Kosma Król: "Chętnie nagrałbym numer z Taco Hemingwayem, ale na boombap'owym bicie" [WYWIAD]
Wydany na początku tego roku album "POLOT" można śmiało uznać za jedno z najlepszych brzmień młodego pokolenia w polskim hip-hopie. Kosma Król, twórca tego krążka, przyznaje, że bycie fanem własnej muzyki jest dla niego najważniejsze i z tego ma największą zajawkę. Porozmawialiśmy z nim o kształtowaniu się flow na wspomnianym krążku, jego współpracy z Miłym ATZ oraz potencjalnym feacie z Taco Hemingwayem.

Wiktor Fejkiel, Interia Muzyka: Czujesz, że swoją twórczością wypełniasz pustkę, którą po swojej twórczości w ostatnich latach zostawił schafter?
Kosma Król: - Kompletnie nie. Ja ogólnie jestem wielkim jego fanem i lubię jego muzykę, ale wiele nas różni. Chociażby jeśli chodzi o to, o czym on i ja pisaliśmy przy swoich pierwszych projektach. Pierwsze utwory schaftera to były manifestacje - wizualizacje tego, jak chciałby żyć. Mi jednak od początku zależy na tym, by to wszystko było mega real. Nie chcę być totalnie niezgodny z tobą, bo wiele osób mi to mówi, że głosowo i vibe'owo jesteśmy podobni, ale ja nie czuję tego zbytnio.
W lutym tego roku premierę miał twój drugi longplay - "POLOT". Jaki zbierasz feedback po tych kilku miesiącach?
- Odbiór dostaję megafajny - w końcu udaje mi się spełniać marzenia w tym kontekście, że mogę koncertować, że faktycznie są ludzie, którzy tego słuchają. Mam wrażenie, że tym albumem wyszedłem poza taką personalną bańkę i dotarłem zdecydowanie szerzej. Artystycznie nie mam co do niego żadnych zarzutów. Mimo że treść na tym krążku nie jest w ogóle usystematyzowana, to brzmieniowo, bitowo, produkcyjnie jest świetny.
Z czego twoim zdaniem ten brak usystematyzowania może wynikać?
- Mieliśmy takie założenie przy tej płycie, że chcemy, by ona przede wszystkim genialnie brzmiała. Chcieliśmy by to było uniwersalnie dobre muzycznie. I myślę, że z tego to się wzięło, że chciałem być w tym wszystkim szczery, jak zawsze, więc ten chaos jest czymś naturalnym.
"POLOT" jest krążkiem napisanym od ciebie dla ciebie?
- Życzę każdemu, by pisał rzeczy dla siebie, bo to fundamentalna wartość według mnie. Wiadomo, że gdzieś tam na końcu też chodzi o to, by ktoś inny tego słuchał, ale w porównaniu do wielu innych osób ze sceny, mam poczucie, że robią te kawałki z przymusu. A dla mnie najważniejsze jest, by być fanem swojej muzyki.
Muszę pochwalić flow na tym krążku, które jest naprawdę genialne. Jak kształtował się u was z Kanią ten styl, bo rozmawiamy tutaj o niemal trzyletniej pracy, zgadza się?
- Tak, cały krążek powstawał w ciągu ostatnich trzech lat. Myślę, że głównym czynnikiem tworzącym to flow są sample, które zaczęliśmy częściej używać do tego retro klimatu - tworzą takie pocięte, brudne brzmienia, które osobiście uwielbiamy. Druga kwestia to doświadczenie i fakt, że po prostu umiemy więcej. Za tym też idzie case, że wraz z Kanią nauczyliśmy się trochę zasad rapowania - tego sposobu wymawiania słów i składania tych zdań. Uważam, że całość brzmi dużo bardziej profesjonalnie. W końcu udało nam się złapać to, co w nas siedziało - i to jest właśnie "POLOT".
Cały ten krążek, jak i twój poprzedni, nagrany został wraz z Kanią - jaka jest historia waszego wspólnego tworzenia?
- Kiedyś byliśmy na Polu Mokotowskim - on grał we flanki, a ja piłem sobie jakieś piwko ze znajomymi. Od trzech-czterech lat miałem mindset, że chcę robić rap, tylko muszę rozkminić z kim będę go robić i w jaki sposób wypuścić to w świat, bo freestyle'owałem cały czas. Podszedłem do Kacpra, usłyszałem, że robi jakieś bity i spytałem się, czy porobimy coś razem. On był wtedy w ogóle w dość podobnej sytuacji co ja, więc umówiliśmy się i zaczęliśmy robić wspólnie muzę.
Wyobrażasz sobie tworzyć na innych bitach, niż Kanii?
- Gadaliśmy już o tym z Kacprem i obaj chcemy korzystać z pozycji, jaką dało nam wspólnie robienie muzyki. Ja sam w tym momencie dużo robię, współprac z innymi producentami, jak na przykład niedawny gościnny udział w "DOZOBA" u Miłego ATZ. Znamy się już naprawdę dobrze i myślę, że dla nas obu bardzo rozwijające będzie robienie z kimś nowym, mieszanie tych stylizacji i sposobów twórczych.
No właśnie, choć mam wrażenie, że często unikasz różnych featów, pojawiłeś się niedawno u Miłego ATZ…
- Ta współpraca jest naprawdę śmieszna. Gdy pisaliśmy utwory na mój krążek, czyli tak z dwa lata temu, zapytałem Miłosza, czy nie chciałby dograć się do "Pamiętników Pigmejów". Dość bezpośrednio dał kosza i powiedział, że nie ma opcji. Tuż przed wydaniem "POLOTu" mieliśmy taki jeden utwór, z którym nie wiedzieliśmy co zrobić. Był jednak demówką bez refrenu, ale spróbowaliśmy ponownie podbić do Miłego i tym razem się zgodził. Zaczęliśmy dłubać i dłubać w tym utworze, aż w końcu stwierdziliśmy, że to jednak nie ma sensu. Później po premierze "POLOTu", Miłosz sam wziął ten koncept "utraconych relacji", o których tam nawijaliśmy i zaprosił mnie do siebie na feata. Ja się mega jaram tą współpracą, bo utwierdza mnie to jeszcze bardziej w tym, że nic nie dzieje się bez powodu.
Jakie jest natomiast twoje spostrzeżenie, jeśli chodzi o rapowy mainstream w Polsce? Bo jednak cały czas należy umieszczać twoją twórczość nieco "antysystemowo"...
- Nie jaram się mainstreamem i nie uważam, bym pasował do niego swoim brzmieniem. Powiem nawet więcej - ci wszyscy raperzy głównego nurtu budzą we mnie pewne zastrzeżenia. Czy jeśli coś trafia do wszystkich, to nie jest zbyt proste? Artyści z pewnego pułapu mogą pozwolić sobie na podporządkowanie się pewnym nurtom i nie ma w Polsce kogoś, kto takiego podporządkowania by nie zrobił. W zamian za to artyści mogą nagle stać się mega popularni i mieć dużo pieniędzy - dla mnie to jednak dość dziwny barter, który mnie nie jara. Zaczynam zauważać, że ludzie zaczynają być bardziej otwarci na dojrzalsze brzmienia i jest w Polsce coraz większa przestrzeń na undergroundowe brzmienia, takie jak właśnie moje czy chociażby wspomnianego już Miłego ATZ.
Starasz się unikać tego mainstreamu za wszelką cenę?
- No właśnie taka organiczna działalność, to chyba najseksowniejsza dla mnie droga wchodzenia do tego głównego nurtu. Moimi ostatnimi dwoma krążkami zebrałem dość pokaźną manę. Nie mam zamiaru jednak niczego robić pod publiczkę - i choć mam w tym momencie możliwości wielu kolaboracji z innymi twórcami na wysokim poziomie, to musi być to robione na moich zasadach, bez żadnych kompromisów. Często też ten mainstreamowy trend po prostu nie przemawia do mnie, bo wiesz - chętnie nagrałbym numer z na przykład Taco Hemingwayem, ale na boombap'owym bicie. Uważam, że wyszłoby to super, ale Filip kompletnie nie robi takiej muzy - może nie ma tej wkręty, a może idzie właśnie trochę pod ten trend…
Czerpiesz inspiracje z zagranicznego rapu do swojej twórczości?
- Myślę, że taką postacią, która zainspirowała mnie najbardziej, jest J.I.D. Z racji, że mówię po hiszpańsku, staram też się śledzić tamtą scenę rapową. Ale staram się właśnie pójść krok dalej od polskiej sceny, bo znajdziesz wtedy sto razy więcej inspiracji. Szczególnie, że mam wrażenie, że polski rap poszedł ostatnio w bardzo dziwną stronę "trendy" muzy. Mało jest takiego trueschoolowego brzmienia w Polsce.
Czy byłbyś w stanie jednak kogoś z polskich raperów wyróżnić?
- Świetnym raperem jest jednak wspomniany już Taco Hemingway, czy Guzior. Dobrym raperem jest też Mata - nie jestem jego fanem, ale mega doceniam co robi. Oni wszyscy są mega dobrzy, ale nie wierzę w to, że te wybory stylistyczne wynikają z ich personalnego gustu i to mnie strasznie wkurza. Z każdym z nich jednak chętnie zrobiłbym numer, ale na moich zasadach (śmiech).