Recenzja Lilly Hates Roses "Mokotów": Bardzo słoneczna muzyka

Iśka Marchwica

Lilly i Clark (Kasia i Kamil) mają doskonałe wyczucie rynku. Wdarli się wszędzie, gdzie się dało - na listy przebojów, do mediów, do klubów z uroczym, leciutkim i melodyjnym "Youth". Podobnych perełek na albumie "Mokotów" znalazło się kilka. A sam tytułowy "Mokotów" to idealny materiał na wakacyjną piosenkę samochodową. Wygląda na to, że Lily Hates Roses mają patent na przebój.

"Mokotów" to idealny materiał na wakacyjną piosenkę samochodową
"Mokotów" to idealny materiał na wakacyjną piosenkę samochodową&nbsp 

Poza przebojowością jest też jakość, a w niej pomysł i szczerość, prostota, żadnego udawania czy pompy. Głos Kasi Golomskiej jest przemiło autentyczny - ani głęboki, ani zanadto wykształcony, ale słychać w nim pewność i zadowolenie artystki, młodzieńczą jasność i pogodę ducha. Kamil Durski na gitarze gra z taką swobodą, jakby grał przy ognisku. Bynajmniej nie oznacza to, że gitara na "Mokotowie" jest słaba. Przeciwnie, idealnie podbija rytmikę utworów, dodaje odpowiedniej harmonii, wprowadza wakacyjny klimat, bez "zaśmiecania" tego wydumanymi dekoracjami.

Kamil dośpiewuje swojej Lilly drugi głos - miękki tenor Clarka często łagodzi jasną barwę Lilly w wysokich rejestrach, tworząc idealne, gładkie zestawienie. A na dodatek do tego głosowego yin-yang dołączył, jakby od niechcenia, Dawid Podsiadło. Mądrze zaaranżowane “Lifeboat" to piosenka, która idealnie sprawdziłaby się na filmowym soundtracku. Lilly i Clark nie po raz pierwszy odrzucili tu prosty układ zwrotkowo-refrenowy i podobnie, jak w innych kompozycjach, "Lifeboat" uzupełnili o łagodne przejścia, wstrzymania, delikatne napięcia, rozluźnienia. Nieoczekiwanie koniec utworu unosi nas miłymi dla ucha chórami, wprowadzając w lekki błogostan.

"Mokotów" to jednak nie tylko utwory rozleniwiające, pasujące do bujania na hamaku lub z głową w chmurach. To też taneczne, rytmiczne kompozycje z idealnie dopasowanymi, ciekawymi poetycko tekstami, jak "L.A.S." czy tytułowy "Mokotów". Charakteru nadaje tu sekcja perkusyjna, która świetnie zgrała się z naturalną rytmiką polskich tekstów. Duet wykorzystał i mocne bębny o ciemnej barwie i wesołe brzęczące przeszkadzajki, rytmicznie też potraktowane zostało banjo, które dodaje specyficznego hawajsko-afrykańskiego charakteru. Taki podkład w zestawieniu z wesołym głosem Kasi i wpadającym w ucho tekstem to pewny materiał na radiowy hit. Hit ze smakiem.

Jeżeli by się wsłuchać w "Mokotów" z analityczną precyzją, zauważymy, że album to jedenaście utworów utkanych na jednej kanwie. W tempie wolniejszym lub nieco szybszym, bębny wybijają rytm, na którym wokaliści rozciągają spokojniejsze melodie, a wszystko wypełnia ładna choć nieskomplikowana warstwa harmoniczna - gitary, banjo, elektroniczne dodatki. Muzyka Lilly Hates Roses nie rości sobie jednak praw do tytułu "przełomowych" i "wiekopomnych", więc po Golomskiej i Durskim wiele więcej nie oczekujemy. To po prostu dobra muzyka, ze smakiem i klimatem, odpowiednia na lato i do długich wycieczek z wiatrem we włosach. A to, że Lilly z Clarkiem przemycili w tych miłych brzmieniach jeszcze sporą garść dobrych polskich tekstów, należy uznać za ich niewątpliwy atut.

Lilly Hates Roses "Mokotów", Sony Music

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas