"I idę sobie dalej..."

Zakończyli działalność jeszcze w XX wieku, w 1999 roku, a na swój okazjonalny koncert (13 grudnia 2008 roku w Hali Stulecia we Wrocławiu) przyciągnęli blisko 10 tysięcy fanów. Część z nich odeszła od muzyki, a potrafili zwycięsko zmierzyć się ze swoją legendą na scenie. Jak doszło do jednorazowej reaktywacji Illusion i jak po latach odbiera sukces zespołu jego założyciel - Tomasz "Lipa" Lipnicki - zapytaliśmy tuż przed koncertem we Wrocławiu.

Tomek "Lipa" Lipnicki
Tomek "Lipa" LipnickiINTERIA.PL

Najważniejsze pytanie - dotyczące reaktywacji zespołu dręczyło wszystkich i padło już na konferencji prasowej. Lipa nie owijał w bawełnę:

- Dostałem propozycję, przemyślałem ją i stwierdziłem, że warto. Z różnych względów. Aby zakończyć okres kiepskości. Żeby wyjaśnić sobie pewne sprawy. Jeżeli zespół ma zagrać tylko ten jeden raz, aby mieć to za sobą po prostu. Druga sprawa: gram cały czas i spotykam się z wielkim ciśnieniem fanów, którzy Illusion chcieliby usłyszeć na żywo, a nie mieli nigdy możliwości, bo byli za młodzi. Starzy zresztą fani także chcieli to zobaczyć. I to jest druga sprawa. A trzecia sprawa - dobrze nam zapłacili (śmiech).

W kwestii formalnej - wszystko było jasne, pozostało nam zatem szczegółowo zapytać o uczucia i emocje towarzyszące organizacji koncertu i namówić Lipę na refleksje nad okresem działalności zespołu. Lidera Illusion przepytali Mateusz Nowak i Aleksander Mika.

Czy przez te lata, od 1999 roku czułeś potrzebę by pojawić się na scenie z Illusion?

Nie. Mógłbym to zrobić, ale nie żebym miał tęsknotę. Z bardzo prostych względów. Dla mnie Illusion jest jednym z etapów mojej podróży. Jest niewątpliwie jednym z najważniejszych w moim życiu. Był to okres mojego dojrzewania emocjonalnego, mojego dojrzewania jako muzyka.

Jak na razie, myślę, że najwięcej osiągnąłem z Illusion, jeżeli chodzi o troskę, dostęp do człowieka, o przekaz, o emocje. I idę sobie dalej...

Wiesz, tak jak nie żałuje tego, że skończyłem szkołę podstawową, tak nie żałuję, że Illusion się skończyło. Wcześniej był jeszcze Skawalker, inne młode zespoły. Było She. Wszystko miało początek i koniec. Tak samo pewno Lipali będzie miało początek i koniec. Nie wiem kiedy, ale tak jak wszystko na tym świecie, w tej przestrzeni, w której żyjemy, ma początek i koniec.

Lipali to już inny projekt, mimo wszystko całkiem inne granie. Czy myślisz, że Illusion z taką muzyką jaką prezentował w latach 90. miałby szanse zaistnieć dzisiaj?

To nie zależy tylko od muzyki, a od zbiegu przypadków, okoliczności i odrobiny szczęścia i tak dalej... To nie jest tylko muzyka. Myślę, że wiele z tego, co Illusion zrobiło do tej pory jest świeże i miałoby rację bytu na rynku, ale jest też wiele utworów, które jak dla mnie, już trąca "mychą".

Dzisiaj telewizje i stacje radiowe też raczej nie promują takiej muzyki jaką gra Illusion. Myślisz, że internet jest obecnie lepszym medium dla kapel rockowych umożliwiającym przebicie się do świadomości słuchacza?

Nie wiem. Ja nie jestem człowiekiem, który się takimi rzeczami zajmuje - od tego są specjaliści. Nie wiem co jest lepsze, ale uważam, że na pewno internet otworzył wiele dróg dla ludzi takich, którzy naprawdę chcą coś pokazać. I ktoś, kto wie gdzie to poumieszczać, na jakich portalach, na jakich społecznościach internetowych, to na pewno nie żałuje i na pewno ma szanse grać dla tych ludzi koncerty i prowadzić życie muzyka.


Na pewno masz tą świadomość, że na dzisiejszy koncert zjeżdżają ludzie z całej Polski, że wywołał wielkie zainteresowanie. Jakaś trema?

Wczoraj miałem "kluskę". Dziś już jestem uspokojony. Czekam tylko na to, aby wejść na scenę.

Ale jesteście legendą! Nie boisz się konfrontacji z wyobrażeniami o was?

Wiesz, ciężko widzieć legendę w samym sobie i w tym co się robiło. Ja tego tak nie widzę. Ja rozumiem spojrzenie ludzi, ale dla mnie to nie jest legenda. Dla mnie to jest zespół, który w swoim czasie zrobił coś dobrego, bardzo wielu ludziom podał pomocne słowo - w pewien sposób, czy jakoś pomógł w życiu i na pewno przez to jest bardzo ważny.

Byliście też uważani za jedną z najlepszych, jeżeli nie najlepszą, kapelą rockową koncertującą w Polsce. Jak jest dzisiaj z waszą kondycją?

Prawdopodobnie będziemy mniej skakali, będziemy mniej żywi niż lat temu 10, czy 12, ale na pewno energia w nas jest ta sama. Wyczułem to po próbach. Czuć, że chce nam się grać. Akurat teraz. Że chcemy zagrać ten jeden koncert. Bardzo nam się chce to zrobić!

Patrząc z perspektywy czasu, takiemu młodemu Tomkowi Lipnickiemu, który zaczyna właśnie startować z kapelą, jaką mógłbyś złotą myśl podsunąć, co doradzić?

Bądź szczery w tym co robisz i nie przejmuj się, jeżeli nie będzie to twoja droga - zajmiesz się czym innym. Jeżeli naprawdę chcesz podążać taką drogą, to podążysz i tyle. Co ja mogę powiedzieć? Nie ma jakiś rad. Nagraj demo, pokazuj się ludziom i licz na to, że ktoś będzie chciał coś od ciebie wyciągnąć.

Wasz debiut zbiegł się w czasie z pojawieniem się na polskim rynku muzycznym dużych wytwórni. Ich pojawienie pomogło, choćby organizacyjnie, logistycznie, czy raczej zaszkodziły rozwojowi polskiego rynku?

Na tamten czas być może pomogło, ale na dłuższa metę zaszkodziło. Te firmy stały się hurtowniami towaru, a nie wydawnictwami muzycznymi. Z wydawnictw, w dobrym tego słowa znaczeniu, tylko wydawnictwa książkowe pozostały w sumie działając na takiej zasadzie, że bardziej się liczą z produktem, który sprzedają, niż wydawnictwa muzyczne.

Masz wrażenie, że te wytwórnie za wszelką cenę starają się...

...starają się sprzedać zagranicznych artystów i tak samo grających polskich. Nie wiem czy za wszelką cenę, ale tam jest biurokracja, "spychaństwo" i aby do godz. 16. Poznałem wszystkie te firmy i wszystkie tak pracują i wszyscy ludzie tam tak się zachowują. Poza nielicznymi wyjątkami, ale te wyjątki giną w tłumie.

Rozmawiamy o wytwórniach, przyznaj więc jak jest z Lipali. W listopadzie podpisaliście kontrakt z Lemon Records. Jesteście zadowoleni?

Czy będziemy zadowoleni, to się okaże jak nagramy płytę i zobaczymy jak firma będzie pracowała. Na dzień dzisiejszy jesteśmy zadowoleni, bo wiążemy z nią jakieś nadzieje. Jeżeli te nadzieje nie okażą się płonne, to będziemy zadowoleni, ale to okaże się dopiero po jakimś czasie. Nie może okazać się już teraz, bo jeszcze tak naprawdę nic nie zrobiliśmy. Dopiero co wchodzimy do studia i później zacznie się cała robota firmy.


Mówisz, że wchodzicie do studia, to dość nietypowe podejście, skoro dokładną datę premiery już znamy - 27 marca 2009.

Dlatego, że mamy taki plan i uważamy, że uda nam się go zrealizować. Jeżeli będą jakieś poślizgi, to podamy datę inną. Po prostu powiemy, że się nie udało i co za problem. Ale tak planujemy. Chcemy wyrobić się na tę datę.

Czekamy zatem na tę płytę i dziękujemy za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas