Reklama

"Odpaliliśmy lont"

Taneczny utwór "Explosion" duetu Kalwi & Remi był bez wątpienia największym polskim przebojem lata 2006 roku. Jak się okazało, piosenka musiała odczekać aż trzy długie lata, by zauważyły ją ogólnopolskie media. Sukces singla spowodował niemal lawinę dance'owych produkcji na krajowym rynku, a Kalwi & Remi stali się niejako pionierami nurtu. DJ-ski duet zyskał także sporą popularność poza granicami Polski, choć - jak przyznają Kalwi i Remi - na potrzeby fanów w Europie Zachodniej przygotowali kompletnie inne produkcje. O karierze w Europie i Ameryce, polskiej scenie tanecznej i planach zagrania na Ibizie, która to wyspa jest epicentrum tanecznych dźwięków, w rozmowie z Emilią Chmielińską opowiedzieli Krzysztof "Kalwi" Kalwat i Remigiusz "Remi" Pośpiech.

Jak się poznaliście. Ponoć początkowo prowadziliście audycję radiową...

Remi: Ja pracowałem w poznańskim radiu RMI FM i pewnego razu przyszedł jeden z kandydatów na prezenterów - był to Kalwi. Przeszedł przez sito rekrutacyjne i tak już zostało. Ja prowadziłem programy w radio codziennie, od poniedziałku do piątku, między 17. a 20. Moim zmiennikiem wieczornym był Kalwi. I tak siłą rzeczy się stykaliśmy.

Kiedyś wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić zmianę, czyli po prostu około 19.57 razem wchodziliśmy na antenę i okazało się, że to jest najciekawszy punkt programu i wszyscy na to czekali. I tak siłą rzeczy nas połączyli. Nie tylko nasze wspólne wejścia antenowe w radiu, ale też wspólna muzyka, podobne klimaty muzyczne, podobne klimaty prowadzenia programu zaprocentowało pomysłem, żeby wspólnie zorganizować imprezę w zasięgu naszego radia, czyli w Wielkopolsce.

Reklama

I tak na początku był chaotycznie DJ Kalwi, DJ Remi, Remi & Kalwi, Kalwi & Remi. Przyszedł moment, żeby to usystematyzować, czyli dokładnie określić, jak się nazywamy, kim jesteśmy i tak powstał duet Kalwi & Remi. Nie jesteśmy jakimś plastikowym wytworem show biznesu, nie jesteśmy naborem z castingu.

Kalwi: Ja jeszcze dopowiem, dlaczego Kalwi & Remi, a nie Remi & Kalwi - ze względu na kolejność alfabetyczną. "K" jest przed "R" i dlatego Kalwi & Remi.

Dlaczego akurat zajęliście się muzyką dance? Co w niej jest takiego pociągającego?

Kalwi: Przedstawiciele muzyki dance pewnie by się obrazili, że podciągnęliście nas pod ich gatunek, my też moglibyśmy się obrazić, że to, co robimy, jest nazywane muzyką dance. My chcemy być kojarzeni bardziej z muzyką klubową, niż z muzyką dance i robimy tak naprawdę produkcje trance'owe, tylko że w Polsce póki co nie możemy ich jeszcze zaprezentować. One osiągają sukcesy na Zachodzie, są tam mocno grane. W Polsce ta muzyka klubowa jest jeszcze raczkująca.

A dlaczego muzyka klubowa? Z tego względu, że jest taneczna. Nie ma motywu doliniarskiego, czyli "zjarajmy blanta, jesteśmy na blokowisku, życiu jest do dupy, wszystko jest niefajne" - muzyka taneczna ma to w sobie, że sama noga się tupie, uśmiech się pojawia się na twarzy, jest zabawa. To jest najważniejsze w życiu - dobrze się bawić.

Remi: Jest to muzyka, do której nie ma przypisanej ideologii. Jedyną ideologią w muzyce jest tak naprawdę zabawa. I oto chodzi w życiu, żeby je jakoś sobie ubarwiać i do tego idealna jest ta muzyka.

Kiedy powstały wasze pierwsze produkcje? Czy różniły się od przebojów "Explosion" i "Imagination"?

Remi: To bardzo zabawne, bo pierwsza produkcja stała się największym hitem. Co prawda po czasie, ale zgodnie z tytułem "Explosion" - to była taka bomba ze spóźnionym zapłonem. Pierwszy kawałek powstał w 2003 roku i potrzebował trzech lat, by się rozbujać w całym kraju i wyjść poza granice Polski. Stał się szybko hitem w Wielkopolsce, czyli w zasięgu radia, w którym pracowaliśmy i gdzie często graliśmy ten kawałek.

Bardzo szybko podbił on parkiety klubowe w Wielkopolsce i eter, ale potrzebował wielu, wielu miesięcy, żeby się przedostać poza województwo. Ktoś tam to odkrył na wakacjach 2005 r. w Mielnie. Tak się przyjęło, że wszystko, co jest grane nad morzem, na wakacjach, tam jest lansowane na hit, później rozchodzi się po Polsce. Wiadomo - ludzie lubią słuchać muzyki kojarzącej się na jesieni czy w zimie z wakacjami, gorącymi wakacjami, z fajnymi imprezami i tak się właśnie rozszedł kawałek "Explosion". Udostępniliśmy go wtedy początkowo na swojej stronie internetowej, wszyscy go mogli ściągać za friko, na legalu, wszyscy DJ-e, wszyscy, którzy trafiali na naszą stronę i tak to się powielało, powielało i tak się roznosił ten kawałek i zatrybił. Okazało się, że jest fajny, że wszyscy go znają, że trafił na dzwonki telefoniczne.

Kawałek, mimo że nigdy nie był grany w stacjach telewizyjnych i radiowych, stał się hitem dzwonkowym, no i w pewnym momencie zauważyła to jedna z poważniejszych wytwórni na polskim rynku fonograficznym, poznańska firma My Music. Chłopaki stwierdzili, że skoro to jest taki hit, skoro sam się obronił, mimo że był w undergroundzie, to trzeba coś z nim zrobić i tak doszło do wydania "Explosion". I po trzech latach od momentu powstania, stał się hitem w Polsce.

Wasze produkcje stały się popularne także poza granicami Polski. Pochwalcie się, gdzie można posłuchać Kalwiego & Remiego i jak do tego doszło?

Remi: Tak naprawdę to prowadzimy dwie równorzędne kariery - pierwszą tutaj, w Polsce. Mając świadomość, jak aktualnie wyglądają potrzeby na polskim rynku muzycznym, tworzymy specjalne projekty na Polskę, czyli kawałki "Explosion" i "Imagination". Natomiast na Europę Zachodnią produkowane są zupełnie inne dźwięk. Kiedyś zechcemy to połączyć.

Póki co na Europę Zachodnią wypuszczamy zupełnie inne kawałki, niż na Polskę. Pierwszym takim sukcesem międzynarodowym było dostrzeżenie naszej produkcji przez Judge'a Julesa. To guru, taka żywa legenda, wyznacznik trendów na Wyspach Brytyjskich - DJ, prezenter radiowy BBC Radio 1, gdzie prowadzi swój kultowy program. W każdą niedzielę jest słuchany przez znawców, sympatyków muzyki klubowej na całym świecie. To właśnie Judge Jules zaprezentował po raz pierwszy nasz kawałek stworzony wspólnie z Holendrem Johnem Marksem, czyli "Revolution" i później poszedł już taki łańcuszek, taka lawina. Kolejne produkcje - również "Explosion" w remiksach oraz kawałek stworzony z brazylijskim producentem "From Poland to Brasil" - także zostały zagrane przez Judge'a Julesa.

Później dostaliśmy propozycję wrzucenia na playlistę naszego teledysku przez kanadyjską telewizję BPM TV. Dowiedzieliśmy się, że ten teledysk pojawił się na drugim miejscu w Kanadzie na głównej liście przebojów wśród muzyki klubowej. Wyprzedziliśmy np. Madonnę, Stone Bridge i wiele, wiele innych naprawdę topowych gwiazd światowego formatu. Tak więc gdzieś tam za Oceanem nasza muzyka zaczęła się przebijać.

Poznaliśmy niedawno na dużej imprezie w Gdyni duet Blank & Jones, czyli taki nasz wielki niemiecki odpowiednik. Oczywiście gwiazdy dużo większego formatu, niż my na arenie międzynarodowej, ale porozmawialiśmy sobie, wymieniliśmy muzykę. Okazało się, że chłopaki z Blank & Jones również docenili naszą muzykę i również ją grają, zarówno w radiu, jak i na imprezach. To są dopiero takie początki, ale wreszcie zaczął nas ktoś dostrzegać na Zachodzie.

Kalwi: Dochodzą do nas też sygnały, że kawałki grane są m.in. na Ibizie, czyli w tej "mekce" muzyki klubowej. Całkiem niedawno dostaliśmy również e-maila z Turcji, że tam również w klubach grany jest kawałek "Explosion". To jest jakiś efekt domina. Kawałek został zagrany przez Judge'a Julesa i potem już sypnęło. Pewnie jest jeszcze milion innych miejsc, gdzie te kawałki są prezentowane. Ludzie bawiący się na imprezach nie mają pojęcia, że duet Kalwi & Remi pochodzi z Polski. Natomiast mamy sygnały od Polaków wyjeżdżających na wakacje, że nasze produkcje pojawiają się w większej części Europy.

Remi: Taką wymierną formą tego, że faktycznie coś się dzieje na arenie międzynarodowej, są zaproszenia do klubów za granicą. Na początku października graliśmy w Londynie i to nie był klub polonijny, tylko jeden z topowych lokali. W końcówce roku również planujemy tour po USA. Pojawiają się zaproszenia z Grecji - to też już jest potwierdzona sprawa - w styczniu gramy w Atenach. Mamy również zaproszenia z Czech.

I to nie jest tak, że my o coś zabiegamy - po prostu gdzieś tam jesteśmy dostrzegani poprzez naszą muzykę. Zaproszenia spływają praktycznie każdego dnia z całego świata. To jest mobilizujące.

Kalwi: Jeszcze nawiązując do tego występu w Londynie - nie jest to może jakieś najfajniejsze osiągnięcie, natomiast najfajniejsze jest to, że zostaliśmy zaproszeni przez Sonique, gwiazdę też już dużego formatu, której występ supportowaliśmy. Ona zaprosiła nas i miejmy nadzieję, że to zaowocuje potem może jakąś współpracą. Kto wie, może Sonique zaśpiewa w kolejnej produkcji grupy Kalwi & Remi.

Remi: To ciekawa sprawa. Często ci producenci, których produkcje graliśmy, pojawiają się na naszej drodze - czy może to my pojawiamy się na ich drodze? Te drogi nam się krzyżują. Kilkanaście miesięcy temu z pasją graliśmy produkcje holenderskiego producenta Johna Marksa, a później okazało się, że spotkaliśmy się z nim zupełnie przypadkiem i powstały nasze wspólne projekty, wspólna produkcja, wspólne kolejne plany.

Podobnie było z Judge Julesem - także wspólny występ w Kołobrzegu, podobnie z Blank & Jones - występ na "Beach Party" w Gdyni. Tam spotykamy się, rozmawiamy ze sobą i okazuje się, że te wielkie gwiazdy, te wielkie postacie, w które do tej pory byliśmy zapatrzeni jak w obrazek, są normalnymi ludźmi - można z nimi porozmawiać. Co więcej, są otwarci na nowe pomysły, nowe projekty. I to jest bardzo poważna sprawa - współpraca, współpraca międzynarodowa - burza mózgów i z tego rodzi się naprawdę coś zupełnie nowego, jakaś nowa jakość.

Ile będzie trwał boom na dance w Polsce?

Kalwi: Mamy nadzieję, że zacznie się boom na muzykę klubową. Powiedzmy, że ktoś odpalił lont. Mowa tutaj o mediach, które szerokiej publiczności zaczęły serwować muzykę klubową. Mam nadzieję, że z muzyką klubową będzie podobnie jak z kawałkiem "Explosion" - ktoś podpalił lont i w okresie krótszym niż trzy lata to wybuchnie. Naprawdę w to wierzę. Są w Polsce młodzi, zdolni producenci, którzy już odnieśli nawet czasami bardzo spory sukces na Zachodzie.

W Polsce jest trochę tak, że "cudze chwalicie, swego nie znacie" - to jest idealne pasujące do sytuacji hasło. Będzie boom, to jest wszystko przed nami, spokojnie. Nie można od razu wybudować wieżowca, trzeba fundamentów, by potem poszła cała góra. Budujemy fundamenty i będzie to szło w dobrym kierunku. Będzie boom na muzykę klubową w Polsce, już jest początek tego.

Remi: Istnieje ogromny potencjał jeśli chodzi o ten gatunek muzyki. Mimo iż nie była do niedawna grana przez media, przez stacje radiowe i telewizyjne, to w klubach gromadziło się po kilka tysięcy osób w każdą sobotę, w każdy weekend. Istnieje zapotrzebowanie na tego typu muzykę i wiadomo, że siłą rzeczy będzie rosnąć, bo media czynią cuda - czwarta władza nie tylko w polityce, ale przede wszystkim w show biznesie. To zdecydowanie dobry kierunek i mam nadzieję, że nie wypali się tak szybko jak polski hip hop.

A dlaczego ta muzyka stała się tak popularna dopiero teraz?

Kalwi: Ze względu na polski hip hop. On był doskonałą maszynką do zarabiania pieniędzy. Jak masz źródło, które dostarcza ci gigantyczną kasę, to skupiasz się na tym i pielęgnujesz, żeby nie wyschło. Nie potrzebna była druga rzeka, która dostarczałaby kasę. Teraz polski hip hop zmęczył ludzi, było go za wiele, szybko się to źródełko wysuszyło, zostało wyeksploatowane. No i pojawiła się nisza na rynku.

Potrzebny był nowy nurt i to była muzyka klubowa. Dlatego media teraz zaczęły to dostrzegać. I fajnie, bo polska muzyka klubowa istnieje od dobrych kilku lat, tylko do tej pory była w totalnym undergroundzie. Jest jeszcze kilka innych gatunków muzycznych, które gdzieś tam są ukryte, które czekają aż muzyka klubowa się wypali - wtedy one wyskoczą i będą promowane na tym naszym polskim rynku.

Na koniec opowiedzcie o swoich planach?

Kalwi: Jeśli chodzi o występy zagraniczne, to do końca roku dwa razy zagramy w Londynie. Sylwester spędzamy w USA, potem Czechy, Niemcy i Ateny - to w sumie sześć występów, które już teraz są pewne.

Mamy nadzieję, że jakieś drzwi się jeszcze otworzą i gdzieś tam po cichu liczymy - to nie są plany - to są na razie jeszcze marzenia, że w wakacje 2007 roku Ibiza, czyli ta "mekka" muzyki klubowej, zostanie przez nas zdobyta, i że tam zagramy seta w jednym z klubów.

Remi: Ale spokojnie, nie musicie się obawiać, że zapominamy o Polsce, że olewamy naszych polskich fanów. Wręcz przeciwnie - tutaj mamy największych fanów i dlatego też gramy sukcesywnie w Polsce. Przykładowo: piątek Londyn, sobota Wrocław. Cały czas tour po Polsce. W każdy weekend gdzieś tam jesteśmy. Sprawdzajcie na naszej stronie internetowej, czy przypadkiem nie jesteśmy w waszych okolicach - jeśli tak, to do zobaczyska!

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: radio | jones | boom | muzyka klubowa | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy