Reklama

W stylu Myslovitz

Myslovitz "1.577", EMI

Myslovitz rozpoczęli niedawno 22. rok działalności. Na polskim rynku grupy rockowe, które funkcjonują z ich intensywnością przez dwie kolejne dekady i nie schodzą poniżej pewnego artystycznego poziomu można policzyć na palcach jednej ręki. Po tylu latach grania u czołowego polskiego zespołu gitarowego należałoby już szukać symptomów wypalenia.

Myslovitz w tym trudnym okresie radzą sobie całkiem nieźle. Zastąpienie Artura Rojka (odszedł rok temu w związku z nieporozumieniami artystycznymi i osobistymi) nieznanym szerszej publiczności wokalistą Michałem Kowalonkiem (wcześniej Snowman) okazało się być trafionym zabiegiem. "1.577" miało być początkowo EP-ką, ale sesja nagraniowa szła tak dobrze, że panowie postanowili wydać kolejny pełnoprawny album.

Reklama

Nowe Myslovitz pozostaje wierne swojemu piosenkowemu stylowi, a zarazem czuć wracającą ekscytację muzyków i słychać nowe pomysły. Daje radę sam Kowalonek, który, choć śpiewa inaczej od Rojka, jest też wyrazistym i niezłym technicznie wokalistą.

Myslovitz nie jest już tak ponure jak na ostatnich płytach z udziałem swojego poprzedniego frontmana, jednocześnie nie boi się eksperymentów. Czwarty indeks "Koniec lata" nie brzmi jak cokolwiek, co Myslovitz zrobiło do tej pory. Oparty o motyw basu i syntezatora może się skojarzyć z 90'sowym Depeche Mode czy nawet późnym Massive Attack. "Jaki to kolor" rozpoczyna się nieregularnymi interwencjami syntezatora i histerycznym śpiewem Kowalonka i całkiem niespodziewanie się kończy. W końcu "Być jak John Wayne" to słoneczny psychodeliczny pop, przechodzący po kilku minutach w zupełnie nową kompozycję.

Jeśli chodzi o kandydatów na wielkie radiowe przeboje, to minęły chyba czasy, gdy cały naród ryczał przeboje Myslovitz z płyty "Miłość w czasach popkultury". Jednak wybrane na singel "Prędzej później dalej" spełnia to zadanie reprezentowania całej płyty w sposób jak najbardziej godny.

Wiele piosenek na "1.577" jest całkiem prostych, tak jakby muzycy chcieli oddać naiwną melancholię, zawartą na płycie "Z rozmyślań przy śniadaniu". Tym razem w formie mniej gitarowej - więcej jest tu tanecznych temp, elektroniki i instrumentów klawiszowych. Piosenki takie jak "3 sny o tym samym", "Szum" czy otwierające album "Telefon" mają naprawdę ładne melodie. Każda z nich jest w zupełnie innym klimacie, ale sympatycy "stylu Myslovitz" będą usatysfakcjonowani. Istnieje życie po Arturze Rojku!

7/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Myslovitz | recenzja | Artur Rojek | Michał Kowalonek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy