"Myślałem, że to muzyka jest ważna"

Amerykańska grupa The Killers była gwiazdą pierwszego dnia Coke Live Music Festival w Krakowie. Z tej okazji z Ronnie Vanucci Jr., perkusistą zespołu, rozmawiał Michał Michalak.

The Killers (Ronnie Vannucci Jr. drugi z prawej) - fot. Jeff Gentner
The Killers (Ronnie Vannucci Jr. drugi z prawej) - fot. Jeff GentnerGetty Images/Flash Press Media

Co czujesz, będąc znowu w Polsce?

Jestem bardzo szczęśliwy, że mam możliwość ponownie zagrać dla polskiej publiczności.

Czy pamiętasz cokolwiek z koncertu w 2005 roku?

Tak, tak, pamiętam, że koncert... To był 2005 rok?

Tak.

O, kurcze. To było z U2?

Dokładnie.

W porządku. Sprawdzam tylko, czy dobrze pamiętam...

Była wtedy wielka ulewa.

Ulewa, i sporo wyładowań atmosferycznych.

Tak jest.

Pamiętam, że zwłaszcza Brandon kilka razy odczuł te wyładowania, w związku z czym musieliśmy skrócić koncert, bo zrobiło się niebezpiecznie.

Ale wszyscy świetnie się bawili, więc koncert był sukcesem.

Tak. My też się dobrze bawiliśmy.

Jakie czynniki są twoim zdaniem kluczowe dla zagrania udanego koncertu?

Ogólnie rzecz biorąc, niezbędna jest publiczność : Na ogół jest to dobre narzędzie, z którym może pracować wykonawca. Ważny jest też odbiór: jesteśmy zespołem, który dobrze funkcjonuje, jeżeli nawiązuje się obustronna relacja ze słuchaczami, kiedy zachodzi interakcja. I wreszcie budowanie nastroju chwili - to na nas spoczywa zadanie zapewnienia ludziom dobrej zabawy. Kiedy to już się stanie, klimat sam się tworzy. To świetna sprawa.

Zobacz zapis tej rozmowy na video:

Czy pamiętasz, gdzie zagraliście swój najlepszy koncert w karierze?

Powiedziałbym, że wszystkie dotychczasowe koncerty były dobre z różnych powodów. Może ostatni koncert? Był naprawdę niezły. Zagraliśmy go w Chicago, w ramach Lollapalooza Festival, zaledwie jakiś tydzień temu. Było tam bardzo, bardzo, ale to bardzo gorąco. Wilgotność powietrza i temperatura były niebotycznie wysokie - było chyba sto stopni i wilgotność też musiała być stuprocentowa. Ale publiczność dopisała i wszyscy świetnie się bawili, to było magiczne, wyjątkowe.

Czy obecnie, będąc w trasie, piszecie jakieś nowe utwory?

Tak. Będąc w trasie zastanawiasz się nad tym, co będzie dalej. Owszem, coś tam piszemy, mamy jakieś pomysły...

W pewien sposób zadałeś sobie kolejne pytanie - "Day & Age" był bardzo żywiołowym, chwytliwym albumem, a singiel "Human" stał się wielkim hitem. Jaki jest następny krok? Co dalej?

Następny krok to skomponowanie nowych utworów i zarejestrowanie ich, potem wybór najlepszych - i wydanie ich na płycie.

A czy nie odczuwacie żadnej presji przed wydaniem nowego albumu?

Presja będzie nam towarzyszyć zawsze - ale moim zdaniem jedynym jej źródłem jest nasza własna psychika. W zespole jest czterech gości, z których każdy chce podnieść poprzeczkę i nie zejść poniżej poziomu naszych dotychczasowych osiągnięć. To dobrze, trzeba sobie stawiać wymagania. Wracając do tematu, jest to zdecydowanie presja, którą sami sobie narzucamy.

Czy w zespole zdarzają się kłótnie?

Pewnie. Jasne, że tak.

O co się kłócicie?

Wiesz...

O muzykę czy o zwyczajne głupoty?

Zazwyczaj to niewielkie, okazjonalne sprzeczki. Nie jest to na szczęście nic regularnego, nawracającego.


Zawsze zastanawiałem się, co robi zespół zaraz po zejściu ze sceny. Czy dyskutujecie może o tym, co było dobre, a co złe w waszym występie, czy po prostu świętujecie?

Ja od razu wymiotuję.

Ze zmęczenia?

Nie, nie. Żartuję sobie [śmiech].

Oj, to nie załapałem [śmiech]. Następnym razem będę się śmiał głośniej.

W porządku - tylko wtedy, jeśli żart będzie dobry - ten nie był dobry. Wracając do pytania - to bardzo miłe uczucie, kiedy wszyscy schodzimy ze sceny i w każdym z nas pobrzmiewają te same emocje. Ciekawie jest również wtedy, kiedy ty osobiście czujesz, że zagrałeś akurat zły koncert, albo wręcz odwrotnie - czujesz, że wypadłeś naprawdę dobrze. Tak, to też jest interesujące. Często prowadzimy w naszym gronie takie małe dyskusje. Czasami wygląda to jak sesja muzyków tuż po koncercie.

Czy wasze inspiracje zmieniają się z czasem, czy pozostają te same?

Oczywiście, że inspiracje zmieniają się i cały czas wypływają z innych źródeł. Inspiracją może być wszystko. Może to być oczywista inspiracja, jak twórczość innego zespołu, a może też być to coś wyszukanego, jak widok chmury na niebie - chociaż mnie osobiście chmury nie inspirują. Owszem, U2, The Rolling Stones - każda formacja, która funkcjonuje tak długo i wciąż pisze świetną muzykę, jest inspiracją i modelem, do którego można aspirować.

Czy wokół The Killers kręci się dużo groupies ?

Nie, zupełnie nie.

Jest ci z tego powodu smutno?

Jest mi smutno. Czy to przeze mnie? Czy coś zrobiłem nie tak?

A może to któryś z kolegów bierze wszystkie groupies, i dla ciebie nic już nie zostaje?

Może. Właśnie.

Kto to może być?

Ostatecznie tak jest chyba dobrze, bo jestem żonaty. Tak jest OK.

Brandon też jest żonaty, prawda?

Brandon też jest żonaty, tak.

Może właśnie dlatego wokół zespołu nie ma groupies?

Dave i Mark są singlami. To znaczy, nie mają żon.

Myślę, że to ważna informacja dla fanek

Poważnie? Myślałem, że to muzyka jest ważna.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas