Jakub Józef Orliński: Idę trochę na inny grunt [WYWIAD]
Jako jedyny Polak wystąpił na ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Jednak słuchacze muzyki klasycznej kojarzą go już od dłuższego czasu. Kontratenor (i breakdancer) razem ze swoim przyjacielem, wszechstronnym pianistą i kompozytorem Aleksandrem Dębiczem, przygotowują się do wrześniowej premiery albumu "Let's BaRock", który jest połączeniem muzyki barokowej z instrumentami pop. Obaj spotkali się z naszą redakcją.
Damian Westfal, Interia: Jak to jest być tym Polakiem, który wystąpił na otwarciu Igrzysk Olimpijskich w Paryżu?
Jakub Józef Orliński: - Wspaniale. No wiesz, wieża Eiffla stała, wszystko się zgadzało (śmiech). A tak na poważnie, to naprawdę niesamowite doświadczenie i ogromne wyróżnienie, wręcz zaszczyt. Nie dość, że ceremonia po raz pierwszy w historii odbywała się poza stadionem, to jeszcze pierwszy raz na Igrzyskach zadebiutował breakdance. Dla mnie to miało ogromne znaczenie, dlatego tym bardziej jestem szczęśliwy, że mogłem być częścią tej wielkiej maszynerii.
Byłeś w tym samym sektorze "top stars", co Céline Dion czy Lady Gaga. Wymieniliście kilka zdań?
JJO: - Nie wiedziałem kompletnie nic, nawet że one też tam wystąpią. Tam nikt nic nie wiedział, każdy był odpowiedzialny za swoją częścią, miał swoje zadanie i wiedział tylko to, co powinien wiedzieć, a czasami nawet mniej.
Igrzyska dobiegły końca i w Paryżu emocje powoli opadają. A jak u Ciebie?
JJO: - Mam te momenty jeszcze w sercu. Co jakiś czas sobie chodzę i po prostu nie dowierzam w to, co się stało. Jest tyle sal koncertowych na świecie, które mogą być w zasięgu mojego głosu, ale w przypadku czegoś takiego, jak otwarcie Igrzysk Olimpijskich - które nie są co miesiąc, tylko co cztery lata i plus to, że były tam te unikatowe sytuacje, o których wspomniałem wcześniej - to naprawdę nadal mnie to trochę rozkleja.
Co zrobiłeś w pierwszej kolejności po powrocie do Polski? Celebracja, reset, a może rzucenie się w wir pracy?
JJO: - Mój występ w Paryżu (mimo, że wiedziałem o nim pół roku naprzód) był wciśnięty po prostu na ostatnią minutę w mój grafik. Wcześniej byłem na koncercie w Londynie, z Londynu od razu Eurostarem do Paryża na próby, później już ceremonia otwarcia. Pamiętam, że po występie nie spałem do 5 rano, bo byłem tak podekscytowany. Dalej chciałem oglądać ceremonię otwarcia. Wieczór skończyliśmy o 4:30, a o 5 miałem transfer, żeby dolecieć do Austrii, gdzie był koncert następnego dnia, więc nie było odpoczynku, nie było nawet jak tego wszystkiego przetrawić. Dlatego myślę, że to tak długo mną targa emocjonalnie, bo to wszystko wydarzyło się tak szybko. Dzisiaj jest mi trochę szkoda, że nie miałem czasu bardziej pocelebrować, ale z drugiej strony cieszyłem się, że wracam na swoją trasę koncertową.
We wrześniu ruszacie w kolejną, tym razem z albumem "Let's BaRock". To chyba pierwszy taki projekt?
Aleksander Dębicz: - Na pewno jest to zupełnie nowa propozycja w tym sensie, że z jednej strony prezentujemy muzykę barokową, ale w zupełnie nowym kontekście - współczesnym, właściwie nawet popowym. Naszym celem było znalezienie złotego środka, żeby z jednej strony pokazać tę muzykę nie wypaczając jej, nie zmieniając jej przekazu, pokazując całe piękno i wyrafinowanie, a jednocześnie umieścić ją w szerszym kontekście współczesnym, czyli takim, który pasuje naturalnie do percepcji współczesnego człowieka. W związku z tym są aranżacje, które mają zupełnie inne instrumentarium niż w oryginale: jest perkusja, bas, jest trochę elektroniki, są syntezatory, ale jest jednak głos kontratenorowy. Myślę, że w tym sensie to połączenie jest nowe. Ja w swoim życiu nie słyszałem czegoś podobnego, ale wynika to w sposób naturalny z naszej miłości do muzyki barokowej. To na pewno nie jest próba zszokowania publiczności klasycznej, chociaż myślę że mogą być jakieś kontrowersje, ale nie to było naszym celem.
JJO: - Nie chodzi o to, żeby udziwniać na siłę, tylko pokazać nasz głód artystyczny i to jest właśnie owoc naszej już paroletniej współpracy. Dla mnie to jest pod tym względem genialny projekt, że tak jak w muzyce baroku jest bardzo dużo swobody, to tutaj tak naprawdę jest jej jeszcze więcej i też podejmujemy dużo więcej ryzyka. Ciekawe to, co się będzie działo na koncertach, bo tak naprawdę w prawie każdym utworze jest miejsce na improwizację, a ja mam ochotę brać te miejsca i je wykorzystywać w ten sposób, żeby dobrze się przy tym bawić.
To dobrze świadczy o artyście, jeśli ciągle towarzyszy mu głód artystyczny i poszukuje nowych dróg rozwoju.
JJO: - Absolutnie tak i to na pewno na tym się nie skończy, bo z Alkiem mamy bardzo dużo innych pomysłów. Teraz jednak musimy skupić się na tym projekcie. Mamy trasę koncertową po Polsce i nie tylko, bo zaczynamy w legendarnej sali w Amsterdamie w Concertgebouw. To jest ciekawe, bo wchodzimy z tym projektem w takie miejsca, które dla tej bardzo konserwatywnej publiczności klasycznej są jak sanktuaria.
Ale to też sposobność, żeby przedstawić tę muzykę młodszym pokoleniom.
AD: - To był tak naprawdę też jeden z naszych celów. Najbardziej zadowoleni z naszej pracy bylibyśmy, gdyby np. młodzi słuchacze, którzy słuchają na co dzień muzyki rozrywkowej, zainteresowali się naszą muzyką w oryginalne. Myślę, że jest to dosyć prawdopodobne, bo pokazujemy, oczywiście za sprawą nowoczesnych środków, że ta muzyka jest ponadczasowa i w gruncie rzeczy w niektórych utworach niewiele zmieniliśmy. Niektóre utwory w oryginale są równie cool i chcielibyśmy, żeby część publiczności też to poczuła.
JJO: - Na pewno będziemy o tym rozmawiać z naszą publicznością i uświadamiać, bo to nie będą koncerty, gdzie tylko śpiewam. Bardzo lubimy rozmawiać z naszą publicznością.
Zdziwiłem się, kiedy czytałem spis utworów nowego albumu. Wszystkie pozycje barokowe i nagle... na końcu “Moja i Twoja Nadzieja". Skąd taki zabieg?
AD: - Ten utwór wykonywaliśmy już na żywo. Pierwotnie było to zamówienie z okazji premiery serialu Netflixa. To piękna piosenka, którą wykonujemy na nasz sposób. Przygotowałem aranż, który jest spójny z całą płytą "Let's BaRock". Obaj uwielbiamy ten utwór i po prostu pomyśleliśmy, że to byłby nasz ukłon w stronę polskiej muzyki rozrywkowej, która jest bardzo bogata i być może też mamy w ten sposób szansę przedstawić ją zagranicznej publiczności.
JJO: - Z tego względu, że robimy covery muzyki barwowej, to chcieliśmy też zrobić cover polskiej piosenki, a że uwielbiamy zespół Hey i Kasię Nosowską, to bardzo nam pasowało, żeby taki polski akcent się pojawił na tej płycie.
Czy można zatem powiedzieć, że "Let's BaRock" to wasz najodważniejszy projekt?
JJO: - Z jakiegoś punktu widzenia tak, ale można też powiedzieć, że każda moja płyta jest troszeczkę odważna przez to, że wrzucam tam bardzo dużo nieznanych utworów, że nawet ludzie, którzy się znają na baroku, nie słyszeli tych kompozytorów. Pod tym względem każda płyta jest ryzykiem. A w przypadku "Let's BaRock" po prostu idziemy trochę na inny grunt, więc wydaje mi się, że rzeczywiście to może być ten jeden z tych większych kroków.
AD: - Mam takie zdanie, że jak wychodzi nowa płyta, to ona musi mieć jakieś znaczenie i uważam, że płyty Jakuba takie są i sam staram się, żeby moje płyty takie były. Czy jest to najodważniejsze? Chyba tak, bo tworzę też swoją oryginalną muzykę i to ja wtedy zupełnie odpowiadam za swój materiał, a tu jednak dotykamy istniejących kompozycji w nowy sposób, więc myślę, że to może być odebrane jako coś odważnego, dla nas jednak naturalne.
Dlaczego akurat barok stał się waszą muzą?
JJO: - Śpiewałem w chórze i tam wykonywaliśmy głównie repertuar renesansowy. Już wtedy uwielbiałem tych wszystkich mistrzów, a jak zacząłem studiować, to doszła do tego właśnie muzyka barokowa, która totalnie zaczarowała mój świat. Jest w niej tak dużo czystej emocji. To jest fenomenalnie napisana muzyka, która bardzo dobrze rezonuje z kimś, kto nawet nie ma pojęcia o muzyce, kto nawet nie ma pojęcia o tym, jakie są słowa i co one znaczą, ale to właśnie nie jest istotne. Ważne jest, żeby ta muzyka poruszała - i właśnie to mnie oczarowało i wzięło na swoją stronę.
AD: Ja miałem dość klasyczną drogę edukacji muzycznej, ale od wczesnego dzieciństwa szczególnie jarał mnie Bach, czyli bóg baroku, co nie jest takie oczywiste, bo w tej edukacji bardzo naturalne jest, zwłaszcza w Polsce, że gra się muzykę różnych epok, ale jest to jednak ciśnienie na Chopina. Później zrozumiałem, jak już zacząłem grać bardziej świadomie, że muzyka barokowa ma w sobie, zwłaszcza u tych najwybitniejszych kompozytorów, coś co pasuje do dzisiejszych czasów, jest bardzo ponadczasowa i właśnie to chcemy podkreślić we wspólnym projekcie "Let's BaRock".
Czy wy w ogóle słuchacie radia?
JJO: - Muszę przyznać, że bardzo często słuchałem radia, jak studiowałem w Warszawie. Lubię to. Teraz rzadziej włączam, bo jednak jestem cały czas w podróży, więc bardziej towarzyszy mi playlista, którą sam sobie ustalam w serwisach muzycznych.
AD: - Głównie słucham radia w samochodzie, lubię go słuchać w formie podcastów. Jeśli chodzi o muzykę, to raczej wybieram sobie ją sam, ale rzeczywiście zdarza się, że coś usłyszę w radiu, co mnie zainteresuje i potem szukam danej piosenki.
Czego w takim razie lubicie słuchać w wolnej chwili?
AD: - Bardzo różnej muzyki, od klasyki po hip-hop, dużo muzyki filmowej, jazzu, nawet zdarzy się techno. W muzyce można znaleźć tyle różnych rzeczy, które przynoszą ciarki na plecach, że nie lubię zamykać się na gatunki, bo to jest sztuczne stawianie barier.
JJO: - Przez to, że tańczę breakdance, słucham dużo funku i hip-hopu. Jestem taką osobą, która lubi się programować muzyką na dane momenty, czyli np. wiem, że kiedy mam gorszy dzień, a daję tego samego dnia koncert, powinienem posłuchać raczej trance housu, żeby wprowadzić się w stan medytacji, poruszać się trochę, a na koniec poluzować się przy pozytywnym funku. Breakdance pomaga mi w życiowej równowadze.