Reklama

Jacek Cygan: Moje życie nie na sprzedaż

"Co jakiś czas mam propozycje, abym opisał wszystkie smaczki, anegdoty, ciemne strony show-biznesu... To wszystko poparte argumentem: to by się świetnie sprzedało! Ale tego nie robię" - wyznaje tekściarz i poeta Jacek Cygan.

"Co jakiś czas mam propozycje, abym opisał wszystkie smaczki, anegdoty, ciemne strony show-biznesu... To wszystko poparte argumentem: to by się świetnie sprzedało! Ale tego nie robię" - wyznaje tekściarz i poeta Jacek Cygan.
Jacek Cygan promuje "Boskie błędy" /AKPA

Jacek Cygan ma w dorobku ponad 1000 tekstów piosenek. Pisał dla takich gwiazd, jak m.in. Maryla Rodowicz, Edyta Górniak, Ewa Bem, Halina Frąckowiak, Edyta Geppert, Kayah, Kombii, Seweryn Krajewski, Krzysztof Krawczyk, Lady Pank, Grzegorz Markowski, Jerzy Połomski, Piotr Rubik, Ryszard Rynkowski, Zdzisława Sośnicka, Grzegorz Turnau i Zbigniew Wodecki.

Reklama

Pięciokrotnie nagrody na Festiwalu w Opolu zdobywali wykonawcy śpiewający jego utwory. Dodatkowo Edyta Górniak z "To nie ja" zajęła 2. miejsce na Eurowizji.

Popularność przyniósł mu także program "Idol", którego był jurorem w latach 2002-2005.

PAP Life: Właśnie ukazał się pański tomik poezji "Boskie błędy". Ale to nie o błędach boskich pan pisze, raczej to pochwała życia i zachwyty nad światem...

Jacek Cygan: - Wiersz "Boskie błędy", od którego powstał tytuł tomiku, to jest raczej naiwna próba uczłowieczenia Najwyższego, ale oczywiście z pewnym przymrużeniem oka. Natomiast moje zachwyty nad światem, oczywiście, że tu są. Zachwyty nad wszystkim, co jest wokół mnie, we mnie i w ludziach mi bliskich.

Ale też pan trzyma się zasady, żeby nie korzystać, nie opisywać własnego życia, czy tak?

- To jest też temat jednego z wierszy, inspirowanego refleksją Josifa Brodskiego, mojego ukochanego poety, który powiedział: "dopóki możesz, nie rób ze swojego życia środka utrzymania". A jednocześnie to się pięknie połączyło z wierszem Czesława Miłosza "Przepis", gdzie znajdujemy taką strofę: "Tylko nie wyznania. Własne życie tak mi dojadło, że znalazłbym ulgę opowiadając o nim." W tym miejscu chcę powiedzieć, że dostaję, co jakiś czas z różnych wydawnictw propozycje, abym opisał wszystkie smaczki, anegdoty, ciemne strony show-biznesu, rozmaite skandale. To wszystko poparte argumentem: "to by się świetnie sprzedało!" Ale tego nie robię.

Co pan czuje jak pan słyszy swoje piosenki z estrady, w świetnym wykonaniu?

- Ostatnio występowałem w Filharmonii w Szczecinie z koncertem "Życie jest piosenką" i kiedy śpiewaliśmy na końcu "Łatwopalni", wszyscy ludzie wstali, objęli się i razem z nami wykonali ten utwór. A na balkonie pojawiły się światełka zapalniczek i telefonów. Takie chwile są ogromnie wzruszające. Ale równie wzruszające jest, kiedy w małej bibliotece w Złoczewie, gdzie miałem wieczór autorski następnego dnia, ludzie słuchali poezji. I było między nami jakieś magiczne porozumienie, nie takie efektowne, jak tam, gdzie jest ogromna scena i jeszcze większa widownia, ale równie ważne.

Kiedy pan tworzy? Jakie warunki muszą być spełnione, żeby powstał wiersz, piosenka?

- Teksty piosenek muszę "wychodzić". To jest moja metoda pracy. Chodzę mając w głowie muzykę, którą dostałem od kompozytora, bo teraz na ogół pisze się słowa do gotowej muzyki. Muszę to "wychodzić" na termin, czyli chodzę z tym, szukając pomysłu, ale cały czas zapala mi się światełko: "za dwa dni powinieneś oddać ten tekst", bo Maryla Rodowicz, Ryszard Rynkowski czy Perfect muszą to nagrać.

Natomiast wiersz nie podlega takim regułom. Wiersz musi sam na mnie "spaść". Powtarzam na moich spotkaniach, że tutaj pewną wskazówką życiową jest to, co mawiał Jonasz Kofta, mój starszy kolega, wspaniały poeta i autor tekstów, który zwykł mawiać: "spadło to na mnie jak pijany kominiarz". Wiersza nie da się ani wychodzić, ani wysiedzieć. Po prostu pomysł na wiersz musi sam spaść. Nieraz jest tak, że mija pół roku i nic. A nagle człowiek gdzieś jedzie, jest w samochodzie, na plaży, w restauracji, w pociągu i jest! Spada na mnie wiersz!

Podobno sprzyjającymi okolicznościami pańskiej twórczości jest podróż, dobrze też, by w okolicy była woda...

- Woda bardzo dobrze mi robi, bo jestem zodiakalnym Raczkiem. Rzeczywiście, proszę się nie śmiać, ale często, jak nie mogę nic wymyśleć, to szukam kontaktu z wodą. Morze, jezioro, rzeka, a czasem zwykła woda z kranu - to może mnie otworzyć. A podróż? Wyjechanie z domu, z Warszawy pozbawia mnie codziennych obowiązków, maili, spotkań. Podróż, dlatego jest taka ważna, że w niej uciekam z tej rzeczywistości, obowiązkowości. Tam się otwieram.

Czy pan ma poczucie rytmu? Poczucie rytmu słowa, ale też i muzyki?

- Mam oczywiście jakieś poczucie rytmu, ale w porównaniu z muzykami, kompozytorami na pewno dość ubogie. Natomiast mam wyczucie na rytm słowa, na melodię słowa. Nawet ostatnio spotkałem się z Danielem Olbrychskim, który z tomu "Boskie błędy" przeczytał wiersz "Precyzja". I on powiedział: "Napisałeś to 11-zgłoskowcem, wspaniale!" I pokazał mi, jak to należy czytać. On, jako aktor przeczytał to fenomenalnie. A ja odpowiedziałem Danielowi, że nie wiem, czy to napisałem 11-zgłoskowcem, ponieważ się nad tym nie zastanawiałem.

To przychodzi naturalnie, nie liczę zgłosek. Być może to jest specjalny rodzaj muzykalności na słowo. Autorzy tekstów to mają: Agnieszka Osiecka to miała, Wojtek Młynarski, Jonasz Kofta. To jest rzecz, o której rzadko ktoś mówi, więc dziękuję za to pytanie, bo to jest specjalna cecha, którą mają autorzy tekstów piosenek, takie wyczucie na melodię słowa.

W jednym z wierszy czytamy: "przytul się do siebie, gdyś jest w gniewie". Niektóre wyimki z pana poezji mogłyby być panaceum na nasze bolączki.

- Zawsze to się zaczyna od bolączek autora (śmiech). To jest rodzaj takiej oszczędnej liryki, takiej schowanej, którą bardzo lubię. Ona towarzyszy mi od lat, i w wierszach, i w piosenkach. Przykładem takiej liryki jest w tym tomie także wiersz "Niebuszko".

Jest też wiersz o Kapeli Czerniakowskiej...

- Buena Wisła Social Club! Mogę tu zdradzić sekret poety. Przecież nazwa tej kubańskiej formacji "Buena Vista Social Club" towarzyszy nam od wielu lat. I nagle przychodzi takie skojarzenie, że kapela tych rodzimych staruszków na rogu Foksal i Nowego Światu w Warszawie to jest "Buena Wisła Social Club"! Czytaliśmy wiersze z mojego nowego tomu w Promie Kultury na Saskiej Kępie razem z Andrzejem Sewerynem. I on mówi: Jak wymyśliłeś to "Buena Wisła", to pewnie od razu nalałeś sobie kieliszeczek?! A ja powiedziałem: Tak właśnie było!

Czy w związku z pana pracą narodziły się jakieś fantastyczne przyjaźnie?

- Piszę tylko dla osób, które znam, które są mi bliskie. Ja nie jestem okienkiem na poczcie: kwituje muzykę, proszę za trzy dni przyjść, kupić znaczek za trzy pięćdziesiąt i tekst będzie gotowy! Ja muszę osobę, dla której piszę, znać. Muszę jej spojrzeć w oczy, pogadać z nią. To jest klucz do stworzenia postaci na scenie. Mówię o tym z przyjemnością, że byłem "ojcem chrzestnym" artystów, którzy zaczynali.

Napisałem pierwsze piosenki dla Edyty Geppert - "Jaka róża, taki cierń", dla Ryszarda Rynkowskiego, kiedy odszedł z Voxu "Wypijmy za błędy", dla Mietka Szcześniaka "Przyszli o zmroku", dla Anny Jurksztowicz "Diamentowy kolczyk", dla Edyty Górniak "To nie ja byłam Ewą". To były ich pierwsze własne piosenki. Powstały na ogół po wielu naszych rozmowach, przegadanych nocach, wsłuchiwaniu się w ich słowa.

Ale jednocześnie wymienia pan same hity.

- Tak, bo to były piosenki trafione. Oni w tych piosenkach zaistnieli. Stworzyli postacie, które ludzie pokochali, zaakceptowali i które zostały. Postać Edyty, która śpiewała na Eurowizji: "zanim w popiół się zmienię, chcę być wielkim płomieniem" - została. To była prawdziwa postać. Tak jak postać Ryszarda Rynkowskiego, który śpiewał "Czego może chcieć od życia taki gość jak ja". Muszę pisać przez siebie, ale i przez wykonawcę piosenki.

A co się stanie z piosenką, którą napisał pan przed śmiercią Zbigniewa Wodeckiego?

- Nie wiem. Może nic? A może zaśpiewa to któryś z przyjaciół Zbyszka? Rzeczywiście, gdy skończyłem tekst do jego muzyki i miałem mu wysłać rano, dowiedziałem się z internetu, że Zbyszek miał udar. Na końcu jego nagrania demo, gdzie Zbyszek śpiewa, jak my to mówimy "po norwesku" powiedział: "Jacuś, dobrze by było, żeby to się powtarzało, bo to jest strasznie dużo tego. Ot, taką zabawę sobie zrobimy".

A wracając do moich nowych wierszy, to 22 maja miała miejsce promocja mojej książki "Boskie błędy" w Promie Kultury. I tego dnia umarł Zbyszek. Ktoś powiedział, że tytuł jest o Zbyszku.

Rozmawiała Dorota Kieras (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Jacek Cygan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy