Ziyo: Zawiewa w czaszkę

Siedem lat po wydaniu płyty "Spectrum", przypomniała o sobie tarnowska grupa Ziyo. Jak się okazuje, legenda nowej fali przez ten czas nie zawiesiła działalności. Jej dorobek można sobie było przypomnieć pod koniec 2004 roku, kiedy w sklepach pojawiły się reedycje wszystkich płyt zespołu dowodzonego od początku przez wokalistę Jerzego Durała. Te wznowienia były swego rodzajem przygotowaniem terenu pod premierowy materiał, który ukazał się 16 maja 2005 r.. Wtedy na półki sklepowe trafiła płyta zatytułowana "Popburger". To właśnie nowy album był głównym tematem rozmowy Michała Boronia z Jerzym Durałem, ale wokalista opowiedział także o sytuacji na polskim rynku muzycznym, swoich faworytach i planach współpracy z Robertem Gawlińskim i Marcinem Rozynkiem.

article cover
INTERIA.PL

Co się działo w Ziyo w ostatnich latach? Wielu chyba postawiło na was krzyżyk, a tymczasem wróciliście z nową płytą. Czy po tak długiej przerwie album niewiele dłuższy niż pół godziny jest wystarczający? Zwłaszcza, że na płycie znalazła się także nowa wersja znanego już nagrania "Nie opuszczaj mnie".

Nie bądźmy tendencyjni i trzymajmy się faktów. Całkowity czas trwania albumu to 37,43 min, więc powiedziałbym raczej, że jest niewiele krótszy niż 40 minut i tyle właśnie moim zdaniem powinna trwać płyta, jeżeli ma być wysłuchana uważnie i intensywnie przeżyta. Słuchanie kilkunastu utworów jednego artysty jest monotonne, nużące i po prostu ogranicza percepcje. Wiem to z autopsji, bo samemu przychodzi mi z trudem wysłuchanie w stuprocentowym skupieniu długich krążków mojego ulubionego zespołu U2.

Poza tym gromadzę na płytę zwykle 10 kawałków i nie kalkuluję czasu ich trwania. Tym razem było tak samo, tyle że podczas miksów mieliśmy awarię komputera i pliki do jednego z utworów zostały uszkodzone, więc musieliśmy z niego zrezygnować. Ponieważ jednak jest to bardzo udana kompozycja, z pewnością umieścimy ją na kolejnym albumie. Zresztą nowy materiał jest już prawie gotowy i właściwie już dziś moglibyśmy wejść do studia, by go zarejestrować.

Piosenka "Nie opuszczaj mnie" musiała zaistnieć na płycie, chociażby dlatego, że niewiele osób mogło poznać poprzednią wersję, ponieważ "Exlibris" został wycofany ze sprzedaży kilka dni po premierze, w wyniku konfliktu firmy Selles z ZAiKSem i interwencji prokuratury. Nie dotyczyło to oczywiście naszego wydawnictwa, ale przy okazji kontroli w firmie kilkanaście tysięcy naszej płyty zostało zaaresztowane w magazynach.

Ten utwór znany jest ze składanki "Exlibris: Magiczne numery 1986-2000" z 2000 roku. Czym się nowa wersja różni od tamtej?

Poprzednia wersja miała zdecydowanie taneczny charakter i zbudowana była na bazie sampli, loopów i całej tej elektroniczno-klawiszowej fabryki, z jedną tylko partią żywej gitary. Zawierała też bardzo istotny element - solo na gitarze basowej. W nowej wersji zredukowaliśmy tempo i zrezygnowaliśmy z większej części elektroniki na korzyść żywych, dynamicznych bębnów, basu i akustycznej gitary, która nadaje piosence charakter rockowej ballady.

Na początku numer zawierał także solową partię gitary akustycznej z nylonowymi strunami, z której jednak w trakcie ostatecznych miksów zrezygnowaliśmy, bo nie brzmiało to satysfakcjonująco.

Nagranie w tej estetyce brzmi teraz dużo bardziej przejrzyście, przekonywująco i nabrało odpowiedniej dramaturgii, a przede wszystkim to klasyczny styl Ziyo.


Co sądzisz o takich powrotach po latach? W ostatnim czasie najgłośniej było o powrocie Kombii i Papa Dance, dwóch gwiazd lat 80. Jak oceniasz tę falę nostalgii?

O ile wiem było ich więcej, ale nie wszystkie okazały się udane (śmiech). Choć bardzo cenię Grześka Skawińskiego jako muzyka, kompozytora, a nade wszystko wirtuoza gitary, to jednak niepokojąca i niezrozumiała jest dla mnie ta jego skłonność do ciągłej zmiany stylu, estetyki i wizerunku. Udział w tak różnych muzycznie projektach, jak Skawalker, O.N.A. czy ostatnio Kombi, to chęć pozostania na muzycznej scenie za wszelką cenę, albo - w co głęboko wierzę - świadomy wybór dojrzałego artysty dużego formatu, którego talent i poziom pozwala na realizację każdego muzycznego wyzwania.

I chociaż Kombii nie brzmi już tak przekonywująco i autentycznie, jak to sprzed lat, to jednak chętnie, z uczuciem nostalgii wspominam "Nasze Rendez-Vous" czy "Black And White". Sam przecież wychowałem się na New Romantic z lat 80. spod znaku Ultravox, Depeche Mode, Simple Minds, czy Tears for Fears.

Nas jednak temat powrotów po latach nie dotyczy, bo przez te ostatnie siedem lat ciągle tworzyliśmy i graliśmy muzykę i nawet na chwilę nie zawiesiliśmy działalności zespołu. Nagraliśmy "Exlibris", kilka nowych wersji kolęd i cover U2 "New Year?s Day" na świąteczny singel radiowy, "Strange Love" Depeszów na płytę " Master of Celebration" [kompilacja w hołdzie Depeche Mode - przyp. red.], no i zagraliśmy trochę koncertów.

Byliśmy tylko trochę mniej aktywni medialnie - może też dlatego, że nie mam wielkiego ciśnienia na karierę. Staram się nie robić nic na siłę, nie lubię się narzucać. Cenię sobie prywatność, swobodę działania i wolność wyboru, a to nie zawsze jest osiągalne, kiedy stajesz się częścią wielkiego show-biznesu (śmiech).

A jak ci się podoba obecna sytuacja na rynku muzycznym? Zauważyłeś coś ciekawego, co by cię zainteresowało? Może jakieś debiuty?

Oprócz całej tej fali hip hopu, pojawiają się jeszcze (choć sporadycznie) kapele godne uwagi, będące nie mniej ważnym niż hip hop głosem młodego pokolenia, jak chociażby Cool Kids Of Death czy SiStars, który jest jeszcze dodatkowo świetnie wyprodukowany.

Niestety, większość wykreowanych w programach typu "Idol" wykonawców nie daje sobie rady w konfrontacji z prawdziwym rynkiem muzycznym. Wprawdzie ich nazwiska są dobrze znane publiczności, ale nie wygląda na to, by mogły samodzielnie i w sposób przekonywujący funkcjonować na scenie. Do tego potrzeba chyba więcej charyzmy i mocnej osobowości, nie mówiąc już o potencjale twórczym i kreatywności.

Na szczęście stara gwardia, jak Gaweł [Robert Gawliński, lider grupy Wilki], Kayah czy Lech Janerka trzyma się całkiem nieźle i nie schodzi poniżej oczekiwanego poziomu. Zdarzają się też zaskakujące projekty, jak rewelacyjna płyta kolegi Sidney'a Polaka.

Ja jednak ciągle bardziej skłaniam się ku gitarowej nowej fali w klimacie Placebo, Coldplay, ostrzejszy Muse i bezkonkurencyjne U2, którego każda nowa płyta jest jak powiew świeżego powietrza w zatłoczonym expresie popkultury. A jeżeli mówimy o nostalgii, to wolałbym, żeby reaktywował się Exodus, Mech, Ogród Wyobraźni, a z innej bajki Kwadrat i Laboratorium, a jeszcze z innej Blitzkrieg, She, Zoilus..., niż Papa Dance.


Jak myślisz, skąd w południowo-wschodniej Polsce akurat sympatia do tego typu grania, jeśliby popatrzeć na Tarnów i Rzeszów? Jak obecnie wygląda scena muzyczna w Tarnowie?

Szczerze mówiąc nie widzę aż tak czytelnego i jednorodnego stylistycznie nurtu związanego z obszarem Polski południowej. I nie będę tworzył legend o wyjątkowym klimacie Galicji, czy poszczególnych miast. Z pewnością bliżej nam do Tatr, gdzie ciągle słychać tą przejmującą nutę w góralskiej muzyce, ale porównując rzeszowskie 1984, Milion Bułgarów, Noah Noah, z krakowskim Made In Poland i z tarnowskim Siedem, Cave i Ziyo, widzę jedynie różnice. Poruszamy się wprawdzie w obszarze podobnej wrażliwości, ale każdy z tych zespołów ma swój niepowtarzalny, charakterystyczny styl i brzmienie.

Natomiast Tarnów to nie tylko scena rockowa. Mamy tu świetną orkiestrę kameralną, duży chór gospel, prężny ruch szantowy, kilkanaście składów hiphopowych i odkrycie ostatnich kilku lat - Up To Date, grający z coraz większymi sukcesami nowoczesny jazz.

I mimo że zespół Siedem przestał istnieć, chłopaki z Cave zamknęli się w piwnicy (a może bardziej w sobie), bluesowa Bardzo Orkiestra gra tylko sporadyczne koncerty, to duch w narodzie nie ginie. Bo Common Dream nagrali bardzo udany album z elektronicznym popem, Sunflower zakończyli prace nad ciężkim i mocnym, metalowym krążkiem, a my promujemy właśnie nową płytę "Popburger".

Tytułowy utwór "Popburger" to krytyka kultury dominującej obecnie w większości mediów, szczególnie w telewizji, jak wspomniane przez ciebie "reality show" i "telenowele", ale też rzeczywistości wirtualnej ("internetowa gra", "wirtualny seks"). Ale mówisz także, iż nie zamierzasz z tym walczyć. To jak odebrać apel "uciekaj stąd daleko, jak najdalej stąd"?

W świecie, gdzie wszystko jest powierzchowne i pozbawione refleksji, trudno jest się odnaleźć ludziom wrażliwym. Ten ciągły pośpiech i pogoń za wygodnym życiem powodują stępienie zmysłów i upośledzenie percepcji, dlatego coraz trudniej znaleźć partnera do rozmowy o emocjach, uczuciach czy moralności.

Irytuje mnie, że ludzie tak łatwo poddają się sile mediów. Wystarczy przecież skojarzyć fakty, żeby skonstatować, że reality show to tylko socjotechniczna manipulacja. To wszystko sugeruje, że życie powinno być lekkie, łatwe i przyjemne - nawet Coca-Cola jest light, a to przecież tylko złudzenie i fikcja, potęgowana wirtualną rzeczywistością gier komputerowych i internetu, gdzie wszystko dzieje się bez realnych konsekwencji. Dlatego warto poszukać własnego, alternatywnego, ale prawdziwego świata, gdzie można odczuwać głębiej i żyć pełniej. Dlatego mówię: "uciekaj stąd".

A już zupełnie niezrozumiała jest dla mnie ta wykreowana także przez media moda na zrobienie kariery, czy choćby zaistnienie w show-biznesie za wszelką cenę. Najlepiej wystąpić w jakimś reality show, albo załapać się do jakiegoś konkursu typu "Idol" czy "Zostań Gwiazdą", i bez żadnego dystansu do samego siebie, bez odrobiny kreatywnej osobowości, oczekiwać wielkiej popularności i świecić jak najjaśniejszą gwiazdą w układzie słonecznym.

Dla mnie to wszystko wygląda jakby wszyscy najarali się zielskiem i żyli w tym urojonym świecie. Ja na szczęście eksperymentalny etap sporadycznych kontaktów z dragami mam już dawno za sobą. Widzę rzeczy takimi, jakimi one są i świadomie wybieram priorytety.


Opowiedz o teledysku do nagrania promującego "Popburger". Jak on wygląda, kto go zrobił i gdzie?

Klip powstał na Śląsku, gdzie reżyser Paweł Bogocz (ten sam, który jest autorem teledysku "Wolność słowa" Pudelsów) znalazł odpowiednie miejsce do realizacji swojego pomysłu. Stary metalowo-blaszany hangar stworzył nam nieco industrialną przestrzeń, w której nakręciliśmy ujęcia grającego na żywo zespołu. Przy odpowiednim oświetleniu i szybkim montażu powstały bardzo autentyczne, energetyczne i dynamiczne zdjęcia, które podczas pracy w studio filmowym zostały jakby zderzone z syntetyczną estetyką grafiki komputerowej - trochę jak z Matrixa.

To bezkompromisowy utwór, więc przekaz w obrazie także musiał być klarowny. Grający na scenie zespół tryska prawdziwą energią, a animacje komputerowe są zimne i sztuczne. To właśnie zderzenie tych dwóch rzeczywistości - realnej i wirtualnej, było istotą tego pomysłu i dało bardzo ciekawy efekt.

Tekst do "What I Wanna Give You" napisała Małgorzata Ostrowska. Znacie się już kilka lat. Jak doszło do tej współpracy?

Parę dobrych lat temu Gosia Ostrowska zaproponowała mi napisanie piosenki na jej pierwszą solową płytę "Alchemia" (oryginalnie nosił tytuł "Co chcę ci dać"). Ale wyprodukowana przez Staszka Zybowskiego i zaśpiewana przez Gosię wersja mojej kompozycji okazała się tak zaskakująco różna od mojej wizji tego numeru, że postanowiłem - przy okazji nowej płyty - zarejestrować własną, alternatywną wersję - do czego zresztą zachęcała mnie nawet ona sama. A ponieważ w efekcie powstał jakby zupełnie nowy utwór, zdecydowałem się przetłumaczyć tekst Gosi i zaśpiewać go po angielsku, w nadziei że obie wersje będą mogły funkcjonować autonomicznie.

W porównaniu ze składem, który nagrał "Popburgera", w zespole nie ma już dwóch muzyków - Piotra Wojtanowskiego i Krisa Krupy. Co się z nimi stało i jaka była przyczyna tej zmiany?

Wyjaśniłem mój punkt widzenia już na łamach "Teraz Rocka" i na dzień dzisiejszy niewiele się zmieniło, poza tym, że muszę przyznać, że zespół Ziyo jako grupa niekomercyjna, a wręcz nawet elitarna (co zresztą bardzo mi odpowiada), nie był w stanie sprostać oczekiwaniom, wyobrażeniom ani warunkom tych panów. I nie rozwijając za bardzo tematu przyjmijmy, że była to typowa "niezgodność charakterów". Ciekaw jestem tylko, ile jeszcze łgarstw i bredni poda w tej sprawie do mediów były basista, w ramach wdzięczności za te osiem lat "darmowej szkoły muzycznej", jaką było granie w Ziyo. Co zresztą uczciwie doceniają i chętnie przyznają wszyscy byli członkowie grupy - zarówno ci, którzy odeszli z zespołu z własnej inicjatywy, jak i ci, którzy zostali poproszeni o opuszczenie kapeli.

Na szczęście nowi muzycy - Łukasz Adamczyk na basie i Sławomir Puka na bębnach, z wielkim entuzjazmem przystąpili do pracy, więc szybko osiągnęliśmy gotowość koncertową, a atmosfera w zespole jest aktualnie doskonała.


Pojawiają się informacje o możliwości jakiegoś twojego projektu z udziałem Roberta Gawlińskiego i Marcina Rozynka. Jakie są szanse na taką współpracę?

Ten projekt na razie tylko dojrzewa w mojej głowie. Nie ma jeszcze konkretnych dźwięków, ani tekstu, ale już od dłuższego czasu marzy mi się wspólne zaśpiewanie w takim trio. Zawsze czułem z Robertem i Marcinem jakieś pokrewieństwo dusz, bo poruszamy się w podobnej romantycznej estetyce i mamy podobną muzyczną wrażliwość. To słychać w naszych piosenkach, a nawet tekstach.

Wprawdzie nie złożyłem im jeszcze żadnej konkretnej propozycji, ale kiedy informacja o moich zamiarach dotarła do Marcina poprzez internet (zadziałali fani), napisał do mnie bardzo sympatycznego maila, więc myślę, że kiedy pojawią się konkrety, to podejmiemy rozmowy. Z Robertem natomiast znamy się tyle lat, że chyba tylko jakieś problemy natury technicznej czy formalnej mogłyby nam przeszkodzić.

A gdybyś miał opisać różnice między nimi?

Podstawową różnicą, jaką widzę na pierwszy rzut oka, jest ich wzrost (śmiech). Obaj są wrażliwymi i maksymalnie zdolnymi artystami i kompozytorami. Mają spore możliwości wokalne i co chyba najważniejsze tzw. seks w głosie. Mam więc nadzieję, że coś razem zrobimy...

Pytanie jak z plotkarskiego pisma, ale dlaczego ściąłeś włosy? I jak się mają twoje bransoletki, które też były dość charakterystycznym elementem twojego wizerunku?

Nosiłem długie pióra przez większość życia. Teraz po tych wszystkich latach postanowiłem postawić na wygodę. Poza tym fryzura na jeża pasuje do mojego imienia (śmiech).

Chociaż czasem w zimie nie jest lekko, bo jednak zawiewa w czaszkę. Ale z drugiej strony zaskoczenie wygodą właśnie było niesamowite. Wchodzisz pod prysznic, wychodzisz i masz suchą glacę - od razu jesteś gotowy do wyjścia - a ma to znaczenie, kiedy jesteś umówiony z piękną kobietą, a nie chcesz się spóźnić (śmiech).

A co do bransoletek, to mają się całkiem dobrze i ciągle ich przybywa - jeżeli wiecie co chcę przez to powiedzieć (śmiech).

Jakie plany promocyjne na najbliższy czas? Będą koncerty?

Obecnie jesteśmy w trakcie standardowych działań promocyjnych, jak wywiady radiowe, prasowe i telewizyjne, tym bardziej, że nie toleruję nachalnego namawiania ludzi do własnej twórczości. Traktuje promocję raczej jako sposób dotarcia z informacją o nowej płycie, a nie przekonywanie do zakupu kolejnego "rewelacyjnego" produktu na tym konsumpcyjnym rynku.

A skoro o informacji mowa, to szykujemy na jesień dużą trasę koncertową, wizytę w programie Kuby Wojewódzkiego itd. W lecie prawdopodobnie wystąpimy na Przystanku Woodstock.

Nasz teledysk do utworu tytułowego z płyty "Popburger" lada dzień pojawi się w TV. Rysuje się również realna szansa na wyjazd z koncertami do USA, Kanady i Londynu. A więc do zobaczenia na koncertach.

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas