Matteo Bocelli: W imię ojca [WYWIAD]

Matteo Bocelli rozpoczyna solową karierę /AKPA

- Muzyka to zwykle po prostu miłość - opowiada w rozmowie z Interią Matteo Bocelli, syn legendarnego tenora Andrei Bocellego. Piosenką "Solo" zapowiada swój debiutancki album, który ma pojawić się w 2022 r.

Na początku grudnia Matteo Bocelli po raz kolejny odwiedził Polskę, gdzie pojawił się w kilku programach telewizyjnych. 24-letni wokalista udzielił też wywiadu Interii.

Utwór "Solo" wybrał na pierwszego singla z ponad 60 piosenek. Nagranie jest dziełem producenta Jesse Shatkina, który tworzył przeboje takim gwiazdom jak Sia, Kelly Clarkson i Jennifer Lopez.

Kim jest Matteo Bocelli?

Przyszedł na świat w październiku 1997 roku, jako drugi syn Andrei i jego ówczesnej żony Enrici Cenzatti. Matteo ma starszego o dwa lata brata Amosa oraz 9-letnią przyrodnią siostrę Victorię, który jest owocem miłości Andrei i jego drugiej żony Veronici Berti

Reklama

Przygodę z muzyką zaczął w wieku sześciu lat. To właśnie wtedy, za namową sławnego taty, rozpoczął naukę gry na fortepianie. Nie była to jednak miłość od pierwszego dźwięku. Początkowo Matteo buntował się przeciwko lekcjom śpiewu i fortepianu. Dopiero po latach muzyka stała się jego pasją i drogą, którą postanowił kroczyć. 

"Musiało minąć wiele lat, żebym docenił muzykę i to, co robię. Już się nie buntuję. Jestem gotowy na podporządkowanie życia muzyce" - mówił Matteo Bocelli w jednym z wywiadów. 

W 2015 roku Matteo Bocelli zaczął studia w Conservatorio Boccherini we włoskim mieści Lucca. Debiutował na scenie wśród Leo Nucci'ego i Summi Jo'a śpiewając Verdiego w rzymskim Koloseum w swoim ojczystym języku. Wystąpił także jako tenor w Teatro del Silenzio - amfiteatrze położony w Lajatico, rodzinnym mieście Andrei Bocellego.

Międzynarodowy rozgłos zyskał w 2018 roku za sprawą utworu "Fall On Me", który zaśpiewał w duecie z ojcem. Utwór pojawił się na albumie Andrei "Si" i znalazł się na ścieżce dźwiękowej filmu "Dziadek do orzechów. Cztery królestwa".

Kasia Gawęska, Interia: Zbliżamy się do końca 2021 roku. Był wspaniały dla włoskiej muzyki, prawda?

Matteo Bocelli: - O tak, Eurowizja to konkurs, który z zapałem obserwujemy również we Włoszech. Zwycięstwo Maneskin sprawiło, że wzrosło zainteresowanie włoską muzyką. To zresztą świetny rok dla Włoch nie tylko jeśli chodzi o muzykę. Wygraliśmy Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, zdobyliśmy wiele złotych medali podczas Olimpiady. Muszę przyznać, że dawno nie byłem tak dumny z mojego kraju.

Maneskin swoją muzyką chcą pokazać ludziom, że wszyscy powinniśmy być sobą. A ty?

- To zabrzmi jak wyuczona odpowiedź, jakiś banał, ale mocno wierzę w to, że muzyka to zwykle po prostu miłość. W dzisiejszych czasach miłości nie może być za wiele. Dlatego w mojej muzyce staram się zawrzeć elementy mojej duszy, moją miłość. Miło jest pisać o konkretnej osobie, ale jeszcze ciekawiej jest pisać o miłości do całego świata. Oprócz tego chciałbym dawać ludziom nadzieję i zwracać uwagę na to, jak ważny jest pokój. Takie przesłanie ma moc pomagania, a myślę, że każdy z nas czasami potrzebuje pomocy.

W "Solo" opowiadam na przykład o samotności, szczególnie tej, którą zapewne większość z nas odczuwa od dwóch lat. Co to znaczy być samemu? Jak to jest? Próbowałem to uchwycić. Zainspirował mnie mój ojciec. Już jako mały chłopiec często żegnałem się z tatą, który podróżował po świecie, podczas gdy ja musiałem chodzić do szkoły i wracać do domu. To niełatwa sytuacja dla dziecka.

Dzisiaj coraz częściej robię to, co kiedyś mój ojciec - podróżuję, a moja rodzina i przyjaciele czekają na mnie w domu. Trudno to zrozumieć, ale każdy z nas za czymś podąża. W moim przypadku jest to pasja do muzyki. "Solo" to zastrzyk nadziei dla wszystkich, którzy czują się czasem osamotnieni, i przypomnienie, że nigdy nie powinniśmy się poddawać, tylko skupiać się na tym, co kochamy - o to chyba chodzi w życiu.

Jasne, ale najpierw trzeba dowiedzieć się, co się kocha. Ty miałeś to szczęście, że od dziecka wiedziałeś, co chcesz robić.

- Pod tym względem jestem szczęściarzem. Nie musiałem pracować nad tym, żeby rozgryźć, co jest moją pasją. Muzyka po prostu zawsze była dla mnie wszystkim. Nigdy nie było takiego momentu, w którym stwierdziłbym, że chcę być piosenkarzem czy kimś innym... Zwyczajnie czerpałem przyjemność z muzyki. Wielką radość sprawiały mi granie na pianinie i śpiewanie, gdy byłem sam w domu. Czasami tak jest, że nie zwracasz uwagi na tak naturalne dla ciebie czynności, aż pewnego dnia coś się zmienia, nadchodzi jakaś możliwość.

Postanawiasz ją wykorzystać... a później jest już z górki. Dla mnie takim przełomowym momentem było wykonanie utworu "Fall on Me" z moim tatą. To piosenka o relacji pomiędzy ojcem a synem. Wtedy zrozumiałem, że moja przygoda z muzyką może trwać dłużej.

Co ciekawe, nie byłeś przekonany do tej piosenki, prawda? Początkowo ten utwór był stworzony dla pary, która opowiedziałaby o romantycznej relacji. Poza tym słyszałam, że najpierw wolałeś skończyć szkołę.

- Tak, historia tej piosenki była bardzo skomplikowana [śmiech]. Kiedy mój ojciec dostał ten utwór, nie wiązał z nim większych nadziei, bo to popowy numer. Jak wiadomo, tata zwykle wykonywał muzykę klasyczną, a poza tym właśnie nagrywał pierwszy album z nowymi piosenkami od wielu lat. Jego fani bardzo czekali na tę płytę. Uznałem, że rzeczywiście "Fall on Me" nie brzmi jak jego największe hity, ale to wciąż świetna piosenka i że powinien ją nagrać.

Nasza rodzina i współpracownicy taty zasugerowali, żebym nagrał demo tego kawałka, aby go do niego przekonać. "Zaśpiewaj, a później niech twój ojciec posłucha, jaki potencjał ma ten utwór" - taki był pomysł. I rzeczywiście, tata postanowił spróbować, ale pod warunkiem, że zaśpiewam z nim. To właśnie wtedy ja nabrałem wątpliwości [śmiech]. Rzeczywiście początkowo była to historia o romantycznej relacji, ale udało nam się to zmienić i opowiedzieć o miłości między ojcem a synem. Dokonaliśmy dobrego wyboru, bo ludziom brakowało piosenki o takiej relacji. Do dzisiaj otrzymuję mnóstwo pięknych wiadomości z gratulacjami od młodych ludzi, którzy mają świetny kontakt z rodzicami, ale też od takich, którzy nie mogą tego doświadczać. Piszą, że pomagam im zrozumieć, jak ważne są powiązania między nimi a ich ojcami czy matkami. O tym powinna być muzyka: o miłości.

Jako dziecko śpiewałeś tylko dla siebie, nie chwaliłeś się swoim talentem. Dzięki "Fall on Me" z dnia na dzień trafiłeś na największe, najbardziej prestiżowe sceny świata. Jak to udźwignąłeś?

- Kiedy trochę podrosłem, grałem małe koncerty - na przykład na zakończenie roku szkolnego. Moi rodzice twierdzą, że byłem bardzo spokojny przed każdym takim występem. Nie bałem się sceny. Ale masz rację, że w pewnym momencie to nie były już takie sceny, tylko Madison Square Garden, Hollywood Bowl i inne znane miejsca. To piękne uczucie, cudowne doświadczenie, ale też duża presja, bo przecież zacząłem występować z człowiekiem, który dla mnie jest po prostu tatą, ale dla świata - wybitnym artystą. Nie było tu też naturalnego rozwoju, wszystko stało się nagle. Myślę, że obecność bliskiej mi osoby bardzo pomogła mi to udźwignąć.

Wpływ twojego ojca słychać w twoim singlu "Solo", ale mieszają się tu różne inspiracje - głównie właśnie muzyka klasyczna i pop.

- Nie jesteś pierwszą osobą, która mówi mi, że słyszy tam elementy popu i muzyki klasycznej. Domyślam się, że to dlatego, że jako dziecko całymi dniami słuchałem tego, co moja rodzina, czyli głównie muzyki operowej. Ale ja urodziłem się przecież w innych czasach, więc moi znajomi słuchali Eminema i Queen. Zawsze doceniałem dobrą muzykę - po prostu. Nie wiem, jak opisałbym moją muzykę. Może po premierze albumu będę miał na to bardziej konkretny pomysł.

Czyli "Solo" to niekoniecznie odzwierciedlenie brzmienia twojej debiutanckiej płyty?

- Myślę, że ta piosenka to "coś pomiędzy". Jest najbardziej neutralna. Na płycie pewnie znajdą się utwory bardziej popowe, romantyczne, ale też prostsze, klasyczne.

Ale wszystkie będą odzwierciedleniem twoich emocji, prawda?

- Tak. Ale też chciałbym, żeby dzięki mojej muzyce ludzie nie brali wszystkiego tak poważnie. Oczywiście, że życie to dar, który musimy dobrze wykorzystać, szanować innych i tak dalej. Ale podczas koncertów potrzebne są lżejsze, przyjemniejsze momenty. Takie, które pozwolą nam poczuć radość bez intensywnych rozmyślań.

Na koniec zadam ci więc lekkie pytanie. Zobaczyłam taki komentarz pod twoim klipem do "Solo" i nie mogłam się powstrzymać... Ktoś napisał, że "powinieneś zagrać w bajce, bo nawet bez charakteryzacji wyglądasz jak książę z filmu Disneya". Masz takie plany? [śmiech]

- Wspaniałe pytanie [śmiech]. Nigdy nie próbowałem swoich sił w aktorstwie. Moje życie to muzyka. Ale jeśli w przyszłości pojawią się takie propozycje, to chętnie je rozważę. To kolejny piękny świat i sztuka.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Matteo Bocelli
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy