Shanguy: Nie możesz chodzić na skróty i zadowalać się bylejakością
Andrzej Kozioł
Shanguy to francusko-włoski kolektyw muzyczny. Ich single pokryły się w Polsce platyną już pięciokrotnie. Z wokalistką Shady Cherkaoui i didżejem NRD1 porozmawialiśmy o inspiracjach, miłości do muzyki i dlaczego wydanie albumu ma dla nich znaczenie.
Andrzej Kozioł, Interia: Przyznam, że image w nowym klipie trochę zaskoczył. Płomienie, gitary, skóry. Całkiem rockandrollowo. Czyżby zmiana gatunku?
Shady: - Cały czas próbujemy nowych rzeczy. Faktycznie jest tam rockowy klimat. Te żywe instrumenty, to coś, co świetnie sprawdza się na koncertach, ale jednak zostaniemy przy muzyce dance (śmiech). W tym jesteśmy dobrzy i niech tak zostanie.
Ale słuchacie też innych gatunków.
S.: - Jasne. Mój tata jest gitarzystą, więc w domu od dziecka słuchałam reggae i rocka lat sześćdziesiątych. Inspirację czerpiemy zewsząd.
NRD1: - Absolutnie nie zamykamy się na inną muzykę. Słuchamy po prostu tej, która nam się w danym momencie podoba. Tak też tworzymy.
Dlatego nie jest łatwo wrzucić was do jednej szuflady?
S.: - Otóż to. Shanguy od początku projektem nastawiony na zmiany. Musimy być otwarci na każdą muzykę, bo inaczej stanęlibyśmy w miejscu.
Wasz ostatni singel, "Lava" jest właśnie przykładem takiego łączenia gatunków. Jest tam pop, dance, a wszystko to z rockowym zacięciem.
S.: - To prawda. Ten utwór jest szczególny. Kiedy go pisaliśmy, słuchaliśmy sporo grunge'u, sporo muzyki z początku lat 2000. Inspirowaliśmy się piosenkami Blur czy Nirvany. Oczywiście jest tam nasz osobisty dance'owy twist, ale faktem jest, że wówczas rock grał nam w głowach najgłośniej.
To ciekawe, że w jednym zdaniu wspominacie Nirvanę i muzykę dance. To rzadko spotykane połączenie.
S.: - Zdziwiłbyś się (śmiech). Harmonie wykorzystywane w latach dziewięćdziesiątych ostatnio wracają i są często wykorzystywane przez DJ-ów. Jak weźmiesz na tapet najnowsze produkcje Martina Garrixa, to możesz zauważyć tam użycie tych charakterystycznych akordów i dysonansów.
"Lava" to taki wasz powrót po pandemii. Jak udało wam się przetrwać ten trudny czas?
S.: - Od zawsze mieliśmy tak, że poza graniem koncertów bardzo dużo pracowaliśmy koncepcyjnie. Stale pisaliśmy nowe piosenki, opracowywaliśmy aranżacje, dzieliliśmy się pomysłami. Oczywiście pandemia dała nam się we znaki. Mieliśmy w planie trasę po USA, którą musieliśmy odwołać. Mimo to nie złożyliśmy broni.
Zwłaszcza że w momencie wybuchu pandemii Shanguy dopiero się rozkręcał. Wystartowaliście przecież w 2017 roku.
S.: - Owszem, ale tak jak wspominałam, nie zatrzymało nas to. Postanowiliśmy nie marnować ani chwili. Uznaliśmy, że musimy stworzyć w tej negatywnej rzeczywistości coś pozytywnego. I chyba nam się to udało. Czujemy, że udało nam się zamienić ten czas w nowe, fajne rzeczy.
To teraz trasa, koncerty, spotkania z fanami. Sporo zajęć przed wami. A co porabiacie, kiedy macie trochę wolnego?
S.: - Ja lubię rysować i grać w gry komputerowe (śmiech).
NRD1: - Staramy się każdą wolną chwilę spędzać z bliskimi. Niestety nieczęsto mamy ku temu okazje. Wiesz, z racji tego, jaką mamy pracę, spotkania z rodziną należą do rzadkości.
Cóż, to chyba jedna z tych wad, kiedy jest się mega gwiazdą.
S.: - (Śmiech) Trochę tak, ale mamy to szczęście, że nasze rodziny i przyjaciele bardzo nas wspierają i rozumieją naszą pracę. Ja w zeszłym roku miałam okropne wyrzuty sumienia, bo opuściłam 60. urodziny mojego ojczyma. Akurat byliśmy w trasie i nie mogłam z nim świętować. Na szczęście nie gniewał się na mnie. Był super wyrozumiały. Przyznam, że odetchnęłam z ulgą, bo było mi z tym naprawdę bardzo źle.
Spędzacie ze sobą dużo czasu. Jesteście właściwie jak rodzina.
S.: - To prawda. NRD1 jest bardzo opiekuńczym gościem. Prawdziwym przyjacielem. Troszczy się o mnie i dba, żebym cały czas była bezpieczna.
NRD1: - Z Shady z kolei nie sposób się nudzić. Właściwie ciągle się z czegoś śmiejemy, jak jesteśmy razem, ale tylko w wolnym czasie (śmiech). W pracy Shady jest prawdziwym tytanem. Zawsze skupiona, wymagająca i profesjonalna. Myślę, że to idealne połączenie.
S.: - Zgadza się, ale nie powiedziałeś wszystkiego (śmiech). Czasem dochodzi między nami do napięć, ale wyłącznie na płaszczyźnie artystycznej. Oboje traktujemy swoje pomysły bardzo poważnie i staramy się podchodzić do każdego z uwagą i szacunkiem. W Shanguy panuje demokracja, więc czasem, żeby osiągnąć kompromis, musimy trochę podyskutować.
Jakiś czas temu zremiksowaliście piosenkę Viki Gabor. Skąd ten pomysł?
NRD1: - Poznaliśmy Viki w studiu Universalu i od razu coś zaskoczyło. W tym czasie byliśmy świeżo po wydaniu singla "Toukassé" i Viki poprosiła nas o zremiksowanie go z jej piosenką. Spodobał nam się ten pomysł i powiedzieliśmy - jasne, robimy to! - I wyszło chyba nieźle.
Zagaduję o to, bo, jak pewnie wiecie, jesteście bardzo popularni w Polsce. Wasze single pokryły się w naszym kraju platyną już w sumie pięć razy. Zastanawialiście się, dlaczego tak jest?
S.: - Tak, ale jedyne co przyszło nam do głowy, to to, że mamy podobny gust do naszych polskich fanów. Wiem, że to prosta refleksja, ale chyba tak właśnie jest. Na pewno sporą rolę odgrywa tu przywiązanie do europejskiej kultury. Poza tym czerpiemy bardzo wiele pozytywnej energii od fanów w Polsce i chyba naturalnie tę energię oddajemy. Myślę, że to transakcja wiązana (śmiech).
Co według was jest konieczne, żeby odnieść sukces?
S.: - Kilka rzeczy. Po pierwsze, wiem, że to zabrzmi chłodno, musisz traktować to jak pracę. Musisz być zawsze profesjonalny. Nie możesz chodzić na skróty i zadowalać się bylejakością.
NRD1: - Pełna zgoda. Ciężka praca każdego dnia, bez wyjątku.
S.: - Drugi element to szczęście, ale tylko w parze ze wspomnianą harówką. Oprócz tego ważna jest wiara w siebie i zgoda ze sobą. Wiesz, jeśli jesteś na scenie i nie wierzysz w siebie, albo kogoś udajesz, to nie ma szans, że uwierzy ci publiczność. Wiem, że to niełatwe, bo każdy z nas boryka się z różnymi słabościami, ale ta wiara we własne możliwości jest naprawdę kluczowa.
To już trzy elementy. Jest coś jeszcze?
S.: - Chyba rzecz najważniejsza. Miłość do muzyki. Bez pasji i miłości do muzyki to się zwyczajnie nie uda.
Czyli ciężka praca, pewność siebie, miłość do muzyki i trochę szczęścia.
S.: - Sporo szczęścia (śmiech), chociaż im więcej włożysz pracy, tym mniej tego szczęścia będzie ci potrzebne.
Czy z waszej perspektywy, możecie powiedzieć, że dzisiaj łatwiej jest młodym artystom zaistnieć na rynku?
S.: - Jest coraz trudniej. Z pozoru wygląda to inaczej, wiem. Dzisiaj każdy może zaprezentować swoją sztukę całemu światu w ciągu kilku sekund. Każdy może dotrzeć to setek tysięcy odbiorców i pochwalić się swoimi umiejętnościami. I na tym polega ten paradoks. Bo oprócz ciebie są też miliony innych, którzy robią to samo. To jak nocne niebo, na którym jest nieskończenie wiele gwiazd, a ty jesteś tylko jedną z nich. Nie zrozum mnie źle, ja nie twierdzę, że przebicie się w tym wszechświecie nie jest w ogóle możliwe. Chodzi mi tylko o to, że jeśli już jesteś jedną z tych gwiazd, to musisz zrobić wszystko, żeby świecić jeszcze jaśniej.
Czyli co?
S.: - Czyli wracamy do poprzedniego wątku. Ciężka praca, łut szczęścia, miłość do muzyki i pewność siebie. Jeśli masz to wszystko, to w końcu ci się uda. Tylko tak stworzysz coś wyjątkowego, pięknego, wartościowego i wysokiej jakości. Wówczas, nawet jeśli jesteś jednym z wielu, to ta jakość zaprowadzi cię naprawdę wysoko. Jakość zawsze wygrywa.
Najpierw trasa, a co potem?
NRD1: - Trasę kończymy we wrześniu, a w międzyczasie planujemy cały czas pisać nowe kawałki. Być może w październiku pojawi się od nas coś nowego.
S.: - No i może w końcu uda nam się wydać album.
Sporo artystów odchodzi od idei albumów. Wolą wydawać single i później robić z tego mixtape.
S.: - Wielu tak robi, to prawda. Dla mnie jednak album jest pewnego rodzaju zwieńczeniem. Czymś w rodzaju daru dla naszych fanów. Bardzo chciałabym podziękować każdemu z nich osobiście, ale wiem, że to niemożliwe. Nie będę przecież chodzić od drzwi do drzwi (śmiech). Dlatego album byłby takim podziękowaniem. Wiem też, że nasi fani tego od nas oczekują. Album powstanie, spokojna głowa.