Reklama

"Jestem ciągle na przekór"

Wielki głos polskiego rocka, wieczny buntownik, aktor grający Jezusa, zwolennik natury i człowiek kilkudziesięciu zawodów, czyli Marek Piekarczyk na solowej płycie "Źródło" sięgnął po klasyków rodzimego rock'n'rolla. Z tytułowego "Źródła" bije muzyka m.in. Testu, Klanu, Niebiesko-Czarnych czy Michaja Burano.

Wokalista TSA podczas ponad godzinnego spotkania z Michałem Boroniem opowiedział o ukłonie w stronę starszych kolegów, wiecznie żywych ideałach rock'n'rolla i szansach na drugą część "Źródła". Poniżej możecie przeczytać obszerne fragmenty rozmowy.

Płyta "Źródło" to twój hołd dla polskiego rocka. Ale na płycie znalazły się utwory głównie z lat 60. i 70. Później nie wydarzyło się nic istotnego? Czy z obecnym rockiem jest tak źle?

Szukałem piosenek, które zadawały kłam tezie, że rock'n'roll z czasów gomułkowskich, gierkowskich, był kolaborantem komuny, że nie było treści zbuntowanych, wolnościowych w piosenkach. Podstawową zasadą wyboru był taki, że piosenki musiały mieć więcej niż 35 lat. Bez sensu byłoby nagrywać piosenki młodszych kolegów, wolałem starszych nagrać. Dlaczego miałbym oddawać młodszym kolegom hołd?

Reklama

Jest mnóstwo piosenek bardzo starych, z początku polskiego rock'n'rolla, które w ogóle nie zostały docenione. To są świetne pomysły, które może nie zostały tak zaaranżowane, albo źle nagrane, albo nie trafiły na ten moment, a wiele z nich ma aktualne teksty i można ich słuchać dzisiaj.

Rock'n'roll nie był kolaborantem komuny - zobacz video!

Przyznam, że dla mnie wybór tych utworów był zaskoczeniem, bo raczej niewiele osób, szczególnie z młodszego pokolenia, uważa za legendy takie zespoły jak Polanie czy Test.

To, że umieściłem te piosenki na mojej płycie to nie oznacza, że uważam te zespoły za legendy. Po prostu te zespoły nagrały dobre piosenki, a ja chciałem mieć wspaniałą płytę, która jest jakąś opowieścią, a nie próbą odcięcia kuponów.

Ja nie myślę kategoriami legendy, muzyka jest dla mnie żywa. Rock'n'roll jest częścią dorobku kultury naszego narodu, do czego wielu ludzi się nie chce przyznać. Nie wiem dlaczego - wszyscy korzystają z tego, czerpią z niego garściami, pop, hip hop, wszystkie gatunki, ale jakoś nikt nie traktuje go należycie.

Warto przypominać to, z czego się to wzięło. Ale nie było to moim najważniejszym zadaniem. Ja chciałem znakomitą płytę! Sam musiałbym pisać ją, z kolegami z 10-12 lat, żeby osiągnąć takie stężenie melodii, pomysłów, kolorytu. Moje pisanie tekstów jest dla TSA i nie chcę się rozmieniać na drobne w tej dziedzinie.

Nie niszczyć tego, co piękne - zobacz video!

Mam wrażenie, że ten materiał nagrałeś z wielkim uznaniem dla klasyki, raczej nie wprowadzałeś dużych zmian w stosunku do oryginałów.

Mam jedną zasadę - żeby nie niszczyć tego, co tam jest piękne, lecz raczej to wydobyć, czyli nie zmieniać harmonii, nie zmieniać melodii, nie zmieniać tych akordów. W ramach tego zrobić po swojemu, nowocześnie, od nowa. Masz przykład "Nie przejdziemy do historii" gdzie nie ma tego straszliwego, nieszczęsnego "um, um". Ale zauważ, że takim bardzo charakterystycznym moim cięciem jest wywalenie wszystkich saksofonów.

Takich elementów na tej płycie jest mnóstwo. Jak zaśpiewać "Wracajcie chłopcy na wieś, hej!" z godnością? No nie da się! Tam musieli być wojacy, punkowy chór, takie pohukiwanie. Kluczem do tej piosenki było też to, że tam jest niesamowity drive, który gdzieś tam się zamydlił w oryginale. Ten numer ma niesamowity dynamit i świetny żart - dlaczego się nie pośmiać? Przecież nie jestem tylko facetem, który chce zbawiać świat, ale także żartownisiem.

"Chłopcy do wojska" to piosenka niemal nie do poznania. To jest prawie orientalna muzyka, czuć Afganistan. Michał Bagiński zagrał tam takie melizmaty, że aż mi ciary poszły. Nawet ja tam melizmat na końcu zaśpiewałem, bo nie wytrzymałem, jak muezzin. No gdzie ci chłopcy jadą? No wiadomo, do Afganistanu niestety, tam już na nich czekają, z armatami amerykańskimi, z karabinami. Tam też jest punkowy głos, koledzy weszli i ryknęli, jak maszerujące wojsko. Tam nie ślicznych, wysmakowanych głosików i aranży.

Na płycie jest też pełno ukłonów dla wykonawców, których nie ma na tym albumie, a którzy byli dla mnie inspiracją, jak Gary Glitter, T.Rex, James Brown też się kłania... Wishbone Ash w zakończeniu "Na betonie kwiaty rosną". Jest tam uśmiech i pełen szacunku ukłon w kierunku tych wspaniałych ludzi, którzy kiedyś mieli znakomite pomysły i dali nam jeść, nauczyli nas jak to się robi.

Credo Marka Piekarczyka - zobacz video!

Opowiedz co najbardziej cię przekonało do tych wykonawców i tych numerów. Nie miałeś poczucia, że przynajmniej niektóre z nich to pokryte naftaliną ramotki?

Chciałem tego uniknąć, żeby nie było tego słychać na płycie. W wypadku zespołu Klan, to muzyka wiecznie młoda, znakomity Marek Ałaszewski... Tam prawie nic nie trzeba było zmieniać, tylko zaśpiewałem to po swojemu i po swojemu zagrali gitarzyści. Zostało to trochę uproszczone, nie ma tego psychodelic, tego hipisowskiego grania na bębenkach? Ale ten sok, tekst zostało - to są bardzo aktualne rzeczy.

"Jestem na przekór" to jest moje credo. To jest cecha rock'n'rolla - nie sex, drugs, rock'n'roll, lecz bunt, świeżość, wieczna młodość, otwarcie na muzykę świata.

Jeśli chodzi o piosenkę "Na betonie kwiaty nie rosną" Niebiesko-Czarnych to może bym to dzisiaj innym językiem napisał. Ale dalej to jest aktualne, że beton nas zalewa. Ja jestem człowiekiem, który kocha naturę, kocha życie. Życie bez natury jest straszliwe, można zwariować! Powoli staję się wojownikiem o te rzeczy - o drzewa, łąki, wzgórza, które mają być zielone, o to, co wbrew pozorom jest nam najbardziej potrzebne.

Piosenki Testu - "Płyń pod prąd", wiadomo dlaczego nagrałem tę piosenkę, bardzo idealny tekst dla mnie. "Testament" - na początku nie do końca rozumiałem o czym jest. To piękna piosenka, najbardziej mnie teraz wzrusza na płycie. Testament w tej piosence to jest życzenie, które składa rock'n'rollowiec, autor: "Zostawiam wam w testamencie moją wiarę, że się spełnią sny, które zostały przerwane". Sny o wolności, o szczęściu, o radości, o życiu z godnością. Ludzie, kochajcie się!

Są tam inne piosenki: Polanie - świetny rytm. Jeszcze jest "Nie zawrócę", kolejna deklaracja. Chociaż tekst był tam trochę zaplątany, że niewiele można było zrozumieć, poza tym "Nie zawrócę", ale Janusz Kondratowicz pozwolił mi go tam troszkę skrócić. Udało się go zaśpiewać tak, że ten tekst zajaśniał.

Mottem płyty jest hasło Leonarda da Vinci "Ten, kto ma dostęp do źródła, nie czerpie z kałuży". Starasz się nieść kaganek rockowej oświaty, by ta kałuża była jak najpłytsza, czy raczej nagrałeś tę płytę przede wszystkim dla siebie?

Wiesz, nie wiem... Muzycy tego nie rozróżniają. To można oceniać po czasie i to zawsze inni muszą robić - ty jesteś dziennikarzem i to robisz, szukasz tego drugiego dna, zadajesz mi takie pytanie...

Ja robiąc tą płytę chciałem nagrać znakomitą płytę. Jestem muzykiem, wokalistą przede wszystkim. Nie mam zbyt wielu okazji, by użyć tych wszystkich środków, które posiadam jako wokalista. Tutaj skorzystałem z wielu okazji, żeby zaśpiewać innymi głosami, wyrażam uczucia, które nie zawsze mam okazję pokazać.

Wracając do "Źródła" - nie czuję się jakimś zbawicielem świata, choć jestem od dawna hipisem. W tym buncie było coś takiego z chęci zbawiania świata, ale nie uważam, że jestem taki skuteczny - raczej to jest rada.

Właściwym mottem było moje powiedzonko: jeśli chcesz się napić czystej wody, to idź do źródła, bo do rzeki ktoś nasikał (śmiech). To dotyczy całej sztuki. Wydawca Arek Deliś znalazł elegantsze, a wyraża to samo, a nawet więcej. Jest to jedyny tekst literacki na płycie, bo reszta to są opisy studiów nagrań i muzyków, wykonawców.

"Człowiek około 45 zawodów" - zobacz video!

Nad płytą pracowałeś dwa lata, sporo zeszło na wybór utworów, które trafiły na to wydawnictwo. Podobno przymierzałeś się także do innych piosenek.

Niektóre nie weszły na płytę. Były próby nagrania wielu różnych piosenek, ale nie zmieściły się i nie weszły. Głównie dlatego, że nie miały wiele do powiedzenia w moim wykonaniu. Pytano mnie czemu nie ma Niemena - a to mój guru. Widziałem takie rzeczy, że nie wiem, jak ci ludzie się odważyli zaśpiewać te piosenki. Ja uważam, że sam wysoki głos nie jest wystarczającym pretekstem i nie uprawnia do tego, żeby zaśpiewać piosenki Niemena. Mnie korciły dwie piosenki - nie zdradzę ich tytułów - i może się do nich przymierzę.

Ma być podobno "Źródło 2" - jestem do tego strasznie namawiany - bo jest wiele piosenek, które wybrałem. Pytano się mnie także o utwory Tadeusza Nalepy - jako hipis jeździłem za nim na koncerty Breakoutu, dużo się od nich nauczyłem. Są piosenki, które bym chętnie wykonał, ale trochę się boję. To samo jest z Markiem Grechutą.

Przede wszystkim z szacunku do tych wykonawców, których nagrania trafiły na płytę, podszedłem tak pieczołowicie do tych piosenek. Mój komputer jest zapchany wieloma wersjami tych nagrań, korespondencjami, dyskusjami na ich temat. Ta płyta powstawała przez dwa lata - straszna robota. Moje własne piosenki szybciej bym nagrał!

Wśród licznych współpracowników na płycie znalazłem nazwisko Jerry'ego Rutkowskiego, niegdyś gitarzysty grupy Illusion. Jak na niego trafiłeś?

Gdy Illusion tutaj święcił triumfy, ja byłem w Stanach Zjednoczonych, przez 7 lat mieszkałem w Nowym Jorku. Mnóstwo rzeczy mi umknęło - nagle powstały jakieś nowe gwiazdy, Hey, czy Varius Manx. Ja w ogóle nie znam tej muzyki, nie chcę jej negować, ale ja byłem wówczas w innym świecie. Moja Kasia później mi puściła kilka utworów Illusion i ta nazwa utknęła w głowie.

Kilka piosenek na płytę zaaranżował mi Tomek Bonarowski, świetny muzyk i realizator, który zatrudnił swoich muzyków. Na końcu jak dostałem listę nazwisk, to właśnie zobaczyłem Jerry'ego Rutkowskiego, który później mnie zaczepił, że brał udział w moim projekcie. Dla mojej Kasi faworytem są "Automaty", w których zagrał właśnie Jerry.

Tam są zresztą sami znakomici muzycy. Popatrz zresztą ile oni tam zainspirowali, bo to nie jest tak, że ja tam wszystko samotnie.. W samotności to wiesz co można robić dobrze (śmiech).

Dobre rzeczy powstają w kontakcie z innymi ludźmi. Widzisz, zadajesz mi pytania, ale gdyby ciebie nie było, to nie miałbym o czym mówić, choć mam tyle tematów. Czułbym się jak idiota, mówiąc do szkiełka kamery. Tak samo w sztuce - to najbardziej skuteczny sposób porozumiewania się, przekazywania emocji, idei.

Mówiłeś o sobie, że jesteś człowiekiem o około 45 zawodach. Który z nich jest najbardziej oryginalny?

Wokalista TSA (śmiech)! Albo aktor grający tylko Jezusa, albo np. woskarz, czyli gościu, który z wosku robi miniaturkę wyrobu jubilerskiego, oprawę do brylantów, a potem oblewa się to gipsem, wytapia się wosk, zalewa się srebrem i dalej pracuje na srebrze. Dopiero potem ze srebra robi się formę do złota. Ja byłem takim gościem, który wymyśla różne projekty - to są prawie przezroczyste blaszki, bo to musi być jak najcieńsze, takie cacuszka.

Jestem ceramikiem, umiem robić makramę, albo w skórze robiłem, jakieś bransolety, tylko, że nigdy nie umiałem na tym biznesu zrobić, bo nigdy nie chciało mi się drugiego takiego samego robić (śmiech).

Czego ja nie robiłem: kosiarz - snopki umiem wiązać... Byłem elektrykiem w Stanach... Malowałem mieszkania milionerów... Dużo się nauczyłem też jako pomocnik cieśli, pracowałem także jako szyldziarz, dekorator.

Najbliższa memu sercu jest ceramika - potrafię zbudować każdy piec ceramiczny - węglowy, gazowy, elektryczny, indukcyjny, otwarty... Umiem malować ceramikę, wypalać - uwielbiam to. Wynika to z potrzeby wolności. Jak człowiek zaczyna myśleć i nagle odkrywa, że jedyną jego siłą jest jego niezależność i to, o czym marzy.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Marek Piekarczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama