iNNi: Zagubieni w nieswoim świecie
Choszczeńsko-szczecińska grupa iNNi powstała na przełomie 2003 i 2004 roku. Zespół stworzył Artur Szuba, wokalista, dziennikarz, poeta, wydawca i organizator imprez w jednej osobie. Na płytach "...w nas nie ma ciszy..." (2005) i "Chaorder" (premiera na początku października 2006 roku) muzycy prezentują gitarowe nowofalowe granie, z elementami post punka i elektroniki, ze słyszalnymi klimatami przypominającymi Republikę. Na "Chaorder" zespół poza autorskimi nagraniami przedstawił także bonus "iNNa Republika" z własnymi wersjami trzech nagrań niezapomnianego Grzegorza Ciechowskiego i jego kolegów. O republikańskich inspiracjach, chaosie i porządku oraz thrillerze z Nicole Kidman Michałowi Boroniowi opowiedzieli wszyscy członkowie iNNych, czyli Artur Szuba (wokal), Kamil Żuchowski (bas, śpiew), Dariusz Kamiński (perkusja, śpiew), Tomasz Skrzypiec (klawisze, gitara akustyczna, śpiew) i Marek Pokorniecki (gitara, śpiew).
Dlaczego nazwaliście się iNNi i dlaczego akurat jeszcze nazwę piszecie tak inaczej?
Artur Szuba: Nazwa jest w zasadzie dziełem przypadku. Zespół powstał dokładnie trzy lata temu na potrzeby tylko jednego koncertu, który reklamował projekt "Gdzie oni są? Czyli wspomnienia fanów rocka lat 80.". To taka wspominkowa książka, którą postanowiliśmy wydać wraz z Katarzyną Andrzejewską. Żeby to troszkę wypromować zorganizowaliśmy koncert w warszawskim "Parku", na którym zagrały formacje Cytadela, Moskwa i 1984 oraz Artur Szuba i iNNi. Rzecz odbyła się 28 stycznia 2004 roku.
Książki nie udało nam się, niestety, dotąd wydać, ale zespół został. Spodobało nam się to wspólne granie, polubiliśmy się, a co najważniejsze, mimo różnych muzycznych doświadczeń, udaje nam się tworzyć coś, co wszystkim nam się podoba. Z nazwy zniknęło moje nazwisko i tak narodzili się iNNi.
Nazwa pisana jest właśnie w ten charakterystyczny sposób, bo, po pierwsze, trzeba było jakoś wyróżnić to słowo, żeby nie było jak na przykład w końcowych napisach filmu: wystąpili ble ble ble i inni (śmiech). Po drugie natomiast NN wpisuje się w stosownych rubryczkach, kiedy człowiek jest nam nieznany, idealnie więc pasuje do nas (śmiech). Kojarzy się też z pewnym filmem.
Kamil Żuchowski: Nazwa ewoluowała. Początkowo był Artur Szuba i iNNi z racji, że mieliśmy być krótkotrwałym tworem ("Artur Szuba z zespołem" brzmiałoby co najmniej śmiesznie). Potem pozostał ostatni człon nazwy czyli po prostu "iNNi". Sposób pisowni zaproponowała bodajże nasza menedżer Kasia Andrzejewska.
No właśnie, wspominacie o pewnym filmie. Oglądaliście może "Innych" Alejandro Amenabara z Nicole Kidman? Czy akurat ten thriller nie wpłynął na wasz zespół?
Artur Szuba: Oczywiście, że tak. To jeden z ciekawszych filmów w swoim gatunku. Podobnie jak w "Szóstym zmyśle" jest naprawdę dobrze zrealizowany, ma intrygującą fabułę i cudownie zaskakuje na koniec. Być może coś w nas z tych filmowych "Innych" jest. Czasami nieco zagubieni w nieswoim świecie, ale zdecydowanie jesteśmy pogodniejsi. Nie ma też w naszej twórczości nic o duchach, choć pewnie da się wyczuć ducha nowej fali z minionych dekad (śmiech).
Kamil Żuchowski: Oglądałem i pamiętam, że śmiałem się, że tak szybko występujemy w TV (film był emitowany krótko po naszym zawiązaniu), ale jakiegoś większego piętna nie pozostawił. Czyli iNNi to nie inni (śmiech).
Na pierwszej płycie deklarowaliście, że w was nie ma ciszy. Czy coś się zmieniło w tej materii na albumie "Chaorder"?
Artur Szuba: "W nas nie ma ciszy" to fragment tekstu z ostatniej piosenki na tym debiutanckim krążku. Dłuższy czas nie wiedzieliśmy jak nazwać tą płytę, dlatego też wydawało mi się, że dobrym pomysłem będzie wykorzystanie tego cytatu, a to dlatego, że naprawdę dobrze charakteryzował to, co się wtedy w nas działo.
My wtedy wykrzyczeliśmy, że jesteśmy, że coś robimy, że może warto spróbować nas posłuchać. Odnosiło się to też do zawartości tej płyty, bo ona twórczo też była taka "wykrzyczana". Nie w sensie mocy, ale przekazu raczej.
Znalazły się na niej bowiem różne piosenki. Obok nowych, były i takie utwory, które wykonywałem już z wcześniejszymi swymi zespołami. Przy "Chaorderze" było zupełnie inaczej, bo tak naprawdę, to dopiero ta płyta jest w pełni nasza. Poza tym zupełnie inne relacje są między nami, zdążyliśmy się zżyć na tyle, że jesteśmy dla siebie po prostu dobrymi kumplami, którzy bez zbędny słów czują to, co robią.
Oczywiście też są jakieś tarcia i różnice zdań, czyli nadal krzyczymy, ale już bardziej w kwestiach twórczych, a nie na świat, by usłyszał nas jak największy tłum. Mam stosowny dystans do tego co robić, a ci co chcą usłyszą nas sami, nie musimy ich nawoływać.
Tomasz Skrzypiec: Klimat został, aczkolwiek troszku poszliśmy (tak sądzę) w kierunku uproszczenia naszych chorych, nieokiełznanych wizji, co by muzyka i tekst był bardziej przyswajalny dla zwykłego zjadacza chleba.
Kamil Żuchowski: Zgodnie z tytułem pierwszej płyty "w nas nie ma ciszy", można powiedzieć, że jest ona w pewnym sensie ostrzejsza i mniej spokojna niż "Chaorder". Chociaż tak prawdę mówiąc, nie było to jakieś celowe. Myślę, że mimo wszystko nadal tej ciszy nie ma i raczej nie będzie, bo bez muzyki nie wyobrażamy sobie życia na naszym padole. Jesteśmy maniakami muzyki, więc o ciszy nie może być mowy.
Tytuł oznacza połączenie słów "chaos" i "order", czyli porządek. Który element dominuje w iNNych, którego jest w was więcej?
Artur Szuba: Pozornie chaosu, ale z tego twórczego galimatiasu, który w nas siedzi udaje nam się przecież wyprowadzić porządek w postaci piosenek. A wydawałoby się, że zważywszy na nasze indywidualne zamiłowania muzyczne, możemy stworzyć jedynie kakofonię. Pewnie dla niektórych dokładnie to robimy, ale my lubimy te swoje pieśni. W tym właśnie swoistym chaosie tkwi siła, bo gdybyśmy byli tacy sami, szybko by nam się znudziło, a tak, bawimy się tym co robimy. Nierzadko efekt tej zabawy zaskakuje nas samych.
Tomasz Skrzypiec: Tak jak mówię, jest czymś pomiędzy.
Darek Kamiński: Myślę, że więcej w nas "chaosu". Dlatego też to, co tworzymy jest tak świeże, bo powstaje z chaosu, ale układa się w jakiś określony "porządek".
Kamil Żuchowski: Ja sądzę, że po połowie. Chaos jest tu wyznacznikiem emocji w graniu, a porządek wiąże się z aranżacją kawałków, która zaprowadza ład w utworach. Prezentujemy energetyczną muzyczkę, aczkolwiek trzymamy ją w ryzach i panujemy nad nią.
Na okładce płyty z zapałek ułożyliście słowo iNNi, a jaki wyraz ułożylibyście z tych, które są rozrzucone poniżej?
Kamil Żuchowski: To chyba miało być tak, że są dwa rzędy zapałek - z pierwszego rzędu powstaje słowo (w tym wypadku "iNNi"), czyli synonim ładu, a drugi rząd, to bezładnie porozrzucane zapałki, czyli synonim chaosu. Więc nic nie chcielibyśmy z nich układać (śmiech).
Artur Szuba: A może być kilka słów? W moim przypadku byłyby to pewnie jakieś słowa radości, że wbrew stadu malkontentów udało nam się wydać tą płytę, ale mógłby to też być komunikat dla tych, którzy sięgają po ten krążek, że tymi zapałkami mogą podpalić świat, albo ogrzać sobie łapki w mroźne dni.
Tomasz Skrzypiec: Więcej koncertów i kasy! (śmiech).
Nie ukrywacie swojego oddania, uwielbienia wręcz do muzyki Republiki i twórczości Grzegorza Ciechowskiego. Skąd się ono wzięło? Czy mieliście okazję go poznać?
Kamil Żuchowski: Artur prowadził swojego czasu fanklub Republiki i uwielbia Grzegorza i spółkę. Ja osobiście cenię ich i lubię niektóre utwory, ale to wszystko.
Artur Szuba: Nie do końca tak jest. To raczej moja wina, bo moi koledzy nie są wcale jakimiś wielkimi fanami Republiki czy Ciechowskiego, ot, lubią niektóre z ich piosenek. Nieco inaczej jest ze mną.
Republika była pierwszym ważnym zespołem, a Ciechowski prawdziwym moim mentorem. Z czasem oczywiście poznawałem kolejne ważne zespoły, ale ta toruńska grupa tkwi gdzieś we mnie cały czas. W swym rodzinnym Choszcznie, w latach 80., prowadziłem nawet fanklub Republiki o wdzięcznej nazwie "Klatka", do dziś natomiast jestem bywalcem dorocznego zlotu fanów tzw. "Dnia Białej Flagi" w Toruniu i wielce sobie cenię te kontakty.
Po śmierci Grzegorza jego zespół przestał istnieć, uznałem więc, że powinniśmy w jakiś sposób podziękować. Za twórczość, i za to, że jestem kim jestem. Wszak gdyby nie to zamiłowanie do Republiki, nie byłoby iNNych, stąd też trzy covery, które znalazły się na naszej nowej płycie. Jest to więc moje "Dziękuję!".
Co do samego Grzegorza, miałem to szczęście spotkać go kilka razy. Najczęściej przy okazji koncertów, ale też wtedy, kiedy pojechaliśmy do Torunia po oficjalną zgodę na prowadzenie fanklubu, czyli tzw. autoryzację. Miałem wtedy z 18 lat i byłem pod takim wrażeniem swego idola, że z wrażenia zapomniałem przez jakie "h" pisze się nazwę mojej miejscowości, kiedy Grzegorz się o to zapytał. Tak czy inaczej, był to bardzo magiczny czas i cieszę się, że mogłem być częścią tego wszystkiego.
Tomasz Skrzypiec: Nie przesadzałbym tak z tym uwielbieniem (śmiech). Osobiście mam wielki szacunek do twórczości Grzegorza i Republiki - w sumie za całokształt. Można powiedzieć, że był to zespół jeden z niewielu, który w sposób profesjonalny, czasem z przymrużeniem oka promował polską muzę, wygrzebywał folklor i mielił to w rocka. Dla mnie bomba, przecież nie musimy ciągle grać bluesa.
Czy nie boicie się takiego ścisłego określenia, jako kontynuatorów tradycji Republiki? Słychać, że nie jest to niewolnicze kopiowanie, ale mimo wszystko wiele osób może stwierdzić, że woli oryginał od kopii.
Artur Szuba: Boję się i mimo wszytko nie chcę, by tak jednoznacznie brano nas za drugą Republikę. Ta była jedyna, niepowtarzalna i nie do podrobienia! Oczywiście, nie wyrzekam się swych muzycznych korzeni i nie będę udawał, że nie odbija się ona w naszych dokonaniach. Proszę mi jednak wierzyć, że tworząc poszczególne piosenki, nie robimy nic, by były choćby zbliżone do dzieł Ciechowskiego. Ja też naprawdę wolę oryginał.
Owszem, posługujemy się podobnymi środkami wyrazu, ale już w szczegółach bardzo się różnimy. Choć mimochodem nadajemy tym swego rodzaju republikańskim kodem, jest to nasza muzyka i moje teksty. Zatem tradycja - tak, ale z daleka od ślepego naśladownictwa. Wolę byśmy byli pierwszymi iNNymi, niż drugą Republiką.
Tomasz Skrzypiec: Republika, to Republika, a iNNi, to iNNi, jak sama nazwa wskazuje - INNI (śmiech).
Kamil Żuchowski: Słyszałem takie głosy. My w zasadzie wszystkie kawałki stworzyliśmy naturalnie, nie kierowaliśmy się kryterium, że jakiś kawałek ma brzmieć np. jak Republika. Raczej to wyglądało na zapożyczenia ogólnego stylu (rock, chillout, ska), np. graliśmy jakąś rzecz i stwierdziliśmy, że powinna być bardziej rockowa, więc Marek grał ostrzejszą gitarę, czy też ja mniej kombinowany bas, itd. A co do woli, to każdy jest wolnym człowiekiem i niech słucha tego, co mu się podoba. Nie zamierzamy się nikomu narzucać.
W ramach hołdu nagraliście trzy przeróbki Republiki "Udajesz, że nie żyjesz", "Pornografia" i "Halucynacje". To wasze najbardziej ulubione nagrania tego zespołu? Jakie były kryteria wyboru?
Kamil Żuchowski: Nie znam całej dyskografii Republiki i Grzegorza, ale mogę powiedzieć, że to nie są moje ich ulubione kawałki. Po naszych przeróbkach podobają mi się bardziej niż oryginały, hehehe...
Artur Szuba: Lubię większość piosenek Republiki i w sumie trudno by mi było wybrać te najbardziej ulubione. Dużo łatwiej byłoby mi wskazać, których nie lubię (śmiech). Otóż najmniej podoba mi się płyta "1991", ale i tam znajdę kilka dobrych wyjątków.
Wracając jednak do naszych coverów, to decydując się na ich nagranie, chciałem, by były to jakieś szczególne utwory. "Halucynacje" znalazły się w naszym repertuarze przy okazji debiutanckiego koncertu, chcieliśmy po prostu zagrać coś dokumentującego lata 80. Naturalnie padło na Republikę.
Natomiast "Pornografia" to jedna z pierwszych piosenek torunian, która, niestety, nigdy nie została przez nich zarejestrowana, i w konsekwencji zna ją niewiele osób. "Udajesz, że nie żyjesz" pochodzi z repertuaru Obywatela GC, a jest częścią filmu "Zero życia". Na płycie znalazła się niedawno, a to za sprawą boxu "Komplet" zawierającego wszystkie solowe płyty GC. Covery te znalazły się na naszej płycie jako taki super bonus pod nazwą "iNNa Republika".
Na pierwszej płycie była "Piosenka o małych miasteczkach", a na drugiej jest "Piosenka o wielkim mieście". Czy te utwory mają oparcie w jakiś konkretnych miejscach? Pierwszym skojarzeniem, które mi się pojawiło to Choszczno i Szczecin, czyli miasta z których pochodzicie. Słusznie?
Artur Szuba: Przyznaje się bez bicia, że Choszczno było inspiracją do napisania tego tekstu, co zresztą wyraźnie widać w klipie do tej piosenki. Natomiast tytuł drugiej jest takim puszczeniem oka do tych, którzy znają pierwszą płytę, ale faktycznie może też znakomicie pasować do Szczecina.
Choć szczerze mówiąc nie jest to jakaś specjalna metropolia, czasami można wręcz odnieść wrażenie, że nie jest większe od mego miasteczka. No, ma więcej świateł i tramwaje... Mimo jednak swoistej zaściankowości naszego województwa, mimo bezpośredniego kontaktu z zachodnią granicą naszego radosnego kraju, lubię te miejsca.
Po pierwszych przesłuchaniach dla mnie wyróżniają się szczególnie na tle pozostałych utwory "Jak latarnik" i "Zanim będę", w którym słychać głosy waszych dzieci. Opowiedzcie o tych nagraniach, jak doszło do ich powstania?
Artur Szuba: To oczywiście rzecz gustu, mnie na przykład bardziej podobają się te mocniejsze, bardziej zakręcone utwory, ale "Zanim będę" do tych najulubieńszych też się zalicza.
Jest to bardzo szczególna pieśń. Kiedy w grudniu ubiegłego roku zaczynaliśmy nagrania, dowiedzieliśmy się z naszym gitarzystą Markiem Pokornieckim, że nasze panie są w ciąży i zostaniemy tatusiami. Postanowiliśmy więc napisać piosenkę dla naszych nienarodzonych jeszcze dzieciaczków.
Zaśpiewały ją córki Darka Kamińskiego i Tomka Skrzypca oraz moja Weronika. Równie szczęśliwy był finał tych nagrań, bo niemalże w chwilę po ich zakończeniu, urodzili się nasi synkowie - Maks i Julek...
Całe to nagrywanie było przesiąknięte jakąś kosmiczną szczęśliwością, co prawda, ze względów ekonomicznych, realizowaliśmy całość na raty, ale tym ważniejsza jest dla nas ta płyta. Mam nadzieję, że może taka być dla innych...
Kamil Żuchowski: Z "Latarnikiem" było tak, że Artur złożył jakieś dwa akordy i zaczęliśmy je wszyscy na próbie grać. Efekt był taki, ze zwrotka powstała w 2 minuty właściwie. Doharmonizowaliśmy jeszcze refrenik i most, który chcieliśmy żeby brzmiał tak nieco jak jakaś klasyka.
"Zanim będę" powstał w domu. Artur i Pilu złożyli melodię i do tego akordy. Ja z kolei podłożyłem bas, który zmienił harmonię (często stosuję taki manewr), czyli nie zawsze gram dźwięki z podstaw akordów, co świetnie moim zdaniem brzmi.
Tomasz Skrzypiec: Jako kompozytor "Zanim będę" dodam, że się bardzo cieszę, że się podoba i, że może w końcu dostanę jakąś kaaaaaaaaasę (śmiech).
Artur, jesteś nie tylko muzykiem i wokalistą, ale także poetą. W tekstach iNNych jednak raczej stawiasz na prostotę i jasność przekazu, ale to nie zarzut (śmiech). Wiadomo, że jak kochasz, to o tym mówisz wprost.
Artur Szuba: I tak ma być, bo każdy z tekstów jest swoistym komunikatem. Moim szyfrem, którym porozumiewam się ze słuchaczem. Każdy może dekodować go na swój sposób, bowiem z chwilą kiedy udostępniam go innym, nie jest już tylko moją własnością.
Pisząc wiersz mogę sobie pozwolić na rozpostarcie skrzydeł i swobodne lawirowanie między słowami, za którymi skrywają się różne moje stany. Bywam więc bardzo romantyczny, innym razem straszę jakimiś depresyjno-obłędnymi klimatami, by na koniec być nieco erotycznie sprośny.
W tekstach piosenek nie staram się jakoś specjalnie być bardziej powściągliwy, pewnie jednak podświadomie chcę być bardziej zrozumiały, a czasem może najzwyczajniej na świecie podśpiewać sobie nieskomplikowany refren własnej piosenki.
Pierwszym singlem był utwór "Uwielbiam patrzeć". Na co lubią patrzeć iNNi?
Marek Pokorniecki: iNNi lubią patrzeć na swoje kochane żony i dzieci bez których nagranie "Zanim będę" byłoby niemożliwe. Na kolejnym albumie pewnie powstanie kawałek "Już jestem", tym razem z udziałem naszych synków.
Darek Kamiński: Osobiście uwielbiam patrzeć na kobiety...
Tomasz Skrzypiec: A na co lubią patrzeć mężczyźni?
Artur Szuba: Oj, na wiele rzeczy uwielbiam patrzeć. Lubię na przykład obserwować ludzi krzątających się w pośpiechu na dworcach PKP, jeszcze bardziej kocham nocne niebo, bezchmurne rzecz jasna, ale także bliskie mi osoby, które beztrosko pogrążone są we śnie.
Kamil Żuchowski: Na ładne tyłeczki (śmiech), no i na siebie ? uwielbiamy ze sobą grać i jak się wszyscy widzimy w jednym miejscu z instrumentami, to od razu mamy "banana" na twarzach.
Jakie dalsze plany? Co trafi na kolejny singel i czy będzie kręcić kolejny teledysk?
Kamil Żuchowski: Teledysk, znając życie, na pewno będzie. Przydałoby się grać jak najwięcej koncertów, ale co będzie się działo tego już nie wiem...
Tomasz Skrzypiec: Więcej koncertów, kasy, aut i takie tam (śmiech).
Artur Szuba: Z niecierpliwością czekamy aż "Chaorder" trafi już do sklepów, bo na razie jest dostępny tylko u wydawcy i u nas. Cóż, trzeba dać czas na dopełnienie się stosownych procedur papierkowo-marketingowo-sklepowych.
Z pewnością powstanie kolejny klip, ale nie wiem jeszcze, na którą piosenkę się zdecydujemy. Może pomogą nam fani? Czekamy na sugestie... Chciałoby się grywać więcej koncertów, ale póki co, jakieś strasznie to dla nas karkołomne (śmiech).
Dziękuję za rozmowę.