Jann zaśpiewał z Jaredem Leto i wydał nową piosenkę. Co planuje teraz? [WYWIAD]

Jann bez wątpienia jest największym odkryciem na polskiej scenie muzycznej w 2023 roku /Marcin Rapacz /INTERIA.PL

Jeszcze niedawno fani żałowali, że nie wygrał polskich preselekcji do Eurowizji. Artysta jednak zdążył już o nich zapomnieć, wydał nowy singiel i zaśpiewał na scenie z grupą Thirty Seconds to Mars. Jann przekonuje w rozmowie z Interią, że mierzy wysoko i chce spełniać swoje marzenia. Trzeba przyznać, że idzie mu to całkiem nieźle.

O Jannie cała Polska usłyszała, kiedy okazało się, że to nie on pojedzie na tegoroczny finał Eurowizji. Jak na ironię, przegrana w preselekcjach zapewniła wokaliście takie zainteresowanie słuchaczy, że bilety na jego trasę koncertową wyprzedały się w 24 godziny. Jann stał się jednym z najpopularniejszych debiutantów w Polsce w ostatnich latach. Muzyk ma na koncie minialbum "Power", a to dopiero początek tego, co szykuje dla fanów. 

Reklama

2 czerwca pojawił się na scenie Orange Warsaw Festival u boku zespołu Thirty Second to Mars i Jareda Leto!

Anna Nowaczyk, Interia: Jak się czujesz jako młody talent, o którym od jakiegoś czasu mówi cała Polska?

Jann: - Dobrze, fajnie. Świeci słońce, gram koncert, jest dobrze (śmiech).

Zaskoczyło cię to wszystko, co się wokół ciebie dzieje i - przede wszystkim - tempo tych wydarzeń?

- Jest to na pewno niespodzianka, tym bardziej że dużo się dzieje, poza tym to wszystko jest bardzo intensywne i stało się "o, tak". Na pewno jest sporo do przetworzenia, ale jakoś sobie z tym radzę. Mam dużo wsparcia, więc jest ok, chyba czuję się z tym dobrze. 

Mam wrażenie, że ty w ogóle nie jesteś osobą, która by narzekała, a już tym bardziej w sytuacji, kiedy masz okazję przebić się ze swoją muzyką.

- Nie, nie narzekam. Wiadomo, że jest trochę ciężko, jest trochę tych nieprzespanych nocy, ale to jest jakby część tej pracy. No i cieszę, że - tak jak mówisz - to się wzięło z muzyki, że ci ludzie do mnie przyszli, a to  nad czym pracowałem przez ostatnie dwa lata, teraz zyskuje drugie życie i jest odbierane przez moich fanów. Bardzo się z tego cieszę.

Można powiedzieć, że nareszcie po tych dwóch latach wydarzyło się coś dużego. Czasami cierpliwość rzeczywiście popłaca, prawda?

- Tak, ja bardzo konsekwentnie do tego dążyłem. Wiadomo, że każdy sobie życzy jak największej liczby odbiorców, ale starałem się, żeby to, co robię, było jak najlepsze i jak najbardziej prawdziwe, niezależnie od tego, ile osób mnie słucha. Wiedziałem, że te starania się kiedyś zwrócą i to się dzieje właśnie teraz.

Mam nadzieję, ze tytuł twojego nowego singla, czyli "Need a Break", to nie jest nawiązanie do tej sytuacji.

- Nie, nie, nie (śmiech). To znaczy tak, potrzebuję trochę odpoczynku, ale to absolutnie nie znaczy, że robię sobie przerwę. Zdecydowanie nie! Wszystko dopiero nabiera rozpędu.

Wspominałeś o koncertach i o tym, że fani też chcieliby, żebyś jak najwięcej grał i proszę: zdarzają się też takie rzeczy jak występ z grupą Thirty Seconds to Mars na Orange Warsaw Festival. Nieźle!

- Fajnie! To mnie tak uderzyło. W ogóle to się wydarzyło bardzo szybko. Po prostu dostaliśmy wiadomość, że chcą, żebym wystąpił z nimi, zaśpiewał z zespołem najnowszy singiel. Super! Tym bardziej że ta piosenka, "Stuck", jest bardzo dla mnie, takie mam wrażenie. Bardzo dobrze się w niej czułem. To duży zaszczyt i wyróżnienie. 

Czy są jeszcze jacyś artyści, z którymi bardzo chciałbyś pracować? Kto jest na twojej liście marzeń?

- Rina Sawayama na pewno jest na mojej liście. Bardzo chciałbym współpracować z Riną. BTS też zawsze się gdzieś pojawiało. James Blake. Nie dopisuję zbyt wielu nowych osób. Kiedy uda mi się "odhaczyć" te nazwiska, które już mam, wtedy zacznę dopisywać (śmiech).

Najbliższa okazja na spełnienie marzeń na Openerze. Rina akurat będzie tam grać, a po twojej historii z Thirty Seconds to Mars na OWF wszystko jest możliwe. Wybierasz się do Gdyni?

- Chciałbym. Jeszcze nie mam biletów, ale bardzo bym chciał.

Może nie będą ci potrzebne. Sprawdzaj telefon, bo nigdy nie wiesz, kto jeszcze zadzwoni.

- Zobaczymy (śmiech).

Są jednak takie rzeczy, na które masz wpływ. Zdradzisz, co planujesz w najbliższym czasie?

- Jest nowy singel, są festiwale i (śmiech), no, kurczę, nie lubię tak wszystkiego zdradzać, więc za wiele nie powiem. Ale na pewno będą koncerty, będzie jeszcze trochę nowości, na które ludzie czekają i to już też będzie właściwie niedługo. Tyle mogę powiedzieć (śmiech).

Czyli jednak coś już wiemy. À propos wiedzy: czy, powiedzmy, 10 lat temu wyobrażałeś sobie, że za jakiś czas wydarzy się to wszystko, co dzieje się w twoim życiu teraz?

- Szczerze? Tak (śmiech). Zawsze konsekwentnie do tego dążyłem i kiedy coś takiego już się dzieje, to jest duża satysfakcja. Bardzo się cieszę i z pokorą to wszystko przyjmuję, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że się na to nie przygotowałem. Zawsze o tym marzyłem. Kiedy myśli się o przyszłości, to wiadomo, że jest takie "może tak, może nie", ale dążyłem do realizacji planów i dzisiaj jestem tutaj, więc bardzo się z tego cieszę.

Skoro tak dobrze idzie ci realizacja planów i marzeń, to gdzie chciałbyś być za 10 lat? Gdzie się widzisz?

- Oj! Nie wiem, chyba chciałbym robić to samo, ale na inną skalę albo w innej formie. Nie wiem, jak to dokładnie określić, ale na pewno wszytko będzie po prostu ewoluować. Chciałbym zagrać na Glastonbury albo Coachelli, na dużych festiwalach. Albo w Madison Square Garden czy mieć międzynarodową trasę koncertową. Wiadomo, że to lista marzeń, ale wszystko będzie się opierać na tym, co robię teraz.

Szanuję za te konkretne marzenia, przynajmniej się nie krygujesz!

- No tak, a co, nie ma się co ograniczać! Wymanifestowałem sobie to, co robię teraz, to manifestuję dalej (śmiech).

W takim razie trzymam kciuki i czekam na Coachellę z tobą na scenie. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jann | Orange Warsaw Festival 2023 | 30 seconds to mars
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy