"Wierzę w miłość"

Andrzej Piaseczny płytą "15 dni" podsumowuje swoją, trwającą już 15 lat, karierę muzyczną. Najpierw z zespołem Mafia, później z Robertem Chojnackim, a następnie już zupełnie samodzielnie był stale obecny na polskiej scenie. W rozmowie z Emilią Chmielińską Piasek opowiada o swojej największej motywacji i rozlicza się z serwisami plotkarskimi.

Piasek
PiasekSony BMG

Mówisz o sobie "artysta spełniony", ale to chyba nie oznacza, że osiądziesz na laurach?

Piasek: Zapewniam cię, że jak tylko znajdą w okolicy jakiś wyjątkowo komfortowy laur, to na nim chętnie osiądę.

Ale chyba nie będziesz się na nim nudził, będziesz jeszcze coś robił dla swoich fanów...

Piasek: Ja nie potrafię się ze sobą nudzić. Marzy mi się taki moment w życiu, kiedy nie będę musiał niczego robić. Że będzie mną kierować jedynie wewnętrzna potrzeba. Jeżeli tym, co robisz, nie musisz zarabiać na życie, jesteś bardziej swobodny, twórczy, możesz zwracać uwagę na to, co ci w duszy gra. Chociaż nigdy nie starałem się być koniunkturalny, a o koniunkturalizm zawsze mnie posądzano. Uprawiam tylko taką dziedzinę sztuki, która jest o to podejrzewana ze względu na swoją substancję.

Czy płyta "15 dni", bo przecież z okazji jej wydania się spotykamy, to prezent, jaki chciałeś sobie sprawić na 15-lecie twojej działalności artystycznej?

Piasek: Kiedy jechałem na to spotkanie, wyprzedzał mnie bentley cabrio. I wiesz, jakbym chciał sobie zrobić prezent, to bym rozbił świnkę skarbonkę i kupił sobie bentleya cabrio (śmiech). Ależ to jest wóz! Genialny! Ja po raz pierwszy tej wiosny otworzyłem dach i z zazdrością spoglądałem zza okulara. To byłby najlepszy dla mnie prezent.

Z kolei piosenki, które gdzieś tam wyciągnąłeś z szuflady, mogą stać się takimi perełkami dla twoich fanów.

Piasek: Powiem coś przeciw sobie. Zwykle kiedy zamieszcza się na późniejszych płytach takie utwory, mówi się, że to są odpady, śmieci, rzeczy bezwartościowe, które teraz wypycham. Nie jest tajemnicą, że na całościową płytę nagrywa się więcej utworów. Ostateczny wybór jest podyktowany pełnią całości, zrównoważeniem utworów, żeby były wolne tempa i szybkie tempa. Trzeba równoważyć pewne elementy. Czasem właśnie zdarza się tak, że odpadają te bardziej wartościowe. Dla mnie te dwa utwory, o które pytasz, to duża historia, są już częścią mojej refleksji.

I nie chciałeś, żeby były zapomniane...

Piasek: Nie chciałem. To dosyć zgrabne utwory, które dla mnie mają jeszcze wymiar sentymentalny.


Chcę cię zapytać o tak zwaną "przebojowość" twoich piosenek. Czy kiedy piszesz swoje utwory, myślisz o tym, jak trafić do najszerszej grupy odbiorców?

Piasek: Uczciwie mówiąc, nie jestem w stanie przeciwstawić się pewnym mechanizmom, którymi rządzi się rynek muzyczny. On się zmienia zresztą bardzo dynamicznie. Przez te 15 lat przeżyliśmy przecież bardzo poważny kryzys rynku fonograficznego, sprzedaży nośników muzycznych, co generuje cały ciąg wydarzeń. Niemniej reguły gry są przejrzyste.

Mamy czas (śmiech).

Piasek: Istnienie w wymiarze popularności jest zawsze pewną formą, jeśli nie oszustwa, to kreacji. Wielu ludzi się do tego nie przyznaje. Uczciwość każe powiedzieć, że jeżeli ktoś odwiedza portale, zwłaszcza te różowe, to gwarantuję mu, że większość tych informacji jest kreowanych przez artystów na własne potrzeby. To jest chęć osiągnięcia popularności poprzez działania kompletnie nie mające nic wspólnego z ich wartością, z tym, co potrafią robić.


O jakich prawdach opowiadasz na swoich albumach?

Piasek: Chciałbym uniknąć truizmów, ale ich nie da się uniknąć, ponieważ ja wierzę w miłość. Jestem w stanie wyobrazić sobie, jeśli nie salwy śmiechu, to parsknięcie na to, co teraz powiem. Ale mówię zupełnie poważnie. Czym mierzy się wartość człowieka? Co jest najważniejszym przykazaniem boskim? W czym realizujemy się najpełniej, najprawdziwiej? I pozostawmy na boku akt seksualny. Czy nie jest najpiękniejsza w życiu sytuacja, kiedy żyjemy z kimś prawdziwie? Kiedy kochamy prawdziwie. Kiedy jesteśmy w stanie oprzeć się upływowi czasu. Ogromną wartością dla człowieka jest miłość i nie wstydzę się tego powiedzieć. Dlaczego boimy się słów: "kocham cię"? Dlaczego uważamy je za trywialne? To jest bardzo "kochająca" płyta.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas