja

Jak potężnym i znaczącym ruchem był rave - przełomowy dla muzyki grunge nawet nie zbliżył się do zdelegalizowania regulacją prawną - niech podkreślą jeszcze słowa Justina Sullivana z postpunkowej formacji New Model Army. Na sugestię niżej podpisanego, że punk rock był ostatnią wielką rewolucyjną filozofią w muzyce i później nie zdarzyło się już nic o podobnej sile rażenia, Justin Sullivan zdecydowanie zaoponował: "Ale przecież rave był całkiem potężny. W Anglii to był wielki ruch kontrkulturowy". Podkreślmy, że powiedział to długowłosy punkrockowiec z gitarą, który z muzyką taneczną niekoniecznie chce mieć cokolwiek wspólnego...

Zobacz The Prodigy i do bólu oldschoolowy rave'owy klasyk "Everybody In The Place":

Artur Wróblewski

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas