Reklama

Bastille: Pop? Proszę bardzo (wywiad)

Pod sceną na koncercie Bastille podczas Open'er Festival 2014 pojawiły się dzikie tłumy. I ani "dzikie", ani "tłumy" nie jest tu przesadą.

Bastille to londyński zespół, całkowicie zdominowany przez frontmana Dana Smitha. Do tego stopnia, że początkowo miał to być jego solowy projekt.

2013 rok okazał się wielkim przełomem dla Dana i Bastille. Singel "Pompeii" stał się megaprzebojem (ponad 115 mln odsłon klipu w serwisie YouTube), a debiutancki album "Bad Blood" dotarł na 1. miejsce brytyjskiej listy bestsellerów płytowych.

Sprawdź tekst "Pompeii" w serwisie Teksciory.pl!

W samej Wielkiej Brytanii longplay znalazł ponad dwa miliony nabywców. Nieźle poradził sobie także w Stanach (11. miejsce na liście "Billboardu"), co nie jest takie oczywiste w przypadku brytyjskich artystów; Kasabian czy Robbie Williams do dziś nie zdołali się przebić za oceanem.

Reklama

Bastille pięknie radzą sobie nie tylko na sklepowych półkach, ale również na festiwalowych scenach, czego byliśmy świadkami na początku lipca w Gdyni.

- Trzeba docenić fakt, że ludzie, którzy przychodzą na twój festiwalowy występ, być może nie przybyliby na twój własny koncert, ale są tam i chcą cię "sprawdzić". Ważne jest, żeby zaprezentować się w najlepszy możliwy sposób - tłumaczy INTERIA.PL Dan Smith.

- Przede wszystkim należy utrzymywać wysoki poziom energii. Jesteś na festiwalu, ludzie chcą się bawić, a nie słuchać rzewnych ballad. Chociaż my właściwie gramy kilka rzewnych ballad - śmieje się jego kolega z Bastille, Will Farquarson.

- To dla artysty często nowa publiczność, dzięki czemu ma on szansę, by ją do siebie przekonać. A może jestem zbyt optymistyczny? - zastanawia się Will.

W publikacjach na temat Bastille często przewija się określenie "gwiazdy popu". Wiele zespołów mogłoby potraktować takie określenie jako zniewagę. A jak zapatrują się na to Bastille?

- Dla mnie popowa muzyka oznacza świetne piosenki, niezależnie od tego, w jakim gatunku zostały nagrane. Ponieważ nasz album i to co robimy jest bardzo zróżnicowane stylistycznie, najłatwiej nazwać nas popem - twierdzi Dan Smith.

Will Farquarson zwrócił uwagę na pewną intrygującą prawidłowość.

- Ja też nie mam problemu z tym, że przypisuje się nas do popu. Ale co ciekawe, to jest zróżnicowane w zależności od miejsca. W Europie określa nas się jako pop, a w Stanach znacznie częściej mówią, że jesteśmy zespołem rockowym. Dziwne.

Muzycy Bastille nie wzbraniają się przed szufladą "pop", jednak do terminu "gwiazda" mają pewne zastrzeżenia.

- Nie nazywajcie mnie gwiazdą popu, jestem po prostu "pop gostkiem" - mówi Farquarson.

- Zatrzymaliśmy się przy słowie "gwiazda", ponieważ czujemy się cholernie normalni i nie robimy nic z tych rzeczy, które robią sławni ludzie. Mówisz "gwiazda popu" i myślisz: Britney Spears, Madonna, One Direction. Nasz lifestyle i postrzeganie siebie jest od tego dalekie - przekonuje Smith.

Jednak jego kolega oponuje:

- Ja uważam, że jestem podobny do Britney Spears pod wieloma względami.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bastille
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama