Emocje bardziej wyważone

Początki muzycznej drogi Drugiej Strony Lustra z Andrychowa sięgają roku 1994. Po wielu metamorfozach i eksperymentach z muzyką, Max i Zigi postanowili zwrócić się ostatecznie w stronę reggae, czego efektem była płyta "Język żywiołów" (2006), która ukazała się dzięki wytwórni W Moich Oczach. Z Maxem i Zigim o buncie w muzyce, słowiańskiej hierarchii wartości i samo spełniających się proroctwach, rozmawiał Diabeł.

article cover
INTERIA.PL

Powiedzcie, co zmieniło się w waszym życiu po wydaniu pierwszej legalnej płyty jako Druga Strona Lustra?

Max: Jest to nasz drugi oficjalny krążek. Pierwszy wydaliśmy ze składem Persona, więc emocje towarzyszące wydaniu "debiutu" DSL są bardziej wyważone. "Język żywiołów" spowodował większą ilość propozycji koncertowych. Poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi, którzy bezinteresownie pomagali nam przy tworzeniu albumu i te przyjaźnie stale owocują nowymi pomysłami.

Wasza działalność przebiegała dwutorowo - równocześnie tworzyliście płytę stricte hiphopową "Schiz nocy letniej" i "Język żywiołów", czyli płytę w klimacie reggae. Dlaczego ostatecznie zwróciliście się w stronę reggae, czy usłyszymy jeszcze w przyszłości jakiś wasz rapowy projekt?

Zigi: Myślę, że "Język żywiołów" nie jest płytą stricte reggae'ową. Jest w niej dużo inspiracji hiphopowych: zarówno goście z rapowymi korzeniami, jak i DJ-e, którzy z reggae nie są zbytnio związani. Reggae często miesza się z innymi gatunkami.

Max: Od 12 lat działalności scenicznej poszukiwałem w muzyce buntu. Dojrzałego buntu, który łamie utarte kanony i powoduje wzrost samoświadomości. Kiedyś był to punk, później hip hop, a teraz reggae. Zaczynałem od punk-reggae - stąd mowa o powrocie do korzeni. Komercjalizacja, źle pojęta wolność i media zniszczyły buntowniczy charakter polskiego hip hopu. Wykreowały idee hedonistyczne i erę utylitaryzmu.

Taki kierunek zupełnie nie odpowiada moim poglądom na życie. Polskie reggae to wciąż underground i chętnie utożsamiam się z wartościami, które ze sobą niesie. Poza tym z biegiem lat coraz mocniej postrzegam duchowy wymiar człowieka, a fundamentem muzyki reggae jest zarówno bunt, jak i głęboka wiara.

Właśnie, często bywa tak, że ludzie po latach słuchania rapu przerzucają się na reggae. Czy potraficie wyjaśnić dlaczego tak się dzieje?

Max: My Słowianie mamy specyficzną hierarchię wartości. Tworzyli ją nasi praojcowie i jest ona niezwykle mocno zakorzeniona w naszej kulturze. Treści, które stopniowo zanikają w hip hopie, a są ważne dla naszej słowiańskiej świadomości, odnajdujemy w muzyce reggae. Większość młodych ludzi poszukuje elitarności, a hip hop stał się masówką.

Na polskiej scenie pozostało kilku mocnych zawodników, którzy nie poddali się trendom i wciąż tworzą hip hop na najwyższym poziomie. Mam nadzieję, że kultura, którą kreowaliśmy przez ostatnią dekadę przetrwa - oczyści się, wróci do podziemia i ponownie uderzy z nową mocą.


Wypada także zapytać o genezę samej nazwy składu. W końcu polska nazwa to jednak rzadkość wśród wielu innych egzotycznych nazw zespołów preferujących taki styl muzyczny, weźmy na przykład Natural Dread Killaz, Vavamuffin, Indios Bravos, Dread Squad czy chociażby Jamala...

Max: Nie ma tu jakiejś ideologii. Ta nazwa chodziła mi po głowie od lat i kiedy nadarzyła się okazja, użyliśmy jej.

Często podkreślacie rolę młodego pokolenia. Jak myślicie, co nam przyniosą następne pokolenia ludzi tworzących reggae i rap?

Zigi: Rola młodego pokolenia w muzyce jest ukazywana już od dawna i każdy nurt muzyczny miał jakiś wkład w kształtowanie swoich słuchaczy. A reggae i rap są teraz takim krzykiem młodzieńczego buntu.

Max: Jesteśmy pierwszym z powojennych pokoleń, które nie zostało skalane komunizmem. Od 1989 roku mamy wreszcie wolną Polskę i od nas zależy, jak wolność wykorzystamy. Pomimo krótkiego okresu rozkwitu muzyki hiphopowej doczekaliśmy się artystów, którzy na trwałe wpisali się w dzieje polskiej sztuki, na przykład Magika.

Jeśli chodzi o dzieje świata, niezaprzeczalnym fenomenem był Karol Wojtyła, który zmienił swym życiem losy niemal całego globu. To dziedzictwo wymaga od nas odpowiedzialności i kontynuacji.

Utwór "Głos pokolenia" pierwszy raz usłyszałem już chyba ze dwa lata temu, na którymś z waszych koncertów... Ile czasu zabrało wam tworzenie materiału na płytę? Który kawałek jest najstarszy?

Max: Nie spieszyliśmy się zbytnio. W 2002 roku powstała już jego koncepcja i pomału, konsekwentnie dążyliśmy obraną drogą. Najpierw powstały cztery skity: "Ogień", "Ziemia", "Powietrze" i "Woda", a następnie pomysły na poszczególne utwory.

Zigi: Jak już wiesz, płyta powstawała dwutorowo i praktycznie wiele kawałków ewoluowało w taką "jamajską" stronę. Max już wspomniał skity, a pierwszym numerem reggae'owym była "Duchowa revolucja".

Czy w takim razie jesteście w stu procentach zadowoleni z waszej płyty, biorąc pod uwagę ilość czasu, jaką poświęciliście na jej realizację?

Max: Nie patrzyliśmy na panujące mody, więc udało nam się stworzyć album uniwersalny, niezależny od czasów i trendów. Stuprocentowej satysfakcji nie może być nigdy, gdyż byłaby ona blokadą do dalszego rozwoju. Poza tym płyta jest jedynie końcowym efektem tych czterech lat, w ciągu których przeżyliśmy ogromną ilość budujących chwil, przyjaźni, koncertów i niezapomnianych przygód.

Zigi: Dopiero teraz możemy stwierdzać czy coś można było poprawić. Jednak fakt, że płyta już wyszła na światło dzienne cieszy, mimo pewnych małych niedoróbek.

W kawałku "Ile z siebie dasz" możemy usłyszeć Jaosha, który poza tym, że jest prawdziwym weteranem na polskiej scenie, to jest także współwłaścicielem firmy odzieżowej, która was sponsoruje? Naprawdę doceniliście jego umiejętności, czy było w tym jednak coś z wdzięczności za ciuchy?


Max: Z Jaoshem znamy się od wielu lat. "Ile z siebie dasz" był jego pomysłem i kiedy go realizowaliśmy, nikt nie zdawał sobie sprawy, że Jaosh będzie pracował w MC Wear. Sponsoring to czysta przyjaźń, a nie jakiś formalny układ. Możemy się do nich zwrócić nawet z osobistymi problemami i zawsze wspierają nas dobrą radą.

Zigi: To, że Jaosh jest na płycie, to nie akt wdzięczności. Jaosh jest oldschoolowym raperem i ma bardzo fajne podejście do hip hopu. Mam nadzieję, że coś ciekawego jeszcze stworzy, mimo braku czasu.

Wytwórnia W Moich Oczach w 2005 roku nie wypuściła na rynek żadnego albumu, był tylko wasz singel, który zresztą nie doczekał się ani promocji, ani szerszej dystrybucji. Sam właściciel wytwórni zaczyna podsumowanie tego okresu od słów: "Ten rok był pełny niespełnionych obietnic". Jakie było ryzyko, że wasza płyta będzie "niespełnioną obietnicą"? Nie baliście się takiej ewentualności?

Zigi: Co do singla "Fundamental/Propaganda", wydawca postarał się o to, żeby hulał sobie na antenie na przykład Radia Bis i, mimo praktycznie żadnej akcji promocyjnej, miał możliwość, by ktoś mógł go usłyszeć wcześniej nas nie znając. Dzięki Sławkowi Pakosowi utwór "Płonę" znalazł się obok czołowych kapel reggae na składance "Far Away From Jamaica".

Max: Właściciel wytwórni, Sławek Pakos, to po prostu dobry człowiek. Jest wolny od intryg, spekulacji czy dążenia do kasy za wszelką cenę. Data premiery przesuwała się z naszego powodu. Do końca roku trwały poprawki, na przykład wszystkie ścieżki wokalu postanowiliśmy nagrać ponownie. Sławek koniecznie chciał już jakoś zaznaczyć naszą obecność w jego firmie i wypuścił najpierw singla. Wspólnie zdecydowaliśmy, że będzie on dostępny wyłącznie w internetowym sklepie wydawcy i na koncertach.

Czy nazwa waszej wytwórni miała jakiś wpływ na okładkę płyty, która przedstawia oko?

Max: Pomysł z okiem obrazującym żywioły jest tak wiekowy, jak cała koncepcja albumu. Nazwa wytwórni W Moich Oczach to czysty przypadek, albo raczej samo spełniające się proroctwo (śmiech).

Za "Język żywiołów" trzeba zapłacić około 27 zł, inne debiutanckie płyty także zahaczają o podobną cenę. Może to zabrzmi dziwnie, ale na ile wycenilibyście swoją płytę, gdyby jej cena zależała od was, a nie od wytwórni?

Max: Nie da się wycenić pewnego odcinka życia każdego z nas. Jak wcześniej wspomniałem, dla ciebie może to być jedynie zbiór 15 utworów, a dla nas to kawałek osobistej historii, pewien etap wędrówki do własnej legendy.

Zigi: Traktujemy płytę jako "nasze dziecko" i jest dla nas bezcenna. Taka długa ciąża musi przecież wywoływać silne emocje (śmiech).

Powiedzmy, że nie mam jeszcze waszej płyty i że wchodzę do sklepu mając te 27 zł w kieszeni. Spróbujcie mnie przekonać, dlaczego powinienem kupić "Język żywiołów", a nie na przykład "Alkopoligamię" Mesa za niecałe 20 zł, czy chociażby płytę "7" Ostrego za około 23 zł...

Zigi: Ja polecam kupić nawet cztery "Far Away From Jamaica" (śmiech). Zresztą nie znam się zbyt dobrze na prawach rynku i jedyne, co mógłbym wymyślić, to jakieś głupie hasełko reklamowe typu:" Kiedy smutek Ci doskwiera kup se płytę D.S.L.-a!" (śmiech).

Max: Polecam zakup wszystkich pozycji (śmiech).

Dzięki za wywiad.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas