Keith Caputo bliżej fanów
W środę, 22 października, koncertem w poznańskim klubie "Bule Note" zakończyła się polska część trasy Keitha Caputo, frontmana nowojorskiej formacji Life Of Agony.
Przypomnijmy, że występ w Poznaniu był trzecim koncertem w kraju nad Wisłą, na którym pojawił się amerykański wokalista w ramach aktualnej europejskiej trasy, po Bydgoszczy (klub "Estrada", niedziela 19 października) i Warszawie ("Hard Rock Cafe", wtorek 21 października, gdzie zjawiło się blisko trzysta osób).
W "Blue Nocie" Keitha Caputo przywitało nieco ponad sto osób. Kameralna atmosfera jazzowego klubu znajdującego się w poznańskim Zamku, oraz nieco ospała godzinnym opóźnieniem publika (siedząca przy stolikach!), początkowo wywołała pewne zdziwienie w oczach amerykańskiego wokalisty, któremu na scenie towarzyszyli gitarzysta i basista z holenderskiej grupy The Sad Eyes Ladies. To miało się jednak zmienić.
- Więc to nazywacie zabawą - ironizował, niski i niepozornie wyglądający wokalista o potężnym głosie, który przez cały koncert nosił na głowie osobliwy kapelusz niczym z bajki o rozbójniku Rumcajsie.
W połowie występu nieco poirytowany senną atmosferą Caputo postanowił, najpierw przynieść sobie na scenę krzesło, a potem przenieść je na widownie. I wtedy tak naprawdę się zaczęło.
Bliski kontakt z widownią, która siedząc lub stojąc otoczyła go przed sceną wydawał się tworzyć niemal rodzinną atmosferę; wspólne śpiewanie, opowieści, rozmowy z fanami. Bezpretensjonalność i bezpośredniość Keitha Caputo wraz z pełnymi nastrojowości kompozycjami z jego solowych albumów - właśnie tak rodzi się magia.
Usłyszeliśmy nie tylko utwory z nowego albumu "A Fondness For Hometown Scars", wydanego w kwietniu, ale i starsze numery, w tym kilka z pierwszej płyty "Died Laughing" z 1999 roku. Prócz subtelnych dźwięków przywodzących na myśl dokonania The Beatles, Pink Floyd czy Anathemy, doskonale pasujących od jesiennej aury, Caputo wraz z dwójką Holendrów zagrał również parę mocniejszych, zdecydowanie rockowych kompozycji, które co odważniejszych zmusiły nawet do ruchu.
Początkowo nieco, a nawet bardzo senny koncert (głównie za sprawą statycznej publiki), nieoczekiwanie przerodził się w wyjątkowy i niecodzienny spektakl wspaniałego artysty, który na długo pozostanie w naszej pamięci.
Bartosz Donarski, Poznań