"Sami płacimy za wszystko"
Die Toten Hosen to jeden z najpopularniejszych niemieckich zespołów, który w Polsce ma rzesze oddanych fanów. Grupa odwiedziła nasz kraj po raz pierwszy w 1985 roku i od tamtej pory stał się niemal kultowym wykonawcą. 11 października 2004 roku ukazała się płyta "Züruck Zum Gluck", a punkowcy z Niemiec będą ją promowali trzema koncertami w naszym kraju: w Warszawie, Gdańsku i Rzeszowie. Z tej okazji Artur Wróblewski rozmawiał z Breitiem, gitarzystą Die Toten Hosen. Artysta barwnie opowiedział o pierwszym pobycie grupy w Polsce, stosunkach polsko-niemieckich i sukcesie Ich Troje. A fani grupy mogą się dowiedzieć, jak sobie radzi ulubiony klub piłkarski "Hosenów" ? Fortuna Düsseldorf, i jakie szanse na zdobycie tytułu mistrza świata ma piłkarska reprezentacja Niemiec.
Jak sądzisz, dlaczego jesteście tak popularni w Polsce?
Ja nawet nie wiem, dlaczego jesteśmy popularni w Niemczech, dlatego nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie (śmiech). Pamiętam, że gdy graliśmy w Polsce po raz pierwszy w 1985 roku, prawie nielegalnie i potajemnie, to na koncertach było mnóstwo młodych osób. Mimo że niewielu ludzi wiedziało o tym, że mamy grać koncerty. A w latach 90., gdy również graliśmy u was, zauważyłem mnóstwo osób mówiących po niemiecku. Być może fakt, że rozumieją o czym śpiewamy, spowodował, iż jesteśmy tak popularni w Polsce. Ale tak naprawdę to nie potrafię wytłumaczyć tego zjawiska.
Wspomniałeś o waszej pierwszej wizycie w Polsce. Jak wspominasz tamte koncerty?
To było w 1985 roku. Nasze koncerty może nie były nielegalne, ale również na pewno nie były do końca legalne. Pamiętam, że każdy wieczór był całkowicie inny. W Warszawie graliśmy w jakimś kinie i siedzieli tam studenci, którzy za bardzo nie mieli pojęcia, co jest grane i nie wiem, czy to im się podobało.
Natomiast w Gliwicach, kiedy się tam pojawiliśmy, całe centrum miasta wypełnione było punkami (śmiech). A my nie mogliśmy w to uwierzyć, gdyż wcześniej nie widzieliśmy żadnego fana muzyki punk. Była to ostatnia rzecz, jakiej się spodziewaliśmy. A kiedy zaczęliśmy grać, to cała publiczność zmuszona została przez ochronę do siedzenia na podłodze. Ale nie trwało to zbyt długo, gdyż po dwóch-trzech piosenkach wszyscy zaczęli skakać i tańczyć.
Ochroniarze nie mogli z tym nic zrobić. Kiedy wracaliśmy do Niemiec, już zaczynaliśmy tęsknić za tym koncertem.
Poza tym mamy wiele wspomnień z pierwszego pobytu Die Toten Hosen w Polsce. Między innymi to, że nie mogliśmy nigdzie zdobyć benzyny. Mieliśmy specjalne turystyczne kupony na benzynę. Ale nie mogliśmy ich użyć, gdyż zostalibyśmy wykryci i nie doszłoby do koncertów. W ogóle ciężko było dostać jedzenie i wódkę. To były naprawdę trudne czasy dla Polski.
Pamiętam również zespół, z którym graliśmy. To była Kobranocka. Świetnie się rozumieliśmy i bardzo dobrze wspólnie się bawiliśmy.
Prawdopodobnie każdy polski dziennikarz zadaje wam to pytanie. Czy znacie zespół Ich Troje? Nagrał on własną wersję waszej piosenki "Alles Aus Liebe"
To było dla nas zaskakujące, jak duży sukces odniosła ta piosenka. Bo gdy myśmy ją nagrali, wydawało nam się, że będzie to ogromny przebój w Niemczech. A nie był (śmiech).
Wydaje mi się, że na niemieckiej liście przebojów "Alles Aus Liebe" doszło może do pozycji 37., czy coś koło tego. Szczerze mówiąc, byliśmy bardzo zawiedzeni jej kiepskim wynikiem. Dlatego fakt, że stała się ona aż tak popularna w Polsce, naprawdę nas zaskoczył.
A co do Ich Troje, to nie mam pojęcia, jaką muzykę gra ten zespół. Ale coś musi w nich być, ponieważ "Alles Aus Liebe" ma również swoją francuską i angielską wersję. Ale przebojem stała się tylko ta nagrana po polsku.
Porozmawiajmy o waszym nowym albumie. Co oznacza tytuł płyty "Züruck Zum Gluck"? Czy kryje się za nim jakiś podtekst?
Jeżeli chciałoby się dosłownie przetłumaczyć ten tytuł, to oznacza on "Powrót do szczęścia". A odnosi się do tego, w jaki sposób ludzie w Niemczech obecnie mówią i myślą. Zarówno mieszkańcy zachodniej, jak i wschodniej części Niemiec twierdzą, że kilka lat temu żyło się łatwiej. Narzekają, że obecnie jest bardzo trudno. A słowa piosenki "Züruck Zum Gluck" mają ironiczny charakter. Po prostu w prześmiewczy sposób opisują myśli, jakie kłębią się w głowach Niemców.
Ludzie na wschodzie mówią, że obiecywano im wiele. Poprawa ich sytuacji miała przyjść już kilka lat temu, zaraz po zjednoczeniu. Natomiast na zachodzie słychać głosy, że dość już łożenia pieniędzy na wschodnie landy. Narzeka się również na mieszkańców wschodnich Niemiec, że są leniwi. Wspominają czasy przed zjednoczeniem, kiedy było im łatwiej. I o tym opowiada ironicznie tekst tytułowej piosenki.
Z drugiej strony tekst ma również uniwersalny wymiar i fanom może się wydawać, że odnosi się do sytuacji w zespole, czy też do naszego prywatnego życia. Możliwe są również jego inne interpretacje. Zatem jeśli się go nie wytłumaczy i odniesie do konkretnej sytuacji, może być odczytywany ogólnie i na różne sposoby.
Poruszyłeś temat sytuacji politycznej Niemiec. Ostatnio pojawiło się wiele kontrowersji w stosunkach pomiędzy naszymi krajami. Myślę zwłaszcza o wzajemnych żądaniach reparacji szkód wojennych. Jaka jest twoja opinia na ten temat?
Przede wszystkim wielu Niemców, a nie jest to moja opinia, uważa, że za II wojnę światową odpowiedzialni są tylko naziści. A przecież naziści byli Niemcami i to właśnie moi rodacy powinni ponieść konsekwencję tych czynów. Oczywiście ciężko sobie wyobrazić zrekompensowanie komuś bólu po stracie najbliższej osoby, czy za odszkodowania za masowe mordy w obozach koncentracyjnych. Tego nie da się zrobić, to są straty innej miary.
Niemcy są wciąż odpowiedzialne za to, co się stało. To jest nasza historia i nie możemy od niej tak po prostu uciec. Nie mam pojęcia, ile Niemcy do tej pory zapłaciły Polakom tytułem odszkodowania. Natomiast osoby, które kiedyś mieszkały na terenach obecnej Polski i teraz żądają od was odszkodowania za swoje majątki, są po prostu śmieszni. Bo gdyby Niemcy nie zaczynały wojny, oni pewnie wciąż by tam mieszkali. I reakcja polskiego Sejmu na te żądania, z tego co mi wiadomo, była jak najbardziej słuszna.
A co do opinii większości Niemców, a zwłaszcza tych młodych - oni nie mają żadnego interesu w popieraniu tych śmiesznych roszczeń. Nie zgadzają się z nimi. Ludzie chcą żyć z Polską w zgodzie, na tym im najbardziej zależy. I grając koncerty zarówno w Niemczech, jak i w Polsce, zauważyłem, że młodzi ludzie świetnie rozumieją ten problem i zależy im na przyjacielskich stosunkach pomiędzy naszymi krajami. Nie mają żadnych resentymentów.
Poza tym znam wielu Polaków pracujących w Niemczech, legalnie i nielegalnie, i nie stanowią oni żadnego problemu. Są świetnymi pracownikami.
To do polityków należy odpowiednie rozwiązanie tej kwestii. Symbole dla ludzi mają duże znaczenie. Na przykład to, co zrobił dla poprawy stosunków polsko-niemieckich Willy Brandt. Politycy powinni podążać tym tropem i być wyczuleni na to co mówią i robią. Oczywiście nie możemy zapomnieć tego, co się stało. Nie da się wymazać historii. Ale podczas naszych pobytów w Polsce nie spotykam się z wrogim nastawieniem. Wręcz przeciwnie ? młodzi ludzie w waszym kraju są bardzo przyjaźnie nastawieni.
Powróćmy jeszcze na chwilę do waszej ostatniej płyty. W jednym z wywiadów Campino powiedział, że Die Toten Hosen nie nagrali jeszcze swojego najlepszego utworu. Czy takowy znajduje się na "Züruck Zum Gluck"?
Campino chciał przez to powiedzieć, że zawsze staramy się nagrać idealną piosenkę. A w konsekwencji staramy się zawsze nagrać perfekcyjną płytę. Taką, która po kilku latach moglibyśmy posłuchać i powiedzieć: "O, nie mogliśmy tego lepiej nagrać". Ale tak się nigdy nie stanie (śmiech).
A jeśli tak się zdarzy, to prawdopodobnie od razu rozwiązalibyśmy zespół. Bo co można zrobić, kiedy nagrało się perfekcyjną płytę? A my jesteśmy bardzo wrażliwi, jeśli chodzi o nasze piosenki i patrzymy na nie zawsze bardzo krytycznie. Wzmaga się to podczas nagrywania nowej płyty.
Słyszałem, że Die Toten Hosen dzielą się równo dochodami z albumów i koncertów. Czy "demokracja" panuje również w czasie komponowania piosenek? Czy może jest ktoś w zespole, kto ma większy wpływ na utwory?
Tak, to prawda. Nieważne, kto pisze piosenkę, wszyscy dostają kasę po równo. Tę zasadę przyjęliśmy już na początku naszej kariery. I dzięki temu nie ma w zespole zazdrości, nie ma wojen o to, czyje piosenki trafią na płytę. Jedyne spory, jakie mamy w zespole, dotyczą jakości piosenki. Czy ona jest dobra, czy zła. Nie ma sytuacji, że ja chcę moją piosenkę umieścić na płycie, bo dostanę za to więcej pieniędzy. A wiem, że takie sytuację panują w innych zespołach. U nas to się nigdy nie zdarzyło.
Na początku naszej kariery nie mieliśmy w ogóle pieniędzy. Ale postanowiliśmy, że jeżeli cokolwiek zarobimy (śmiech), to dzielimy to po równo. To było komiczne dzielić się czymś, czego nie mieliśmy. Ta zasada przetrwała aż do dziś i dalej będziemy ją stosować.
A co do naszego wpływu na utwory, to wszystko zależy od sytuacji. W Die Toten Hosen każdy ma swoją działkę, którą się zajmuje. Na przykład Andy, basista grupy, i ja, zajmujemy się organizacją wystroju koncertów. Od nas zależy wygląd sceny i jej oświetlenie podczas występu. Pamiętam, że na początku wszystko chcieliśmy omawiać wspólnie. I to zajmowało nam wieki (śmiech).
Dlatego teraz w zespole panuje podział obowiązków. Co nie oznacza, że jesteśmy przywiązani do swoich roli. Każdy może dodać swoje sugestie.
Nagrywacie płyty dla własnej wytwórni. To bardzo komfortowa sytuacja dla zespołu.
Kilka lat temu musieliśmy podjąć decyzję, jak ma wyglądać nasza przyszłość. I postanowiliśmy podjąć ryzyko, bo własna firma niesie za sobą pewne niebezpieczeństwo. Bo co by się stało, gdybyśmy nie sprzedali żadnej płyty? Z drugiej strony własna wytwórnia daje ci wolność. I tak właśnie stało się w naszym przypadku.
Możemy robić to, na co mamy ochotę. Nie musimy na przykład rozmawiać z ludźmi z wytwórni o tym, jak ma wyglądać nasz teledyski i ile kasy możemy na niego wydać. Teraz jeżeli chcemy zrobić coś, co nie jest związane z muzyką, to po prostu robimy to. Jedyny problem jest taki, że sami musimy za to zapłacić (śmiech). Ale pracujemy z ludźmi, z którymi chcemy pracować. Nie ma też bezsensownych dyskusji, jakie zawsze istnieją pomiędzy zespołami a wytwórniami. Zatem nasz pomysł sprawdził się.
Poza tym początkowo myśleliśmy tylko o naszych interesach. A teraz zastanawiamy się nad podpisaniem kontraktów z młodymi zespołami. Chcemy im pomóc. Mamy do tego odpowiednie środki. Pracują dla nas fachowcy, wszyscy dobrze się znają i panuje świetna atmosfera.
Czyli Die Toten Hosen i wasi współpracownicy są czymś w rodzaju "rodzinnego interesu"? Macie swoją wytwórnię i świetnie się dogadujecie w zespole.
Nie zawsze (śmiech). To jest niemożliwe, żebyśmy cały czas świetnie się dogadywali. Rodziną jesteśmy w tym sensie, że pracujemy razem już od wielu lat. I nie mówię tylko o naszym zespole, ale również o osobach z nami współpracujących. Na koncerty już od ponad 15 lat jeździmy z tymi samymi technicznymi. Nigdy nie pracowaliśmy z innym producentem. Zawsze nagrywamy płyty z Jonem Cafferym. I w tym sensie stanowimy rodzinę.
Poza tym, że istotna jest jakość naszej pracy, to dla nas ważny jest również człowiek. Dobrze jest współpracować z kimś, kogo lubisz i szanujesz. Jest to zwłaszcza istotne podczas trasy koncertowej. Wtedy często dochodzi do ekstremalnych sytuacji. Dodatkowo musimy spędzać ze sobą mnóstwo czasu.
Wspomniałeś wcześniej, że chcecie pomóc nowym zespołom. A jaka jest twoja opinia na temat młodych punkrockowych zespołów, dzięki którym ta muzyka trafiła na listy przebojów? Mówię tutaj o Blink 182, Green Day czy Sum 41.
Green Day już chyba nie są tacy młodzi (śmiech). Wydaje mi się, że zawsze znajdą się jakieś zespoły, które po prostu będą grały na gitarach, basie i perkusji. I dołożą do tego dobrą melodię. Na przykład ostatni album Green Day, "American Idiot", jest świetny. Zrobili coś nowego, odmiennego od ich wcześniejszych dokonań. To naprawdę fantastyczny album.
Lubię również Blink 182 i Sum 41, również w Niemczech pojawiło się kilka interesujących zespołów. Na przykład The Beatsteakes. Nie wiem, czy o nich słyszałeś.
Jeszcze nie.
To musisz ich posłuchać. To naprawdę świetny zespół. A na koncertach prezentują się rewelacyjnie. Tak naprawdę, to na świecie w tej chwili jest wiele dobrych, punkowych grup.
Wiem, że członkowie Die Toten Hosen są wielkimi fanami piłki nożnej. Jak się wiedzie waszej ulubionej drużynie, Fortunie Düsseldorf?
(śmiech) Byliśmy ich głównymi sponsorami przez dwa sezony. I w tym czasie awansowali z czwartej ligi do trzeciej. Ale obecnie sytuacja się trochę spier****ła. Nie lubię przeklinać, ale, niestety, to słowo dobrze opisuje obecną sytuacje w Fortunie. Zbyt dużo ludzi z zewnątrz próbuje coś kombinować w klubie i efekty tego są takie, że zespół zamyka tabelę. Piłkarzom nie płaci się pensji i wygląda to wszystko źle.
Szczerze mówiąc nie wierzę, że Fortuna w najbliższej przyszłości awansuje do drugiej, nie mówiąc już o pierwszej lidze. Ale wciąż chodzimy na mecze i nie mamy zamiaru przestać im kibicować, mimo złej sytuacji klubu.
A co myślisz o reprezentacji Niemiec? Czy ma szansę zdobyć mistrzostwo świata podczas zbliżającego się mundialu w waszym kraju?
W pierwszym meczu pod wodzą Jurgena Klinsmanna widać było, że wreszcie się starają. A wcześniej tego raczej nie było. I dzięki ich zaangażowaniu o wiele lepiej oglądało się mecz. Wydaje mi się, że teraz mamy drużynę na poziomie Irlandii. Biegamy dużo, walczymy, ale, niestety, nie mamy dobrych zawodników. W drużynie jest kilku młodych, obiecujących piłkarzy. Nie wydaje mi się jednak, żeby w ciągu półtora roku zrobili takie postępy, by stać się świetnymi zawodnikami.
Dla mnie nie jest ważne, czy wygramy, czy też nie. Chciałbym tylko, żeby Niemcy zagrali efektowną, ofensywną piłkę. Taką, jaką grały niektóre drużyny na mistrzostwach w Portugalii. Byłem tam na kilku meczach, między innymi Portugalia - Hiszpania, i muszę powiedzieć, że atmosfera na trybunach była fantastyczna. Mnóstwo kibiców z różnych krajów, wszyscy świetnie się bawią. Tego właśnie oczekuję od mundialu w Niemczech. To jest dla mnie dużo ważniejsze, niż zwycięstwo Niemiec.
Wiem, że nie przepadacie za Bayernem Monachium. A co myślisz o bramkarzu tej drużyny? Czy powinien bronić w reprezentacji Niemiec? Ostatnio prawie w każdym meczu popełnia błąd.
Tak, rzeczywiście. Przestałem oceniać ludzi jakiś czas temu, mówię tu również o piłkarzach, których widzę tylko w telewizji. Osobiście nie znam Oliego Kahna, ale oglądając go podczas meczu wydaje się, że jest kompletnym pomyleńcem. Tak samo zachowuje się również podczas wywiadów. Może gdybym poznał go prywatnie, to okazałoby się, że jest fajnym kolesiem. Ale jako bramkarz ma swoje najlepsze lata już za sobą.
To kto mógłby zastąpić go w bramce. Może Timo Hildebrand ze Stutgartu?
Tak, to wydaje się być dobry wybór. Poza tym on chyba jest w porządku. Nie można tego powiedzieć o Kahnie i Lehmannie. Ci dwaj są lekko szurnięci (śmiech).
Die Toten Hosen są zespołem zaangażowanym politycznie. Co sądzisz o ponownym wyborze George'a W. Busha?
Pamiętam, że kiedy został wybrany po raz pierwszy, odbyło się to przy pomocy jakiegoś przekrętu. A jako prezydent USA okazał się nieszczęściem dla całego świata. I mogę mieć tylko nadzieję, że z jakiegoś dziwnego powodu tak się znowu nie stanie. Chciałbym, żeby Bush bardziej zaangażował się w procesy pokojowe na Bliskim Wschodzie, gdyż podczas pierwszej kadencji nie zrobił nic dla pokoju w Izraelu. Ważne jest również to, aby rozwiązać odpowiednio sytuację w Iraku. W ten sposób, żeby w przyszłości podobna katastrofa nie miała miejsca.
W Niemczech prawie wszyscy są przeciwko niemu i szczerze go nienawidzą. Ale trzeba to podkreślić ? Bush to nie jest cała Ameryka. Blisko połowa Amerykanów jest mu przeciwna i bycie przeciwko Bushowi nie może oznaczać wrogości wobec innych obywateli USA.
Wspomniałeś o konflikcie izraelsko-palestyńskim. Jak ci się wydaje, co się stanie z Palestyną po śmierci Jasera Arafata?
Nie mam pojęcia. Właściwie to może potoczyć się w każdym kierunku. Istotne jest to, by sytuacją w Palestynie zajęli się rozsądni ludzie. Miejmy nadzieję, że do głosu nie dojdą ekstremiści. Czy tak się stanie ? chyba jeszcze za wcześnie o tym mówić.
Na koniec powiedz mi, co właściwie oznacza nazwa waszego zespołu?
Dosłownie oznacza "Martwe spodnie". To takie wyrażenie, którego używają młodzi. Używa się go, kiedy coś jest nudne, kiedy nic się nie dzieje. Po prostu marazm. Kiedy zaczynaliśmy grać i nie za bardzo szło nam granie na instrumentach, było dużo przestojów. Wtedy stwierdziliśmy, że to będzie idealna nazwa (śmiech).
Dziękuje za rozmowę. Bawcie się dobrze podczas koncertów w Polsce.
Na pewno będziemy (śmiech)!