"Nie tylko o chłopcach i dziewczętach"
Zespół Muchy w ogniu pytań Marcina Niewiedziała i Piotra Gołębia z Radia Bez Kitu.
Uważam, że płyta "Terroromans" powinna być obowiązkowym elementem rockowych imprez tanecznych. Czy taki był zamiar, żeby nagrać płytę ambitną, natomiast taką do której będzie się dało zatańczyć.
Piotr Maciejewski:: Nie wiem, czy my w ogóle jakieś zamiary mieliśmy tak naprawdę, ale jeśli tak wyszło to chyba nam to pasuje. Jakkolwiek pewne ambicje artystyczne nie są nam obce, tak samo nie jest nam obcy ten element zabawowy, imprezowy. To chyba fajnie że tak wyszło jeśli tak mówisz.
Szymon Waliszewski: Myślę, że zdecydowanie lepiej, że tak jak mówisz płyta jest taneczna, niż żeby miała być płytą do płakania albo do zmywania naczyń.
Czy uważacie się za zespół pop? Czytałem wywiad z wami gdzie powiedzieliście, że dla was ważniejsza, niż opinie krytyków, jest popularność płyty. Czy nie boicie się w związku z tym, że wasza muzyka potraktowana zostanie jako produkt, a nie jako twórczość artystyczna?
Szymon Waliszewski: W tej chwili za wcześnie żeby o tym mówić jako o 100-procentowym pewniku, natomiast wydaje mi się, że na razie udaje się jakoś pogodzić te dwie kwestie.
Z jednej strony większość recenzji jest jeżeli nie bardzo przychylna to przychylna, a z drugiej strony płyta się podoba, więc gdzieś jakby udało nam się to wypośrodkować. Można powiedzieć, że płyta jest i dla krytyków i dla słuchaczy, i myślę, że w tej chwili tego się trzymajmy.
Piotr Maciejewski: Tak, natomiast jeśli mielibyśmy wybierać, to pewnie wybralibyśmy słuchaczy i rzeczywiście wielokrotnie o tym mówiliśmy. Podejrzewam nawet, że zdecydowana mniejszość zespołów na świecie gra dla krytyków. Prawda jest taka, że gra się dla tych co przychodzą na koncerty i tych co kupują płyty, i to oni są najważniejsi.
Zostaliście zakwalifikowani do sceny indie w Polsce, natomiast czy wy uważacie się za zjawisko odrębne od tej sceny czy utożsamiacie się z nią w pewien sposób?
Szymon Waliszewski: To jest coś takiego, że nie mam na to żadnego wpływu. Jeżeli napiszecie o nas lub powiecie, że jesteśmy np. zespołem popowym, również się ucieszymy. Ale tak jak mówię, nie mamy na to żadnego wpływu. Nie bardzo nawet przywiązujemy do tego wagę, tak jak komu powiedzmy pasuje tak jest OK.
Piotr Maciejewski: To jest trochę tak, że to nasze przyporządkowanie do sceny indie wynika raczej ze zbieżności czasu i okoliczności, wypłynęliśmy akurat w takim momencie kiedy ten nurt przybrał na popularności i siłą rzeczy gdzieś tam zostaliśmy do tego zakwalifikowani, ponieważ gramy na gitarach i może nawet wyglądamy jakoś podobnie do tych wszystkich zespołów. Ale to też nie wynika z żadnych założeń, że zaczęliśmy grać po to żeby być częścią sceny indie, żeby na tej fali wypłynąć . To raczej stało się w naturalny sposób, a w tym samym czasie fala zwana indie przetoczyła się przez Polskę, choć tak naprawdę na Zachodzie przetoczyła się już kilka lat temu.
Szymon Waliszewski: Gitarowe granie w Polsce jest, jeżeli nie w odwrocie, to na pewno jest zjawiskiem mniejszościowym, a zatem każdy zespól dostaje tam jakąś łatkę indie, jeśli tylko nie gra np. cięższych lub funkowych rzeczy.
Postanowiłem drążyć kwestę imprezową płyty, dlatego pytanie, jak to jest z wami. Jesteście imprezowym zespołem, macie że się tak wyrażę, imprezowe charaktery?
Piotr Maciejewski: Tak, tak. Zdecydowanie.
To znaczy rock&roll i te rzeczy?
Michał Wiraszko: Tak, przecież nie będziemy tutaj zgrywać drużyny świętoszków z Bostonu.
Piotr Maciejewski: Zresztą trasa, którą kończymy też chyba pokazuje, że już jest koniec (śmiech) i że to dobrze z pewnych względów.
Michał Wiraszko: Nie kładziemy się spać bez potrzeby, lubimy się pobawić i dopóki jest trochę siły, to wykorzystujemy ją takoż na pracę i naukę, tak jak i na zabawę. Czasami się to odbywa jedno kosztem drugiego. Zawsze (śmiech).
Ja musze zapytać o "Miasto doznań" bo to jest taki kawałek, po wysłuchaniu którego po prostu chce się iść w miasto! Jak on powstał?
Michał Wiraszko: Pamiętam że pierwsza zwrotka przyszyła mi do głowy jak czekałem na chłopaków na Dworcowej w Poznaniu. Jechaliśmy na próbę i później tak sobie ją spisałem w moim czerwonym zeszycie i potem dopisałem kolejny fragment, i kolejny. Był 9 grudnia 2005 roku, to stara piosenka jest w zasadzie. Nawet na tej próbie wyszła zagrywka klawiszowa i gitarowa, i narodził się ten kawałek. Nawet pamiętam kiedy go skończyłem. To było na koncercie Jacka Lachowicza w Poznaniu. Niech się Jacek Lachowicz czuje współtwórcą.
Ja mam pytanie o teksty, gdyż powiem szczerze, że dla mnie to było pewne zaskoczenie gdy usłyszałem płytę i wcześniejsze utwory, bo dotychczas Polska muzyka rockowa ocierała się w tekstach generalnie o kwestie społeczne, polityczne i tak dalej. To co mi się w waszym przypadku spodobało to był ten pewien introwertyzm w tekstach. Jest to jednak bardzo osobiste, powiedz dla czego w ten sposób piszesz?
Michał Wiraszko: Nie czułem jakoś tego, że się uzewnętrzniam, że wydzieram sobie flaki na zewnątrz. Nazwał bym to jakimś swoim stylem, tak lubię pisać tak piszę i tak mi wychodzi najlepiej i oby mi się nie przestało udawać. To jest mój styl, najkrócej jak mogę. Nie będę uprawiał socjopisarstwa, bo ani mi się to nie podoba, ani nie umiem tego robić . Spróbowałem tego trochę w "Fototapecie", która jest takim trochę rzutem oka na społeczeństwo i wyszło nawet nienajgorzej... Kurde zakręciłem się trochę (śmiech).
Powiem wam, że to nie do końca są takie osobiste teksty, ponieważ te wszystkie relacje wydarzenia i takie epizody, które są opisywane tam gdzieś między wierszami, niedopowiedziane, nie dotyczą tylko mnie. Musiał bym być jakimś skończonym egoistą, żeby pisać tylko o sobie, swoich niepowodzeniach, podbojach i zdarzeniach, nie wiem... O czym są te teksty w ogóle?
Właśnie. Pytanie i odpowiedzi w tym wywiadzie układają nam się w bardzo uporządkowaną całość. Osobiście mam wrażenie, że zrozumiałem tytuł płyty po dokładnym przesłuchaniu całości. "Terroromans", to nie są piosenki o miłości, bardziej o przelotnych związkach. Zgodzicie się z tym?
Michał Wiraszko: Owszem też. Ale powiedziałem niedawno matce swojej, że całe wasze małżeństwo to jeden wielki terroromans, bo zapytała się mnie co znaczy ten tytuł.
To jednak jest dość spore uzewnętrznienie.
Michał Wiraszko: (śmiech) Nie to tak półżartem. Tak naprawdę to "Terroromans" nie dotyczy tylko dwojga ludzi czy tam jakiejś najmniejszej komórki społecznej zwanej parą. Przez to słowo miałem na myśli sytuację ogólno-społeczną, światową, która się odbywa na naszych oczach. Mianowicie to, że z jednej strony namawia się społeczeństwo do jakiejś unifikacji, mamy Unię Europejską, sojusze, pakty, gospodarcze, handlowe, organizacje zdrowa i ochrony środowiska, a z drugiej strony mam tak naprawdę, k**wa, nieustanną wojnę. Mamy wtórne niewolnictwo w korporacjach, zamordyzm jeśli chodzi o pokłady ropy naftowej i to jest też ten terroromans. Nie jest to ostatecznie, tylko o chłopcach i dziewczętach.
Szymon Waliszewski: Przy czym nie jest to jakaś jedyna i oficjalna wersja czy też definicja słowa terroromans. Wychodzimy z założenia, że każdy ma swój, każdy ma taki terroromans na jaki zasłużył (śmiech). Natomiast jak to zrozumieją słuchacze to jest właściwe ich sprawa .
Mówi się o was często ze wskrzeszacie ducha polskiej muzyki lat 80., porównując do Ciechowskiego, nawet Lady Pank czy Rezerwatu. Co wy na to?
Michał Wiraszko: Nic nie mam przeciwko takim porównaniom, jak najbardziej mi schlebiają i nawet zarzut typu: "zrzynasz z Ciechowskiego" jest dla mnie tak naprawdę pochwałą.
Piotr Maciejewski: Przede wszystkim pamiętajmy o tym, że wszyscy jesteśmy urodzeni w latach 80. i to była pierwsza muzyka z jaką się zetknęliśmy w życiu,. To było nasze dzieciństwo i gdzieś tam u źródeł, musiało nas to ukształtować. Więc to w nas siedzi. Gdybyśmy się urodzili dziesięć lat wcześniej, to pewnie co innego by było w nas u podstaw.
Michał Wiraszko: W radiu leciał Niedźwiecki, "We Are The World, We Are The Children", leciało Europe "Final Countdown", Scorpions, Republika, Lady Pank i gdzieś to krąży w naszych żyłach ciągle.
Czy "Terrormans" jest płytą, która w pewnie sposób już ukształtowała wasz sposób grania czy będziecie szukać cały czas nowych form wyrazu, bo ja trochę też pytam o Drivealone [projekt muzyczny Piotra Maciejewskiego, przyp. MN], bo to jest już zupełnie inna muzyka i ciekaw jestem czy pewne elementy z Drivealone przenikną do Much? Jak to się będzie rozwijało?
Piotr Maciejewski: Mogą przeniknąć o tyle, że od przyszłego roku zacznę grać na gitarze, gdyż poszerzamy skład, będzie nas czterech. Przyjmujemy do składu basistę i przez to, że przerzucę się na gitarę, to podejrzewam, że niektóre elementy w naturalny sposób przenikną do Much. Każdy mniej lub bardziej ukształtowany muzyk ma jakieś swoje przyzwyczajenia, swoje nawyki w graniu i swój styl. Podejrzewam, że ja tego się tak łatwo nie wyzbędę, że nie będę grał zupełnie inaczej niż gram w Drivealone. Siłą rzeczy te elementy gdzieś się wymieszają.
Szymon Waliszewski: Co do stylu, w którym nagrana jest płyta, to jest pewnego rodzaju podsumowanie pewnego etapu, właściwie trzech lat istnienia zespołu. Kompozycje, które tam na płycie się znalazły są zarówno sprzed roku, ale są też takie jak "Galanteria", sprzed trzech lat. One aranżacyjnie niewiele różnią się od tych wersji pierwotnych. Jeżeli uda nam się nagrać druga płytę, to ona może być wyznacznikiem tego jak gramy.
Piotr Maciejewski: W ogóle może każda płyta będzie inna, jeśli nagramy ich np. pięć to możliwe, że każda będzie z innej bajki. W tej chwili o drugiej płycie trudno nam mówić, bo jesteśmy w takim momencie, że nie mamy czasu zająć nowymi piosenkami. Jak przyjdzie taki czas, że będziemy mogli to zrobić, to dopiero się to wszystko zacznie klarować. Ale naprawdę na 99 procent druga płyta zespołu Muchy, jeśli się kiedykolwiek ukaże, będzie zupełnie inna od pierwszej.
Michał Wiraszko: Dodam jeszcze, że te piosenki w nas długo siedziały i dzięki temu, że wydaliśmy oficjalny album to niejako zrzuciliśmy je z siebie, uwolniliśmy się od tych piosenek. Tak jak chłopcy mówili, "Galanteria" czy "Górny taras" są z nami od trzech lat i wydając płytę zamknęliśmy pewien rozdział tych utworów, które dały początek Muchom i doprowadziły do wydania płyty. Teraz otwiera się nowy, drugi rozdział, i co tam się stanie to jeszcze sam nie wiem.
Jak już powiedzieliście, od lat słuchacie muzyki, rozmawialiśmy też o muzyce lat 80., ale czy był np. jakiś konkretny utwór lub wykonawca, który w pewnym momencie uświadomił wam, że muzyka to jest właśnie to?
Michał Wiraszko: Ja miałem takie trzy wielkie miłości w życiu, pierwsza to był zespół The Doors, z którego się z czasem wyrasta. Jak ktoś to ładnie kiedyś napisał, to jest zespół, który się kocha dopóki się nie zda matury. Później było Joy Division, a w momencie kiedy naprawdę zakochałem się w dźwiękach The Smiths, to było parę ładnych lat temu i jest do dzisiaj.
Piotr Maciejewski: Ja nie powiem żebym był stały w uczuciach jeśli chodzi o muzykę. Oczywiście, jest kilka takich zespołów, do których chętnie wracam i zawsze pewnie będę wracał, do końca życia. Jednak odpowiadając bezpośrednio na pytanie, to nie było takiego zespołu, który by mi powiedział, że to właśnie z jego powodu chce grać muzykę. Od kiedy pamiętam to coś tam grałem i chciałem grać, ale chyba nie z powodu konkretnego zespołu. Po prostu to jakoś we mnie od zawsze siedziało i oby tak było.
Szymon Waliszewski: Myślę, że moja odpowiedź będzie bardzo podobna do tego co powiedział Piotrek. Tych wykonawców było bardzo dużo i staram się, jakby nie zamykać w kręgu dziesięciu zespołów i poza niego nie wychodzić, więc myślę, że to się cały czas kształtuje.
Piotr Maciejewski: U przeciętnego słuchacza muzyki naturalnym zjawiskiem jest to, że co roku pojawia się coś nowego, czego nie było wcześniej i przy odrobinie szczęścia może to na ciebie jakoś wpłynąć, zainspirować. Mam wrażenie, że w ostatnich latach coraz mniej się takich rzeczy pojawia, ale rzeczywiście nie można wpływu takiego zjawiska wykluczyć. Ciągle poznajemy nowe zespoły, wychodzą jakieś nowe płyty i mogą wywierać na nas takie samo wrażenie jak te płyty z dzieciństwa, z lat 80. Tamte nie są jakieś ważniejsze bo są stare, klasyczne i im się należy większy szacunek. Jeśli się pojawi w przyszłym roku ważna dla mnie płyta, to nie widzę powodu, żeby ją traktować gorzej dlatego, że wyszła w 2008, a nie w 1988 roku.
Michał Wiraszko: Są zespoły z końca lat 90. i początku bieżącego stulecia, które nas zachwycają i to jest Modest Mouse, Junior Boys. A z płyt 2007 roku to na pewno Menomena i album "Friend and Foe".
Wiem, że mieliście różne przygody i problemy z wydaniem tej płyty. Pierwsza cześć pytania, to jak oceniacie to wszystko? Co spowodowało niechęć wydawców i różnych decydentów do wydania waszej płyty? Druga część pytania to, co może się zmienić teraz, kiedy ona już jest na półkach? Jak ta płyta może zmienić odbiór muzyki i jakie niesie perspektywy dla innych zespołów, które mają jeszcze ten debiut przed sobą?
Szymon Waliszewski: Ja powiem, może dość kontrowersyjnie, że Polak boi się tego czego nie zna. Wydaje mi się, że nie poznano nas dokładnie.
Piotr Maciejewski: Nie pasowaliśmy do pewnych kategorii, które te podmioty wydawnicze sobie stworzyły i ten fakt spowodował, że nie za bardzo chcieli sobie tworzyć nowe kategorie na potrzeby takiego zespołu jak my.
Michał Wiraszko: Mieliśmy takie wrażenie, że jesteśmy zbyt punkowi dla popowców i zbyt popowi dla punkowców. Trafiamy w nicość, bo jeden pan z pewnej wytwórni powiedział: "Wiecie chłopaki, wy nie możecie być tacy jak ten zespół Cars In The Fire czy jakoś tak, nie możecie być tacy grzeczni, musicie być rockandrollowi, niegrzeczni!". I to był koniec naszej rozmowy o płycie.
Szymon Waliszewski: Zdarzały się też takie opinie, że wszystko fajnie, dobrze, ale na płycie nie ma przebojów.
Piotr Maciejewski: Co do drugiej części pytania o to, co to zmieni, to my możemy sobie oczywiście mieć różne przypuszczenia i nadzieje. Idealnie by było, żeby nasza płyta otworzyła drogę innym zespołom, które nie wydały jeszcze nic i próbują się gdzieś tam przebić. Jeśli nasza płyta dotrze do świadomości tak słuchaczy, jak i decydentów, to może za nią pójdą po prostu następne i wtedy będziemy bardzo zadowoleni. Ale nie chciał bym też naszej roli aż tak przeceniać.
Michał Wiraszko: Szczęśliwe przypadła nam pałeczka pierwszeństwa jeśli chodzi o wydawnictwa, bo w tym roku pojawił się pierwszy wysyp nowej fali młodych, polskich zespołów powstałych już w XXI wieku i jakoś tam związanych z przedsięwzięciami Piotra Stelmacha, mam tu na myśli Out of Tune, Renton i tak dalej. Stało się tak, że to my pierwsi zadebiutowaliśmy na rynku i jeśli chodzi o zmiany to mam nadzieje, że chłopcy z tych zespołów wymienianych przeze mnie tylko na tym skorzystają. I życzę sobie tego.
Dziękujemy za rozmowę.