"Zrządzenia losu"

Urszula Łapińska

Nie potrafi pisać o szczęściu, nie czuje się wypalona po 20 latach intensywnej obecności na scenie i jest gotowa na to, że nie zawsze będzie różowo. Katarzyna Nosowska, wokalistka grupy Hey, która pod koniec 2012 roku wydała płytę "Do Rycerzy, do Szlachty, doo Mieszczan".

Katarzyna Nosowska (Hey) - fot. Michał Wargin
Katarzyna Nosowska (Hey) - fot. Michał WarginEast News

Pretekstem tego spotkania jest wasza 10. płyta, a także 20-lecie powstania zespołu Hey. Co czujesz w takim momencie?

- Jeżeli chodzi o sam fakt ukończenia 20 lat przez zespół Hey, to staram się jakoś nie poświęcać temu zbytniej uwagi. Mam wrażenie, że apetyt z każdym rokiem coraz bardziej wzrasta. Apetyt na to, żeby jeszcze bardziej zmagać się ze sobą i być może kiedyś dosięgnąć celów, które postawiliśmy sobie na najwyższych półkach. Nie chciałabym przesadnie zatrzymywać się przy 20-leciu, ponieważ mogłoby to sprawić, że poczułabym się zobowiązana do tego, żeby np. stonować się w swoim pragnieniu komunikowania ze światem przez piosenkę i tekst.

Nie myślałam o zatrzymywaniu się, tylko raczej o refleksji. Masz poczucie spełnienia i satysfakcji?

- Myślę, że jestem dużo bardziej ambitna, niż przypuszczałam wiele lat temu. Takiej prawdziwej satysfakcji chyba jeszcze nie osiągnęłam. Twierdzę, że jestem w procesie. Cały czas marzę o tym, żeby poczuć się kiedyś realnie spełnioną osobą. Moja refleksja dotycząca życia związanego z zespołem sprowadza się do krótkiego stwierdzenia, że jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Czuję się w jakimś sensie hołubiona przez los i skłamałabym, gdybym powiedziała, że jest inaczej.

Ta płyta powstawała na przełomie dwóch lat. Biorąc pod uwagę to, że jesteś ambitna i postrzegasz siebie przez pryzmat rozwoju, czy wokół tej płyty wydarzyło się coś wyjątkowego, co na ten rozwój wpłynęło?

- Nie. W przypadku nagrywania kolejnych płyt stawiam sobie takie same cele, więc nic takiego szczególnego się nie wydarzyło, ponad to, że każdy z tych procesów był szczególny. To jest niezwykłe tak otworzyć w sobie przestrzeń, w której zaczynają się pojawiać słowa i przemyślenia, by te historie, w których byłam główną bohaterką, sprowadzić do formy krótkiego tekstu. Kiedy myślę, w jaki sposób zaaranżować małżeństwa poszczególnych słów, żeby to były małżeństwa długoletnie i naznaczone jakimś sensem. To za każdym razem jest niezwykłe i mam nadzieję, że cały czas się rozwijam.

A masz takie poczucie?

- Bardzo mi zależy na tym. Na pewno nie byłabym zadowolona, gdybym na chłodno wykonała swoją pracę. Myślę, że po tylu latach pisania tekstów i śpiewania jestem w stanie wyłuskać taki delikatny wzór na to, jak napisać coś, co będzie przyzwoite, ale nigdy się tym nie zadawalam. Raczej staram się wystrzegać wszelkiego rodzaju wzorów i za każdym razem, gdy coś buduję, robię to zupełnie od podstaw.

Twoje teksty są szalenie emocjonalne i głębokie. Skąd czerpiesz inspirację do ich tworzenia?

- Jestem bardzo ciekawa ludzi. To prawdopodobnie ma związek z tym, że dzieciństwo i okres nastoletni wspominam jako wyizolowany. Z różnych powodów byłam średnio zakolegowana ze światem i najnormalniej w świecie samotna. Z drugiej strony byłam zawsze bardzo ciekawa ludzi. W tamtym czasie wiedzę na ich temat czerpałam głównie z książek. Książka zawsze była dostępna w moim życiu i mam wrażenie, że prowadziłam zawsze dwa równoległe życia - jako czytelnik i jako osoba. Byłam obecna w tym moim życiu zwyczajnym, ale bardzo łaknęłam tych momentów z książką, wtedy naprawdę przenosiłam się do innego świata.

A teraz?

- Teraz w związku z tym, że śpiewam i jeżdżę po Polsce, poznaję ludzi. Mam okazję słuchać, co do mnie mówią, patrzeć, obserwować i to jest naprawdę ciekawe. Poza tym staram się mieć prawdziwie głęboki kontakt z samą sobą. Nauczyłam się, że to popłaca i jest czymś najcenniejszym, co mogę dla siebie zrobić. Wiedzieć, kim jestem, słyszeć siebie i odpowiadać na swoje własne potrzeby. Poza tym nie mam wstydu jeśli chodzi o opisywanie pewnych rzeczy, które dotyczą człowieka - mnie albo innych osób. Wychodzę z założenia, że jestem typową przedstawicielką gatunku ludzkiego. Mam też świadomość , że to, co przeżywam, w jakimś sensie przytrafia się każdemu, jest jakby swego rodzaju powieleniem historii innych ludzi.

Czy są tematy, o których bardzo chciałabyś napisać, ale do tej pory ci się nie udało, albo podejmowałaś próby i nie wychodziło?

- Szczęście, które odczuwam, jest takim tematem, którego nie potrafię jeszcze ugryźć. Myślę, że trzeba naprawdę jakoś perfekcyjnie władać słowem, żeby napisać o tym niebanalnie. Te wszystkie ciemne odsłony życia są jednak łatwiejsze do opisania. O szczęściu natomiast nie wiem jak pisać, żeby mnie samej to nie zawstydziło. Podejmuję nieśmiałe próby, ale zazwyczaj nie trafia to nigdzie dalej. Jestem samokrytyczna i wiem, że nie jestem jeszcze gotowa prezentować tych treści ludziom, bo one są słabe i naiwne.

Hey w utworze "Do Rycerzy, do Szlachty, do Mieszczan" (impresja Katarzyny Nosowskiej):

Marcin Bors jest waszym producentem i od kilku płyt działacie razem. Te płyty to są majstersztyki, więc wnioskuję, że jest dobrym partnerem. Czy pomimo tego, że ta współpraca tak dobrze wam wychodzi, nie chciałabyś spróbować z kimś innym? Zastosować jakiś płodozmian? Nie masz ochoty popracować z kimś nowym?

- Jako zespół Hey współpracowaliśmy całymi latami z Leszkiem Kamińskim. Pozwoliłam sobie jako pierwsza na taką powiedzmy w cudzysłowie "zdradę" w stosunku do Leszka, bo z nim też nagrywałam swoje solowe płyty. W pewnym momencie postanowiłam spróbować z Borsem. To dla mnie była nowość - ów "płodozmian". Jestem oczywiście zwolenniczką poszukiwania cały czas nowych rozwiązań i ludzi. Ta świeża energia jest bardzo pożądana, szczególnie w takich sytuacjach artystycznych, lecz mam wrażenie, że z Borsem nie zrobiliśmy jeszcze wszystkiego, co możemy.

Jeszcze czujesz potencjał?

- Absolutnie tak, to nie jest sprawa zamknięta. Wiem, że jak to wyczuję, to on też będzie wiedział, że to jest ostatnia płyta, którą nagrywamy ze sobą.

Macie dobry kontakt i porozumienie?

- Tak! Zdecydowanie. Wiem, że żal by mi było tej relacji zawodowej i prywatnej. Jesteśmy raczej blisko ze sobą przez te lata i bardzo się zakolegowaliśmy. Wiem, co on we mnie uruchamia. On sprawia, że przekraczam coraz to kolejne granice w sobie i nie chciałabym teraz tego stracić.

Wasze płyty są cenione zarówno przez publiczność, krytyków i jesteście nagradzani. Cieszycie się sympatią. Załóżmy taką sytuację, że kiedyś zdarzy się wam taka płyta, która nie spotka się z dobrym odbiorem, gdzieś wam się noga powinie. Czy jesteś na to przygotowana?

- Nie dość, że jestem przygotowana, to my doświadczaliśmy takich sytuacji. Faktycznie od kilku lat ta sympatia jest bardzo wyczuwalna, ale my przecież jako zespół Hey funkcjonujemy na scenie od 20 lat i poza tymi pierwszymi dwiema płytami, które sugerowały nam, że jesteśmy dobrze traktowani i ludzie nas polubili, to potem wcale tak różowo nie było. Być może wiele osób nie pamięta, dlatego że ludzie się przyzwyczają i wąsko widzą pewne zdarzenia. Mieliśmy kilka takich lat, gdzie płyty sprzedawały się tak sobie, a tylko najwierniejsi fani byli z nami. Znamy taką sytuację i jeżeli ona się pojawi, to jesteśmy na to przygotowani.

Nie obawiasz się takiej chwili?

- Nie ma takiej możliwości, żeby człowiek pozostawał na poziomie takiego superkomfortu przez cały czas. To jest niemożliwe. Na pewno przyjdzie taki moment, kiedy będzie tąpnięcie. To jest naturalne i tak jest ze wszystkim. Nie mam w sobie takiego lęku, bo rozumiem, że tak jak wszyscy kiedyś umrzemy, tak samo w życiu raz jest fajnie, a drugi raz mniej. My bardzo często formułowaliśmy taką deklarację artystyczną, że za każdym razem będziemy robić wszystko, żeby to, co wypuszczamy na zewnątrz, było jak najlepsze i że nigdy nie wydamy płyty, jeżeli będziemy się czuli wypaleni. Spokojnie damy sobie czas na to, żeby ten ogień znowu się pojawił.

Czym dla ciebie jest muzyka? Czy ona na co dzień cały czas ci towarzyszy? Czy jako muzyk nie potrzebujesz czasami dystansu i ciszy?

- Potrzebuję ciszy jak każdy człowiek, ale zdecydowanie muzyka występuje w moim życiu i to w jednej z głównych ról. Silnie odczuwam potrzebę muzyki i dobieram ją sobie. Jako słuchacz nie jestem niewolnikiem dźwięków, ale zdecydowanie lubię podkład pod codzienność. Te ciche momenty tak naprawdę sobie rezerwuję. Dokładnie wsłuchuję się w siebie, rozpoznaję to pragnienie ciszy i wtedy ją sobie gwarantuję.

- W podróży, w domu autentycznie lubimy słuchać muzyki i jest dla nas bardzo ważna. Nie umiem sobie wyobrazić sytuacji, w której mogłabym obcować z dźwiękami wyłącznie w pracy. Jestem bardzo aktywnym słuchaczem. Lubię też innych artystów i jestem fanką wielu muzyków. Bardzo mnie wzrusza to, co robią inni. W takim sensie jestem przedstawicielką grupy społecznej, która przepada za kontaktem z muzyką i piosenką.

A czym dla ciebie jest koncert?

- To jest Misterium po prostu (śmiech). Wiem, że to z naszej strony nie jest jakieś teatralne. Być może nie widać tego po nas, że my w taki sposób to traktujemy. To jest magia. Oczywiście ta magia nie zawsze zachodzi. Dlatego twierdzę, że nie da się zaplanować tego, jak koncert będzie przebiegał. My możemy wiedzieć, co zagramy, wybrać piosenki i ich kolejność, natomiast nie jesteśmy w stanie zagwarantować, że osiągniemy ten cel. Celem jest poczucie czegoś, co jest bardzo ulotne. Mam wrażenie, że to jest jeden z dowodów na to, że istnieje "Coś". Wierzę głęboko, że to jest spotkanie. Tutaj występują dwa podmioty: my i publiczność. Czasami to "Coś" się pojawia, wtedy to jest zupełnie niezwykłe i dla "Tego" warto żyć.

Chciałam ci teraz zadać pytanie, czy po tych 20 latach, nie masz takiego poczucia zmęczenia, tej machiny: pisania, nagrywania płyt i grania koncertów?

- Absolutnie nie. Mam wrażenie, że dopiero od sześciu lat rozumiem, o co mi w tym chodzi. Ta moja fascynacja tym, co robimy, datuje się właśnie od tego momentu. Wcześniej bardzo kochałam to robić, natomiast nie miałam takiego poczucia, że wreszcie odnalazłam siebie. Zawsze myślałam, że mogę w życiu robić coś innego albo zdecydować, że kończę z tym. Teraz myślę, że to w poważnym stopniu mnie definiuje.

Zaprosiliście na tę płytę Gabę Kulkę. Powiedz, jest ktoś taki o kim marzysz, żeby z nim popracować?

- O! Jest milion takich osób w Polsce i za granicą. Myślę, że do wszystkich takich spotkań, które stały się moim udziałem, dochodziło w sposób nieplanowany i bardzo spontaniczny. To były zrządzenia losu. Takie momenty, kiedy dochodzi do sprzężenia przedziwnych okoliczności, nagle trafiamy na siebie z tymi osobami i dochodzi do czegoś szczególnego.

Byłaś w tym roku szefem Męskiego Grania, chwalona za fantastyczną organizację. Czy jest coś takiego w życiu czego nie spróbowałaś, a bardzo chciałabyś?

- Chciałabym napisać coś dużego. Marzę o tym od zawsze. Nigdy tego nie zrealizowałam. Może to jest taki plan na przyszłość, na takie ciche momenty. Jakąś większą formę, która nie będzie miała nic wspólnego z dźwiękami. Bardzo bym chciała czegoś takiego spróbować.

2012 rok dobiegł końca, czy robiłaś jakieś podsumowania?

- Uważam, że ten miniony rok był dobry. Nie był łatwy, ale myślę, że bardzo dobrze wypada w podsumowaniach. A jeżeli chodzi o 2013, to mam wrażenie, że też będzie szczególny. Czuję taki pęd i żar do tego, żeby doświadczać tych kolejnych przyszłych miesięcy. Myślę, że to będzie bardzo ciekawy czas.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas