Natalia Nykiel: Presja z zewnątrz jest ogromna [WYWIAD O PŁYCIE "REGNUM"]
Kasia Gawęska
- Musiałam zajrzeć w głąb siebie i spotkać się z potworem, który mieszkał w mojej szafie - opowiada w rozmowie z Interią Natalia Nykiel w związku z nową płytą "Regnum". Album zawiera 12 piosenek, w tym "List za widnokrąg" (duet z Piotrem Roguckim).
Kasia Gawęska, Interia: Na początku chciałam ci życzyć wszystkiego najlepszego z okazji twoich niedawnych 27. urodzin. Myślę, że to, że minął kolejny rok twojego życia, że wzbogaciłaś się o nowe doświadczenia, i że możemy zaliczyć do nich pandemię, to dobry początek tej rozmowy, prawda?
Natalia Nykiel: - To, że płyta "Regnum" powstawała w trakcie pandemii, to kluczowa informacja. To był dla mnie trudny czas, bo okazuje się, że kiedy człowiek jest zamknięty w domu, zaczyna analizować pewne rzeczy, zadawać sobie egzystencjalne pytania. Tak było w moim przypadku: zaczęłam się zastanawiać, czy podoba mi się miejsce, w którym jestem, co jest dla mnie w porządku, a co nie. Mocno to przeżyłam, bo okazało się, że jest wiele rzeczy, nad którymi muszę popracować, i to sama. Wszystko to działo się właśnie w trakcie tworzenia tej płyty. Musiałam zajrzeć w głąb siebie i spotkać się z potworem, który mieszkał w mojej szafie. To było straszne, przerażające i skomplikowane, ale z drugiej strony bardzo oczyszczające. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie chciałabym drugi raz przez to przejść, ale był to ważny moment w moim życiu. Ta płyta to zbiór piosenek, w których mówię o rzeczach, o których bałam się mówić wcześniej. Miałam te myśli w głowie, ale nigdy nie wypowiadałam ich na głos, dzięki czemu mogłam sobie udawać, że nie istnieją. Ale wiesz, jak to jest - w momencie, w którym zaczynasz o czymś mówić, to staje się prawdziwe.
W "Pętli" zadajesz pytanie, "czy cisza to lek, by kochać znów dźwięk". Było ci ciężko tworzyć, kiedy zaczęłaś pisać o tych trudnościach?
- Coś się rzeczywiście wydarzyło w mojej relacji z muzyką. To był sygnał, że muszę się wybrać do psychologa i tę relację naprawić. Przecież muzyka zawsze była moim największym hobby, tym, co dawało mi siłę i mnie nakręcało. I nagle okazało się, że jak otwieram buzię, to do oczu napływają mi łzy i nie jestem w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Przestałam spać, zauważyłam, że nie śpiewam już nawet pod prysznicem, ani jak gotuję obiad. To mnie chyba dojechało najbardziej. I właśnie wtedy zaczęłam grzebać w swojej głowie. A wiadomo, że jak zaczynasz to robić, to później dokopujesz się coraz głębiej, wychodzą tematy sprzed lat, z dzieciństwa, odkrywasz swoje schematy.
Jeśli chodzi o "Regnum", to czuję się tak, jakbym urodziła kamienie [śmiech]. Ale z drugiej strony, musiałam to wszystko z siebie wyrzucić. To była najtrudniejsza płyta, jaką nagrałam do tej pory, również pod względem fizycznym. "Pętla" to ostatni numer, który nagraliśmy, najtrudniej było mi przez niego przejść. Tekst tej piosenki jest dosłowny. Uwielbiam, jak ludzie odnajdują swoje historie w moich piosenkach. Po kilku wywiadach wiem już, że ludzie doszukują się tam drugiego i trzeciego dna, ale to akurat najbardziej bezpośrednia piosenka, jaką napisałam w życiu. I to było okropnie trudne. Kiedy już nagrałam "Pętlę", czułam się tak, jakby spadł mi kamień z serca. Wróciłam do domu, zamknęłam temat, i dzisiaj cieszę się, że cały album przeleżał sobie gdzieś przez rok, a nie, jak planowaliśmy, przez kilka miesięcy. Dzięki temu mogłam nabrać dystansu do tych tematów. Teraz już spokojnie mogę śpiewać te kawałki i nie mieć poczucia, że coś z trudem przechodzi mi przez gardło.
Muszę przyznać, że podeszłam do tematu twojej płyty bardzo emocjonalnie, głównie dlatego, że jesteśmy dokładnie w tym samym wieku, też ostatni czas był dla mnie trudny, ale potrzebny, żebym mogła się rozwinąć. Też polecam wszystkim psychoterapię, ale zastanawiam się, jak to w ogóle możliwe, że cokolwiek jednak z siebie wyrzuciłaś - że udało ci się sformułować swoje myśli w momencie, w którym było ich tak dużo.
- Psychoterapia wiele mi uświadomiła, poznałam swoje schematy, mogłam lepiej zrozumieć siebie i to, co przeżyłam w dzieciństwie, czy co przeżywam w odniesieniu do mojej rodziny. Ale nigdy nie miałam problemu z przelewaniem myśli i uczuć na papier. Równolegle z terapią dawałam upust emocjom pisząc nowe piosenki. Myślę, że to dlatego, że wszystkie te myśli i uczucia tak bardzo zaznaczały swoją obecność w mojej głowie, że nawet gdybym próbowała, pewnie nie byłabym w stanie ich zatrzymać, nie mogłabym czegoś z nimi nie zrobić. Raz zresztą dostałam na terapii zadanie, żeby napisać list do pewnej osoby z mojej rodziny. To był list, którego oczywiście nie miałam nikomu pokazywać. List, który miał posłużyć tylko mi - żebym lepiej coś zrozumiała. Fragmenty tego listu wykorzystałam w jednym z utworów na płycie.
Wiem już, że "Pętlę" było ci najtrudniej nagrać, a które piosenki z "Regnum" są dla ciebie najbardziej osobiste?
- Myślę, że tutaj również wymienię "Pętlę", ale też "Taką jak ty". To dwa mocne uderzenia. Z drugiej strony jest też utwór "Oczy, kontury, cień" - również mocny, ale w inny sposób, bo poruszam tam kwestie, które mnie bolą, ale bardziej w odniesieniu do społeczeństwa.
"Oczy, kontury, cień" to piosenka, która najbardziej mnie poruszyła. Opisałaś to, jak wygląda rzeczywistość nas, kobiet, dziewczyn. Że nie jest kolorowo.
- Ta piosenka zdecydowanie ma feministyczny wydźwięk - nie bójmy się tego słowa. Powstała przy okazji Strajku Kobiet. Mam w sobie dużo frustracji związanej z nierównościami występującymi pomiędzy kobietami i mężczyznami. Zresztą, w trakcie pandemii ta sytuacja się pogorszyła. Niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że przestałam się czuć bezpiecznie w Warszawie. Jeszcze kilka lat temu spokojnie jeździłam nocnymi autobusami, chodziłam do klubów, uwielbiałam nocne samotne przejażdżki rowerowe. Coś się zmieniło. Teraz jestem przekonana, że jako kobieta muszę się zaopatrzyć w gaz pieprzowy. Usłyszałam ostatnio o kilku sytuacjach, gdzie kierowcy Bolta molestowali swoje pasażerki...
To samo przytrafiło mi się kilka lat temu. Teraz jest więcej takich sytuacji albo więcej osób o nich mówi.
- To jest straszne, to absurd, ręce mi opadają! To przechodzi moje pojęcie. W jakim my jesteśmy momencie? W jakim świecie my żyjemy, że dzieją się takie rzeczy? Mieliśmy walczyć o równość, a z dnia na dzień coraz bardziej się różnimy, rozdzielamy się... Wkurzają mnie takie rzeczy, wkurzają mnie nawet najmniejsze przejawy patriarchatu. Jako kobieta jestem dobrym kierowcą - i nie stanowię tu wyjątku. Płeć nie ma tu żadnego znaczenia. Widzisz, to naprawdę mała rzecz, niby nic nieznacząca, a jednak każdy taki drobiazg pogarsza naszą sytuację. Trzeba od tego zacząć.
Myślałaś o tym, żeby zaangażować się mocniej w tego typu działania? Czy może wystarcza ci to, że pokazujesz poprzez swoją muzykę, że takie problemy istnieją? Według mnie to bardzo ważna rzecz, ciekawi mnie po prostu, czy czujesz się na siłach, żeby działać jeszcze intensywniej?
- Jestem wokalistką, więc moim pierwszym językiem jest muzyka. Jeśli mogę coś zrobić, to chcę to robić muzycznie. Cały czas mam dylemat, na ile powinnam się angażować w pewne rzeczy, a na ile dać sobie przestrzeń na własne życie. Działanie w takich sprawach wymaga dużo energii, czasu, emocji. Szanuję wszystkich aktywistów, ale to chyba nie dla mnie. Nie wiem, czy umiałabym to udźwignąć. Ale super byłoby się zaangażować w działanie dla jakiejś fundacji. Nigdy o tym nie myślałam, ale może to jakaś opcja?
To, że korzystasz ze swojej popularności, żeby mówić i śpiewać o ważnych rzeczach, to już bardzo dużo. Jakiś czas temu miałyśmy okazję porozmawiać o ciałopozytywności i zachwyciło mnie twoje podejście do swojej kobiecości. Jak zmieniało się twoje postrzeganie własnego ciała?
- W ciągu kilku ostatnich lat moje ciało bardzo się zmieniło. Zawsze byłam raczej drobna, ale miałam nastoletnią figurę. W wieku 25 lat zmieniła się na figurę kobiecą. I nagle był szok. Byłam przyzwyczajona do tego, że noszę rozmiar 36, a tu nagle potrzebne były mi jakieś olbrzymie rzeczy. A przecież nie jestem olbrzymia - a jednak rozmiary mówiły coś innego. Zresztą, sklepowe rozmiarówki są straszne. To taki znak czasów. Jest jakieś przekonanie, że rozmiar 36 oznacza, że ktoś jest chudy, a jeśli nosisz 42, to już nazywają cię grubą. Ja też musiałam z tym powalczyć, zastanowić się, gdzie ja w tym wszystkim jestem.
Presja z zewnątrz jest ogromna. Nie jest łatwo, szczególnie, jak muszę znaleźć jakieś ciuchy na scenę. Większość projektantów projektuje ubrania w rozmiarze S - jak potrzebujesz czegoś większego, to pojawia się problem. Na szczęście doszłam już do tego etapu, że lubię to, jak wyglądam. Każdy z nas chciałby coś w sobie zmienić, ale nie mam sobie nic do zarzucenia, bo jestem super osobą, staram się zdrowo odżywiać i uprawiać dużo sportów. Robię to dla siebie, dla swojego zdrowia i siły, a nie po to, żeby kogoś zadowolić, czy spełnić czyjeś oczekiwania. Są gusta i guściki, ale ja nie jestem od tego, żeby się w nie wpasowywać.
Jako artystka pewnie w ogóle masz problemy ze zmianami, czy to fizycznymi, czy muzycznymi, bo słuchacze zwykle przyzwyczajają się do pewnej twojej wersji. A "Regnum" to nowość w twoim repertuarze - są tam pop i elektronika, ale też na przykład country!
- Staram się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu. W tym wypadku mam wpływ na swoją twórczość, ale nie na to, jak odbiorą ją ludzie. Zwracam uwagę na to, żeby robić rzeczy w zgodzie ze sobą, dlatego poruszam na tej płycie kwestie chociażby klimatu, czy wspomnianego wcześniej feminizmu, bo są dla mnie ważne. Nie chcę nikomu mówić, jak ma żyć i na czym ma się skupiać, bo każdy powinien sam do tego dojść. Jako artystka muszę chcieć coś powiedzieć, dać coś od siebie. To, czy komuś się to spodoba, czy nie, to druga kwestia i nie mam na nią wpływu. Mogę jedynie decydować, że chcę się dalej rozwijać. Kocham różnorodność w życiu, uwielbiam eksperymentować. Robię to przede wszystkim dla siebie. Jeśli byłabym w tym sztuczna, myślę, że nie miałabym niczego do zaoferowania swoim fanom.
Ale to też chyba była kwestia, którą musiałaś przepracować? W "Królestwie" pojawia się fragment: "czy moje imię jeszcze ma sens?". Poczułam, jakbyś w pewnym momencie zastanawiała się, czy twoja działalność jest w ogóle potrzebna.
- Nie wiem, czy akurat w kontekście tej piosenki, ale na pewno zastanawiałam się, czy to wszystko w ogóle ma sens. Pierwsze takie wątpliwości pojawiły się przy starcie pracy nad tą płytą, bo naprawdę trudno było mi ją nagrywać, czułam się na maksa przytłoczona. Ale miałabym to wszystko porzucić, bo komuś coś nie pasuje? Pozbycie się swojej pasji dlatego, że ktoś jej nie akceptuje, to absurd. Dopóki na świecie jest chociaż jedna osoba, która chce słuchać tego, co tworzę, moja praca ma sens. W momencie, w którym stwierdzę, że mnie to już nie cieszy, zmienię pracę, ale póki co jeszcze mi się podoba [śmiech].
Na swoim Instagramie napisałaś jakiś czas temu, że nauczyłaś się odpuszczać. Ale nie jest tak, że niewiele robisz - masz mnóstwo zajęć. Stąd moje pytanie: jak udało ci się odsiać te mniej istotne rzeczy i odkryć, które są dla ciebie najważniejsze?
- Zanim poszłam na psychoterapię, byłam przekonana, że nic mnie już nie czeka. Byłam pewna, że zrobiłam już w życiu wszystko, że już niczego nie wymyślę. Takie przemyślenia miałam jako 25-latka! Psychoterapia dała mi możliwość wkroczenia w nowy świat. Dostałam do ręki nowe narzędzia, które też otworzyły mi drzwi do nowych możliwości. Musiałam wymyślić, co w ogóle mogę z nimi zdziałać. Nadal to sprawdzam, szukam opcji.
To może być przerażające, ale też super ekscytujące.
- Totalnie! Przypomniało mi się też, że miałam zadanie stworzyć oś czasu i zaznaczyć tam kreską, gdzie jestem. Gdy zobaczyłam tę kreskę na samym końcu osi, przeraziłam się. Przecież przede mną całe życie, mogę wszystko... Z absolutnego przerażenia przeszłam do ekscytacji.
Trzeba pamiętać, że nie zawsze potrzebny jest jakiś cel. Czasami wystarczy coś robić z prostego powodu - że sprawia nam to radość. Taką rzeczą jest chyba twój podcast o muzyce latino?
- Dokładnie tak! Nie zarobiłam na tym ani złotówki. Zainwestowałam w to pieniądze, żeby nagrania były dobrej jakości. Zrobiłam to z czystej zajawki, ze swojej fascynacji muzyką latino, dla zabawy i dla moich fanów.
To, że nie zamykasz się na jeden gatunek muzyczny, słychać też na "Regnum".
- Lubię wiele gatunków muzycznych. Gdybyś zobaczyła moje playlisty, byłabyś w szoku, ile różnych rzeczy się na nich znajduje. Latino dodatkowo chciałam zrozumieć w kontekście moich studiów na kierunku Kulturoznawstwo Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Miałam potrzebę przekazania dalej wiedzy, którą zdobyłam na uczelni. Swoją drogą, przy pierwszej płycie studiowałam Inżynierię Środowiska, przy drugiej - właśnie to kulturoznawstwo, przy tej czegoś mi brakowało. Teraz wiem, że bez różnorodności nie dam rady. Robię te studia nie dlatego, że muszę mieć plan b, tylko żeby poznawać świat od różnych stron, bo to daje mi prawdziwą energię. Pamiętam, że przed samą pandemią wróciłam z Portugalii i po raz pierwszy w życiu postanowiłam się skupić tylko na muzyce. Nie wyszło. Myślałam, że "prawdziwi artyści" muszą być w muzyce na 100 procent. Chciałam taka być. A okazuje się, że jest zupełnie inaczej - mam inne potrzeby niż niektórzy.
Na koniec chciałabym cię zapytać o okładkę "Regnum". Aspekty wizualne są dla ciebie chyba bardzo ważne, słyniesz ze spektakularnych klipów. Ciekawi mnie pomysł na taki obraz.
- Kwestia wizualna zawsze jest przedłużeniem muzyki. W tym przypadku po raz pierwszy w życiu miałam okazję puścić całą płytę przed premierą osobom, które zajęły się stroną wizualną albumu, czyli Łukaszowi Zabłockiemu i Zuzie Słomińskiej. Udało im się wykreować swoją subiektywną wersję świata. O to właśnie chodziło - o zbudowanie alternatywnego, podziemnego, wręcz postapokaliptycznego świata, lekko morskiego, mocno emocjonalnego. Zawsze wychodzę z założenia, że ja znam się na muzyce, a inni ludzie - na przykład na robieniu zdjęć czy reżyserii. Ufam im. I dobrze, bo zrobili świetną robotę. Lubię też słuchać ludzi, którzy mówią mi o swoich wizjach czy interpretacjach moich piosenek. Uwielbiam, gdy mówią nawet, z jakim kolorem kojarzy im się dany utwór. To była wspaniała kreatywna współpraca.
To powiem ci teraz o moich skojarzeniach: cały album jest dla mnie mocno emocjonalny, ale też subtelny. Gdybym miała wybrać kolor, który najbardziej pasuje mi do "Regnum", powiedziałabym, że to niebieski. Dlatego ta czerwień na okładce jest dla mnie zaskakująca, ale może o to chodzi? Bije z niej siła.
- Czerwień to kolor królewski, a tego królestwa na "Regnum" jest sporo. Pokazywanie emocji, radzenie sobie z nimi - to jest prawdziwa siła, a nie ukrywanie ich, zamiatanie pod dywan. Siłą jest proszenie o pomoc, traktowanie swoich uczuć poważnie. Dlatego super, że okładka kojarzy ci się z siłą, którą wyczuwasz na tej płycie, podoba mi się ta interpretacja. A poza tym moje poprzednie płyty były niebieskie, więc ile można żyć z tym błękitem [śmiech]...