Reklama

Ólafur Arnalds: Dwieście poduszek (wywiad)

Przed warszawskim koncertem w ramach festiwalu Electronic Beats (piątek, 4 kwietnia) islandzki multiinstrumentalista oraz producent Ólafur Arnalds zdradza nam dlaczego od organizatorów swoich występów żąda dwustu poduszek.

Już wkrótce zagrasz w stolicy Polski koncert. A czy pamiętasz swój pierwszy występ?

Ólafur Arnalds: Miałem wtedy jakieś 17 lat i to był koncert z grupą instrumentalistów grających muzykę klasyczną. Pamiętam, że występ miał miejsce w galerii sztuki, która mieściła się w bibliotece. Nie pamiętam natomiast, czy to był udany koncert, a nie zachowały się żadne nagrania. Wydaje mi się jednak, że było w porządku, chociaż dopiero się uczyliśmy komponować i - nie ukrywajmy - kompozycje miały odrobinę prymitywną strukturę (śmiech).

Reklama

A co z najgorszym koncertem w karierze?

- Doskonale go pamiętam, ale wychodzę z założenia, że ludzie nie powinni koncentrować się na negatywnych przeżyciach (śmiech). Ujmując to w kilku zwięzłych zdaniach... Mieszkałem wtedy w Los Angeles i miałem tam zagrać koncert. Postanowiłem nie sprowadzać moich wypróbowanych muzyków z Islandii, tylko zatrudnić lokalnych instrumentalistów. Niestety, zupełnie nie przygotowali się do tego koncertu i w rezultacie wyglądało to tak, że wystąpiłem jakby bez ich pomocy. Grali nie te nuty, a jak jakimś cudem zagrali poprawnie, to nie w tym miejscu utworu, w którym trzeba było... Nie było to zbyt przyjemne przeżycie.

To porozmawiajmy o przyjemnych przeżyciach i twoim najlepszym koncercie.

- Trudno będzie mi wybrać ten najbardziej udany, bo było ich sporo. Ale jeżeli mam już na któryś wskazać, to będzie występ, który osobiście znaczył dla mnie najwięcej. Być może nie był to obiektywnie mój najlepszy koncert, ale na pewno najważniejszy. Zagrałem wtedy z islandzką orkiestrą symfoniczną w moim rodzinnym mieście Mosfellsbaer, a na widowni była moja rodzina i znajomi. Była to dla mnie ogromna odmiana, bo wcześniej występowałem na całym świecie, ale grałem koncerty dla zupełnie mi obcych ludzi z różnych krajów. Kiedy o tym rozmawiałem z moimi kumplami, oni zachowywali się jakby mi nie dowierzali, że robię jakąś tam karierę, a ludzie przychodzą na moje koncerty. "Tak, jasne stary, sprzedałeś kilkaset biletów" - słyszałem od nich. Musiałem im zatem udowodnić, że mówię prawdę i w moim rodzinnym mieście sprzedałem dwa tysiące biletów (śmiech). Jak już wspomniałem, na widowni poza przyjaciółmi była również moja rodzina, co było dla mnie bardzo istotne. Potwornie się denerwowałem! Tak bardzo, że na początku jednego z utworów popełniliśmy błąd i musieliśmy rozpocząć go od nowa (śmiech).

A czy masz jakieś koncertowe wymagania, które wprawiają organizatorów twoich występów w osłupienie?

- Jest jedna taka rzecz, która czasami zaskakuje ludzi. Zazwyczaj gram w zamkniętych salach koncertowych albo w filharmoniach, gdzie są krzesła czy fotele. A kiedy zdarza mi się występować w obiektach, w których są wyłącznie miejsca stojące, proszę organizatorów o... poduszki. Na przykład zamawiamy dwieście poduszek i życzymy sobie, by ułożone je na podłodze (śmiech). Poza tym same całkiem zwyczajne rzeczy. Do garderoby zamawiamy whisky, przekąski i banany.

Wyobraź sobie, że jako organizator własnego festiwalu możesz zakontraktować jakiegokolwiek artystę. Kto by to był?

- Jeszcze kilkanaście dni temu powiedziałbym, że Kate Bush. Ale okazało się, że ona będzie występowała w Londynie, więc nie byłoby to takie wydarzenie na moim własnym specjalnym festiwalu. Wykreślam ją z listy (śmiech)! A kto z nią? Nie mam pojęcia! Może... Fryderyk Chopin? To byłoby cudowne usłyszeć go, jak sam gra własne kompozycje. Wreszcie mógłbym usłyszeć je w takich interpretacjach, w jakich miały być prezentowane, a nie w wersach, w jakich ludzie uważają, że powinny być odegrane.

Dziękuję za rozmowę.

Ólafur Arnalds wystąpi w piątek (4 kwietnia) w Warszawskim Teatrze Palladium. Poza nim w ramach festiwalu Electronic Beats zobaczymy m.in. José Gonzáleza, Johna Talabota, Hudson Mohawke, Mooryca, Króla, a set DJ-ski zagra Mike Polarny.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ólafur Arnalds | Olafur Arnalds | Electronic Beats Festival
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy