Grabaż: Nie skończyłem się
Na głowie nie nosi już cylindra, nie gra punk rocka. Nagrał płytę z myślą o swoim pokoleniu, o czterdziestolatkach, choć jak sam przytomnie zauważa, młodzież stanowi 60 procent jego widowni. Ale już nie 90.
- Nic nowego mi do głowy mi nie przychodzi. Być może "Dodekafonia" będzie naszą ostatnią płytą. Nie należy się spinać - mówi portalowi INTERIA.PL Krzysztof "Grabaż" Grabowski, lider grupy Strachy na Lachy.
Wiosną 2005 roku Grabaż doświadczył największego w swoim życiu szału twórczego. Wszędzie chodził z dyktafonem, co chwila wpadał mu to głowy jakiś pomysł. W kwietniu zmarł papież. Choć wokalista Strachów deklaruje się jako niewierzący, to wydarzenie odcisnęło silne piętno na nim i na tym, co wtedy pisał. I jeszcze spotęgowało wenę. Efektem był album "Piła tango", najlepszy w dorobku Strachów.
Później były dwie płyty z coverami - "Autor" z dziełami Jacka Kaczmarskiego i "Zakazane piosenki" z punkrockowymi utworami lat 80. Albumy te, choć dobrze przyjęte (ba, trafił się nawet Paszport Polityki), wstrzymały rozwój Strachów, zespołu który powstał po to, by Grabaż mógł w końcu zerwać z Pidżamą Porno.
Wokalista przyznawał, że nie potrafi wywołać w sobie stanu przypominającego ten z 2005 roku. Dwoma albumami z cudzymi utworami kupił sobie więc te kilka lat, by spokojnie poukładać w głowie to, co chce wyśpiewać na autorskim materiale. W międzyczasie zawiesił działalność Pidżamy Porno. Wydawał się zmęczony młodzieżową publicznością, licealistkami pod sceną, juwenaliami... Chciał porozmawiać ze swoim pokoleniem. Podzielić się z nim refleksjami na temat złej ojczyzny i złej miłości.
- "Dodekafonia" jest dobitnym przykładem tego, że się nie skończyłem. Coś mi się wydaje, że walnąłem płytkę pokoleniową dla gości, którzy urodzili się w latach 60. i w pierwszej połowie lat 70. Prawda jest taka, że nie kieruję swojej twórczości do rówieśników swojego syna, który ma 17 lat, ale oni też tego słuchają. Przecież nie mogę postawić zakazu wjazdu poniżej 19 lat.
Kraków, listopad 2009 roku, klub Studio. "Pi-ła tango! Pi-ła tango!" - domaga się niecierpliwy, młody fan pod sceną. "A jakieś inne piosenki znasz?" - ofuknął go z góry Grabaż. Modne okulary, wystylizowana fryzura, t-shirt z Joy Division. Nie biega jak szalony po scenie, zresztą nigdy tego nie robił. Widać, że dobrze mu ze sobą, a jednocześnie jest w nim element zblazowania, zmęczenie.
"Dodekafonia", piąte wydawnictwo w dyskografii Strachów, ukazała się w lutym 2010 roku. Na tej płycie Grabaż swój związek z ojczyzną określił "syndromem sztokholmskim", a o miłości śpiewał na przykład tak: "I spadnę tak już piętnasty raz / Głową w dół oczami na twarz / Spadnę tam, gdzie stałaś / Gdzie ostatni raz cię widziałem". Już od początku czujemy, że mamy do czynienia z płytą niewesołą: "Jestem chory na wszystko, kochana / I jak pies kulawy szczekam / Jestem chory na wszystko / Chorobę mam na powiekach".
W najdłuższym, finałowym utworze powtarza mantrycznie: "Chce mi się spać..."
- Przez ostatnie pięć lat pracowaliśmy bez wytchnienia. To były mocno eksploatujące twórczo projekty. Taki efekt zmęczenia sobą, naszymi możliwościami był zauważalny przy tworzeniu "Dodekafonii", wcale tego nie ukrywam...
- Znowu dzisiaj źle spałem, to jakiś dramat, ludzie tak już mają w pewnym wieku.
"Żenada, drugi Feel" - napisał internauta pod zestawieniem najlepiej sprzedających się płyt w Polsce w momencie, gdy "Dodekafonia" znalazła się na szczycie listy. Oba fakty - ten wymowny komentarz i 1. miejsce na liście bestsellerów (plus Złota Płyta za nowe wydawnictwo) - świadczą o tym, że Grabaż jeszcze nigdy nie był tak blisko mainstreamu.
- Im większej liczbie osób ta płyta się podoba, tym bardziej cieszy się moje serce i, nie ukrywam, moja kieszeń.
Nie kuje jednak gorącego żelaza, nie myśli o powrocie do studia.
Choć "nie mieszka już w Punk Rock City", zdecydował się odwiesić na jeden koncert działalność Pidżamy Porno. Jednak od razu zastrzega, że zrobił to niechętnie, na prośbę przyjaciela. Zespół zagra na 30-lecie festiwalu w Jarocinie i potem przestanie istnieć. Strachy są ważniejsze, a najważniejsze - wyspać się.
Grabaż, popijając półlitrowego Red Bulla (półlitrowego!), daje do zrozumienia, że jeśli jeszcze o czymś chcemy pogadać, to nie ma problemu. Choć zaczyna uwierać go wiek, o życiu myśli dość posępnie, choć pod sceną wciąż krzyczą "Piła tango" i wciąż są to licealistki (no dobra - studentki), a na domiar tego wszystkiego brakuje zapału i weny, by tworzyć nowe piosenki, wydaje się, że Grabaż jeszcze nigdy nie był tak... zadowolony.
Michał Michalak