"Hańba dla hip hopu"

Zespół Ugly Ducking powstał w 1993 roku w Los Angeles. Grupę tworzą: Andy "Andycat" Cooper, Dizzy Austin i DJ Young Einstein. Pierwszym jej wydawnictwem był wypuszczony w 1997 roku singel "Fresh Mode", a dopiero w 1999 pojawiła się EP'ka o tym samym tytule. Rok 2001 przyniósł album "Journey To Anywhere", a dwa lata później pojawiła się płyta "Taste The Secret". W 2005 roku zespół powrócił z kolejnym albumem, zatytułowanym "Bang For The Buck". Sprawdźcie, co z tej okazji Dizzy Austin, jeden z członków zespołu, miał do powiedzenia Piotrowi Rudzińskiemu.

Kiedy zaczynaliście, czuliście się chyba jak muzyczni wyrzutkowie - stąd nazwa Ugly Ducking [Brzydkie Kaczątko - przyp. aut.]. Jak czujecie się dzisiaj? Czy brzydkie kaczątko przemieniło się w pięknego łabędzia?

Jeszcze nie, stary. Wciąż musimy iść pod prąd, wciąż na rynku jest wiele komercyjnego rapu, bling blingu. Ale wydaje mi się, że lepiej się teraz czujemy z naszą rolą, lubimy być trochę "poza". Jesteśmy szczęśliwi tam, gdzie jesteśmy. Jest w sumie podobnie jak wtedy, gdy zaczynaliśmy.

Grupa powstała w 1993 roku, ale pierwszy krążek, "The Fresh Mode EP", pojawił się dopiero w 1999 r. Co było tego przyczyną?

Wydaje mi się, że gdy zaczynaliśmy, chcieliśmy najpierw ugruntować swoją pozycję. W 1995 zrobiliśmy demówkę, na której nagraliśmy 16 kawałków. Ogólnie rzecz biorąc nie spieszyliśmy się, chcąc dopracować nasze brzmienie.

Tak jak powiedziałeś, tworzyliśmy muzykę od 1993 roku, ale dopiero w pewnym momencie, w 1999 roku zdecydowaliśmy, że jesteśmy gotowi - wydaliśmy "Fresh Mode", który poszedł w świat. Po prostu nie spieszyliśmy się, żeby najpierw polepszyć swoje umiejętności.

A co z materiałem nagranym w tym czasie? Planujecie go wydać?

Pierwszą rzeczą, jaką wydamy, będzie krążek "Down The Road". Dużo materiału z poprzednich albumów, np. "Pick Up Lines", zrobiliśmy kawał czasu temu, jakoś w 1996 czy 1997 roku. Prawdopodobnie będziemy wydawać coś takiego niezależnie, typu demo Ugly Ducking, 16 kawałków, czysty, nie pocięty hip hop. Może już wkrótce będziecie mogli coś takiego usłyszeć.

Z tego co się orientuję, poznaliście się w knajpie fast food...

Zgadza się .Ja pracowałem tam jakoś przez dwa tygodnie, ale fakt, poznałem Andy'ego i Einsteina w knajpie zwanej "Meat Shake" w Long Beach.

A mógłbyś coś więcej opowiedzieć o tym miejscu? Bo dość często o nim wspominacie...

Ostatni album chcieliśmy oprzeć bardziej na pewnej koncepcji i pomyśleliśmy, że najlepiej będzie, jeśli wrócimy do całej sprawy "Meat Shake". Ogólnie rzecz biorąc miałeś tam hardcore'owców, którzy myśleli tylko o mięsie, a z drugiej strony miałeś wegetarian, myślących tylko o warzywkach. Obu stronom trudno było osiągnąć porozumienie.

Podobnie jest teraz z hip hopem. Albo słuchasz hardcore'owego rapu, albo blingu, albo undergroundu - nie ma tu nic pomiędzy. Tak więc postanowiliśmy wziąć pomysł związany z naszą pierwszą pracą, w której również się poznaliśmy. Prawdę mówiąc, miejsce nie było aż tak obrzydliwe (śmiech).

Wiem, że bardzo to źle brzmi na albumie. Ale ważne było to, iż było to miejsce, w którym się poznaliśmy - Einstein pracował tam przez 1,5 roku, Andy chyba przez 6 miesięcy, ja przez dwa tygodnie, zanim mnie zwolniono...


A z jakiego powodu?

Nie wiem, po prostu nie mogłem znieść tej roboty. Nie jestem w ogóle fanem fast foodów. (śmiech). Ale przede wszystkim nie mogłem znieść roboty, jestem z natury raczej leniem.

Może trochę dziwne pytanie, ale czy lubisz mięso?

Jasne stary, bardzo lubię. Przecież od tego mamy zęby (śmiech)! Wszyscy trzej bardzo lubimy mięso. Ale warzywa też od czasu do czasu się zje. Ogólnie mówiąc dobrze jemy - sam to możesz stwierdzić patrząc na mnie... (śmiech)

W kawałkach takich jak "Potty Mouth" czy "Mr Tough Guy", krytykujecie negatywne strony rapu. Jakie pozytywy i negatywy widzisz obecnie w tej muzyce?

Wydaje mi się, że jeśli chodzi o społeczność hiphopową, istnieje swego rodzaju negatywne podejście dotyczące tego, czego "należy" słuchać, tego, co jest "prawdziwym" hip hopem. Wiele osób powtarza: "to nie jest prawdziwy hip hop". Jeśli twoja muzyka nie jest brudna, z podziemia, nie jest uważana za hip hop.

A przecież gdy hip hop stawał się popularny, chodziło tylko o imprezę, chodziło o zapominanie o problemach przy dobrej zabawie. Wydaje mi się, że to jest jedna z bardziej negatywnych stron hip hopu dzisiaj - nie możesz być sobą, bo inaczej nie będziesz uważany za "hiphopowego".

Jeśli chodzi o pozytywne strony, mimo wszystko wychodzi dużo dobrego materiału, pojawiają się grupy, które całkiem nieźle sobie radzą, a jednocześnie nie pochodzą z biednych dzielnic. Kochają po prostu tę formę wyrazu i chcą być jej częścią. To jest jeden z pozytywów - wychodzi dużo dobrej muzyki, tworzonej przez ludzi, którzy niekoniecznie pasują do tego "obrazu hiphopowca"...

A czy powstanie brzmienia grupy trwało długo i czy było raczej naturalnym procesem?

Wiesz, to było bardzo naturalne. Wszyscy dorastaliśmy w tym samym okresie. Jesteśmy już w sumie dość starzy (śmiech). Dorastałem w czasach, kiedy nie MC tylko DJ był najważniejszy, kiedy miksowanie było ważniejsze od produkcji. Stary, Einstein to geniusz, jest strasznym zapaleńcem jeśli chodzi o zbieranie płyt...

A jak duża jest jego kolekcja?

Stary, koło 30 tysięcy płyt! On zbiera wszystko. Można powiedzieć, że ma własne muzeum płyt woskowych. Wiesz, idziesz do niego do domu, rozglądasz się i nie widzisz mebli, tylko same skrzynie z płytami!

Ale wracając do tematu - wydaje mi się, że był to dość łatwy proces - wszyscy kochamy "Złotą Erę", uwielbiamy ten rodzaj hip hopu. Dlatego uważam to za błogosławieństwo, że się poznaliśmy. Wszyscy kochamy ten sam rodzaj muzyki, wszyscy chcemy robić muzykę. Stworzenie tego było dość łatwe - wszyscy mieliśmy podobne wizje co do tego, jak to ma wyglądać. Wystarczyło to zrobić.

Trzymacie się tradycji grupy MC-DJ. Co myślisz o fakcie, że wiele osób zapomina o tym?

Naprawdę wielka szkoda. Uważam, że ludzie powinni powrócić do korzeni i uzmysłowić sobie, że to właśnie DJ jest osobą, która rozkręca imprezy, to DJ-e wnieśli breaki. Gdyby nie to, hip hop nie byłby tutaj i teraz. Uważam, że tak na prawdę w hip hopie chodzi o muzykę. To nie MC ma znaczenie, tylko DJ i producent.


Wydaje mi się, że to jest bardzo dobry element naszej muzyki - fakt, że bardzo doceniamy rolę DJ-a. Nasz DJ jest jednym z członków grupy. Nie jest elementem tła, podczas gdy MC szaleją na scenie. To nie jest w naszym stylu.

A co z innymi elementami? Próbowaliście?

Tak, jasne. Jak byłem młodszy próbowałem swoich sił w tańcu. Jeśli chodzi o graffiti, jakoś nigdy mi to za dobrze nie szło, ale przyjaźnię się z wieloma writerami. Uważam to za bardzo ważny element kultury hip hop. Podobnie zresztą, jak inne elementy - b-boying, beatbox, DJ-ing. Czymkolwiek się zajmujesz - wszystkie elementy są ważne!

A co z innymi członkami grupy?

Nie wydaje mi się. Andy jakoś się do tego nie palił, a Einstein ma w głowie jedynie zbieranie płyt. Za to dużo jeździł na desce.

A co z freestylem?

Obecnie mamy bardziej tendencję do pisania tekstów, ale wcześniej, zanim zaczęliśmy produkować, chodziło nam tylko o freestyle. Ciągle wchodziliśmy na majka i rymowaliśmy. Do jest bardzo ważna sprawa na początku - freestyle pomaga ci wyrobić flow, wiesz również o czym chcesz mówić. To jest bardzo ważny element hip hopu i uważam, że żaden MC nie może się bez niego obejść. W przeszłości mieliśmy tylko beatbox i freestyle.

Czy dużo się kłócicie?

Hmm, tak (śmiech). Ale jak każdy. Wiesz, jeśli jesteś z kimś w trasie przez siedem miesięcy, to zawsze znajdzie się coś, co cię wkurzy. Ale zawsze kłócimy się o błahostki, w stylu "telewizor jest za głośno!". Również o rzeczy, które w danej chwili czujemy. Na przykład o to, że występ mógł być lepszy, czy że ten kawałek byłby lepszy, jeśli byśmy zrobili w inny sposób, itp. Tak zazwyczaj wyglądają nasze spory.

Ale jednocześnie szybko się godzimy. Jak mówiłem, znamy się od 1993 roku .Każdy wie, w jaki sposób pracują inni, kiedy któryś potrzebuje chwili samotności, czy ma zły dzień. W jakiś sposób potrafimy już to rozpoznawać.

Wracając jeszcze do tematu poruszanego w "Potty Mouth" - zauważyłem, że w ogóle nie przeklinacie w swoich utworach. Czy w ogóle ci się to zdarza?

Szczerze mówiąc, przeklinam dość dużo - kiedy jestem zły, sfrustrowany (śmiech). Ale jednocześnie nie uważam, że przekleństwa powinny być używane w muzyce. Uważam, że można znaleźć lepsze słowa. Wiele osób przeklina, bo najzwyczajniej nie potrafi znaleźć lepszej alternatywy. Dlatego nie chcemy używać przekleństw w naszych utworach.

Nie chcemy również kreować swego rodzaju wizerunku, naszej muzyki mogą słuchać różne osoby - dzieci czy osoby starsze! Sam mam 15-letnią córkę i nie chcę w domu włączać muzyki, w której słychać będzie przekleństwa...


Nie wspominacie również o takich rzeczach, jak trawa czy alkohol. Czy to również jest świadome?

Tak. Wiesz, to jest twoja sprawa, że palisz czy pijesz. To jest tak, jakbym chwalił się tym, że jem naleśniki na śniadanie. Każdy to robi (śmiech). Czy jakbym zrobił kawałek o tym, że zjadłem Big Maca. Ale co z tego? Ja i piję i palę, ale nie mam zamiaru mówić o tym w swoich utworach, to jest po prostu element mojego życia. Nie opowiadam o tym, jak idę na zakupy do spożywczego.

Wiesz, to jest codzienne życie. Nie chcę dawać tego do utworów. Równie dobrze mógłbym zrobić kawałek o tym, że piję dużo punchu czy innego napoju. Nie o tym powinna być muzyka.

Niedawno byliście w Europie, by m.in. wystąpić podczas festiwalu Splash!. Co myślisz o takich dużych przedsięwzięciach?

Fajna sprawa. Zawsze dobrze jest pojechać do miejsca, w którym masz 20 tysięcy osób. Coś takiego pomaga również w zdobywaniu nowych fanów. Ale jednocześnie bardzo czuć w tym komercyjność. W przeszłości, chodziło tylko o dobrą zabawę, schodziły się gromady zajawieńców, bilety były tanie... Teraz ceny biletów są astronomiczne. Ale i tak dobrze jest przyjechać na takie wydarzenie - widzisz ludzi, którzy przyjeżdżają, żeby się dobrze bawić i miło spędzić weekend. No i dla nas to jest fajna sprawa.

W Niemczech zawsze dobrze nam się występowało, mamy tam wielu fanów. Ale jest i negatywna rzecz - będąc tam, widzę mnóstwo hardcore'owych niemieckich gangsta-raperów. Nie za bardzo rozumiem, czemu to się tam przyjęło, czemu oni stroją się na gangsterów. Starają się wyglądać jak Jay-Z czy 50 Cent. Tak naprawdę, mało tam było dobrego hip hopu. Był co prawda chociażby Preemo (DJ Premier), ale w dużej większości były to hardcore'owe niemieckie grupy.

Mam nadzieję, że wkrótce się to trochę zmieni, wyrówna. Nie zrozum mnie źle - nie uważam, że nie ma miejsca na taką muzykę, ale my gustujemy w czymś innym... To jest tak jak w Stanach - ktoś to zaczął i w szybkim czasie wszyscy się tym zajmowali. My jesteśmy otoczeni tym typem muzyki i myślę, że to wielka szkoda, że reszta świata również to podłapała.

Jeszcze jedno pytanie dotyczące Splash!. Nas miał wystąpić jako główna gwiazda. [ironiczny śmiech Dizza] Następnego dnia miał przyjechać do Polski. Ostatecznie odwołał wszystkie koncerty. Polska widownia była bardzo zawiedziona, mogę sobie tylko wyobrazić, co było w Niemczech? Co myślisz o tej sytuacji?

Wiesz, znam Nasa już od wielu lat. On często odstawia takie rzeczy. Z jakiegoś powodu, zawsze gdy się do czegoś zobowiąże, masz szansę 50/50, że impreza zostanie odwołana. To jest okropne, ludzie się wkurzają, wydają kasę, a on się wycofuje. Coś takiego wpływa na bardzo wiele osób.

Uważam to za niesprawiedliwe, że ktoś wykorzystuje swoją "gwiazdorską" pozycję. Wiesz, KRS robi podobnie. To nie fair. To hańba dla hip hopu.

A jak ludzie reagowali?

Wiesz co, niestety nas już wtedy nie było. Graliśmy w piątek, a następnego dnia pojechaliśmy do Hamburga na kolejny koncert. Ale wyobrażam sobie rozczarowanie. Zwłaszcza, że gdyby nie to, ktoś inny by mógł wystąpić. To jest hańba. Ludzie mają obowiązki.

Bardziej polityczne pytanie - co myślisz o amerykańskiej polityce na Bliskim Wschodzie?

Ja jestem jedną z tych osób, które zawsze mówią - jesteśmy światem hip hopu, robimy muzykę, nie jesteśmy politykami. Wiele grup uważa, że mają obowiązek wypowiadania się, czy mówienia na każdy temat na jaki mają ochotę. Ale ich znajomość tematyki nie jest wystarczająca. Nie potrafię powiedzieć, co tak na prawdę się dzieje. Wojna jest zła. Ale to jest jedna z tych rzeczy, o których nie chcę mówić, bo po prostu się na tym nie znam.

Jeśli chodzi o Ugly Ducking - robimy muzykę. Robimy to, co nam najlepiej wychodzi i bylibyśmy głupcami, gdybyśmy siedzieli i udawali, że znamy się na polityce. Nie wiemy nic o sprawach zakulisowych, nikt z nas nie będzie wiedział co tak naprawdę się dzieje. Nie mamy ani wykształcenia ani doświadczenia w tej dziedzinie. Jednakże uważamy, że w Iraku jest nowy początek i mamy nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Ale nigdy nie będziemy wiedzieli co się tak na prawdę dzieje.


Szkoda tylko, że musi dochodzić przy tym do pewnych wydarzeń. Mamy tylko nadzieję, że będzie lepiej.

Wracając jeszcze do muzyki, możesz opowiedzieć mi coś o undergroundowej scenie z Los Angeles i Long Beach?

Prawdę mówiąc w Long Beach jest świetna scena podziemna. Pojawia się wiele grup, np. Giant Panda, The Procussions, Time Machine, Halfway House MC's. Na Zachodnim Wybrzeżu jest obecnie duży popyt na bardziej undergroundowy materiał. Wydaje mi się, że ludzie mają już dosyć bling bingu i komercji. Najlepszą rzeczą w Long Beach jest fakt, że jest tu najbardziej pomieszana etnicznie populacja w całych Stanach - spotkasz tu reprezentantów właściwie każdej rasy i wszyscy kochają muzykę.

Wydaje mi się, że właśnie dlatego nasza muzyka jest taka, jaka jest - każdy ma inne pochodzenie muzyczne. Tak więc jest to miks wszystkiego. Scena podziemna jest świetna! Istnieją też podziemne labele - sam założyłem label o nazwie Eighth & Dawson .Jest tam dużo grup, sprawdźcie to. Scena jest naprawdę dobra. Powoli zaczyna to przypominać późne lata 80. czy wczesne 90.!

A co z Ugly Ducking? Macie w zanadrzu jakieś projekty? Solówki? Nowy album?

Tak, niedawno skończyliśmy nagrywać nowy krążek o nazwie "Bang For The Buck", wyjdzie nowy singel z gościnnym występem People Under The Stairs. Mam nadzieję, że album ukaże się do końca listopada. Singel pojawi się pewnie na przełomie września i października. Dzięki Bogu, nie jest to krążek oparty na pewnej historii [jak poprzedni - przyp. red.] (śmiech).

Bardzo ciężko nad nim pracowaliśmy i jestem z niego bardzo zadowolony. Jeśli chodzi o materiał solowy, pracuję nad swoim krążkiem, Einstein zawsze coś produkuje dla innych ludzi - Lyrics Born, Jurassic 5. Ogólnie mówiąc, cały czas pracujemy.

A czy Einstein planuje wydać coś na kształt krążków Chemista czy Nu-Marka?

Nie wiem... Einstein jest bardzo zajęty jako producent i ma naprawę mało czasu. Poza tym podróżujemy 7 miesięcy w roku, a gdy jesteśmy w domu to pracujemy nad nowym materiałem. Na pewno chciałby coś takiego zrobić, ale niestety ma mało czasu. Fajnie by było - zawsze mu powtarzam:

"Wydaj coś w stylu Product Placement, to by było niezłe!". Wiem, że będzie wydawał krążek z instrumentalami Ugly Ducking.

OK, dzięki wielkie za wywiad!

Nie ma sprawy, ja również dziękuję!