"To nie był sen"

Urszula Łapińska

- Z jakiej racji po 20 latach grania, mamy jeszcze komuś coś udowadniać? - irytują się muzycy Myslovitz, którzy wydali właśnie pierwszą płytę bez Artura Rojka.

Myslovitz w nowym składzie - fot. Rafał Milach
Myslovitz w nowym składzie - fot. Rafał Milach 

Album pod enigmatycznym tytułem "1.577" został wyśpiewany przez Michała Kowalonka, któremu przypadła szalenie trudna rola następcy Artura Rojka. W zespole, który jest przecież ikoną polskiej sceny muzycznej! Czy po zmianie obsady zyskali nową wartość? Zachęcamy do lektury naszego wywiadu!

Dwa lata po wydaniu płyty "Nieważne jak wysoko jesteśmy..." zespół Myslovitz chce zaprezentować nowy album "1.577". Jaki był powód nagrania tej płyty?

Wojtek Powaga: - Jesteśmy muzykami i uwielbiamy to robić. Pamiętam, kiedy Artur ogłosił roczny urlop zespołu, było nam bardzo trudno żyć bez muzyki, ludzi i koncertów. Później, po jego odejściu, po prostu musieliśmy dalej nagrywać, to nasze życie.

Czy można powiedzieć, że był jakiś cel? Czy chcieliście tą płytą coś udowodnić?

Przemek Myszor: - Wiesz co, trochę nie.

Trochę nie, czy zdecydowanie nie?

Przemek Myszor: - Cokolwiek powiem, to zabrzmi fałszywie. Jeśli powiem, że tak, to trochę skłamię, a trochę nie skłamię, bo siłą rzeczy stawia nas to w takiej sytuacji, w której musimy coś udowadniać. Z drugiej strony, nie czujemy takiej potrzeby. Bo z jakiej racji po 20 latach grania, mamy jeszcze komuś coś udowadniać? Lecz niezależnie od tego, czy nam się to podoba czy nie, ludzie i tak stawiają nas w takiej sytuacji.

Wojtek Powaga: - Ludzie mówią: "Macie nowego wokalistę, dobrze wygląda, świetnie śpiewa, ma dobry kontakt z ludźmi, to teraz musicie nagrać płytę i pokazać!". Co pokazać?! Dlaczego? A jednak. Musieliśmy udowodnić, że jest "Nowa-Stara Piątka", że jest Michał, że potrafimy dalej robić piosenki i że umiemy przyciągać do siebie ludzi.

Michał Kowalonek: - Podpisuję się pod tym co powiedział Wojtek. Pozornie rzecz biorąc, to nie ma ostatecznego celu, bo nie musi mieć tak naprawdę. Dla nas, dla mnie przynajmniej, wielką radością jest tworzenie, śpiewanie i to "coś", czego nie ma na ulicy, a jest na koncercie.

A potrafisz nazwać to "coś"?

Michał Kowalonek: - Ale po co to nazywać. Może się to spłycić, gdy to nazwiesz. Tak samo jak nie zmuszam się do tego, żeby coś sobie udowadniać i zmierzać do jakiegoś celu. My się wspólnie podjęliśmy jakiejś drogi i ona działa. Podejrzewam, że będzie nas spotykać mnóstwo kryzysów, ostatnio nas spotkał i to jest cudowne, że po takim czymś, możemy nadal sobie patrzeć w oczy, mówić prawdę i tylko prawdę.

Jaka prawda kryje się pod enigmatycznym tytułem "1.577"? Jak go interpretować?

Michał Kowalonek: - Tak naprawdę każdy może mieć swoją interpretację. To jest podparte kilkoma myślami. Jaca, menedżment, każdy rzucał jakieś propozycje. Genezą jest Przemek.

Przemek Myszor: - Szczerze mówiąc mieliśmy wiele pomysłów na tytuły i momentami były one dosyć kuriozalne. Długo nie mogliśmy dojść do tego, nawet braliśmy pod uwagę to, żeby tytułem była sama nazwa. Pojawił się jednak taki moment, w którym przeczytałem wywiad z Jaromirem Nohawicą. Został w nim zapytany o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa i dlaczego w ogóle nie próbuje się z tego wytłumaczyć, dlaczego się nie broni? Wtedy powiedział coś, co mnie zwaliło z nóg: "Kto nie chce ten nie usłyszy, choćbym i tysiąc słów powiedział".

Zastanawiając się nad naszą sytuacją, gdzie wokół nas cały czas się kotłuje, zaproponowałem nawiązując do tych słów, żeby płyta nazywała się "Tysiąc". Jacek i Monika (menedżer) zaproponowali równocześnie, żeby policzyć słowa, których używamy na tej płycie i wyszło jeszcze bardziej po naszemu. Jest to ilość słów, które zostały użyte. Początkowo mówiliśmy, że wiemy jaki będzie tytuł, tylko musimy policzyć słowa. To bardzo pięknie opisuje sytuację, w której się znaleźliśmy. "1.577" słów na to, co możemy odpowiedzieć na jakiekolwiek zarzuty, pytania i próby udowadniania. Dokładnie "1.577", a resztę kto nie chce, to i tak nie usłyszy.

Słowa, które znalazły się na płycie to także przeszłość? Czy tylko bieżąca sytuacja?

Przemek Myszor: - Zawsze to jest bieżąca sytuacja.

Coś co cię aktualnie dotyka?

Przemek Myszor: - Tylko pytanie czy coś, co dotyka cię teraz, dotknie cię za rok, albo nie dotykało cię 2 lata temu. Umówmy się, że mało jest takich rzeczy. Ja osobiście piszę o rzeczach, które mnie dotykają, nawet jeżeli zapożyczam, bo mam różnego rodzaju obserwacje, które dotyczą innych ludzi. Jesteśmy jak aktorzy charakterystyczni, przedstawiamy filtrując przez swoje emocje. Dlatego to zawsze jest aktualne i zawsze jest o nas w jakimś procencie. Ja się nie przyznam w jakim procencie o mnie, bo to nie o to chodzi.

Ludzie mogą w tych tekstach widzieć swoje odbicie?

Przemek Myszor: - Mam wrażenie, że ludzie się z nimi identyfikują, bo to nie są sztuczne i wymyślone tematy. My piszemy od zawsze o takich rzeczach, które nas dotyczą. Mieliśmy w zeszłym roku "zawał serca" z zespołem, który przeżył totalne katharsis. Wielu ludzi wyobrażałoby sobie, czy też chciałoby żeby nas nie było. Mówienie przez nich takich rzeczy jest proste i nic za tym nie idzie, a dla nas to są gigantyczne emocje. To jest nasze życie.

Singel "Prędzej później dalej" jest wizytówką tej płyty? Dlaczego to jest akurat ta piosenka?

Przemek Myszor: - Jest wiele powodów, dla których na singel jest wybierana dana piosenka. Najczęściej są to piosenki, które mają największą szansę być grane w radio. Bo też przebojem dla każdego jest co innego. Mieliśmy gigantyczny problem przy wybieraniu singli z tej płyty. W tej chwili, piosenki muszą ładnie kleić się z linią radia. Często na single bierze się te utwory, które mają szanse spodobać się jak największej ilości osób.

Macie już wystarczająco rozwiniętą intuicję, jeśli chodzi o dobór tych piosenek?

Michał Kowalonek: - Nie. Między nami jest wiele różnic: geograficzna, trochę wiekowa, światopoglądowa, ale mamy te same odczucia co tak naprawdę chcemy przekazać. Myślę też, że piosenka, która mi się spodoba, niekoniecznie spodoba się tobie. Nie ma złotego środka, nie ma klucza.

Przemek Myszor: - Przy wyborze singla zawsze radzimy się wielu ludzi, najczęściej związanych z radiem. W tym wyborze pomogła nam "Trójka", która jest naszym patronem medialnym. Zwróciliśmy się do nich z pytaniem i oni to zaproponowali. Mamy sześć singli z tej płyty i w zasadzie każdy z nich, ma teoretycznie ten sam potencjał. Dla nas to już nie jest świeże i każdy jest już do czegoś przywiązany.Ludzie z zewnątrz oceniają to w inny sposób, bo dociera do nich bit, który na nas już nie robi wrażenia, ponieważ my już szukamy w tekście.

Myslovitz z "Prędzej później dalej" w "Dzień Dobry TVN":

Dzień Dobry TVN/x-news

A czy w warstwie muzycznej ta płyta nas czymś zaskoczy?

Przemek Myszor: - Usłyszałem ostatnio taką opinię, że ta płyta w paru momentach zaskakuje. Zwłaszcza na podstawie tego co robiliśmy do tej pory. Natomiast my nie mamy na celu totalnego zwrotu w lewo i nie zaczniemy nagle grać reggae czy death metalu.

Nie macie ochoty eksperymentować?

Przemek Myszor: - My kombinujemy cały czas. Ta płyta jest dość mocno skombinowana. Są na niej trochę inne emocje, ewidentnie słychać inną energię, bardziej luźną, taką humanistyczną i osobistą. Michał przychodząc do nas, przyniósł ze sobą nowe elementy. Inaczej gra na gitarze, inaczej śpiewa i to również jest siła. Wiele rzeczy jest innych, a jednocześnie jest to wciąż ten sam zespół. Naszą historią jest opowiadanie o tym, co nas fascynuje i dotyczy. W muzyce jest dokładnie tak samo.

Czy można powiedzieć, że te piosenki tworzą opowieść, która wpływa i coś wymaga od słuchacza?

Przemek Myszor: - Mam nadzieję. Ta płyta, to nie jest zwykły zestaw piosenek, ponieważ ona opowiada konkretną historię. Ma swój początek, punkt spiętrzający i potem końcówkę. Nie będę mówił, które to są piosenki, mając nadzieję, że słuchacz sam to zauważy. Ewidentnie w pewnym momencie płyta się zagęszcza, następuje moment kulminacyjny a po nim wpuszczenie światła.

Michał Kowalonek: - Jeżeli artysta malarz, poeta, czy zespół, tworzy swoje dzieło tylko po to, żeby ono było obojętne dla kogoś, to lepiej niech go nie tworzy. Nie musi to być wstrząs, który kogoś ma przestraszyć, tylko powinno się to komuś wbić choć na chwilę tak, żeby zadziałało. Nie ma znaczenia jak, ważne żeby ktoś to poczuł, choć przez moment.

Macie jakiś oryginalny pomysł na promocję tej płyty? W czasach, gdy największą uwagę przyciąga skandal i oburzenie?

Przemek Myszor: - Nie, nie mamy takich fajerwerków, żeby kogoś zamordować na pierwszym piętrze, albo pokazać gołe pośladki. Chodzi o to, aby robić coś, w czym jesteś dobry. W pokazywaniu dupy są lepsi od nas, w zabijaniu starych babć też. W tym temacie nie osiągniemy nic spektakularnego. Do tej pory radziliśmy sobie bez takich rzeczy.

Czy nie odnosicie takiego wrażenia, że przy okazji Myslovitz najwięcej uwagi poświęca się odejściu Artura Rojka?

Michał Kowalonek: - I to jest właśnie sposób na promocję! (śmiech) Teraz właśnie mówić "Ojej! Artur odszedł!". Gdybyśmy byli za przeproszeniem "ch...mi", można by to super wykorzystać.

Przemek Myszor: - To nie jest już w tej chwili nasz problem. Borykaliśmy się z tym cały rok i to jest już za nami. Wydaliśmy płytę. To nie jest sytuacja na którą mieliśmy jakikolwiek wpływ. Jest to sytuacja, z którą musieliśmy sobie poradzić. I radzimy sobie jak umiemy.

Macie już do tego dystans?

Przemek Myszor: - Uważam, że mam dystans, ale nie mogę go obiecać, bo są takie momenty gdy przychodzą refleksje i wtedy okazuje się, że tego dystansu jeszcze nie złapałem. To jest jak z każdym dystansem, wydaje ci się, że jesteś zdystansowany, dopóki się nagle nie okaże, że rzeczywistość cię sprawdza. Znamy to w rożnych konfiguracjach.

A w tej konfiguracji jak się odnajdujecie? Czy faktycznie traktujecie to jak serial?

Przemek Myszor: - To co robimy, co sobą reprezentujemy, to jest trochę serial o nas. Dlatego w każdej piosence nas znajdziesz. Trochę mniej, czasami więcej, a często więcej niż byśmy chcieli, ale nigdy się do tego nie przyznamy i to jest równocześnie uczciwe. Nie ma dla mnie wartości, gdy ktoś śpiewa rzeczy, które uważam za niewiarygodne. Wtedy nie umiem w żaden sposób się z nimi zidentyfikować i zaczynam słuchać czegoś innego.

Michał, jak się czujesz w ubraniu z metką Myslovitz? Tobie chyba było najtrudniej?

Michał Kowalonek: - Myślę, że chłopakom było gorzej. Tak mi się wydaje. Przyszedłem, dostałem listę piosenek i pomyślałem, ze fajnie by było gdybyśmy je zagrali. Mam konkretną koncentrację i tylko to mnie interesowało. A tak naprawdę, czas nam wszystko pokaże.

Artur Rojek był liderem zespołu.

Przemek Myszor: - Lubił, żeby tak o nim mówić.

Czy to nie jest tak, że odszedł z tego serialu aktor, który grał główną rolę?

Przemek Myszor: - Nie chciałbym Arturowi odbierać żadnych zasług. To jest człowiek, który razem z Wojtkiem ten zespół zakładał. Był zawsze dla tego zespołu bardzo ważny. Natomiast u nas liczy się wiele rzeczy. Liczy się twórczość i praca. Staramy się dużo rozmawiać. W spornych sytuacjach proponujemy coś rozsądnego, a jeśli nie potrafimy się dogadać, to jest nas pięciu i pozostaje proste głosowanie. Jeżeli szukasz lidera w zespole, to musi to być człowiek, który ma autorytet. Autorytet jest wtedy, gdy pozostała grupa darzy cię autorytetem, a nie wtedy, kiedy określasz go sama. Myśmy cały czas się o to tarli. Za dużo nas pracowało w tym zespole, żeby ktoś wychodził i mówił "Ja jestem najważniejszy".

Czy tego nie można podsumować tak, że to rozstanie było bolesne, ale wyszło wam na dobre?

Przemek Myszor: - Nie wiem. Zobaczymy.

A wizja przyszłości?

Przemek Myszor: - My jej nie przedstawimy. Możemy powiedzieć jedynie tyle, że jesteśmy w takim korytarzu, w którym zmierzamy do sytuacji, w której Myslovitz będzie za chwilę. Jesteśmy między tym, kim byliśmy 2 lata temu, a tym, kim naprawdę staniemy się przy następnej płycie, a może przy następnej. Uczymy się nowego człowieka, nowy człowiek uczy się nas. Uczymy się nawzajem i sens w tym wszystkim co robimy jest tylko wtedy, kiedy będzie to nam sprawiało satysfakcję.

Co czujecie w tym momencie?

Przemek Myszor: - Na razie lęk, o to czy nam się uda. Czuję się odpowiedzialny za to co się dzieje. Rok temu nie mógłbym założyć, że się dzisiaj spotkamy. Nie mogłem być pewny, że nam wyjdzie i przeżyjemy ten"zawał serca". Umówiliśmy się, że działamy, bo tak naprawdę jesteśmy zespołem Myslovitz, z którego odszedł jeden z elementów. Wiem, że przez wielu ludzi był postrzegany jako lider, ale jak widać zrobiliśmy płytę i zaraz się okaże, czy to jest płyta Myslovitz, czy nie. Moim zdaniem tak.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas