IGNACY: "Pierwszy raz zacząłem naprawdę dużo słuchać swojej muzyki" [WYWIAD]
Niedawno premierę miał drugi krążek IGNACEGO - "Limbo". Już od pierwszych singli jak "Trucizna" czy "STOP!!!" dało się zauważyć, jak różnią się te kawałki od utworów z debiutanckiego "Central Parku". Z tej okazji porozmawialiśmy o przyczynach zmiany, inspiracjach stojących za nowym brzmieniem oraz planach na 2025 rok.
Wiktor Fejkiel: Z czego wynika ta zmiana stylu i danie sobie przestrzeni do eksperymentowania?
IGNACY: - Po prostu chciałem spróbować czegoś nowego. Zamykając materiał na pierwszą płytę - "Central Park" - miałem założenie, że na drugiej chcę pozwolić sobie na więcej. Wiedziałem też, w jakim mniej więcej kierunku chcę dalej iść. Więc to był taki naturalny impuls, który gdzieś tam się pojawił i za którym postanowiłem podążać.
Dla ciebie to bardziej ewolucja czy rewolucja?
- Z jednej strony, słuchając tego materiału, słyszę, że czysto muzycznie nastąpiła rewolucja - zmiana jest o 180 stopni. Z drugiej strony natomiast, nie chciałbym się w pełni odciąć od tego, co robiłem wcześniej. "Central Park" też odbijał moją osobowość, moje myślenie o muzyce, które miałem dwa lata temu. Dlatego osobiście traktuję to jako nowy etap w moim życiu i mojej twórczości.
Jaka jest największa różnica w procesie twórczym między "Limbo" a "Central Parkiem"?
- Myślę, że przede wszystkim zacząłem sam myśleć o tym, jak chciałbym, by brzmiała moja muzyka. Dużo też się zmieniło, odkąd kupiłem swój pierwszy syntezator i nauczyłem się z niego korzystać. Zacząłem tworzyć własne banki brzmień, co nadało mojej twórczości nowego kolorytu. Cały materiał na "Limbo" powstawał znacznie krócej niż ten na "Central Park", co też było dla mnie pewnego rodzaju nowością. Ale to nie tak, że nagle zmieniło się wszystko. Dalej pierwsza powstaje muzyka, a później piszę do niej tekst. Mimo że, tak jak mówisz, ta różnica w brzmieniu jest drastyczna.
Czym inspirowałeś się tworząc "Limbo"?
- Głównie trip-hopem, szczególnie taką klasyką brzmień lat 90. z Bristolu. "Nic nie widać po mnie", czyli pierwszy utwór, który stworzyłem na płytę, powstawał właśnie w czasie, kiedy tej muzyki słuchałem najwięcej. To zapoczątkowało nowy proces i mam wrażenie, że na "Limbo" inspiracje tym gatunkiem są wyczuwalne. Oczywiście nie powiedziałbym, że jest to stricte trip-hopowa muzyka, ale w kilku utworach przemyciliśmy trochę smaczków, które będą do wychwycenia dla ludzi słuchających takiej muzyki.
Co do tytułu… Zawarłeś w nim odniesienie do ikonicznej dla współczesnej popkultury gry "Limbo" czy po prostu do tego stanu niepewności, z języka angielskiego?
- Akurat jeśli chodzi o grę, poznałem ją w zasadzie po tym, jak wymyśliłem tytuł dla krążka (śmiech). Muszę przyznać, że choć wyskoczyła mi na samej górze w przeglądarce, gdy wpisałem "limbo", to nie kojarzyłem jej wcześniej. Zauważam natomiast niektóre podobieństwa, jeśli chodzi o fabułę samej gry do niektórych historii, które opowiadam na tym albumie. Była to jednak kwestia przypadku.
Dość ciekawy jest też sposób eksperymentowania głosem, jak na przykład w "24/7". Miałeś trudności z wyważeniem tych modulacji, by nie przesadzić?
- To super się wiąże z poprzednim pytaniem i w ogóle tytułem całego albumu. Dla mnie słowo "limbo" ma fundamentalne skojarzenie głównie z głosami wydobywającymi się z otchłani, schowanymi pod samą powierzchnią, próbującymi się z niej wydobyć. To też było jedno z pierwszych założeń, by na każdym utworze znalazł się ten element z ukrytym zmodulowanym głosem. Dlatego nie bałem się eksperymentować i jest to na pewno jeden z takich filarów tego albumu.
Pierwszym singlem, który zwiastował "Limbo", była "Trucizna". Z jakim odbiorem tego utworu się spotkałeś?
- Bardzo pozytywnym. Wiele osób, które kojarzą mnie głównie z "Czekam na znak", było zaskoczonych, ponieważ, wiadomo, jest to coś nowego, coś zupełnie innego. Spodziewałem się też, że taki materiał nie odniesie sukcesu pod względem wyświetleń, ponieważ, nie oszukujmy się, nie jest to utwór, który będzie na szczytach list przebojów największych stacji radiowych w Polsce. Więc ta reakcja była do przewidzenia. Mimo wszystko cieszyłem się, jak wiele osób docenia ten utwór. Ale najbardziej zadowala mnie to, że czerpię pełną satysfakcję z tego kawałka i w ogóle całego krążka. Pierwszy raz zacząłem słuchać naprawdę dużo swojej muzyki. No i o te emocje, właśnie moje, walczyłem, tworząc ten album.
Po stworzeniu "Nic nie widać po mnie" wiedziałeś od razu, w jakim kierunku chcesz iść z resztą materiału?
- Ten utwór, o którym wspomniałeś, powstał jeszcze jak kończyłem “Central Park”. Pamiętam taki moment, kiedy wytwórnia doradzała mi, by ten utwór znalazł się na debiucie, co po prostu mi się nie kleiło. To był taki moment, gdzie po raz pierwszy poczułem, że chcę właśnie w takim klimacie tworzyć i już wtedy kreował mi się styl drugiego krążka. Więc jak najbardziej, "Nic nie widać po mnie" nadał rytm i kolor całemu albumowi.
Jaka myśl przewodnia, jeśli chodzi o warstwę liryczną, towarzyszyła ci na "Limbo"?
- Myślę, że ten stan niepewności, co będzie dalej. Nurtujące myśli o przyszłości, ale też próba pogodzenia się z przeszłością i ten stan zawieszenia pomiędzy. Kwintesencją tego wszystkiego jest właśnie to słowo "limbo".
Na poprzednim "Central Parku" zaprosiłeś dwie gościnie: Zalię i Paulinę Przybysz. Skąd pomysł, by na "Limbo" nie było żadnych współprac?
- To było jedno z głównych założeń, kiedy powstawała płyta - zero gości. Kilka razy była taka pokusa, by może jednak, szczególnie, że momentami warstwa muzyczna aż prosiła się o jakiś nowy głos. Ale chciałem tutaj postawić na intymność. Wszystkie teksty są o tym, co się dzieje w mojej głowie, większość utworów jest wręcz monologiem. To główna różnica względem debiutu, gdzie raczej pisałem o relacjach międzyludzkich i problemach uczuciowych. Tutaj jednak skupiłem się na tym, co siedzi w mojej głowie - próbowałem do niej zajrzeć i porozmawiać sam ze sobą. Dlatego goście nie mieliby racji bytu i wydaje mi się, że podjąłem słuszną decyzję, że się nie ugiąłem.
Jakie masz plany na 2025 rok? Odpoczynek czy praca nad kolejnym krążkiem?
- Tym razem nie mam gotowego planu na trzeci krążek (śmiech). Dam sobie chwilę przerwy na złapanie oddechu. Myślę, że dalej chciałbym ewoluować i spróbować czegoś nowego, ale nie będę na razie niczego zdradzać. Zamykając jeszcze etap “Limbo”, na wiosnę planujemy trasę koncertową, tak że to na razie mój priorytet. A co wydarzy się później i jakie pomysły przyjdą na trzeci krążek? Zobaczymy…