"Należy podejmować poważne decyzje"

- Więcej ćwiczyliśmy, więc i efekt lepszy - tak ze śmiechem o płycie "ZWO" mówi nam Maciej Januszko, wokalista grupy Mech. Hardrockowa formacja potrzebowała prawie siedmiu lat na nagranie drugiego albumu po reaktywacji.

Mech: Wszystko ma swój czas
Mech: Wszystko ma swój czasMetal Mind Productions

Poniżej znajdziecie odpowiedzi Macieja Januszko na pytania zadane przez Michała Boronia i Monikę Maturę.

Zespół powrócił na scenę w 2004 roku, ale na następcę płyty "Mech" musieliśmy czekać aż siedem lat. Pośpiech podobno jest wskazany przy łapaniu pcheł, ale jakoś specjalnie się nie spinaliście z terminem. Dlaczego?

- Wszystko ma swój biologiczny czas - jak mawiał klasyk: czy musiało to tak długo trwać? Musiało, skoro trwało. Zmiana składu to ważna o ile nie najważniejsza przyczyna - wszystko się zmieniło w aranżach gdy Paweł Jurkowski i Tomek "Sooloo" Solnica zaczęli nadawać ton w zespole. Nowe instrumenty też swoje zrobiły. No i więcej ćwiczyliśmy, więc i efekt lepszy (śmiech).

Czy waszym zdaniem "ZWO" jakoś bardzo różni się od tego, co prezentowaliście na płycie "Mech"?

- To cała autorska płyta - jedynie starozakonny "Popłoch" jest MECHcoverem. No i brak elektroniki czyli same gitary, głosy, dźwięki naturalne i energia.

Na płycie pojawiło się wielu gości, jak wam szło ich kompletowanie? We wkładce możemy przeczytać, że udziału w sesji nie wziął Wojtek Łuczaj-Pogorzelski z Oddziału Zamkniętego, czy to efekt ich wypadku? To miała być kontynuacja współpracy z płyty "Mech"?

- Tak, Wojtek wracał właśnie prosto do studia, kiedy dachował więc trudno o lepszą wymówkę. Goście zostali wyznaczeni losowo - kluczem były nazwiska (śmiech). A zagrali z przyjemności bycia rockmanem.

Z ciekawostek: wśród gości pojawił się Robert Millord, czyli były klawiszowiec i współzałożyciel zespołu. Czyim pomysłem było jego zaproszenie i czy to może zapowiedź szerszej współpracy?

- Naturalna sprawa była decyzja o udziale Roberta. Padło na "Popłoch", bo to i nasze wspólne czasy i ciekawi byliśmy jak z Las Vegas będzie odbierał nasze granie.

Poza takimi dość oczywistymi nazwiskami w przypadku waszego zespołu, jak Wojtek Hoffmann (Turbo) czy Andrzej Nowak (TSA) dość ciekawie wypadają osoby Karima Martusewicza (Voo Voo), muzyków Dżemu Adama Otręby i Jerzego Styczyńskiego czy wreszcie przypomnianego za sprawą telewizyjnego show beatboxera Wiesława Iwasyszyna. Możesz opowiedzieć o ich udziale?

- Karim zagrał na kontrabasie (świetnie zresztą), a nasze wspólne granie z Jurkiem Styczyńskim ma już swoją historię - vide Metal Hammer Festival. Trudno o Jurka bez Adama, a beatbox był potrzebny aranżacyjnie, więc sprawa jasna.

Na płycie znalazła się dość nietypowa świąteczna piosenka "Wciąż od nowa" - skąd taki pomysł na balladę? Nastrój świąt was natchnął?

- Ballady to sól rockandrolla, więc i my mamy piękne. A że się świątecznie robi? Bo to cud! (śmiech)

W singlowym utworze "Mało mało" śpiewasz - "Muszę się podnieść i muszę znów żyć, zabić cię to mało / Pali mnie ciało", wcześniej mamy numer "Twój morderca". Przy pisaniu tekstów nastroje były chyba dość podłe?

- Należy podejmować poważne decyzje, a nie pitu pitu. "Twój morderca" jest ogólnie o wewnętrznych troskach, ale "Mało mało" ma przekaz o wolności - albo się jest wolnym albo się tkwi.

W 2011 roku wziąłeś udział w projekcie OME, który nagrał płytę w hołdzie dla Tomka Beksińskiego. Jak do tego doszło i jak wyglądała twoja praca nad tym albumem ? Czy znałeś może Beksińskiego osobiście?

- Hołd jak hołd. Tomek pisał do muzyki OMNI w latach 80., w studio u Marcela Latoszka; poznałem tego ekscentryka i showmana - wyglądał wtedy niemożliwie: kremplina, fiolety, czarna grzywa. Postanowiliśmy upublicznić te teksty i tak powstało OME. Praca trwała cztery lata w wolnych chwilach, więc szlifowanie szło długo, ale efekt jest. Choć nawet cienia nominacji do Fryderyków, ale taka to branżka...

Na początku marca w Warszawie wystąpicie razem z grupami Tank i Luxtorpeda, a ten występ ma zostać zarejestrowany na potrzeby DVD. Szykujecie jakieś specjalne atrakcje?

- Mamy nadzieję, że koszty będą do ogarnięcia. Zapraszamy więc.

Mieliście może okazję poznać się już z muzykami Tank - graliście razem w 2011 roku na Metal Hammer Festival? W dorobku macie całkiem sporo występów w roli supportów przed zagranicznymi gwiazdami, czy któryś jakoś najbardziej zapadł wam w pamięci?

- Mieliśmy jedną garderobę z Tank i szczerze mówiąc najpierw się wystraszyli nas, ale obłaskawiliśmy ich. Każde spotkanie z tuzami jest przeżyciem - czy to Mick Box [gitarzysta Uriah Heep] czy Tony Iommi [gitarzysta Black Sabbath], ZakkWylde [lider Black Label Society], ale najbardziej cieszę się że poznałem osobiście samego Ronniego Jamesa Dio. Przesympatyczny gość...

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas