Reklama

Püdelsi: Jeden krok wstecz, dwa do przodu

"Czasami trzeba zrobić krok wstecz, by później zrobić dwa kroki do przodu" - w ten sposób Franz Dreadhunter, obok Püdla Düpą filar zespołu Püdelsi, tłumaczył na swoim blogu ponowne sięgnięcie po twórczość legendarnej krakowskiej formacji Düpą.

Blisko 26 lat temu, 5 sierpnia 1985 roku, samobójstwo popełnił Piotr Marek, postać już wtedy kultowa. Artysta-wizjoner, którego geniusz ujawniał się w każdej dziedzinie sztuki, pozostawił kolegom z zespołu Düpą: m.in. Püdlowi i Franzowi Dreadhunterowi swoje kompozycje. Kompozycje nie byle jakie, bo m.in. "Hoża Moyra", "Mrok", "Babaluba" czy "Narodziny Zbigniewa" - ta ostatnia to najprawdopodobniej najdotkliwsze 10 minut w historii polskiej muzyki - to nie tylko pocztówki z epoki, ale absolutnie wyprzedzające swoje czasy utwory, których wyjątkowość porusza nawet ćwierć wieku po śmierci ich głównego twórcy.

Reklama

Dodajmy, że są to kompozycje tak naprawdę nigdy oficjalnie nienagrane z udziałem Piotra Marka, a zaśpiewane później przez Korę na płycie "Bela Pupa" (1988) i Macieja Maleńczuka na "Viribus Unitis" (1996) i "Narodzinach Zbigniewa" (1997). Ten ostatni album nosi przedtytuł "Püdelsi grają Düpą", bo to właśnie zespół Püdla i Franza Dreadhuntera ma pełną legitymację, by sięgać po muzyczną spuściznę Piotra Marka. Spuściznę, którą zresztą ci dwaj muzycy współtworzyli.

Po blisko 15 latach od wydania "Püdelsi grają Düpą: Narodziny Zbigniewa", Püdel postanowił ponownie sięgnąć po utwory Piotra Marka. Wielu uznałoby to z chwytanie się brzytwy, bo przecież Püdelsi od pewnego czasu znajdowali się na równi pochyłej. Zespół aż tak bardzo zniknął z pola widzenia, że nawet zmiana wokalisty (Szymona Goldberga zamienił Piotr Foreman) przeszła bez echa. Nic zatem dziwnego, że - jak to stwierdził cytowany wyżej Franz Dreadhunter - postanowiono zrobić krok w tył, by później wykonać dwa kroki naprzód. Projekt "Püdelsi grają Düpą" to nie rozpaczliwe chwytanie się brzytwy, ale przegrupowywanie sił przed kolejnym uderzeniem. I przy okazji przypomnienie unikatowej twórczości Piotra Marka.

Krakowska Alchemia to miejsce, w którym Püdelsi odrodzili się już po raz drugi. Pamiętam koncert, na którym przedstawiono fanom wspomnianego Szymona Goldberga, wówczas następcę Macieja Maleńczuka. Tamten występ, choć zagrany przed swoją, familijną krakowską publicznością, był odrobinę spięty i przez to sztywny. Jakby Püdelsi nie byli pewni, czy debiutujący wówczas Szymon udźwignie ciężar. Tym razem nie było spinki, bo Piotr Foreman na scenie czuł się bardzo swobodnie. Tak swobodnie, że pozwalał sobie nawet przerywać konferansjerkę trzymającego na smyczy Püdelsów samego lidera zespołu.

Jakim frontmanem jest nowy wokalista Püdelsów? Na pewno nie tak charyzmatycznym i przykuwającym uwagę jak Maleńczuk. Bez wątpienia nie ma "ładnej buźki" i telewizyjnej aparycji Goldberga. Dysponuje za to wyrazistym głosem, nie stara się naśladować Maćka, a swoją rock'n'rollową przaśnością i bezpretensjonalnością szybko przełamał lody. Zobaczymy, jak się sprawdzi w autorskim repertuarze, bo to będzie prawdziwy test jego umiejętności i talentu.

W czwartkowy (24 marca) wieczór usłyszeliśmy wszystkie ważne kompozycje Piotra Marka. Widownia, składająca się w dużej mierze z osób pamiętających jeszcze koncerty Düpą, dostojnie kontemplowała kolejne ich wykonanie. I tylko młodzież, której pewnie nie było na świecie, gdy Piotr Marek komponował "Muhęfcuksze" czy "Rege kocia muzyka", zdobyła się na proponowane przez Püdla pogo-reggae. Zresztą o wielopokoleniowości wydarzenia mówił ze sceny sam Püdel, informując że na koncercie są jego dzieci i jednocześnie pozdrawiając "punkowe załogi z lat 80.".

A właśnie w punkowym wydaniu tym razem zaprezentowali nam się Püdelsi. To nie był ten uczesany na potrzeby telewizji i list przebojów zespół, ale grupa ze zmierzwionymi włosami, zapętlonymi w reggae'owe dredy, żywcem wyjęta z zadymionego klubu. Bo chyba mimo wszystko w takim wydaniu Püdelsi czują się najbardziej naturalnie, a repertuar Düpą to tylko akcentuje.

I z takim undergroundem Püdelsom jest najbardziej do twarzy - pomyślałem, mijając po koncercie słupy reklamowe z plakatami promującymi telewizyjno-estradowy "Psychodancing" Macieja Maleńczuka.

Artur Wróblewski, Kraków

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pudelsi | koncert | Kraków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy