Reklama

"Moja rola to edukować"

Jedną z gwiazd imprezy New Yorker Hip Hop Festival, która odbyła się w maju 2005 roku, był raper Duże Pe. Na krajowej scenie działa on od dłuższego czasu, ale jego debiutancka płyta "Sinus" ukazała się dopiero w 2004 roku. Poza solową działalnością, Duże Pe zaangażowany jest również w projekty Cinq G i Cisza i Spokój. W rozmowie z Szymonem Jadczakiem opowiedział o swych muzycznych planach, współpracy z jazzmanem Wojciechem Konikiewiczem, wytwórni UMC Records, ocenił też krajową scenę hiphopową.

Zagraliście dziś świetny koncert, ale chyba nie takiego przyjęcia oczekiwaliście?

Nie, no co ty? Przyjęcie było wręcz "urodzinowe" (śmiech). Bardzo mi się podobało. Nawet ludzie, którzy nie do końca kojarzyli to, co robi Cinq G, świetnie się bawili, cały czas mieli łapy w górze.

Wiesz, my nie mamy materiału, który słychać zewsząd. Mamy materiał, który zna grupa osób, która się tym jara. W świetle tego myślę, że spokojnie daliśmy radę temu koncertowi.

A nie masz wrażenie, że nie do końca zostaliście zrozumiani? Graliście kawałki z zupełnie innej bajki.

Reklama

Wiesz, jeśli ludzie nie do końca łapią to, co robię, to moja rola polega na tym, żeby ich edukować. Z każdym kolejnym koncertem następna osoba czy pięć załapie o co idzie i to jest nasz sukces. To nie jest może sukces komercyjny czy marketingowy, ale kolejnej osobie zapala się w głowie lampka z napisem Cinq G albo Cisza & Spokój, która zapali się i następnym razem.

Sukcesy na innych, bardziej wymiernych płaszczyznach przyjdą z czasem. Albo i nie... To przecież nie jest najważniejsze.

Właśnie w celach "edukacyjnych" zagraliście kawałki Brygady Kryzys i Pidżamy Porno?

Dokładnie. Żałuję zresztą, że się nie zgadałem z Grabażem [liderem Pidżamy Porno ? przyp. red.]. Kulturalnie z mojej strony byłoby, gdybym powiedział mu, że gramy tu w Poznaniu. Z drugiej jednak strony taki "spęd" nie jest chyba najlepszą okazją do zawarcia "scenicznej" znajomości... Na pewno będą jednak ku temu jeszcze okazje.

Z tego, co wiem, Grabaż szanuje to, co robię i "błogosławi" wykorzystanie refrenu z "Tak jak teraz jest" w takiej formie. O mnie można powiedzieć, że jestem fanem, wręcz chylę czoła przed jego twórczością. To, co robi, jest dla mnie przedłużeniem futuryzmu, czyli tego, co w poezji najlepsze.

Na pewno chciałbym z nim wspólnie coś nagrać. Myślę, że się wkrótce się w końcu spotkamy i będzie ku temu okazja. Tak więc ludzie, drżyjcie (śmiech)!

Koncert zakończyliście kawałkiem "Ten dzień to dzisiaj", z twojej debiutanckiej płyty, w którym giniesz pod kołami metra. Słyszałem, że miał być to pierwszy singel, ale zmieniłeś plany, bo nie wypadało, żebyś tak szybko umierał.

Z perspektywy dnia dzisiejszego, z doświadczeniem, które mam teraz, wiem, że to powinien być pierwszy singel. To najbardziej reprezentatywny numer dla płyty. Ale wiadomo, że punkt widzenia zmienia się wraz z punktem siedzenia, a punkt siedzenia zmienia się w czasie. Teraz jestem mądrzejszy niż rok temu, mam nadzieję, że za rok będę mądrzejszy niż dziś. Grunt to robić dalej swoje.

Z nadchodzącą płytą Cisza i Spokój, która powinna się ukazać pod koniec czerwca, mam jednak ten sam problem. Też nie mam jak dotąd pomysłu, co powinno być pierwszym singlem. Na razie wszystkie kawałki podobają mi się w równym stopniu, tak samo jak było w wypadku "Sinusa".

Twoja pierwsza płyta była bardzo mocno wyczekiwana, było duże ciśnienie po twoich występach na slamach i freestylowych popisach, ale pozostał po niej chyba lekki niedosyt. Jak ty to odbierasz?

Płyta była inna niż ludzie mogli się spodziewać. Zresztą każdy spodziewał się czegoś innego. Ci, którzy widzieli mnie np. na slamie, spodziewali się poezji i po części ją dostali. Ci, którzy kojarzyli mnie z bitew freestylowych czy koncertów, chcieli braggów, żywiołowego nawijania i też po części to dostali, chociaż może nie w stopniu spełniającym ich oczekiwania.

Człowiek cały czas powinien się rozwijać. Jeżeli się nie rozwija w danej dziedzinie, to znaczy, że powinien zabrać się za coś innego. Jeśli się rozwija, to z czasem przestaje mu się podobać to, co robił do tej pory. Ja w tej chwili podchodzę do "Sinusa" krytycznie, w tej chwili zostawiłbym w niezmienionej formie cztery, pięć kawałków. I to są inne kawałki, niż te które podobały mi się na początku.

Grunt, że nie braknie mi pomysłów i że wciąż robię coś nowego. Niestety, niezmiennie wciąż bardziej brakuje mi czasu.

Z tego, co wiem, nowa płyta Ciszy i Spokój jest już gotowa?

Są gotowe wszystkie podkłady, wszystkie teksty i zwrotki gości. Musimy to jeszcze nagrać, zmiksować i tak dalej. Pech chciał, że się nieco pochorowałem, kiedy mieliśmy nagrywać wokale, więc trochę się nam to przesunęło. Chcieliśmy wydać płytę jeszcze przed wakacjami, ale szczerze mówiąc, mamy tak dobry układ z wytwórnią, że możemy to wydać nawet w środku lipca.

UMC nie podchodzi do mojej twórczości stricte komercyjnie. To nie jest muzyka lekka łatwa i przyjemna. W sumie to "niebo" być w wytwórni, gdzie słyszysz, że możesz wydać siedem płyt i one się mogą nie sprzedać, ale wydawcy szanują stronę artystyczną tego, co robisz. I chcą cię wydawać właściwie bez względu na wyniki sprzedaży, bo w ciebie wierzą.

Ale chyba nie o to chodzi, żeby one się nie sprzedawały?

Tak, to też wytwórnia dołoży wszelkich starać, żeby płyta trafiła do jak największej liczby odbiorców. No, ale wiadomo, że Polacy mają gust taki, jaki każdy widzi. Nie mówię tego oczywiście z uszczypliwością pod adresem kolegów z wytwórni, bo akurat moim zdaniem większość artystów UMC, którzy opluwani są żółcią i jadem przez wszystkich, wszędzie i za wszystko, nie zasługuje nawet na dziesiątą część tej nienawiści.

Oprócz Ciszy i Spokój masz jeszcze inne plany?

Nagrywamy drugą płytę Cinq G, która będzie utrzymana w wyjątkowej stylistyce. P-Ragga, człowieku (śmiech). Z jednej strony "funkadelic'owe" podejście i brzmienie, a z drugiej strony dancehallowa rytmika i styl. Będzie się działo, zaręczam...

Mamy też śmiałe plany podbicia świata wraz ze Spoxem i Mista Pita oraz z Wojtkiem Konikiewiczem. Nasza współpraca z Wojtkiem kiełkuje, jesteśmy dla siebie nawzajem motywacją do rozwoju. On jest dla nas źródłem wiedzy, zarówno od strony doświadczenia, jak i od strony muzycznego wykształcenia. My z kolei dla niego jesteśmy energetycznym ogniwem, które przywróciło mu wiarę, że tutaj można jeszcze coś ciekawego zrobić z muzyką.

Chwaliłeś już swoją wytwórnię, ale chodzi mi po głowie pytanie, dlaczego nie wydajecie w Asflacie, który jest znany z wydawania ambitniejszego repertuaru?

Czemu nie jesteśmy w Asfalcie... Jak zgadałem się z Tytusem [szefem Asfalt Records, wydającym m.in. płyty Fisza, Tworzywa Sztucznego, O.S.T.R. - przyp. red.] podczas szukania wytwórni, powiedział, żebym zostawił mu demówkę w skateshopie, on ją stamtąd weźmie, posłucha i powie co jest. Jak się skontaktowałem z UMC, to usłyszałem: "Przyjedź do Poznania, hotel jest zarezerwowany, pogadamy, pójdziemy na obiad, przedstawimy ci wizję tego, co robimy, jak ci się nie spodoba to wrócisz do Warszawy".

To była różnica, która mi pokazała, kto podchodzi do mnie na zasadzie "będziesz n-tym artystą w szeregu, w cieniu tych trzech, czterech, którzy są tam szczycie", a kto zrobi wszystko, żeby potraktować mnie jak najlepiej i na równi z resztą. Co nie zmienia faktu, że mam mnóstwo szacunku do Tytusa za to, co robi, a z wieloma z "jego"artystów utrzymuję bardzo dobre kontakty. Po prostu wydaje mi się, że Tytus ma już swoją grupę wykonawców i byłbym tam piątym kołem u wozu. Tu nie jestem...

I to podejście nie zmieniło się po tym, jak twoja płyta się średnio sprzedała?

To podejście się wręcz rozwinęło. Na razie dość luźno, ale współpracuję z chłopakami pod względem wizji działania firmy, marketingu, PR, etc. Studiuję ekonomię, więc mam o tym jakie takie pojęcie teoretyczne, oni mają wiedzę praktyczną. Staramy się więc uzupełniać. Za ich zaufanie i podejście oparte na czymś więcej niż stricte ekonomiczna kalkulacja, odpłacam się szacunkiem i lojalnością.

Nie wyobrażam sobie, żebym mógł wydać w tej chwili płytę gdziekolwiek indziej, choć wiadomo, że przez ludzką głupotę wydawanie w UMC bywa obciążone swego rodzaju handicapem...

Rozmawiamy na największej imprezie hiphopowej w Polsce. Na widowni było jednak mnóstwo ludzi przypadkowych, nie do końca kumających, o co chodzi w hip hopie.

Ale tak samo było z kulturą hippisowską czy punkową. Było grono osób "zajawionych" i świadomych kulturowego podłoża. A reszta wyznawała te ideały, bo taka była moda, bo płynęli z prądem. Poziom hip hopu w Polsce wzrasta. Są setki tysięcy osób, które robią coś fajnego, a o których wcześniej nie wiedzieliśmy, jak choćby ci góralscy bitboxerzy, których tu widzieliśmy.

Smuci mnie, że trochę za mało osób ma ucho blisko ulicy, blisko chodnika, że podziemne składy, które reprezentują solidny poziom, nie są rozchwytywane przez wytwórnie w związku z recesją na rynku muzycznym. Taki Smarki Smark zjada trzy czwarte, jak nie 80 procent oficjalnej sceny. Jest bardzo dobrym MC, z bardzo dobrym flow, jego EP-ka jest dostępna w internecie i nie słychać o jakimś wielkim zainteresowaniu nim wytwórni. A ściągnęło ją kilka, jak nie kilkadziesiąt tysięcy osób.

Ludzie jeszcze nie dorośli do tego, żeby doceniać to, co jest naprawdę dobre, a nie zaledwie średnie, ale wypromowane. Problem w tym, że ludzie często słuchają pięciu polskich składów i wydaje im się, że słuchają hip hopu. Nie sięgają w ogóle do korzeni, nie posłuchają Grand Master Flasha, tylko tego, co aktualnie jest na topie.

Ale liczę, że audycjami radiowymi, koncertami i wszystkimi innymi akcjami, wykonujemy jakąś tam pracę, która sprawi, że przynajmniej kilka osób sięgnie po coś, co leży u podstaw. Po coś, co było wcześniej.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: role | hip hop | koncert | śmiech | plany | Parlament Europejski | cisza | spokój
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy