"Zafascynowana kelnerem z Warsu"
Reni Jusis przyzwyczaiła swoich fanów do tego, że jej kolejne płyty ukazują się w dłuższym odstępie. Ponieważ "Trans misja" pojawiła się w sierpniu 2003 roku, to nic dziwnego, że sympatycy wokalistki zaczęli wyglądać nowych nagrań. Na początku września 2005 roku można było usłyszeć premierowy utwór "Kilka prostych prawd", który Reni wykonała na Sopot Festival. Kolejnym singlem była piosenka "Magnes" i tak właśnie nazywa się nowa płyta Reni, która do sklepów trafiła ostatecznie 5 czerwca 2006 roku. W rozmowie z Krzysztofem Czają (RMF FM) Reni Jusis opowiedziała m.in. o muzyce klubowej, wakacyjnych planach i swojej supernowoczesnej mamie. Wyjaśniła także, czym magnes różni się od magnezu.
Długo kazałaś czekać na swoją nową płytę.
Tak, moi fani czekali na nią bardzo cierpliwie trzy lata. Ale strasznie trudno jest zrobić dobry materiał w krótkim czasie, a ja jestem perfekcjonistką. Przez ostatnie 1.5 roku grałam bardzo dużo koncertów i po prostu fizyczne zmęczenie często nie pozwalało mi wracać do studia.
Na twojej stronie internetowej napisane jest, że będzie to taneczna płyta roku w Polsce.
Moja wytwórnia ma taki pomysł na reklamę, a jak jest naprawdę, to już zweryfikują publiczność i dziennikarze. Na pewno w muzyce klubowej nie ma w Polsce za dużej konkurencji, np. przy nominacjach do rozdawanych co rok Fryderyków czasami trudno znaleźć dwie lub trzy płyty z tanecznymi numerami.
DJ-e w Polsce rzadko wydają na płytach swój materiał, raczej miksują wszystko na żywo i to nie jest ich twórczość autorska. Ale ja się nie zrażam, uważam, że ten kierunek należy rozwijać w kraju i będę go dalej propagować.
Myślałem, że pozazdrościłaś Madonnie, która niedawno wydała podobną płytę.
Wiesz co, ten pomysł jest stary jak świat, my to chcieliśmy zrobić już przy "Trans Misji", ale nie starczyło nam czasu. A moi chłopcy z obecnego zespołu też produkują, pomogli mi w tym miksie, więc to było takie nasze wspólne dzieło.
Są na tej płycie jakieś niespodzianki, specjalni goście?
Nie, goście to właśnie chłopcy z mojego zespołu (śmiech). Skupiliśmy się raczej na własnych, autorskich pomysłach. Zrobiliśmy też jeden cover - "Ocalę cię" zespołu Dwa Plus Jeden. To strasznie wzruszająca piosenka.
Są piosenki, które czasami docierają do mnie zupełnie przypadkiem, np. na stacji benzynowej. Okazało się, że słysząc ten tekst i te dźwięki, strasznie się wzruszyłam i chciałam się pod tym w jakiś sposób podpisać, bo tak się z tym identyfikuję. Jedynym sposobem, jaki znam, jest właśnie zrobienie coveru takiego kawałka.
Zobaczymy, jak on będzie przyjęty. Poza tym po raz pierwszy zrobiliśmy parę piosenek po angielsku, żeby się sprawdzić, jak brzmimy w tym języku i czy to w ogóle przypomina jakąś europejską muzykę klubową, czy nie.
Nie mamy żadnych planów związanych z promocją tego materiału na Zachodzie, ale czasami pogrywamy sobie jakieś koncerty w Irlandii, Berlinie czy Londynie, więc będziemy mieli okazję się tam zaprezentować.
Możesz opowiedzieć o promującej płytę piosence "Magnes"?
To strasznie śmieszna historia, bo wszyscy mówią o niej "Magnez". Magnes od magnezu różni się tym, że jest to metal mający najczęściej jakieś właściwości przyciągające, a magnez to pierwiastek, który należy spożywać w określonych ilościach dla zdrowia. W mojej piosence chodzi bardziej o przyciąganie, niż o zdrowe odżywianie.
To jest chyba najbardziej romantyczna piosenka, jaką popełniłam ostatnio. O dziwo, bardzo się podoba mojej mamie, więc ciekawe, czy trafi też do młodszych słuchaczy, czy wręcz przeciwnie. Ale jest maksymalnie prawdziwa.
Ja zresztą zawsze dążyłam do tego, żeby być szczerą. Po pierwsze, sama piszę swoje utwory, więc to już jest taki prosty sposób, żeby się z tego wszystkiego oczyścić i podzielić z innymi. Poza tym myślę, że publiczność bardzo szybko poznaje, czy coś jest wydumane, fikcyjne czy rzeczywiście wynika to z naszych doświadczeń.
Już teraz można śmiało powiedzieć, że "Magnes" podoba się nie tylko twojej mamie.
Strasznie się cieszę. Ja jestem jeszcze na etapie takiego dzikusa, który dopiero wyszedł ze studia i jeszcze nie wie, co się dzieje. Bardzo to wszystko przeżywam i nawet zastanawiam się, czy nie uprawiać jakiejś jogi, nie siedzieć rano w pozycji lotosu, bo jestem pełna adrenaliny, co się stanie z tym materiałem, jak on będzie przyjęty. Ta konfrontacja mnie po prostu paraliżuje, więc chciałam, żeby jak najszybciej nastąpił ten 5 czerwca.
Grasz już te nowe piosenki na koncertach?
Tak. Na razie w różnych wersjach, bo wiadomo, że minie jeszcze parę dobrych miesięcy, zanim ten materiał "osadzi się" w moich strunach głosowych i instrumentach chłopaków. Z polską publicznością jest taki problem, że lubi to, co zna, więc nowy kawałek zostawiamy sobie na koniec, jako taką "wisienkę". Jest fajnie przyjmowany, ale ciągle jeszcze króluje "Kiedyś cię znajdę".
Akurat kiedy słucham piosenki "Magnes", mam wrażenie, że już to kiedyś słyszałem, choć nie mogę tego skojarzyć z żadnym konkretnym utworem.
A, to akurat dobrze (śmiech). Myślę, że to jest taka dość naturalna linia melodyczna. Poza tym muzyka klubowa jest bardzo repetytywna i być może ten sampel, który ciągle się powtarza, powoduje, że jesteśmy już z tym troszeczkę bardziej obeznani. Wakacje pokażą, co się stanie z tym kawałkiem.
A propos tego przyciągania, o którym wspomniałaś: co cię przyciąga, a co odpycha w ludziach?
Odpycha mnie głupota, bo jestem osobą dosyć zamkniętą i nie potrafię wchodzić w mocne interakcje, wykłócać się, przekonywać kogoś do zmiany zdania. Jakoś tak się załamuję, odwracam się na pięcie i wychodzę "po angielsku".
A przyciąga mnie charyzma ludzi. To może być kelner w Warsie, który jest po prostu tak niesamowity, widać, że kocha to, co robi i że sprawia mu to wielką frajdę; jest w tym bardzo elegancki i ma to we krwi. Mogę być zafascynowana przez dwie godziny podróży jego ruchami, wręcz tańcem.
Może to być również muzyk z mojego zespołu, który ma tylko 20 lat i takie pomysły, że muszę ciągle dotrzymywać mu kroku, bo mnie bardzo mobilizuje.
Z czym kojarzy ci się noc?
Ze spokojem, bezpieczeństwem, wypoczynkiem. Ja gram dużo koncertów w klubach, więc traktuję je jako miejsce pracy, więc noc nie kojarzy mi się absolutnie z balangą i wieczorem pod gwiazdami, tylko raczej z tą chwilą, kiedy mogę położyć się, coś przeczytać, zrobić tzw. prasówkę i zasnąć, czytając ciągle szesnastą stronę tej samej książki (śmiech).
Jesteś bardziej "sową" czy "skowronkiem"?
Jestem zdecydowanie skowronkiem. Obojętnie, jak późno się położę, zawsze budzi mnie wschód słońca. To słońce powoduje taki napływ energii, że nawet jeśli jestem bardzo zmęczona, mam ochotę wyjść na taras i zaczerpnąć świeżego powietrza, a najchętniej pójść na spacer.
Wtedy miasto jest tylko moje - wszystko jedno czy to jest pusta plaża w Mielnie czy totalnie opustoszała Warszawa. Wtedy świat zupełnie inaczej pachnie, strasznie lubię świat o szóstej, siódmej rano. Tylko, niestety, nikt nie chce mi towarzyszyć w tych spacerach.
Może powinnaś sobie kupić psa...
O, nie wpadłam na to! Tylko co zrobić z psem, jak będę jeździć na koncerty? Ale może znajdzie się jakaś dobra sąsiadka...
Masz "kilka prostych prawd", którymi kierujesz się w życiu?
Myślę, że z wiekiem to wszystko się strasznie upraszcza. Jak mamy 15 lat, to wszystko jest tak strasznie skomplikowane i szukamy pomysłu na życie. Później, kiedy ma się dwa razy więcej lat, zaczynają cieszyć zupełnie inne rzeczy, szukamy ich w życiu.
Dla mnie jest to wewnętrzny spokój, praca nad samym sobą, rozwój, no i dzielenie się tym wszystkim co przeżywamy z drugą osobą. Są ludzie, którzy uwielbiają swoje własne towarzystwo, a mnie moje towarzystwo nudzi.
Ja potrzebuję siedzieć w kinie z kimś, trzymać go za rękę, w najbardziej nieoczekiwanych momentach po prostu ściskać jego dłoń i dzielić się tym wszystkim. Fajnie się patrzy na świat z kimś u boku. Wtedy też chce się dwa razy więcej rzeczy robić, bo nie robimy tego tylko dla siebie.
Łatwiej też jest odnaleźć jakiś sens w życiu. Również robię coraz prostszą muzykę, coraz mniej skomplikowanie się ubieram. Myślę że takie proste myślenie daje ludziom większe szczęście, bo jak coś jest czarne albo białe, to wybór jest naprawdę bardzo prosty. Chociaż szarości też potrafią być bardzo ciekawe.
Twoja ulubiona pora roku to...
Lato. Nie ma takiego miejsca na świecie, gdzie byłoby dla mnie za gorąco. Oczywiście poparzyłam się już parę razy i uważam na słońce, ale lubię upał i jak pies odnajduję takie miejsca na dywanie, gdzie jest słońce i tam zawsze sobie przykucnę.
To chyba nie czujesz się najlepiej w naszym klimacie.
Wiesz co, w tym roku nie mogę narzekać. Od jakiegoś miesiąca jest znakomita pogoda, wszystko kwitnie, cudownie pachnie. Gdziekolwiek się zatrzymuję, po prostu biorę głęboki oddech, zrywam kwiaty i napawam się tym, bo teraz jest tak naprawdę najpiękniejszy czas.
Strasznie się cieszę, że oddałam już płytę i mogę się nacieszyć tą porą roku, bo gdybym miała spędzić w studiu kolejne trzy miesiące, to miałabym takie poczucie utraty cudownych momentów, które mają teraz miejsce w przyrodzie.
Jaki film zrobił na tobie ostatnio duże wrażenie?
"V jak Vendetta". Bardzo polecam ten film. To jest bajka, scenariusz napisali bracia Wachowscy, którzy kiedyś nakręcili "Matrix". Mimo że o tym filmie nie pisze się za dobrze, na mnie zrobił ogromne wrażenie, ponieważ uwielbiam takie literackie pomysły na inną rzeczywistość.
W tym filmie dobro walczy ze złem, są piękne ideały, ci główni bohaterowie strasznie mnie ujęli walką o sprawiedliwość. Przez chwilę poczułam się takim rycerzem, strasznie chciałam do nich dołączyć.
Czego słuchasz ostatnio? Oprócz swojej płyty, oczywiście.
(śmiech) Nie wiem, czy uwierzysz, ale swojej płyty słucha się najczęściej w studio, a później w domu to już trudno ją puścić, bo czujemy się tacy osaczeni i trudno się nam do niej zdystansować.
Chętnie słucham Coltrane'a, Diany Krall. Staram się w domu wyciszyć i raczej nie wychodzi to poza jazz lub takie jazzujące piosenki.
Masz już jakieś plany wakacyjne?
Mam nadzieję, że w wakacje uda mi się zagrać koncerty z nowymi kawałkami. Na pewno nie uda mi się nigdzie daleko wyjechać, ale ma to też dobre strony, ponieważ Polska jest przepiękna latem i ja chętnie odwiedzam miasta, miasteczka.
Zawsze z zespołem znajdujemy jakieś jezioro na mapie i staramy się połączyć przyjemne z pożytecznym. Ale za to jesienią, kiedy wszyscy będą tutaj drżeli i patrzyli na pluchę, ja sobie na pewno gdzieś wyskoczę.
Może do Włoch, bo tam są moje ulubione ostatnio miejsca. Uwielbiam włoskie jedzenie - wino, oliwki, oliwę. Chciałabym wreszcie zwiedzić Włochy "od kuchni", czyli małe miejscowości, wręcz wsie, a nie ciągle Rzym czy Mediolan, bo to chyba nie są te prawdziwe Włochy. Ich istota leży zupełnie gdzieś indziej, tam na południu.
Mówisz po włosku?
Nie. Ale ilekroć jestem we Włoszech, mam przy sobie rozmówki. Po prostu fonetycznie je czytam i sprawia mi to wielką frajdę.
Jesteś wegetarianką?
Nie, ja tylko zdrowo się odżywiam. Jem dużo ryb i warzyw, ale jeśli moje zęby nie zanurzą się raz w tygodniu w jakimś steku, to jakoś mnie swędzą i coś się ze mną dziwnego dzieje. Czyli jestem takim wampirem, potrzebuję krwi.
Twoja mama miała z tobą problemy?
Miała problemy, oczywiście. Szczególnie, gdy miałam 13 lat. Teraz z perspektywy czasu widzę, że to wszystko się powtarza, że to jest bardzo schematyczne.
Wiek dojrzewania to jest bardzo trudny wiek i dla dzieciaka, i dla rodzica. Byłam po prostu obrażoną na cały świat królewną, nie chciałam się uczyć. Po roku z takiej trójkowej uczennicy znów stałam się jedną z najlepszych, ale miałam taki okres w życiu, że interesowali mnie bardziej chłopcy niż szkoła.
A twoja mama też jest "zakręcona"?
Z jednej strony postrzegam moją mamę jako superpoukładaną osobę, która zawsze była dla mnie wielkim wzorem i autorytetem. Ale z drugiej strony jest zakręcona, bo potrafi np. wybierając się do mnie na święta przysłać mi listę zakupów w Excelu, a zdjęcia jakichś ciekawych książek czy obrazów przysyła mi MMS-em.
To zawsze budzi zdziwienie wszystkich moich znajomych. To jest taka supernowoczesna mama, ale ciągle z zasadami. Cieszę się, że ona tak ciągle obserwuje to, co dzieje się na świecie i jest ciekawa świata.
Dziękuję za rozmowę.