"Siła klubu seniora"

Właśnie mija 20 lat od utworzenia tego niezmiernie ciekawego bandu. Alastor - to dla mnie osobiście słowo sentyment. Do końca życia nie zapomnę ich pierwszych koncertów w Kutnie, czy mojej pierwszej wizyty na ich próbie!

Alastor
Alastor 

To było dla mnie, wówczas młodego chłopaka, coś niesamowitego, nie do opisania. Coś, co w dużej mierze zaważyło na moich późniejszych losach.

Skupmy się jednak na zespole. Alastor w latach swej świetności był jedną z wiodących formacji metalowych w Polsce. Muzyka, którą proponował, była zawsze nowatorska, ciekawa, mocna i profesjonalnie zagrana. Pomimo wielu sukcesów, zespół nigdy nie osiągnął należnego mu z racji poziomu muzyki jaką prezentował, miejsca.

Głównie nie przez brak szczęścia (jak niektórzy często pisali), ale dlatego, że grupa nigdy nie szła na żadne kompromisy i nie wchodziła w żadne układy. Zawsze była wierna tylko sobie i grała tylko to, co czuła. Pozwólcie, że korzystając z okazji, iż zespół się niedawno reaktywował, Sławomir Kamiński z magazynu "Hard Rocker" wypytał wokalistę Alastor - Roberta Stankiewicza o pewne szczegóły, które przybliżą wam sylwetkę jednego z najlepszych zespołów polskiego metalu...

Witaj! Długo się zastanawiałem, od czego zacząć wywiad z tobą i doszedłem do wniosku, że od gratulacji! Niezmiernie się cieszę, że Alastor wrócił do życia! Co u was słychać?

Czołem stryju! Po kilku latach drzemki postanowiliśmy ze Sławkiem Bryłką podjąć kolejną próbę wspólnego grania pod szyldem Alastor. Czasy i okoliczności sprawiały, że nie było to łatwe. W chwili obecnej skład - jak myślę nabrał realnych kształtów i są szanse, by trwało to dłużej.

Kiedy dokładnie reaktywowaliście zespół i kto go obecnie tworzy?

Pierwsze próby, mające na celu zbadanie rynku muzyków zostały podjęte jesienią 2006 roku. Ich inicjatorem był Bryłas (gdyż ja mieszkam niecałe 300 km dalej). Chwała mu za to i dzięki, bo nie wszyscy mają kur**ską cierpliwość. Na dzień dzisiejszy Alastor tworzą: Sławomir Bryłka - bębny, Mariusz Matuszewski- gitara, Marcin Bilicki - gitara, Jacek Kurnatowski - bass i Robert Stankiewicz - wokal.

Jak przebiegają prace nad nowym materiałem? Czy macie dużo nowych numerów?

Jak zwykle, to coś niesamowitego - chemia na próbach jest taka, że po okresie wspólnego badania, docierania się, szukania wspólnych ścieżek, nastał czas wytężonej pracy i jej końca. Powstało 17 utworów, być może będą też covery - mamy kilka na celowniku, lecz decyzje ostateczne nie zapadły.


Na waszej stronie zamieszczone są 3 nowe kawałki. Po ich wysłuchaniu muszę powiedzieć, że przerwa dobrze wam zrobiła (śmiech). Tworzycie muzykę, która tkwi w thrashowych korzeniach, a jednocześnie jest nowoczesną (nie mylić tylko z nu metalem). Całość jest bardzo mocna, ale równocześnie melodyjna. Pełno tu technicznych zagrywek i progresywnych smaczków. Muzyka jest bardziej złożona niż na ostatnich waszych płytach. Czy właśnie takiej muzy możemy spodziewać się po nowej płycie Alastor?

Nowy Alastor dla nas samych stanowił wielką niespodziankę, mając na uwadze nasze dotychczasowe dokonania i fakt, że cały czas (ile to już lat?!), jesteśmy maniakami heavy metalu to, co wyszło w fazie prób ciągle nas zaskakuje, i cholera - podoba się nam! Jak odbierze to reszta maniaków, czas pokaże. Nigdy nie lubię definiować tego, co stworzyliśmy.

Alastor to grupa poszukująca, mająca świadomość, że gra swoje od ponad 20 lat. Nowy materiał stanowił dla nas wyzwanie, aby pogodzić ze sobą nasze korzenie i obecne fascynacje (a tych już coraz mniej).

Gdzie i kiedy zamierzacie zarejestrować nowy materiał?

Po rejestracji trzech nowych kawałków i efektach tej sesji całą resztę chcielibyśmy zarejestrować w ZED Studio w Olkuszu. Fachowa obsługa, zero stresu i piękna okolica plus fantastyczna gastronomia (mniam).

Czy znaleźliście już kogoś, kto by chciał wydać waszą nową płytę?

Wydawcę już dawno znaleźliśmy, niestety nie wie on o naszym istnieniu (śmiech)... A, tak serio, to cały czas poszukujemy. Demo, które rozesłaliśmy do naszych krajowych majorsów nie spotkało się z pozytywną reakcją. Widać nikt nie wierzy w siłę klubu seniora. Szukanie firmy trwa.

Od czasu reaktywacji zagraliście kilka koncertów (m.in. na Hunterfest 2006). Jaka była reakcja publiczności na wasz show?

Hunterfest był pierwszym koncertem po latach zagranym dla dużej publiczności. Reakcja ludzi stanowiła dla nas miłe zaskoczenie, tym bardziej, że zagraliśmy niecałe 15 minut. Dzięki im za pamięć i sorry, że tak krótko.

A jak wy czuliście się grając po tak długiej przerwie razem? Sprawdzili się nowi członkowie grupy?

Od momentu, kiedy postanowiliśmy grać wspólnie w obecnym składzie, maszyna gra i trąbi na pełnych obrotach. Nowi ludzie sercem i duchem żyją muzyką i chwała im za to.

Jak ci się wydaje, czy to, co obecnie gracie, trafia w gusta młodego pokolenia? Wydaje mi się, że to obecna młodzież jest waszą przyszłością?

Nie nam o tym sądzić. Powiem tak: należę do tej grupy ludzi, która utrzymuje permanentny kontakt z młodymi ludźmi. Grono metalmaniaków nie zna ograniczeń wieku, a problemy i sprawy ważne dla nas wszystkich są ciągle te same. Być może, w zaściankowej Polsce zmierzającej do mentalnego samookaleczenia stanowią szczególnie ważne wyzwania dla artystów i odbiorców, bez względu na wiek. Co do przyszłości słuchaczy naszej muzy, to Bryłasa syn ma tutaj więcej do powiedzenia.


Jakie są wasze najbliższe plany?

Rejestracja płyty i trasa. Koncerty, koncerty i jeszcze raz koncerty (oparte na zdrowej promocji).

Ok. Teraz porozmawiajmy trochę o przeszłości. Kiedy dokładnie powstał Alastor, kto był założycielem grupy i jak wyglądał skład?

Skład osobowy działający pod szyldem Alastor ukształtował się w okolicach '86 roku. Wcześniej spotykaliśmy się u Waldka "Osy" Osieckiego na luźnych imprezach, gdzie słuchaliśmy muzy, kosztowaliśmy trunki i przy okazji próbowaliśmy grać na różnych instrumentach marki Polmuz, Defil, Kosmos (światowa czołówka, nie?).

Po miesiącach rzępolenia pierwszy żelazny skład to: Waldemar "Osa" Osiecki - gitara, Grzegorz "Frycu" Frydrysiak - bas, Sławomir "Bryła" Bryłka - bębny i ja - wokal. W okolicach 1886 roku skleciliśmy pierwsze demo i wysłaliśmy je na przesłuchania do Jarocina, lecz nic z tego nie wyszło. Mariusza "Marysia" Matuszewskiego - obecnego gitarzystę ze starej gwardii, udało się pozyskać po godzinach rozmów o muzie, jakie przeprowadziliśmy będąc uczniami tej samej szkoły średniej gdzieś w okolicach 1987 roku.

Czy pamiętasz pierwszy publiczny występ Alastora? Bo ja pamiętam!!!

Tak, to była impreza ogólnomiejska na placu Piłsudskiego (a wówczas im. 19 stycznia)

w Kutnie. Pamiętam kompletne zaskoczenie ludzi, niektórzy przystawali i patrzyli na nas jak na małpy w zoo (wiesz komuna nie preferowała tego rodzaju muzy, zachowań itp. rzeczy -

a tutaj w trakcie festynu taki mentalny cios w łeb, pewnie kilku kacykom dostało się po dupie).

Na szersze wody wypłynęliście podczas przesłuchań do Metalmanii'88 w chorzowskiej Leśniczówce. Jak wspominasz tamto wydarzenie?

Sam fakt dostania się na przesłuchania był dla nas nie lada zaskoczeniem i wyróżnieniem.

Trema i adrenalina chodziły nam po plecach, wygraliśmy te "zawody" - a tu na Metalmanii zagrał warszawski Genocide. Miło było posłuchać ciepłych opinii ludzi z branży i poznać kolesi z którymi graliśmy później na jednych deskach.

Zagraliście na Metal Battle z czołówką polskiej metalowej sceny i z zagranicznymi gośćmi. Jak się wtedy czuliście, grając z takimi grupami i przed taką publicznością?

Wiesz, to była specyficzna mieszanka spontanu, buntu, tremy, metalowej jazdy, chęci zaistnienia, lęku przed wpadką, radości z sukcesu i Bóg wie - czego jeszcze. W końcu czterech z nas miało po 18 lat, a Osa 17. Kiedy grasz w doborowym towarzystwie, a pod sceną szaleje 10.000 maniaków, trudno jest jednoznacznie opisać wszystko, to, co w tobie wówczas buzuje. Mnie osobiście utkwił w pamięci specyficzny zapach maszynki do dymu, noszę go w głowie do dzisiaj.

Do tego czasu mieliście chyba małe doświadczenie koncertowe? Po tym występie wasza kariera nabrała rozpędu. Daliście swój pierwszy koncert w Jarocinie. Jak to było?

Z koncertami w tym czasie nie było za wesoło, graliśmy sporadyczne sztuki, owszem było kilka spektakularnych przedsięwzięć koncertowych typu festiwale metalowe, koncerty w kilka zespołów, pamiętajmy, że mówimy tu o czasach końca komuny, gdzie rynek koncertowy dopiero stawiał pierwsze kroki, a metalowy był jeszcze w głębokiej dupie.

Więcej w najnowszym numerze magazynu "Hard Rocker".

Hard Rocker
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas