Steven Wilson: Chcę występować dla Polaków [koncert we Wrocławiu]
W czwartek (12 lipca) brytyjski wokalista i multiinstrumentalista Steven Wilson wystąpi w Hali Stulecia we Wrocławiu. "To właśnie polska publiczność jest tą, dla której chcę występować w szczególności" - mówi przed koncertem.
Przez lata lider Porcupine Tree, w ostatnim czasie znany głównie z kariery solowej Steven Wilson powraca do Polski po lutowych koncertach w Zabrzu i Poznaniu. Tym razem zaśpiewa w Hali Stulecia we Wrocławiu.
Będzie to kolejny występ promujący wydany w połowie sierpnia 2017 r. piąty solowy album "To the Bone".
Przez 30 lat aktywności muzycznej Steven Wilson nagrał ponad setkę albumów z różnymi zespołami i uczestniczył w powstaniu kilkudziesięciu wydawnictw płytowych utrzymanych w bardzo zróżnicowanej stylistyce. W jego twórczości można usłyszeć m.in. rock, jazz, ambient, trip hop i pop.
Uznanie wśród fanów rocka zdobył jako lider grupy Porcupine Tree, której działalność została zawieszona na czas nieokreślony w 2013 r. Pod tym szyldem wydał 10 płyt studyjnych - ostatnia, "The Incident" ukazała się we wrześniu 2009 r.
Pod koniec lat 80. założył też duet No-Man z wokalistą Timem Bownessem, w którym łączył m.in. electro pop, ambient, trip hop i dream pop.
Większą popularnością cieszy się zespół Blackfield, powołany do życia na początku XXI wieku z izraelskim gwiazdorem Avivem Geffenem. Dotychczasowy dorobek to pięć studyjnych albumów.
W 2012 r. ukazał się jedyny jak do tej pory imienny album kolejnego projektu Wilsona - Storm Corrosion. To efekt współpracy z Mikaelem Akerfeldtem, liderem szwedzkiej metalowej grupy Opeth.
Wilson nagrywał jeszcze pod szyldami I.E.M. (tu realizował swoje inspiracje krautrockiem) oraz Bass Comunion (ambient/drone). Poza tym współpracował (głównie jako gitarzysta lub producent) m.in. z Anathemą, Fishem, Marillionem, Opeth, OSI, Paatos, a także z Anją Garbarek oraz Yoko Ono. Miksował również na potrzeby wersji dźwięku przestrzennego klasyczne albumy King Crimson i Jethro Tull.
"To jeden z najbardziej wziętych brytyjskich muzyków, o których nigdy nie słyszałeś" - tak o Stevenie Wilsonie napisał "The Daily Telegraph".
Steven Wilson w Krakowie - 18 kwietnia 2016 r.
"Mogę powiedzieć, że polska publiczność jest bardzo blisko połączona z moją twórczością. Uświadomiłem sobie, że istnieje mnóstwo ludzi, którzy są naprawdę blisko związani i zaangażowani w moją muzykę. Wiem, że to właśnie polska publiczność jest tą, dla której chcę występować w szczególności" - mówi.
Był w twojej karierze punkt, kiedy ciężkie riffy, takie jak "Fear of blank Planet", czy "The Incident" nabrały w pierwszych albumach solo dużo delikatniejszego brzmienia. Czy był to jakiś szczególny moment, który wywołał tę zmianę?
Steven Wilson: - Ogólnie rzecz biorąc jestem bardzo ciekawski, jeśli chodzi o muzykę i odkrywam w niej wiele nowych i interesujących rzeczy. Czasami jestem naprawdę znudzony, ponieważ ciągle robię to samo, więc naturalnym jest, że zaczynam szukać czegoś rewolucyjnego i rozwijającego moją twórczość. Nigdy nie zrozumiem twórczości, w której artysta wydaje dwa albumy i oba są do siebie totalnie podobne. Staram się, aby w mojej muzyce taki krok nigdy nie miał miejsca. Swego czasu byłem zainteresowany także heavy metalem.
Czy widzisz delikatną ironię w tym, że początkowo koncertowałeś jako, powiedzmy "udawany zespół" Porcupime Tree, z kolei teraz grasz głównie jako artysta solowy?
- Porcupine Tree jest pod każdym względem moim solowym albumem, chociaż wtedy nie byłem jeszcze wystarczająco pewny siebie, by wydać płytę pod własnym nazwiskiem. Był to pewien sposób na ukrywanie mojej tożsamości, ale sprzedawało się to znakomicie - pierwsze trzy albumy zostały całkowicie wyprzedane! Istnieje wiele solowych nagrań w mojej karierze, jeszcze przed tym, gdy zdecydowałem się je umieścić pod swoim nazwiskiem. Było to po prostu dla mnie zbyt wcześnie, by się ujawnić. Odkrywałem dopiero siebie i swój muzyczny styl, a chciałem sprawdzić wszystkie możliwości. 15 lat zajęło mi odnalezienie drogi dla siebie i powiedzenie: "Wiesz co? Teraz możesz się podpisywać pod swoim nazwiskiem, znalazłeś siebie i swój styl".
Twoja muzyka została wykorzystana w grze komputerowej "Last Day of June". Jak oceniasz doświadczenie, jakim była współpraca z producentem gier komputerowych?
- Zabawna rzecz polega na tym, że tak naprawdę z nimi nie współpracowałem. Mówiąc wprost, zwyczajnie skorzystali z istniejącej już muzyki. Napisali do mnie: "Chcielibyśmy stworzyć grę komputerową, która bazowałaby na twojej muzyce i chcielibyśmy ją wykorzystać jako soundtrack". W tym czasie byłem niezwykle zajęty, przebywałem w trasie i kompletnie nie miałem czasu, żeby się w to zaangażować. Jednak z chęcią dałem im błogosławieństwo i powiedziałem: "Oczywiście, że tak! Jestem bardzo ciekawy, co możecie z tego zrobić i co z tego wyniknie!".
Po około roku skontaktowali się ze mną, że ukończyli grę i czy mam ochotę to zobaczyć. Tak naprawdę, nie do końca wiedziałem, czego mam się spodziewać, bo sam nie grywam w gry komputerowe. Moje pojęcie o grach komputerowych, jest jak pojęcie starszych ludzi - strzelanina, zombie, krew i tego typu rzeczy. Więc kiedy w końcu zabrałem się do tego, by obejrzeć "Last Day of June" byłem naprawdę zszokowany! Nie spodziewałem się czegoś tak pięknego, emocjonalnego i angażującego w takim stopniu. Do tego słyszałem swoją muzykę, jako soundtrack, który po prostu doskonale do tego pasował. Było to naprawdę poruszające doświadczenie. Tak więc, mimo nie byłem aktywnie zaangażowany w sam proces tworzenia, jestem bardzo szczęśliwy i zadowolony z efektu, w jaki połączono moją muzykę z grą komputerową.
Jesteś multiinstrumentalistą i producentem muzycznym. Na którym z instrumentów lubisz grać najbardziej, lub który z nich jest dla ciebie najważniejszy jako dla człowieka, nie dla muzyka?
- Wiesz, zasadniczo nie myślę o sobie jako o muzyku. Gram troszkę na gitarze, na keyboardzie, na basie, potrafię grać trochę na kilku innych instrumentach. Wydaje mi się, że najbardziej komfortowo czuje się jednak z gitarą. Jest tak jednak dlatego, że większość swojego czasu spędziłem grając na gitarze na żywo na scenie. Jeśli chodzi o pisanie muzyki, większość piszę na fortepian czy keyboard, nie na gitarę. Czuję więc, że bardziej pociąga mnie fortepian, czy keyboard jako kompozytora utworów, ale jako muzyk czuję się lepiej z gitarą.
Jaka była najbardziej niebezpieczna lub kryzysowa sytuacja na twoim koncercie i czy musiałeś kiedyś opuścić scenę?
- Och, co za pytanie! Mieliśmy trzęsienie ziemi w Meksyku podczas koncertu. Zasadniczo mieliśmy poważne ostrzeżenie o trzęsieniu ziemi, nie samo trzęsienie, ale i tak musieliśmy przerwać koncert. Także to była chyba najbardziej poważna sytuacja!
Jaka jest najdziwniejsza rzecz, jaka spotkała cię na koncercie lub ze strony fanów?
- Myślę, że kiedy jesteś muzykiem lub artystą, absolutnie najdziwniejszą rzeczą, jaka może cię spotkać, jest moment, gdy musisz skonfrontować się ze swoimi fanami... którzy mają tatuaż twojej twarzy na swoim ciele! To jest coś bardzo dziwnego, surrealistycznego i coś, do czego nigdy się nie przyzwyczaję! Nie mogę powiedzieć, że to się bardzo często zdarza, ale jednak zdarzyło mi się to do tej pory kilkukrotnie. Czasami ktoś przychodzi do wytwórni lub chce spotkać się po koncercie. Wtedy idziesz się przywitać, a on podciąga rękaw, koszulkę, czy cokolwiek, gdzie zrobił tatuaż i nagle stajesz przed tatuażem swojej twarzy! To jest naprawdę bardzo, bardzo dziwne uczucie!
Chciałabym poznać cię bliżej jako człowieka i zapytać o twoje poglądy. Zawsze prezentujesz ciekawe, konsekwentne i dobrze uargumentowane podejście do wielu różnych dziedzin życia. Osobiście ciekawa jestem, co uważasz na temat roli i znaczenia człowieka w ekosystemie.
- Targają mną bardzo silne uczucia na temat tego, w jaki sposób traktujemy wszystkie inne gatunki i w jaki sposób dzielimy z nimi tę planetę. Uważam, że nie powinniśmy zabijać i jeść zwierząt. Nie mamy już ku temu powodów, ponieważ nie jesteśmy już częścią łańcucha pokarmowego, a pomimo tego nadal to robimy! Nadal niszczymy jedynie dlatego, że możemy i to niezwykle mnie martwi. Mimo to muszę powiedzieć, że wegetarianizm i weganizm nadal rośnie w siłę i staje się naprawdę masywnym ruchem! Głęboko wierzę w to, że być może w przeciągu dwóch lub trzech kolejnych pokoleń, to będzie absolutną normą, że jest się wegetarianinem i niezwykle rzadkie będzie jedzenie mięsa. Naprawdę mam taką nadzieję!
Problem polega na tym, że człowiek staje się coraz bardziej pasywny wobec świata w którym żyje. Jest to niestety wpływ internetu. Uwaga ludzi jest coraz trudniejsza do skupienia, a jej czas jest coraz krótszy i to bezpośrednio dotyka mnie jako muzyka. Tworzę albumy, które chciałbym, aby ludzie przesłuchali od początku do końca i jest to naprawdę trudne zdobyć zaangażowanie słuchacza. Właśnie to smuci mnie najbardziej - wzrastający poziom pasywności na świecie. Jest to tak ogromny problem i temat, że moglibyśmy o tym mówić bez końca.
Nie sądzisz, że dzisiejsze społeczeństwo jest, powiedzmy, "na rozdrożu dróg" i nie do końca wie, którą ścieżką podążyć i w co wierzyć?
- To bardzo niepokojące. To znowu kwestia internetu, który stworzył platformę, na której niepotwierdzone informacje lub takie, które są po prostu nieprawdziwe, w niezwykle krótkim czasie okazują się faktem! Wiem, bo mnie również to spotyka! Zasadniczo mój ostatni album "To The Bone" jest dokładnie o tym, że prawda jest tylko punktem widzenia. To, co bardzo często nazywamy prawdą, nią nie jest - to tylko percepcja. Moja prawda jest inna niż twoja, twój punkt widzenia jest wynikiem różnych oddziaływań, tak samo jak mój. Twoje wychowanie, rodzice, polityka, religia, rasa czy kraj wpływają na sposób, w jaki odbierasz świat i to w co wierzysz.
W tych czasach ludzie zbyt często przygotowani są wierzyć tylko w to, co im się podaje. Nie zadają pytań, nie mają w sobie żadnej ciekawości względem świata, w którym żyją. To samo dzieje się w moim przypadku, odnośnie tego, jak ludzie słuchają muzyki. Wydaje się to naprawdę trywialnym przykładem, ale bazując na nim widzimy, że najlepsza muzyka nie została jeszcze przez ludzi odkryta. Ludzie nie są na tyle ciekawi, by ją odnaleźć i są niezwykle szczęśliwi mogąc słuchać największego chłamu granego w komercyjnych stacjach radiowych. Nie można być żywym człowiekiem i nie być ciekawskim! Według mnie największym problemem ludzi na świecie jest to, że nie są ciekawi, są pasywni, a internet jeszcze to pogłębia. Według mnie kluczem do rozwiązania jest bycie bardziej ciekawskim i bardziej cynicznym w stosunku do tego, czym karmią nas media.
Rozmawiała: Agata Drygała.