Lilly Hates Roses: Technologia pozwoliła nam na zabawę formą (wywiad)

Justyna Grochal

Po wydaniu debiutanckiego albumu wzbudzili spore zainteresowanie i zgromadzili grupę wiernych fanów. Pracując nad drugą płytą, pozwolili sobie na eksperymenty, a efekt końcowy zaskoczył nawet ich samych. Z Kasią Golomską i Kamilem Durskim z duetu Lilly Hates Roses porozmawialiśmy m.in. o "Mokotowie", życiu w Warszawie i koncertach za granicą.

Duet Lilly Hates Roses wydał drugą płytę
Duet Lilly Hates Roses wydał drugą płytę&nbspSony Music Polska

Justyna Grochal, Interia: Promujecie właśnie swój nowy album "Mokotów". Przy debiutanckiej płycie współpracowaliście z Maciejem Cieślakiem, a tym razem produkcję albumu powierzyliście Bogdanowi Kondrackiemu. Jak bardzo różnił się proces powstawania nowej płyty od pierwszego wydawnictwa?

Kasia Golomska: - Było wiele różnic w nagrywaniu drugiego albumu związanych ze sposobem pracy, korzystaniem z różnego rodzaju syntezatorów, plug-inów, mikrofonów czy też instrumentów takich jak kalimba albo drumla. Pierwszą płytę nagrywaliśmy na taśmę, więc nie było żadnych poprawek, musieliśmy uchwycić jedno trafione podejście. Przy drugiej płycie technologia pozwoliła nam na zabawę formą, mieliśmy większe pole manewru. Bardzo się cieszymy, że mogliśmy nagrywać na dwa różne sposoby, które w znaczny sposób wpływają na charakter płyty. A to co łączy pracę nad pierwszą i drugą płytą, to fakt, że zarówno Maciej jak i Bogdan stali się na czas nagrań częścią zespołu, kimś więcej niż producentem.

Na nowej płycie odważyliście się eksperymentować. To bardziej zasługa producenta, który otwierał was na nowe pomysły i możliwości, czy raczej sami czuliście taką potrzebę po zakończeniu promocji "Something to Happen"?

KG: - Było mnóstwo czynników, które ukształtowały brzmienie naszego drugiego albumu. Wiele z nich jest pewnego rodzaju wypadkową zmian, jakie przeszliśmy przez ostatnich kilka lat. Dojrzeliśmy, wiele rzeczy postrzegamy inaczej, słuchamy też innej muzyki. Koncepcja drugiego albumu zakładała w pewnym sensie zmiany, lecz nie obieraliśmy konkretnego kierunku przed wejściem do studia. Demo składało się z około 20-25 numerów zarejestrowanych w różny sposób, nawet starą empetrójką Philipsa. Zarówno pierwszy jak i drugi album Lilly jest w pewnym sensie uchwyceniem momentu w życiu, jaki akurat przechodziliśmy. Wszystkie te rzeczy tworzą brzmienie.

Kamilu, ciebie na "Mokotowie" wokalnie jest znacznie mniej niż na "Something To Happen? Skąd taka decyzja?

Kamil Durski: - Wbrew pozorom, piosenki piszą się same, trzeba im tylko na to pozwolić. Melodie, które stanowiły podstawę dla soundu utworu na drugim albumie brzmiały lepiej, gdy męski głos subtelnie i śladowo pojawiał się w aranżu, pozostając na drugim planie. Pisząc materiał na drugą płytę Lilly, chciałem również odseparować się nieco od sposobu śpiewania znanego z "Something to happen" i spróbować innej aranżacji czy interwałów i wyeksponować głos Kasi. 

Wpadliście na fantastyczny pomysł zapowiedzi singla albumu, w którym znani muzycy śpiewają fragmenty utworu "Mokotów". Efekt wyszedł bardzo zabawnie. Nie myśleliście, żeby rozbudować ten pomysł na cały teledysk?

KG: - Cieszymy się, że udało nam się zebrać tyle wspaniałych osób. Za każdym razem, kiedy to oglądam, szeroko się uśmiecham. Wszyscy wysłali nam mnóstwo dobrej energii, a dzięki temu, że każdy z nich pojawia się na chwilę, to czujemy niedosyt i mamy ochotę oglądać to jeszcze więcej razy. (śmiech)

Zobacz zwiastun albumu "Mokotów":

A propos singla - na pierwszy utwór zapowiadający płytę wybraliście piosenkę w języku polskim. Czy tak miało być od samego początku?

KG: - Chyba powinniśmy zacząć niektóre rzeczy planować, bo to też zrobiliśmy spontanicznie. Mieliśmy kilku kandydatów na pierwszego singla, poprosiliśmy o radę znajomych i wspólnie wytypowaliśmy "Mokotów".

Teksty na pierwszą płytę wyszły spod pióra Kamila. Pamiętam, jak po wydaniu "Something to Happen" mówiliście, że Kasia rozwija swój pisarski warsztat i zaczyna tworzyć teksty. Jak powstawały słowa na "Mokotów"?

KG: - Szczerze mówiąc dużo swobodniej czuję się w pisaniu muzyki, niż w tworzeniu tekstów. Na płycie są trzy piosenki, które napisałam, w tym jedna również z moim tekstem. ‘Mokotów’ pojawił mi się w głowie, kiedy przeprowadziłam się do Warszawy, więc nawet sama melodia ma jakiś związek z tym miastem, a tekst napisał Kamil, kiedy nagrywaliśmy już płytę i jeździliśmy codziennie na Gocław, by nagrywać, mijając Mokotów po drodze.

To jeszcze a propos tekstów - na waszej płycie szczególnie zaciekawiła mnie historia ujęta w "Sounds of Bells". Kamilu, co najbardziej dotknęło cię w historii o niewidomych piłkarzach i dlaczego postanowiłeś napisać o nich piosenkę?

KD: - Inspiracją do napisania "Sound of Bells" była rozmowa z Piotrkiem Madejem (Patrick the Pan) o tematyce tekstów. Powiedział, że stara się pisać jak najczęściej o różnych sytuacjach, ludziach albo faktach, które wywarły na niego wpływ, wzruszyły lub zostały po prostu zapamiętane. Postanowiłem spróbować napisać o czymś, co nie będzie opisem stanu ducha, ale krótką historią. Pewnego razu przeglądając Youtube’a, znalazłem film dokumentalny o niewidomych piłkarzach. Niesamowita pasja oraz determinacja zawodników grających na słuch i strzelających bramki (!) była rzeczą , która zainspirowała mnie do napisania tekstu.

Zobacz teledysk "Mokotów":

Do współpracy nad albumem zaprosiliście Dawida Podsiadło, który zaśpiewał w pięknej balladzie "Lifeboat". Wiem, że przyjaźnicie się z Dawidem. Łatwo jest zbudować mocną i trwałą relację w branży? Jakie są wasze doświadczenia?

KG: - Na koncertach poznajemy mnóstwo wspaniałych ludzi i rzeczywiście budujemy mocne przyjaźnie. Czekamy, żeby jakieś miasto odwiedzić ponownie i znów się zobaczyć. To, że tak dużo podróżujemy niestety nie ułatwia, ale ludzie, których poznajemy są tak wyjątkowi, że warto czekać!

Swojej płycie nadaliście tytuł "Mokotów". Co takiego ma w sobie Warszawa, co was do niej przyciąga i w sobie rozkochuje?

KG: - Warszawa od samego początku dość wyraźnie przewija się w naszych losach. To tutaj nagrywaliśmy i pierwszą i drugą płytę, mamy tu salkę prób, robiliśmy zdjęcia, kręciliśmy teledysk itd. Lubimy spędzać tu czas. Dla mnie jest w tym mieście coś, co sprawia, że po prostu dobrze się czuję. Lubimy atmosferę tego miasta, która przypomina nieco Berlin i pomimo, że Kamil jest kibicem Lecha Poznań, to całkiem przyjemnie się tu mieszka. Pomimo niedawnego powrotu z trasy w Wielkiej Brytanii seria jesiennych koncertów rozpoczynająca się od warszawskiego klubu Progresja zbliża się do nas wielkimi krokami i znów będziemy poza domem przez dłuższy czas, a będąc muzykiem często ciężko jest znaleźć inne miejsce niż swoje rodzinne strony, w którym czujemy się swobodnie.

No właśnie, za wami trasa po Wielkiej Brytanii, ale to nie pierwsza zagraniczna podróż z projektem Lilly Hates Roses. Jak się gra nie dla Polaków? Dostrzegacie różnice w odbiorze, zachowaniu, szybkości "złapania" kontaktu z publiką?

KD: - Trasa w Anglii była niesamowitym doświadczeniem i przygodą, poznaliśmy wielu sympatycznych zupełnie niestereotypowych Brytyjczyków i zobaczyliśmy wyjątkowe miejsca, takie jak chociażby widok oceanu z Portsmouth. W każdym kraju jest mnóstwo wspaniałej publiczności, graliśmy już w wielu krajach i wiemy to z doświadczenia. Koncerty w Wielkiej Brytanii przypominały mi trochę te, które zagraliśmy w Niemczech. Sposób w jaki publiczność odbierała naszą muzykę w Anglii oraz Niemczech, miał wspólny mianownik w postaci ciszy i skupienia, tak ważnego w przypadku koncertów akustycznych.

Zobacz teledysk "Youth" z debiutanckiej płyty Lilly Hates Roses:

Dopiero zaczynacie koncertować z nowym materiałem. Jak wygląda skład koncertowy? Publiczność może spodziewać się nowych aranżacji kawałków z "Mokotowa"?

KG: - Jesienne koncerty zagramy w poszerzonym składzie. Na scenie będą cztery osoby, dołączy do nas Krzysztof Pieszak na klawiszach i Max Psuja na perkusji. Myślę, że publiczność będzie zaskoczona. Na naszych koncertach będzie można potańczyć!

Czy jesienna trasa koncertowa w ramach promocji płyty już się kształtuje?

KG: - Ogłosimy trasę w ciągu kilku dni, pojawimy się w największych miastach w całej Polsce. Możemy już zdradzić, że zaczynamy trasę 8 października w Warszawie. Zagramy w klubie Progresja.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas