Reklama

Klaudia Szafrańska: "Czuję się jak świeżak, muszę zawalczyć o swoją pozycję" [WYWIAD]

Po prawie czterech latach oczekiwania Klaudia Szafrańska, znana głównie z duetu Xxanaxx i gościnnej zwrotki w "Candy" Quebonafide, debiutuje solowym albumem "Ko-Oddech". Niejednokrotnie powtarza, że czuję się jak prawdziwa debiutantka, stawiająca pierwsze kroki w muzyce. Jakie natomiast są kulisy powstania "Ko-Oddechu" oraz dlaczego tyle musieliśmy na niego czekać?

Po prawie czterech latach oczekiwania Klaudia Szafrańska, znana głównie z duetu Xxanaxx i gościnnej zwrotki w "Candy" Quebonafide, debiutuje solowym albumem "Ko-Oddech". Niejednokrotnie powtarza, że czuję się jak prawdziwa debiutantka, stawiająca pierwsze kroki w muzyce. Jakie natomiast są kulisy powstania "Ko-Oddechu" oraz dlaczego tyle musieliśmy na niego czekać?
Klaudia Szafrańska wydała debiutancki solowy album /Kasia Bielska /materiały prasowe

Wiktor Fejkiel: Jesteś przykładem artystki, która swoją karierę zaczynała od show telewizyjnego, a konkretniej "X Factora". Z perspektywy czasu i tego, jak potoczyła się twoja kariera, wzięłabyś w nim udział ponownie?

Klaudia Szafrańska: - Myślę, że mimo wszystko zrobiłabym podobny krok. Na tamten czas dla mnie, jako nastolatki, to była jedna z większych szans, by pokazać się szerszej publiczności. W "X Factorze" poznałam wiele wspaniałych osób, ale najistotniejszy przełom nastąpił po programie, kiedy poznałam Michała Wasilewskiego, z którym później współtworzyłam Xxanaxx.

Reklama

Myślisz, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat zmienił się wpływ programów telewizyjnych na branżę muzyczną?

- Na pewno. Samych artystów jest coraz więcej. Oczywiście, że duża w tym zasługa internetu, ale te wszystkie show telewizyjne również w znacznym stopniu się do tego przykładają. Jednak konkurencja też wzrasta, przez co paradoksalnie trudniej jest artystom wypłynąć na szersze wody.

Kolejnym twoim krokiem w muzycznej karierze było założenie zespołu Xxanaxx z Michałem Wasilewskim. Co sprawiło, że się na to zdecydowaliście?

- Gdy przeprowadziłam się do Warszawy na studia, Michał zaprosił mnie do tego duetu. Był to moment, w którym chciałam na poważnie zacząć myśleć o muzyce, więc był to idealny czas. Od pierwszego spotkania poczuliśmy ten wspólny język muzyczny, tę samą energię. Poczuliśmy, że będzie nam się fajnie współpracować i bez większych planów zaczęliśmy tworzyć. Michał miał studio domowe, gdzie zaczęliśmy robić pierwsze piosenki i wypuszczać je do internetu. Dość szybko zauważyliśmy, że idzie to naprawdę fajnie. Później koncerty, festiwale i już musieliśmy zacząć myśleć o jakimś konkretnym planie wydawniczym. Byliśmy zaskoczeni reakcją ludzi i tym, jak im się to podobało. Udało nam się stworzyć ten duet bez oczekiwań i może to był klucz do sukcesu.

Do 2019 roku mocno angażowałaś się w ten projekt, wydając wspólnie z Michałem aż trzy albumy studyjne. Co zadecydowało o tym, że postanowiłaś porzucić Xxanaxx na rzecz solowej twórczości?

- To była taka myśl, która we mnie dojrzewała od wielu lat. To był mój pierwotny plan na siebie i na moją karierę. Michał wyprzedził gdzieś te moje myśli dotyczące tworzenia muzyki. Przeprowadzając się do Warszawy, zaczęłam szukać producentów, z którymi chciałam nawiązać współpracę. Xxanaxx sprawił, że moje wcześniejsze plany naturalnie zeszły na drugi plan. Po kilku latach pracy w duecie w końcu nadszedł moment, kiedy zapragnęłam wrócić do pomysłu solowego albumu.

Chyba się ze mną zgodzisz, że takim przełomowym momentem w twojej solowej karierze było nagranie z Quebonafide utworu "Candy". Jakie są kulisy tej współpracy?

- To był bez wątpienia bardzo ważny moment w mojej karierze. Co śmieszniejsze, kompletnie nie spodziewałam się takiego sukcesu tej piosenki. Nie znałam wcześniej zbytnio twórczości Quebo, słyszałam oczywiście kilka utworów, ale nie zaznajomiłam się z nią jakoś bardziej dogłębnie. Z samym Kubą też się wcześniej nie znałam. Raz przecięliśmy się na wspólnej sesji zdjęciowej do jednego z festiwali. Jednak to dopiero przy współpracy nad piosenką "Candy" poznaliśmy się bardziej. Natomiast jestem niezmiernie szczęśliwa, że do tej kolaboracji doszło. Zdecydowana większość fanów Quebo mnie wcześniej nie znała i za sprawą tej współpracy właśnie poznała. To naprawdę było bardzo miłe dla mnie.

Skupmy się teraz na teraźniejszości. Wydałaś właśnie swój debiutancki solowy album "Ko-Oddech". Odczuwasz te same emocje, jak przy właściwym debiucie?

-  Szczerze mówiąc to tak. Cały proces twórczy tego albumu trwał 3-4 lata, od wydania pierwszej piosenki już trochę lat minęło. Pomimo tego, jak wiele lat jestem na tej scenie, czuję się jak taki świeżak, jakbym znowu wstąpiła na ten rynek muzyczny i musiała trochę zawalczyć o swoją pozycję. Muszę pamiętać też o tym, że wiele ludzi, którzy lubili Xxanaxx, mogą nie wiedzieć, że jestem Klaudią Szafrańską, więc czuję się, jakbym wszystko zaczynała od nowa.

Czym jest dla ciebie tytuł "Ko-Oddech"? Co kryje się za współoddechem?

- Jest to pierwsza nazwa, która została przy mnie podczas całego tego procesu powstawania płyty. Gdy myślę o tym współoddychaniu, mam obraz słuchacza, który jest po drugiej stronie, z którym dzielę się tymi dźwiękami i tymi emocjami. Chciałabym, by dla wszystkich ta płyta była spokojnym oddechem, odskocznią od życia codziennego i wszystkich problemów.

Oprócz Ofelii, którą mogliśmy usłyszeć w singlu "Nucę to od lat", pojawia się również Jan-rapowanie w "Paryżu Północy". Skąd taki dobór gości?

- Goście na tym albumie są naturalnie dobrani. Z Ofelią czułam po prostu, że chciałabym zrobić z nią jakiś numer. Dużo pomagała mi na poprzednich utworach z tekstami, bardzo dobrze czuję też się w jej towarzystwie. Jak pracowałam nad "Nucę to od lat", stwierdziłam, że muszę zaprosić tam gościa, damski wokal. Ofelia była idealna na to miejsce. A jeśli chodzi o Janka Rapowanie, to ja go po prostu lubię - i jako artystę, i jako człowieka. Pasował mi do "Paryża Północy" jak mało kto, dlatego ucieszyłam się, kiedy się zgodził.

Pierwszy z singli z nadchodzącego albumu opublikowałaś na początku 2021 roku - prawie trzy lata temu. Z czego wynika tak długi czas oczekiwania na płytę?

- Gdy zaczynałam pracę nad płytą, mniej więcej cztery lata temu, po trzech miesiącach wybuchła pandemia. Wszyscy byliśmy pozamykani w domach na kilka miesięcy, więc na jakiś czas wstrzymałam prace. Później miałam przyjemność wziąć udział w projekcie muzycznym, który zrobiłam z Pepsi, gdzie nagrałam dwa numery i nie chciałam, by mój materiał solowy kolidował z nim. Wolałam po prostu, by te wszystkie moje projekty nie nachodziły na siebie. Później wróciłam do tych kawałków, które zaczęłam robić przed pandemią. Wydaliśmy kilka singli w 2021 roku, mieliśmy już gotowy plan wydawniczy, ale zaszłam w ciążę i wiedziałam, że chcę się trochę wycofać z mediów i poświęcić tej roli w stu procentach. Po kolejnych latach, jak już poczułam, że jestem gotowa, ruszyliśmy z premierą. Takie życie, wiele rzeczy po drodze mnie zatrzymywało, ale koniec końców się udało.

Pomimo rozciągnięcia tego w czasie, te utwory sprzed kilku lat nadal są dla ciebie aktualne?

- Tak. Niestety muzyka aktualnie szybko się starzeje, ja natomiast jestem zwolenniczką piosenek ponadczasowych i chciałabym, by moje tak brzmiały. Te numery wciąż we mnie rezonują, co było dużym sprawdzianem tej płyty, który zdała. Te wszystkie teksty i kompozycje nadal mnie cieszą i uważam je za naprawdę dobre. Mam już natomiast kolejne pomysły, więc czasami pojawiają się myśli, że mogłabym coś zrobić inaczej, zmienić to czy tamto. Są to momenty, w których przejawia się mój wewnętrzny perfekcjonista. Ciągle chciałabym polepszać swoje umiejętności, czasami trzeba po prostu zamknąć pewien etap i do niego nie wracać. Tu natomiast cały ten album jest dla mnie aktualny. Żadnego numeru bym nie wyrzuciła.

Są jakieś albumy czy jacyś artyści, którzy szczególnie cię zainspirowali? Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale momentami w twojej twórczości słyszę Arianę Grande z albumów "thank u, next" czy "Positions".

- Chyba nie ma nikogo takiego. Bardzo lubię twórczość Ariany i jej głos, może kiedyś była częścią mojej inspiracji, ale nie robiłam tego świadomie. Jedyna artystka, która przychodzi mi na myśl to Snoh Aalegra.

Na "Ko-Oddechu" mamy do czynienia z wieloma produkcjami artystów takich jak Tribbs, chloe martini czy Moo Latte. Dlaczego nie zdecydowałaś się na jednego producenta? Nie baliście się o brak spójności?

- Zdaję sobie sprawę z tego, że to dość specyficzny zabieg i powiem ci szczerze, że nie wiem, czy bym go powtórzyła. Nie zrozum mnie źle, jestem bardzo zadowolona z doboru moich producentów, aczkolwiek jeśli chodzi o samą organizację, mając jednego, wszystko byłoby prostsze. Miałam natomiast upatrzonych kilku producentów, z którymi bardzo zależało, by coś zrobić, więc nie był to żaden stylistyczny zabieg. Na szczęście wszystko udało się skleić w idealną całość.

Kilka dni temu miała miejsce premiera twojego pierwszego solowego albumu, wreszcie domykasz ten kilkuletni etap w swojej karierze. Jakie plany teraz przed tobą?

- Mam wiele planów wydawniczych. Mam takie, które są oczywiste, ale też takie, które są dla mnie nowością. Już dawno zapaliła mi się taka lampeczka z nowymi pomysłami, brakowało mi natomiast osób, z którymi mogłabym to zrobić. Ostatnio te plany i marzenia stały się konkretniejsze. Nie będę zdradzać, o co chodzi, ale na wiosnę ruszam z przygotowaniami. Jeśli chodzi natomiast o projekt stricte Klaudii Szafrańskiej, czyli po prostu drugą płytę, to mam już skonkretyzowane myśli, pragnienia muzyczne. Wiem, w jakim kierunku chciałabym podążać i będę płynęła na tej fali.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: xxanaxx
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy