"Zmiany na dobre" (wywiad z Animations)
Animations z Jaworzna to dziś zupełnie inny zespół. Ci, którzy pamiętają ich jako epigonów Dream Theater, "Private Ghetto", trzeci album formacji, z pewnością zaskoczy. Pozytywny odzew na nowe oblicze zespołu utwierdza w przekonaniu, iż postawienie na nowy, zdecydowanie metalowy i agresywniejszy kierunek, był zdecydowanie słuszny.
Jak przechodzi się taką metamorfozę w rozmowie z Bartoszem Donarskim opowiadał gitarzysta Kuba Dębski.
O ile dobrze pamiętam, dawno temu, bo na początku 2011 roku, utworem / teledyskiem "Slowly Die Inside" zapowiadaliście następcę "Rest Your Soul". Numer ten ma się nijak do tego, co słyszymy na nowej płycie Animations. Wyjaśnisz tę sytuację, która wielu fanów mogła wprowadzić w niejakie skołowacenie?
- "Slowly Die Inside" pokazało się jakoś w okolicach lutego 2011 roku. Wtedy faktycznie mieliśmy napisane około 11 numerów na nową płytę, którą zamierzaliśmy nagrać z Darkiem Bartosiewiczem w składzie. Wydarzenia jednak potoczyły się nieco inaczej niż planowaliśmy, a one wymusiły zmiany personalne w zespole. W momencie, w którym pojawił się Frantz stwierdziliśmy, że praca nad tym co było nie ma najmniejszego sensu, bo jego wokal nie pasuje w żaden sposób do utworów, które napisaliśmy. W taki sposób tamte kawałki trafiły na półkę, a wiele z nich stało się "dawcami riffów" do numerów, które wypełniają "Private Ghetto".
No właśnie, na "Private Ghetto" słyszymy już nowego wokalistę Frantza Wołocha, który nadał muzyce Animations nowego wymiaru. Jak skrzyżowały się wasze
drogi?
- Frantza poznaliśmy w 2005 roku podczas finału odbywającej się wtedy pierwszej edycji Rock 'N Roll Music Festival. My graliśmy jako instrumentalny kwartet, a Frantz był filarem zespołu Anilanerda. Chłopaki grali bardzo mocną i energetyczną muzę utrzymaną w klimatach Slipknota, Sepultury czy starego, dobrego Korna. Pamiętam, że zrobili na nas piorunujące wrażenie! Gdy szukaliśmy wokalisty przed nagraniami "Reset Your Soul", podeszliśmy Frantza po raz pierwszy, ale wtedy nie był zainteresowany współpracą z nami. Natomiast gdy zrobiliśmy to po raz drugi - w 2011 roku - wtedy sytuacja w jego zespole zmieniła się diametralnie, a Frantz chciał spróbować pograć w innym składzie. Zmiany wszystkim wyszły na dobre.
"Private Ghetto" przynosi zupełnie inną muzykę i wydaje się swego rodzaju twórczą woltą. Ten pomysł nabrzmiewał w was od dawna?
- Zawsze chcieliśmy grać mocno i zawsze próbowaliśmy się mierzyć z takim graniem. Wiadomo jednak, że bez konkretnego wokalu nie bardzo jest to możliwe, więc dopiero po pojawieniu się Frantza mogliśmy wpłynąć na nieznane nam wody. Wcale nie ukrywamy, że na nich czujemy się rewelacyjnie i cały czas zmierzamy w nieznanym nam kierunkom - to zajebiste uczucie!
Czy w związku tą stylistyczną przemianą nie obawialiście się - chyba nieuniknionej - utraty części fanów?
- Oczywiście, że mieliśmy pewne obawy, ale chyba bardziej pociągało nas to, ilu nowych możemy zyskać. Byliśmy też bardzo ciekawi jak ludzie znający naszą twórczość z instrumentalnego debiutu oraz "Reset Your Soul", zareagują na materiał z "Private Ghetto". Z wielką radością mogę powiedzieć, że ci, którzy śledzą nas od samego początku dalej są z nami i cały czas nas wspierają, kibicują i co najważniejsze - słuchają naszego nowego wcielenia.
- Czasem spotykamy ich po koncertach, czasem do nas piszą i przeważnie mówią coś takiego, że sami nie spodziewali się, że tak ciężka i agresywna muzyka do nich przemówi. Potem sami łapią się na tym, że w odtwarzaczu w samochodzie "Private Ghetto" kręci się przez bity miesiąc czy dwa. To bardzo satysfakcjonujące uczucie słyszeć coś takiego.
Album ten niesie w sobie pożądany powiew świeżości, na którym - jak podejrzewam - szczególnie wam zależało. Nie sądzisz, że innym pozytywnym aspektem zaistniałej sytuacji jest też to, iż dziś nikt już nie nazwie was "klonem" czy inną "polską odpowiedzą na..."? Uważam, że - wbrew nowym etykietkom - zyskaliście na tożsamości.
- Wydaje mi się, że to określenie "polska odpowiedź na..." jest bardzo powszechne i pewnie zawsze znajdzie się ktoś, kto dopisze sobie nazwę jakiejś zagranicznej kapeli w miejsce tego wielokropka. Nawet nie próbujemy się temu przeciwstawiać ani tym bardziej z tym walczyć - nie ma to po prostu sensu. Natomiast jeśli chodzi o naszą tożsamość, to faktycznie wierzymy w to, że zbliżamy się do takiego momentu, w którym z pełną pewnością stwierdzimy: Tak, tak brzmi Animations, i z taką stylistyką będzie nas kojarzyć publiczność. Nie zmienia to jednak faktu, że pewnie już zawsze będziemy kombinować, coś zmieniać, czegoś poszukiwać i zaskakiwać naszych słuchaczy. Nagrywanie dwudziestu takich samych, bezpiecznych płyt nas nie kręci - wolimy skręcać w nieznane.
Na "Private Ghetto" znajduję sporo metalcore'owych inklinacji, nie brakuje też thrashowej nawałnicy, jest i zauważalny goeteborski sznyt w sensie melodyjności. Jak to oceniasz?
- Faktycznie można znaleźć dużo elementów typowo core'owych czy tych z melodyjnego death metalu rodem ze Szwecji. Nie kryjemy się z tym, że kapele takie jak Killswitch Engage, In Flames czy Soilwork są nam bardzo bliskie, a ich płyty stoją na honorowych miejscach na naszych półkach. Zresztą muzyka ze Skandynawii to istna kopalnia świetnych melodii! Już nawet zostawmy dokonania In Flames czy Soilwork, a sięgnijmy do twórczości tak znakomitej kapeli jaką jest Europe. Duet Tempest-Norum to mistrzowie świata w pisaniu rewelacyjnych linii melodycznych. O Abbie nawet nie wspomnę, żeby nie narażać się metalowym purystom (śmiech).
Słuchając tej płyty, jej charakter kojarzył mi się z dokonaniami Soilwork, w tym sensie, że potraficie grać agresywnie, a jednocześnie wplatacie w to przysadzisty groove i niebanalne rozwiązania, które wymykają się jednoznacznej kategoryzacji. Coś w tym jest? (Nawiasem mówiąc dodałbym do tego również Darkane, Scar Symmetry, późniejszy In Flames...).
- Wiesz, na mojej półce zaraz obok płyt Soilwork czy In Flames stoją płyty Dream Theater, Pink Floyd i Meshuggah, więc jest z czego czerpać. Dream Theater, którego klonem zostaliśmy nazwani przy okazji pierwszych dwóch płyt, chyba już na zawsze pozostanie moją ulubioną kapelą. Natomiast jeśli chodzi o groove, to osobiście jestem zdania, że bez solidnego groove'u nie ma co w ogóle zabierać się za pisanie numerów. W tej kategorii za niedościgniony metalowy wzór stawiam zespół Pantera. Jeśli nawet wszystkich riffów nie napisał Tony Iommi, to na pewno dzieła dokończył Dime (śmiech). Inspiracje kapelami progresywnymi dopełniają całości i... "Private Ghetto" brzmi jak brzmi.
Swego czasu jeden koleżka z brytyjskiego Threshold, co się na progresywnym metalu zna, jakby nie było, powiedział mi jedną mądrą rzecz, że prog metal ma to do siebie, że często bywa... regresywny. I chyba coś w tym jest. Nagrywając "Private Ghetto" wyzbyliście się tej "wady" i , o ironio, zyskaliście na postępowości, grając zdecydowanie bardziej nowocześnie. Czyż nie jest to wybitny paradoks?
- Threshold? Zajebista kapela! Byłem w strasznym szoku, gdy usłyszałem o śmierci Maca...
- Wracając do właściwego pytania - mam wrażenie, że nam po prostu odrobinę znudziły się techniczne wyścigi, w których w zasadzie i tak nikt nie ma podjazdu do kapel takich jak na przykład Planet X. Chcieliśmy się zmierzyć z tematem, który tylko pozornie wydaje się prosty - "napiszmy piosenkę". Po wielu wcześniejszych próbach mocowania się z nim, chyba dopiero wspomniany przez ciebie na początku "Slowly Die Inside" wpasował się w kategorię "piosenka". To nie jest wcale takie złe słowo, nawet w metalowym świecie, bo przecież choćby Slipknot ma od groma piosenek! Jeśli natomiast udało nam się zyskać na postępowości, o której mówisz, to nie pozostaje mi nic innego jak cieszyć się z takiej opinii i przybić sobie piątkę z resztą chłopaków.
Czytając recenzje tej płyty - w większości pozytywne - spotkałem się z kilkoma zarzutami dotyczącymi braku różnorodności, że niby "wszystkie utwory takie same". Nie wiem, jak ty, ale dla mnie to komplety bełkot. Przecież takie "Crystal Lies", "Morality Failed", "Internal Chaos" czy "Wrath" cechują się zupełnie czymś innym. Jesteśmy po tej samej stronie?
- Nie wiem jak to z tymi recenzjami jest. Być może recenzenci mają przed sobą taki ogrom płyt, że kończy się to tak, że piszą recenzję płyty po jednokrotnym jej przesłuchaniu. My pracowaliśmy nad nią ponad rok, wsadziliśmy w nią wszystko co umiemy robić najlepiej do tego cały czas zmagając się z normalnym życiem, tym zawodowym też, a potem czasem dowiadujemy się w dwóch zdaniach, że tak naprawdę to nie było warto i ten ogrom pracy mogliśmy równie dobrze zamienić na leżenie do góry brzuchem z puszką piwa w dłoni. Oczywiście, że numery, których tytuły wymieniłeś są zupełnie od siebie różne. Ja bym tu jeszcze dorzucił "Dawn The Day Before" - kawałek, który kompletnie nie przystaje do wszystkich innych z "Private Ghetto".
Z produkcji wypada być chyba zadowolonym. Ja bym był. Jak postrzegasz to z perspektywy czasu?
- Zupełnie bezczelnie powiem, że nie zmieniłbym w niej nic. Nad miksami płyty pracowałem praktycznie cały czas gdy powstawała płyta i jestem bardzo zadowolony z brzmienia, które udało nam się wspólnie osiągnąć. Jest mocno, jest przejrzyście i jest nowocześnie - dokładnie tak miało być!
Z tego, co rozumiem, album ten wydaliście sami. Proza życia, wyzwanie, którego chcieliście się podjąć czy może żądza absolutnej kontroli nad wszystkim?
- Niestety, głównie proza życia. Przed wydaniem "Private Ghetto" prowadziliśmy blisko ośmiomiesięczne rozmowy z potencjalnym wydawcą płyty. Wydawało nam się, że trafiliśmy na bardzo solidnego gracza na polskim rynku, ale rzeczywistość boleśnie zweryfikowała naszą wiedzę i nie pozostało nam nic innego jak kolejny raz wziąć sprawy w swoje ręce i wydać płytę samemu. Dlatego najpierw trafiła ona do sieci w wersji cyfrowej i za darmo na nasz kanał You Tube, nie chcieliśmy czekać ani chwili dłużej, żeby pochwalić się "Private Ghetto" światu. Nasi słuchacze i tak musieli czekać o długo za długo.
Chętnie zobaczyłbym Animations na żywo, zwłaszcza teraz, w nowej odsłonie. Będzie ku temu okazja?
- Próbujemy ogarnąć maksymalnie dużo koncertów ile się da. W tym roku pojawimy się 30 listopada w Ostrowcu Świętokrzyskim oraz 8 grudnia w Krakowie. W przyszłym szykują się koncerty z chłopakami z Thy Disease, ale jeszcze za wcześnie by mówić o terminach. Najświeższe informacje zawsze pojawiają się na naszym Facebooku oraz naszej stronie internetowej. Tam zapraszamy wszystkich zainteresowanych.