"Olbrzymia chęć oporu"
- Na jakimś etapie coraz wyżej się pniesz. Taki jest cel każdego artysty, żeby artystycznie podnosić sobie poprzeczkę - przekonuje Adam Darski, lepiej znany jako Nergal. Lider pomorskiej grupy Behemoth w dniu premiery płyty "The Apostasy" (2 lipca 2007 roku), na kilkanaście dni przed występami na słynnym festiwalu Ozzfest, spotkał się z Anną Grzegożek.
Opowiedział jej o tym jak przebiegała sesja nagraniowa "The Apostasy", jak doszło do współpracy ze słynnym jazzowym pianistą Leszkiem Możdżerem, a także jaki ma stosunek do działalności Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami, który przygotowuje "czarną listę" zespołów propagujących satanizm.
Właśnie ukazała się nowa, już 8. studyjna płyta Behemoth "The Apostasy". Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej o tym, jak przebiegały nagrania na ten album?
To była długa, cholernie żmudna sesja, co się wiąże z tym, że za każdym razem, gdy nagrywamy kolejną nową płytę stawiamy sobie bardzo wysoko poprzeczkę, a co za tym idzie staramy się wszystko zrobić jak najlepiej, pobić samych siebie.
Na "The Apostasy" samo studio, miks i kładzenie tzw. śladów to były prawie 4 miesiące. Ale z drugiej strony staram się indywidualnie traktować każdą płytę. My nie fabrykujemy albumów, zresztą nawet ukułem taką metaforę ciekawą, że Behemoth rodzi płyty po prostu. Nigdy nie miałem dziecka i pewnie nigdy nie będę miał, nie urodzę. Nawet do tego stopnia to jest analogiczny proces, że skończyło się to depresją po nagraniu płyty, która trwała dwa miesiące - to nie są łatwe sprawy.
Na jakimś etapie coraz wyżej się pniesz. Taki jest cel każdego artysty, żeby artystycznie podnosić sobie poprzeczkę. Jeżeli za tym idzie jakiś tam sukces tzw. komercyjny, no to trzeba sobie też radzić jeszcze psychicznie z tym, a to nie jest łatwe.
To nie była łatwa sesja. Lecz, jak powiedział Schopenhauer, wszystkie doskonałe rzeczy rodzą się długo i w bólach jakkolwiek. Jakkolwiek jest to banalne hasło, ale w tym przypadku jest to zdecydowanie na miejscu przytoczenie takich słów, ponieważ tak chcę myśleć. Bo nic, co jest błahe nie może mieć głębszej wartości - tak mi się przynajmniej wydaje.
Czy spotkałeś się z jakimiś krytycznymi uwagami, komentarzami dotyczącymi "The Apostasy"?
Oczywiście, zawsze tak jest, przy okazji każdej płyty. A że każda kolejna płyta ma większą siłę rażenia, mamy większą promocję itp. tych opinii jest więcej, wiec odsetek tych złych też jest większy. Pojawiają się takie, ale traktuję je zupełnie normalnie, zresztą szanuję je. Jeśli ktoś ma podstawy np. twierdzić, że coś mu się nie podoba i jest to w stanie uzasadnić, to myślę sobie super.
Wydaje mi się, że juz ciężko Behemoth krytykować np. nasz sound, bo wydaje mi się, że w tym gatunku to jest "top". Jest to wysoki poziom wykonawczy, wysoki poziom nagrania. Dlatego te sprawy nie podlegają jakimś większym dyskusjom, wydaje mi się, że na dzisiejszym etapie to jest wszystko na zasadzie takiej, że komuś albo się coś podoba albo nie i uważam, że to jest normalne i zdrowe.
Tak samo jak ja mam swoje ulubione zespoły i nie każda kolejna płyta tych zespołów jest wyjątkowa i świetna, bo są płyty słabsze i gorsze, lecz póki co feedback, który mamy na tą płytę jest bardziej zadowalający.
Zasięg tej płyty jest większy niż "Demigod" sprzed 3 lat. Czuję jakieś poruszenie i to jest super. Każdy artysta chce cos udowodnić, chce poczuć feedback konkretny i to jest normalne.
W jednym z wywiadów powiedziałeś , że "The Apostasy" jest albumem, który artystycznie otwiera przed wami kilka furtek. Czy mógłbyś powiedzieć o tym coś więcej? W jakim kierunku po prostu macie nadzieje się teraz rozwijać?
Teraz jeszcze tego nie wiemy. Ale mam wrażenie, że juz przy "Demigod" kilka drzwi się pojawiło i już przy nowej płycie równocześnie weszliśmy w te kilka drzwi. Ponieważ płyta jest bardzo bogata brzmieniowo i wielowątkowa, wiele tematów muzycznych się pojawia i jednocześnie jest bardzo spójna, bardziej różnorodna.
Jest krótsza niż "Demigod" i "Zos Kia Kultus", czyli dwie przedostatnie płyty. Mam nadzieję, że to jest wyjątkowy album, tak jak każdy inny. Dla mnie podstawowym założeniem robiąc tą płytę było to, żeby się nie powtarzać. Oczywiście mamy swój "core", rdzeń stylistyczny, którego się trzymamy, ale dla mnie już sukcesem jest to, że nagrywamy płyty, które są inne od siebie, czyli cały ten repertuar, cała nasza dyskografia staje się różnorodna.
Serwujemy nowe rzeczy, a nie cały czas te same patenty, tylko bardziej zupdatowane w jakiś tam sposób. Pojawia się dużo nowych rzeczy, jest dużo pikanterii, nowych motywów, które wprowadziliśmy do muzyki.
Nowe instrumentaria, chóry, trąby - te rzeczy były już w przeszłości, tylko zawsze były generowane z klawikordu, czyli z komputera, z syntezatora. Tym razem mieliśmy czas i budżet na to by zaprosić ludzi do studia, którzy zagrają prawdziwą muzykę, a nie taką skomputeryzowaną. To jest moim zdaniem krok naprzód, nie każdemu musi się to podobać, ale mi się podoba.
Jakie przesłanie, jeśli chodzi o teksty, niesie ze sobą album "The Apostasy" - czy mógłbyś wskazać jakąś jedną ideę czy jest ich kilka?
To jest ciężkie pytanie, gdyż nasz zespół gra muzykę wielowątkową, wielowymiarową i jesteśmy w naszą twórczość mocno zaangażowani. Nie śpiewamy o niczym, ani o potworach czy ochronie środowiska, poruszamy się w tematach filozoficznych i antyreligijnych. Wiadomo, że u podstawy tego zespołu stoi olbrzymia chęć oporu. Jeśli ktoś próbuje nas stłamsić to naturalnym odruchem człowiekiem jest próba wyzwolenia się od tego.
Mimo tego , że nagrywamy 8 płytę, ja dopiero skończyłem 30 lat, większość moich rówieśników to tacy stateczni panowie - oni już nie mają potrzeby buntowania się itd. Ja cały czas mam swoje powody by być wk**wionym na to co widzę w świecie, a że jestem wrażliwym człowiekiem i dużo obserwuję to wyciągam takie, a nie inne wnioski.
Dla niektórych nasze teksty mogą się wydawać obrazoburcze i one są obrazoburcze. Nie robimy tej muzyki, żeby sobie robić przyjaciół, lecz robimy po to, aby jak najbardziej wstrząsnąć ludźmi. A wstrząsy są zdrowe, dobre, ponieważ stymulują myślenie.
Jeżeli byśmy przedstawiali konformistyczną ideologię, to ona nie wzbudzała by takich emocji. A to, co robimy wzbudza skrajne emocje. Są zawsze opinie złe i dobre na temat naszej muzyki i mi się to podoba. To jest tak jak rzucasz psom kość i patrzysz kto pogryzie ją pierwszy. Jednakże to nie jest zabawa, mówimy o rzeczach bardzo istotnych, przynajmniej dla nas samych.
Jak doszło do waszej współpracy z Leszkiem Możdżerem? I jak wspominasz prace z nim?
Wspominam bardzo miło, bo to bardzo fajny i otwarty gość. Zaskoczyło mnie to, że on bardzo filozoficznie podszedł do naszej współpracy na nowej płycie. Oczywiście już się pojawiły krytyczne głosy tego typu: "dlaczego zagrał u was tylko cztery dźwięki, skoro on może zagrać wszystko?".
Ja zawsze odpowiadam: zagrał tyle dźwięków, ile potrzebował ten utwór. To jest cała filozofia. My się poznaliśmy w studiu, nie znaliśmy się wcześniej. Ja przeczytałem kilka wywiadów z nim, bo zobaczyłem na rozpisce studia, że my nagrywamy w dzień, a on nagrywa w nocy. Chciałem zagadać i skończyło się tym, że zagrał tych kilka magicznych dźwięków, które nadały utworowi "Inner Sanctum" wręcz filmowego, zawieszonego, stripowanego charakteru. Ostatnio spotkaliśmy się w samolocie z Warszawy do Gdańska, otwieram laptopa, wrzucam ten numer, gdyż on go nie słyszał. Oczywiście stwierdził, że jego fortepian mógłby być głośniej, lecz wiadomo, że każdy muzyk chce swój instrument pokazać głośno. To oczywiście kwestia gustu.
Wydaje mi się , że to była bardzo udana fuzja dwóch stylów, pozornie z dwóch różnych biegunów muzycznych. On jest wirtuozem, a my nie ukrywajmy jesteśmy grajkami, performerami. Określeń muzycy, artyści używam symbolicznie. Od razu porozumieliśmy się na poziomie intelektualnym i dopiero później przenieśliśmy te wibracje na muzykę i uważam, że to ma dużo większą wartość niż takie po prostu odbębnienie swojego.
Wybrałeś Warrela Dane'a z Nevermore do zaśpiewania w utworze "Inner Sanctum" na waszej nowej płycie. Czy od początku wiedziałeś, że to on powinien pojawić się na "The Apostasy" czy może brałeś pod uwagę też innych kandydatów?
Jeśli dobrze pamiętam, to chyba kiedyś o nim pomyślałem, lecz tylko na moment. Potem miałem innego gościa w planie, z którym rozmawiałem przez kilka tygodni. Lecz tam się o kasę rozbiło i nie było szans tego zrobić.
Wtedy powróciło nazwisko Dane'a i skontaktowaliśmy się przez firmę Century Media ze Stanów i on zgodził się w tym samym momencie. To wszystko oczywiście zostało załatwione pocztą elektroniczną. Dostaliśmy tracki - nagrane w bardzo podłych warunkach - to było słychać, lecz to dodaje takiego fajnego brudnego, nikczemnego charakteru. On interpretuje to tak, że przechodzą cię ciary, czujesz, że coś zaraz chwyci cię za gardło i uważam, że to jest świetne. On przede wszystkim śpiewa, a ja tego nie robię. To jeden z moich ulubionych wokalistów, bardzo go szanuję i uwielbiam Nevermore.
Jesteś teraz totalnie zadowolony z efektu czy jest może jakiś wokalista, którego chciałbyś obecnie w tej roli obsadzić?
Mam taki pomysł, lecz chcę go zrealizować na przyszłej płycie i nie zdradzę, kto to będzie. Jeśli to się uda to wtedy będzie po prostu rewelacja, to jest mój osobisty szczyt, wyżyny. To jest kobieta, absolutnie wybitna jednostka, jedyny w swoim rodzaju głos, nie ma oczywiście nic wspólnego z tą muzyką.
W tym roku gracie na Ozzfeście jako jedna z 3 grup spoza USA - to naprawdę wielkie wyróżnienie. Czy mógłbyś powiedzieć więcej o tym, jak to się stało , że tam zagracie i czy wiążecie z tym festiwalem jakieś szczególne nadzieje?
I tak, i nie. To nie jest tak, że jedziemy tam i pokażemy jankesom, jak się gra i deszcz srebrników na nas spadnie. To jest kolejny etap ciężkiej pracy, jaką wkładamy w budowanie naszej pozycji na tamtejszym rynku. Jesteśmy już na fajnej pozycji, lecz wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia, chcemy więcej, chcemy grać większe trasy.
To będzie szczyt w naszej historii, gdyż to jest chyba najbardziej prestiżowy objazdowy festiwal na świecie w ogóle. Wydaje mi się, że spokojnie będziemy grali dla 5-10 tysięcy widzów dziennie. To będzie nasza publiczność. To fenomenalne, że będziemy mieli okazję i szansę zaprezentować niebezpieczną muzykę tak olbrzymiej rzeszy ludzi, czego normalnie nie bylibyśmy w stanie zrobić, gdyż takie zgromadzenia nie zdarzają się codzień.
Century Media widząc, jak szybko rozwijamy się na tamtejszym rynku, stwierdziła, że trzeba zrobić tzw. "buy in", gdyż większość zespołów, które lądują tam na małej scenie muszą się wkupić. Udział w Ozzfeście kosztuje 80 tysięcy dolarów, by się tam pojawić. W tym roku Ozzfest jest za darmo, lecz też zespoły nie dostają żadnych pieniędzy. Taka inicjatywa żony Ozzy'ego - Sharon. Z jednej strony ułatwiło nam to sprawę, z drugiej strony nie dostajemy żadnej gaży. Ale mówię to na marginesie.
Sam fakt, że tam jesteśmy, to olbrzymia nobilitacja, to świetny patent. Traktujemy to jako dar. Wykorzystamy to najlepiej, jak potrafimy. Znaleźliśmy się tam, gdyż nasza firma bardzo chciałaby zobaczyć nas na Ozzfest, bo wiadomo dla nich to matematyka. Zagramy na Ozzfest to nasze płyty będą się sprzedawać w pięciokrotnie większym nakładzie.
My jesteśmy zainteresowani tym, by zespół Behemoth rósł w siłę. Traktujemy to jako olbrzymi dar od losu. Jeżeli jesteśmy przy szczegółach, to John, który bookuje małą scenę jest fanem zespołu. To jest już dobry start.
Czy do nowej płyty powstanie jakiś teledysk?
Tak, jednak nie powiem wiele, poza tym, że kręcimy go 18 lipca w Stanach z amerykańskim producentem, który między innymi robi klipy dla As I Lay Dying. To, jak będzie wyglądał ten klip to zawsze jest efekt dialogu.
Ja daję pomysł, a producent ubiera to w jakąś historię i stara się, by to było fajne, zadowalające i żeby to robiło wrażenie. Chcę, żeby w tym teledysku były wątki religijne, symboliczne i aby opowiadał on piękną historię.
Bardzo długo wasza muzyka zbyt brutalna dla japońskich odbiorców, jednakże czytałam, że wasza nowa płyta ukaże się na tamtejszym rynku. W takim razie czy przy okazji promowania płyty "The Apostasy" pojawicie się w Kraju Kwitnącej Wiśni?
Rozmawiamy już w tej chwili powoli o tym. Sam jestem zdziwiony. Za każdym razem, gdy wysyłaliśmy tam płytę, myśleliśmy, że złapią haczyk, lecz to się nie zdarzało. I wtedy pomyślałem, szkoda, że Amerykanie tylko dwie bomby puścili.
Czekaliśmy, nagraliśmy nową płytę, znowu wysłaliśmy i JVC nam ją wydaje. Rewelacja.
Mam nadzieję, że zagramy tam kilka sztuk. Podobno Japończycy fajnie reagują, lecz są bardzo grzeczni. Klaszczą 10 sekund, a potem cisza.
Z zespołem Behemoth odniosłeś międzynarodowy sukces, swoją karierę zacząłeś bardzo wcześnie - już jako 14 latek. Jak sądzisz które z twoich cech zadecydowały, że ci się udało? Co jest według ciebie najważniejsze, by osiągnąć sukces?
Myślę, że jestem po prostu upartym skur****** i chyba z wiekiem coraz bardziej upartym i to jest najważniejsze. Determinacja to kluczowa sprawa. Kiedyś Bertrand Russel powiedział, że świat jest pełen wyedukowanych wraków, co pięknie puentuje to, co dzieje się wokół nas.
Znam mnóstwo ludzi, którzy tzw. talentem przewyższają mnie milion razy, lecz jeżeli brakuje im woli, żeby coś zrobić z sobą, to oni nic nie zrobią. I to nie dotyczy tylko muzyki, lecz każdej innej dziedziny życia. To, że się czegoś nauczymy i będziemy to pięknie recytować, to o niczym wcale nie świadczy.
Bardzo ważna jest konfiguracja tzn. z jakimi ludźmi się współpracuje. Trzeba umieć dobrze dobrać tych ludzi. Musi być lider, który pokazuje tam idziemy i nie patrzymy wkoło. Dobrze mieć w zespole ludzi, którzy są bardzo odpowiedzialni, zdeterminowani, wszystko stawiają na jedna kartę. Myśmy tak zrobili. Za to cenię sobie ten zespół, swoich muzyków.
Tu nie ma żadnych kompromisów, zawsze pędziliśmy do przodu, walczyliśmy. Emerytury, wakacje - na to będzie jeszcze czas. A teraz kiedy jesteśmy najsilniejsi, jesteśmy w najbardziej produktywnym wieku dla facetów. Teraz właśnie nie możemy odpuszczać, powinniśmy iść za ciosem, nagrywać kolejne płyty, a kiedy będę miał 40 lat to będę mógł zrobić sobie miesiąc wakacji.
Szczęście też jest ważne - to, że gdzieś spotykasz na swojej drodze życia kogoś, kto ci włączy to zielone światło i powie ci: zasuwaj. Liczy się troszkę przypadku, dużo pracy i odrobina talentu.
Znaleźliście się na czarnej liście zespołów "propagujących satanizm", którym Ogólnopolski Komitet Obrony przed Sektami chce zabronić grania koncertów. Czy takie inicjatywy traktujecie w kategoriach darmowej reklamy czy może podchodzicie do nich na tyle poważnie, że obawiacie się sytuacji, że naprawdę nie będziecie mogli wystąpić w Polsce?
Kiedyś, żeby nagrać płytę w pewnym studiu, gdzie wisiał krzyż itp. nie mogłem przyjść, po prostu podejść do gościa i powiedzieć, że nazywamy się Behemoth, płyta będzie się nazywała "Pandemonic Incantations" i jeden z utworów będzie się nazywał się "Chwała Mordercom Wojciecha".
Musiałem zmienić nazwę zespołu na okres tymczasowy czyli trzech tygodni i pamiętam, że siedzieliśmy z ówczesnym gitarzystą w moim fiacie przed wejściem do studia i z miliona propozycji, które mogą się w takiej sytuacji pojawić, wymyśliliśmy chyba najgłupszą nazwę - Dreams - aż mi wstyd to mówić. Udawaliśmy takich aniołków i nagraliśmy tą płytę. Ten gość się później dowiedział, że to był Behemoth. Do dziś pewnie odmawia różaniec i bije się w pierś.
Ale tak serio to nie ma takiego prawa, które może nam zagrozić grać, w imię czego? Dla mnie to jest jakaś abstrakcja. Ja rozumiem, że byliśmy przez jakieś 50-60 lat dymani przez komunistów, no to dzisiaj chcemy tępić komunizm. Szkoda, że w tym tępieniu komunistów stajemy się tym samym, czym byli komuniści.
Chcemy tępić faszystów - OK. Spalili pół narodu - rozumiem. Lecz w tym przypadku są to zupełnie inne kwestie. Czytałem ostatnio, że szerzenie nienawiści to komunizm, faszyzm i satanizm. Wiem, co to faszyzm i komunizm, bo otwieram encyklopedie i wiem. Nikt mi jednak nie chce mi powiedzieć, co to jest satanizm.
Chciałbym podkreślić, że jeżeli mam ochotę wierzyć w ten stół i uznać go za Boga to w cywilizowanym kraju demokratycznym, mam do tego prawo. Dlaczego w Polsce zaczyna się odbierać ludziom prawo do tego, by wierzyli w to, co chcą? Tego nie rozumiem, dla mnie to abstrakcja, brzydki, groteskowy żart. To sprawa dla socjologów, psychologów. Takie fanatyczne tępienie czegoś. Nie znam pana Ryszarda Nowaka, nie wiem czy był kiedykolwiek na naszym koncercie. A nasze koncerty są naprawdę świetnymi imprezami. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek ktoś na naszym koncercie zrobił komuś innemu krzywdę, powiedziałbym więcej: nasi widzowie to inteligentni i kulturalni ludzie.
Dlaczego facet , który prawdopodobnie, domyślam się, siedzi tam na jakimś tronie na swojej wsi, stworzył efemerycznego wroga czyli tzw. satanizm i nawet Jurka Owsiaka zalicza do satanistów, gdyż jak mówi, zdradzają go nerwowe ruchy rąk? Dziś robimy nieprawdopodobne rzeczy. Technologia, nauka, wszystko się rozwija, a tu ktoś wprowadza wiejską, wsteczną politykę. Dlaczego i po co? Ja tego nie rozumiem.
Niedawno przeczytałem, że Kubicę będą beatyfikować. Do diabła, co się dzieje! Ja nie mam z tym wielkiej styczności, jestem przez 200 dni w roku za granicą np. w Szwecji, Argentynie i wszędzie jest fajnie. Wracamy do Polski, a tu od razu na dzień dobry taki "strzał w ryj", od razu wychodzi nasza mentalność.
Dlaczego jesteśmy takim strasznie brzydkim, groteskowym narodem? Mamy brzydką władzę i brzydkich ludzi, a brzydcy ludzie nie mogą mieć dobrych intencji. Wybieramy polityków na własne podobieństwo. To jest smutny wniosek.
Puentując: Ryszard Nowak i jego satanizm w muzyce to nie jest zderzenie na gruncie religijnym. Ludzie mają prawo się nie zgadzać ze sobą, wierzę w symbiozę i w to, że ludzie mogą koegzystować i się szanować i mimo wszystko cały czas mam prawo wierzyć w ten stół. To jest zderzenie głupoty i zdrowego rozsądku, który stoi po naszej stronie. Inaczej nie jestem tego w stanie określić.
Czy jest jakaś pozycja w dyskografii Behemoth, którą obecnie chętnie byś z niej wykreślił, której się wstydzisz?
Jestem dumny ze wszystkiego, co zrobiłem. Żadnej bym nie wykreślił, gdyż wierzę w to, że jeśli zmieniłbym mały detal w moim życiu, to byśmy dziś tutaj nie rozmawiali, a mi się podoba ta rozmowa.
Choć czasami człowiek trzyma jakąś płytę w ręku i pojawia się taki uśmieszek jak np. przy płycie "Grom". To było takie błądzenie po omacku. Wiem, że dla wielu ludzi, zwłaszcza z Polski jest ona otoczona pewnym sentymentem, gdyż tam pojawiają się polskie teksty. Tam jest kilka dobrych numerów, ale całościowo uważam, że to jest nasza najsłabsza płyta, bardzo inna. Jednakże podsumowując, niczego bym nie zmieniał.
Jeśli ktoś nigdy nie miał kontaktu z muzyką Behemoth, lecz właśnie po różnych waszych różnych wystąpieniach w mediach chciałby poznać ją bliżej, to od której płyty powinien zacząć swój kontakt z twórczością Behemoth?
W ogóle nie powinien zacząć (śmiech), bo jesteśmy niebezpieczni. Mówiąc szczerze to jest antymuzyka, to jest hałas, lecz równocześnie można to identyfikować ze sztuką, jeśli sztuka to nie za duże słowo. Jest to wysokiej jakości i bardzo szczere.
Jeśli jest ci obojętne, jakiej muzyki słuchasz, włącz radio. Naszą muzykę odkrywają ludzie świadomie na drodze własnych poszukiwać muzycznych. Potrzebują większych emocji, jakiejś konkretnej stymulacji do myślenia, a nie piosenek o niczym.
Większość rzeczy, które lecą w radiu, to są właśnie piosenki o niczym. Ludzie, którzy ich słuchają nie angażują się intelektualnie, gdyż po co myśleć, po co zadawać pytania. Natomiast muzyka, którą tworzymy, cały ten gatunek jest bardzo intelektualnie zaangażowany, muzycznie to bardzo trudna formuła. Tworzymy tak samo niszową muzykę jak jazz czy muzyka klasyczna, a te gatunki się ignoruje, bo są za trudne.
Na szczęście jest w Polsce parę tysięcy, może parenaście, mam nadzieję paredziesiąt tysięcy młodych ludzi, którzy uwielbiają tę muzykę i przychodzą na koncerty. Wielkie dzięki za to. We wrześniu gramy trasę i fajnie, że się tam spotkamy. Dobrze, że są ci ludzie - dla nich gramy i wydajemy płyty. To jest moc i w tym tkwi nadzieja.
Czy jest coś, czego nie lubisz w fakcie, że jesteś sławnym muzykiem?
Sławny to jest Chopin, lecz faktycznie to jest fajne, że nie jesteśmy już anonimowym bandem. Ostatnio doszło do śmiesznej sytuacji: poszedłem do laryngologa z chorym gardłem i on pyta: "co Pan robi", a ja, że drę mordę w zespole Behemoth. Na to on: "to wam te Giertychy nie chcą pozwolić grać". To jest fajne, że ludzie nas kojarzą, jest sygnał, że jest taka muzyka, że warto się z nią liczyć, gdyż na świecie ludzie właśnie tak robią.
Dziękuję za rozmowę.