Tove Lo: Mroczne teksty piosenek zawsze są dla mnie bardziej interesujące [WYWIAD]
Kasia Gawęska
Stoję murem za wszystkimi protestującymi Polkami i mam ogromną nadzieję, że ta ustawa niebawem zostanie obalona. Jestem wściekła, że do czegoś takiego doszło - mówi Interii szwedzka wokalistka Tove Lo. Gwiazda razem z producentem Martinem Garrixem właśnie wypuściła singel "Pressure".
Kasia Gawęska, Interia: Cześć! Na początek powiedz mi, czy wszystko u ciebie w porządku? Nasz wywiad miał się odbyć wczoraj, ale wystąpiły jakieś komplikacje, prawda?
Tove Lo: - Dziękuję, że udało ci się dostosować. Przebywam na kwarantannie w hotelu w Nowej Zelandii. Codziennie dostaję wiadomość, o której godzinie mogę wyjść, żeby się przewietrzyć, w jakich godzinach muszę siedzieć w pokoju i o której muszę mieć test na COVID. To dlatego trochę namieszałam, ale dziękuję, że się ze mną połączyłaś i pytasz o moje samopoczucie. Wszystko jest w porządku, czuję się dobrze.
Rozmawiamy z okazji premiery "Pressure", piosenki twojej i Martina Garrixa. Czy na początek możesz opowiedzieć mi, jak powstawał ten utwór?
- To zabawne, bo nigdy nie spotkałam Martina. To tylko pokazuje, jakie mamy dzisiaj możliwości jeśli chodzi o wspólne tworzenie. W każdym razie historia zaczęła się od tego, że ktoś z teamu Martina wysłał utwór instrumentalny do ludzi, z którymi pracuję. Kiedy go posłuchałam, zaczęło towarzyszyć mi miłe uczucie i pomyślałam, że ten kawałek to taki nowy świat, zarówno dla mnie jak i dla Martina.
Byłam zachwycona, więc od razu przyznałam, że chciałabym popracować nad tym numerem. W związku z tym wysłałam SMS-a do Martina i wystartowaliśmy - on chciał jeszcze trochę pobawić się muzyką, ja powiedziałam, że popracuję nad słowami. Około tygodnia później miałam gotowy tekst (sprawdź!), wymyśliłam melodię i nagrałam w swoim domowym studio wstępną wersję wokali.
Martinowi wszystko bardzo się spodobało, więc wkrótce zaczął pracować nad różnymi efektami i nad aranżacją. Efekt finalny brzmiał cudownie. Minęły dwa miesiące i "Pressure" ujrzało światło dzienne. Mam wrażenie, że zwykle takie rzeczy mogą się ciągnąć nawet przez rok, co tylko pokazuje, że świetnie się zgraliśmy.
Myślisz, że pandemia miała na to jakiś wpływ? W końcu mogliście pracować ze sobą zdalnie, zrobić wszystko po swojemu w zaciszu domowego studio...
- W 2020 roku nic mnie nie inspirowało. Byłam gotowa koncertować. W końcu dopiero co wydałam album i byłam w środku trasy koncertowej. Dlatego pierwsze miesiące pandemii były dla mnie tragiczne jeśli chodzi o kreatywność. Nie miałam nic do powiedzenia. Musiałam trochę pożyć, miałam potrzebę przebywania wśród ludzi, podróżowania, obserwowania świata, żeby na nowo poczuć inspirację. Czas mijał, to wszystko wciąż nie było możliwe, ale w końcu udało mi się wyjechać do Szwecji i nagrać tam film.
Tove Lo: Wyzwolona trzydziestolatka
Chyba nigdy wcześniej tego nie robiłaś?
- Masz rację, dlatego było to szalone doświadczenie. Przez kilka miesięcy mogłam się skupić na czymś zupełnie innym niż dotychczas, i myślę, że to właśnie dzięki temu inspiracja wreszcie do mnie wróciła. Wtedy zaczęłam pracować zdalnie z różnymi ludźmi, wysyłać im swoje pomysły, przeglądać ich, rozmawiać o nich na FaceTime. Potrzeba tworzenia na nowo zaczęła mi towarzyszyć i teraz jestem już podekscytowana wizją wydawania muzyki. Nie mogę się doczekać, kiedy to się wydarzy.
Masz jakieś plany na najbliższą przyszłość?
- Nie wiem, czy na najbliższą przyszłość. Mam w zanadrzu kilka piosenek, które uwielbiam. Myślę, że będę mogła się nimi podzielić pod koniec roku. Mam taką nadzieję, bo nie przeżyję, jeśli nie oddam moim fanom przynajmniej jednej z nich, która jest moim absolutnym faworytem.
Myślisz, że twoje podejście do muzyki się zmieniło? Skoro przez jakiś czas nie czułaś inspiracji, mogłaś na nowo odkryć tę pasję.
- Zdecydowanie tak. Na co dzień mieszkam z mężem i przyjaciółmi. W piątkę tworzymy taką małą społeczność. Stworzyliśmy kolektyw DJ-ski o nazwie Associate. Pochłania on całą naszą energię, puszczamy muzykę w domu, żeby trochę uciec od rzeczywistości. To fajne, że takie rzeczy można robić teraz nie wychodząc z domu, chociaż wciąż nie powiedziałabym, że jest to dla mnie normalne.
Ale tak, odkrywam swoją pasję na nowo, bo teraz nie tylko muszę tworzyć muzykę, ale mam potrzebę słuchania jej, tańczenia. Muzyka to taka platforma jednocząca ludzi. Mam nadzieję, że niebawem będziemy mogli celebrować muzykę wspólnie, na żywo.
Wspomniałaś wcześniej, że "Pressure" to nowy świat, zarówno dla ciebie, jak i Martina. Jak udało ci się zachować swój styl w tej piosence?
- Pracując nad tekstem, nie chciałam, żeby gdzieś po drodze zagubiła się melodia, czy ogólny vibe "Pressure". Zawsze jest dla mnie ważne, żeby powiedzieć to, co chcę powiedzieć. Kiedy jesteś autorem melodii i tekstu, zwykle te dwa elementy naturalnie się ze sobą łączą. Tutaj melodia już istniała, więc musiałam trochę mocniej nad tym popracować, ale dobrze wspominam ten czas.
Tekst "Pressure" dotyczy destrukcyjnej pasji i braku samokontroli. To kolejny mroczny tekst twojego autorstwa.
- Te mroczne teksty chyba pozwalają mi zachować równowagę w życiu. Zanim zaczęłam tworzyć muzykę, często miałam epizody depresyjne, byłam okropnie przygnębiona i nie rozumiałam, dlaczego tak jest. Przez głowę przepływały mi bardzo mroczne myśli. Wyrzucanie ich z siebie, wypowiadanie, zapisywanie, czyli po prostu pokazywanie światu tej strony mnie, której nie pokazywałam nikomu zbyt często, sprawiło, że zaczęłam być szczęśliwa, a w moim życiu pojawiła się równowaga.
Wyobraź sobie, że coś tworzysz. Ten twór przyjmuje formę emocji, która już wykonała swoje zadanie i teraz przekształcasz ją w coś dobrego. Bo uważam, że powinniśmy czuć wszystkie emocje, nie tylko te pozytywne. Odczuwam je, a później przekształcam je w muzykę. To działa w moim przypadku cuda.
Poza tym mroczne teksty piosenek zawsze są dla mnie bardziej interesujące niż te dotyczące zawsze tylko szczęścia. Nawet kiedy myślę sobie o ludziach, którzy bez przerwy są zadowoleni, zastanawiam się, co z nimi jest nie tak [śmiech]. Po prostu pokazywanie światu siebie taką, jaką jesteś, nawet jeśli nie zawsze napawa cię to dumą, jest dla mnie bardzo ciekawe i fascynujące.
W jaki sposób teledysk odzwierciedla historię opowiedzianą przez ciebie w piosence?
- Piosenka jest pełna erotyzmu, a teledysk - zupełnie odwrotnie. Mimo to czuję, że w klipie przedstawiono smutek i mrok panujące w życiu kobiety, przez co w pewnym momencie przejmuje kontrolę nad swoim życiem. Podoba mi się, że wideo nie jest przepełnione erotyzmem, to byłoby zbyt wiele. Teledysk jest pełen przemocy, napięcia, presji, o którą przecież chodzi również w tekście.
Czuję, że jako mieszkanka Polski nie powstrzymałabyś się przed napisaniem piosenki o strajkach kobiet i ustawie całkowicie zakazującej aborcji, która niedawno weszła w życie w naszym kraju.
- Wspieram was i uważam, że to tragiczna sytuacja. Każda kobieta ma prawo do dokonywania wyborów dotyczących jej ciała. Nagle grupa polityków - przypuszczam, że w większości złożona z mężczyzn - uznała, że jednak takie prawo należy wam odebrać. To obrzydliwe. Stoję murem za wszystkimi protestującymi Polkami i mam ogromną nadzieję, że ta ustawa niebawem zostanie obalona. Jestem wściekła, że do czegoś takiego doszło.
W Stanach Zjednoczonych w ostatnim czasie też dochodziło do wielu protestów. Jakie to uczucie, kiedy widzisz, że ludzie używają fragmentów twoich piosenek na transparentach, że masz taki wpływ na innych?
- To wielki, olbrzymi zaszczyt. Chyba nie ma drugiej takiej rzeczy, która tak wiele by dla mnie znaczyła. Wiem, jak to jest, kiedy wychodzisz na ulicę, żeby walczyć o siebie czy innych ludzi; wiem, jak ostrożnie dobiera się wtedy słowa. Dlatego fakt, że ktoś mógł wybrać słowa zapisane przeze mnie, to największy możliwy zaszczyt, jaki kiedykolwiek mnie spotka.