Ireneusz Dudek: Poza sceną trochę zwolniłem
"Przysięgłem żonie, że nie wezmę do ust kieliszka wina. I trwam" - mówi wokalista Irek Dudek, głównodowodzący Rawa Blues Festival,
W czwartek 28 września w Katowicach rozpocznie się 37. Rawa Blues. Tegoroczne święto bluesa potrwa trzy dni.
Ostatniego dnia imprezy blues królować będzie w Spodku. Wśród zagranicznych gwiazd imprezy są Kris Barras Band, Tim Woodson & Heir Harmony, Sonny Landreth i Marcus King Band.
Na Dużej Scenie wystąpią również artyści wybrani przez Radę Artystyczną festiwalu: Grzegorz Kapołka Trio, Sobo Blues Band (Izrael), Wes Gałczyński & Power Train, duet Pola Chobot & Adam Baran oraz Two Timer.
W tym roku dyrektor festiwalu Ireneusz Dudek zaprezentuje się w jednym ze swoich ulubionych wcieleń: stanie na czele 15-osobowego Big Bandu oraz trzyosobowego chórku, by przypomnieć utwory z płyty "No. 1", która była pierwszą w Polsce anglojęzyczną płytą bluesową nagraną przez rodzimego artystę.
PAP Life: Czy ludzie czują jeszcze bluesa?
Ireneusz Dudek: - (śmiech) Oczywiście, czują i to młodzi ludzie. Nasi goście, którzy przyjeżdżają na Rawę Blues, powtarzają: tak wielu młodych Polaków słucha bluesa, ta muzyka ma tutaj przyszłość. Liczę na to...
Ilu muzyków gra w Polsce bluesa?
- Około 200 zespołów. Na Rawa Blues dostaliśmy 150 zgłoszeń, z których wybraliśmy dziesięć, na boczną scenę. A na dużej - usłyszymy wszystko, co ciekawe w polskim bluesie.
Dlaczego dodatkowo zaprosiliście muzyków gospel?
- Bo to też blues. U nas pojęcie blues ogranicza się do smutnego kolesia, grającego przy piwku albo do grupy Dżem czy Tadzia Nalepy. Ale to tylko wycinek. A przecież są różne odmiany bluesa, od urban blues w Chicago, do bluesa w Teksasie, od Ornette Colemana, do bluesa na Zachodnim Wybrzeżu USA. Bez bluesa nie byłoby rocka, wystarczy posłuchać The Rolling Stones.
Albo Shakin' Dudiego...
- Mam na koncie ponad 120 kompozycji, ale ludzie znają tylko kilka, jak "Au sza la la la"... Cóż, od tego się zaczęło, "Złota płyta", ale powtarzam: rock to dziedzictwo bluesa.
Znany jest pan z tego, że nigdy nie gra z playbacku.
- Dla mnie rock grany z playbacku, jest nie do przyjęcia... Kiedyś zapraszała mnie pewna stacja telewizyjna, ale warunkiem było granie z półplaybacku, czyli ja śpiewam, ale podkład z taśmy. Odmówiłem. Młoda dziewczyna, która negocjowała ze mną nie rozumiała dlaczego. Próbowałem jej wyjaśnić: idzie pani do filharmonii, a tam muzycy mają smyczki posmarowane odpowiednim kremem, żeby nie wydawały dźwięku podczas przesuwania ich strunach, a muzyka odtwarzana jest z płyty. Ależ to niemożliwe!! - krzyknęła ta pani. Dla mnie niemożliwe jest takie granie rocka...
100 procent na estradzie, a w życiu?
- W życiu trochę zwolniłem... Były czasy rock'n'rollowe, ale od 30 lat jestem poważnym i porządnym człowiekiem... Przysięgłem żonie, że nie wezmę do ust kieliszka wina. I trwam. Gdyby nie żona, pałętałbym się po przeglądach klubowych...
Rozmawiał Zbigniew Krzyżanowski (PAP Life)