Elliphant: Myślę, że całe moje życie to jedno wielkie pytanie

Justyna Grochal

W małym, pomarańczowym pokoju na zapleczu krakowskiego klubu młoda szwedzka artystka zwana Elliphant opowiedziała nam o pracy nad swoim debiutanckim albumem "Living Life Golden", który na sklepowe półki trafił 25 marca. Zastanawiacie się pewnie, po co wam informacja o kolorze ścian? Spokojnie, wszystkiego dowiecie się z poniższej rozmowy.

Elliphant promuje obecnie swój album "Living Life Golden"
Elliphant promuje obecnie swój album "Living Life Golden"materiały promocyjne

Mimo że płyta "Living Life Golden" to debiutancki longplay Elliphant, a ona sama przekroczyła już trzydziestkę, szwedzka wokalistka pochwalić się może sporym muzycznym doświadczeniem. Materiał ze swoich dwóch poprzednich EP-ek zaprezentowała na scenach całego świata, zdobywając szerokie grono oddanych fanów. Elliphant to postać niezwykle barwna, do bólu szczera i bezkompromisowa. Taka, którą trudno zaszufladkować i taka, której nie sposób nie lubić.

Justyna Grochal, Interia: - Powiedziałaś w jednym z wywiadów, że podczas prac nad nowym albumem stworzyłaś ponad 150 piosenek. To jakieś szaleństwo! Jak dokonałaś wyboru tych, które możemy znaleźć na "Living Life Golden"?

Elliphant: - Chciałam wybrać jak najwięcej piosenek. Jak podpisałam kontrakt w Ameryce i przyleciałam do Los Angeles, to był to pierwszy w moim życiu okres, kiedy nie miałam do roboty nic poza tworzeniem muzyki. Przez dwa czy trzy miesiące wstawałam rano, wskakiwałam do Ubera i jechałam nie wiadomo gdzie, spotykałam ludzi, których nie znałam i robiliśmy piosenki. W ten sposób stworzyliśmy mnóstwo utworów.

- Jako że czasami masz tylko jeden albo dwa dni, to nie kończysz piosenek, tylko tworzysz dobre pomysły na utwory. Ale czasami spotykasz kogoś, z kim idzie łatwo i szybko. Obydwie EP-ki - "Look Like You Love It" i "One More" - zawierają selekcję utworów z tego samego okresu. Wybrałam na nie te, które są bardziej klubowe i te, które czułam, że mnie reprezentują. Dla tej klubowej, DJ-skiej Elliphant zawsze znajdzie się coś do roboty - np. jakiś DJ zaprosi mnie do współpracy - więc zawsze mogę występować z czymś na żywo, mimo że nie wydam tego na albumie. No więc spojrzałam na to, co mamy i wybrałam te kawałki, które mi się naprawdę podobały.

- Dla mnie chodzi trochę o kolory piosenek. Czułam się trochę jak ten pokój - pomarańczowo, żółto, czerwono. Chciałam wprowadzić te utwory, które mają w sobie coś z Ziemi, słońca. Na tym polegała ta selekcja piosenek. Niby powinnam była wybrać na ten album też mój wspólny utwór z Big Freedia ("Club Now Skunk" - przyp. red.), ale już to wcześniej wypuściłam i uznałam, że nie pasuje do tej płyty i go wykluczyłam. Tak samo było z innymi piosenkami, które były za bardzo imprezowe.

- Namawiano mnie również na zamieszczenie na płycie kawałka "Revolusion", ale ja nie chciałam rozpraszać słuchacza. Tak więc nawet jeśli to jest tak rozległe i pracujesz z tak wieloma producentami, to wciąż istnieje jakaś nić, czyli na przykład jakiś kolor. Dla mnie jest to selekcja piosenek, które do siebie pasują. Może nie są do siebie tak podobne, ale ciągle są jakoś ze sobą połączone. Było mnóstwo naprawdę dobrych piosenek, ale uznałam, że są zbyt podobne do innych na albumie. Dodatkowo, jeśli pracujesz z tak wieloma producentami, trudno jest coś dokończyć. Musiałam się upewniać, czy wybrałam odpowiednią piosenkę i czy dany producent nie jest akurat teraz w trasie, czy może dopracować utwór.

Sięgniesz po te niedokończone piosenki, pracując nad nowym albumem, czy raczej masz zamiar stworzyć całkiem nowy materiał?

- Jest jeden producent Dave Sitek, z którym dużo pracowałam. Mamy mnóstwo piosenek, które uwielbiam. Myślę, że razem z nim zrobię jakiś poboczny projekt, który wydam w jego wytwórni.

Ale to będzie ciągle pod szyldem Elliphant?

- Tak, ale coś na zasadzie gościnnego udziału. To będzie siedem, może osiem piosenek wydanych na winylu. Umieszczę je na jednym albumie, ale jest jeszcze kilka utworów, które być może wydam na następnej płycie. W tym momencie myślę o dwóch, trzech piosenkach, które zdecydowanie mogłyby trafić na kolejną płytę.

- Praca nad moim debiutanckim singlem "Tekkno Scene" była moim pierwszym muzycznym doświadczeniem. Bardzo dojrzałam przez te cztery lata. Czuję to, że wszystkie utwory z nowej płyty są sprzed dwóch lat. Chciałabym zrobić teraz wiele świeżych rzeczy. Mogę oczywiście powybierać jakieś rzeczy, znaleźć inspiracje czy słowa wśród starych piosenek, ale myślę, że w przypadku nowego albumu chciałabym zacząć od zera.

A zdarza ci się tworzyć nowy materiał w trakcie trasy koncertowej?

- Nie. Żyję chwilą. Kiedy jestem w trasie, muszę skupić się tylko na tym. Ale oczywiście spotykam inspiracje. Czasem słyszę słowo, którego wcześniej nie znałam. Czasami znajduję się w sytuacji, która staje się inspiracją do nowego utworu. Zawsze to zapisuję, ale nigdy nie pracuję nad nowym materiałem podczas trasy.

Wsłuchując się w twój nowy album, odnoszę wrażenie, że wolisz raczej zadawać pytania, a daleka jesteś od podsuwania odpowiedzi czy nawet wskazówek swoich odbiorcom. Czy to mylne wrażenie?

- Tak, też tak uważam. Chociaż nie zastanawiam się tak bardzo nad tym. Prawdopodobnie tak jest, ponieważ... nie mam żadnych odpowiedzi. Wydaje mi się, że kiedy ludzie myślą, że znają odpowiedzi, zaczynają wariować. Tak długo, jak ludzie zadają sobie pytania na temat życia, tak długo pozostają zdrowi. Musisz rozumieć, musisz być pokorny, musisz pytać, bo nie masz wszystkich odpowiedzi. Czasami wydaje mi się, że mam jakąś teorię, odczucie, ale potem pewnego dnia uświadamiam sobie, że to było złe. kiedy już jestem tego świadoma, a niekoniecznie dumna z tego, potrafię przyznać, że się myliłam i zmieniam zdanie.

- Zrozumiałam, że lepiej nie myśleć, że się znalazło wszystkie odpowiedzi, bo w tej samej sekundzie, w której myślisz, że wiesz, dochodzisz do wniosku, że nie wiesz nic. Myślę, że całe moje życie to jedno wielkie pytanie i piszę o tym dużo w moich piosenkach. Jestem tu po to, żeby zadawać pytania. To jest powód. Nie jestem po to, by dawać jakiekolwiek odpowiedzi. Jestem tu po to, by otrzymać przebaczenie, a nie po to, by być idealną. Jestem tu po to, żeby popełniać błędy. Nawet jeśli nie jestem chrześcijanką czy osobą religijną, to uważam, że wciąż mam dużo wiary w sobie. Myślę, że wszyscy jesteśmy zagubionymi duszami i powinniśmy być otwarci na potrzebę zadawania pytań.

Powiedziałaś kiedyś, że nie dysponujesz wyjątkowym głosem ani nie postrzegasz siebie jako profesjonalnej wokalistki. Co więc określiłabyś swoimi mocnymi stronami w muzyce?

- Myślę, że właśnie to jest moją siłą w muzyce. To jest bardzo dziwne, że dzieje się to wszystko. Jest tyle osób, których wielkim marzeniem jest śpiewanie. Postrzegają swój głos jak instrument, potrafią śpiewać w różnych tonacjach i używają swojego głosu w inny sposób, niż ja to robię. To może być bardzo trudne dla nich, żeby (nawet jeśli jest się najlepszą osobą na świecie) się przebić i osiągnąć te poziomy, które osiągnęła Elliphant. Myślę, że powodem, dla którego ludzie się mną interesują od początku był fakt, że otwarcie mówiłam o tym, że jestem amatorem. Chciałam dzielić się tą podróżą z moimi fanami i followersami. Chciałam, żeby widzieli zmianę i to, jak się rozwijam. Jeśli mówimy o klasycznym popie, to większość reprezentujących go artystów chce, żeby wszystko było idealne. A jeśli nie jest, to trzeba to naprawić. Oni są produktem, stoją za nimi wielkie wytwórnie.

- Zawsze wiedziałam, jak ważne jest dla mnie, żeby nie doprowadzić do sytuacji, w której ktoś ma wobec mnie zbyt wysokie oczekiwania oraz, by być prawdziwą od początku. Dzięki temu nie muszę się usprawiedliwiać. Mogę dać gówniany koncert, wydać gównianą piosenkę i nie muszę brać sobie tego do serca albo odcinać sobie ucho tylko dlatego, że ludziom nie spodobała się moja sztuka. Ja wciąż nie mam pojęcia, co robię i chcę otwarcie o tym mówić. Uważam, że jest wiele osób, które zamykają sobie drogę, ponieważ myślą, że nie mają dobrego głosu, niczego nie napisali albo nie wiedzą, o czym pisać. Cokolwiek chcesz robić w życiu, zawsze masz ku temu możliwości. Nawet jeśli nie jesteś jeszcze gotowy.

Kiedyś porównałaś swój koncert do gry w filmie. Co miałaś na myśli?

- Jest w tym aktorstwo. Dla mnie to jest część mnie, dla której nie ma miejsca w normalnym życiu i nigdy nie było. Teraz mam przestrzeń dla tej strony mnie i to wychodzi bardzo naturalnie. Jedynym moim doświadczeniem życiowym, które mogę porównać do występów na żywo, jest stosunek seksualny z kimś. Tak się wtedy czuję.

Koncert jest dla ciebie jak seks?

- Tak! Mam wtedy bardzo podobne odczucie, że to dzieje się naprawdę, jest realne. Jestem ja i są oni. To jest bardzo szczere spotkanie. Czegokolwiek ja doświadczę, oni też. Czegokolwiek oni doświadczą, ja doświadczę też. Tak samo jest z seksem. Jeśli jedno z dwojga kochanków stwierdzi, że nie był dobry, to nie był dobry dla obojga.

- To jest niesamowite miejsce do spotkania ludzi, gdzie dajesz z siebie wszystko. Nigdy nie miałam planu na moje występy, to wszystko jest bardzo organiczne. A koncert, który zagram dzisiaj, będzie pierwszym jako Elliphant, podczas którego zamierzam więcej stać w miejscu. Jakoś przez połowę występu. I to będzie dla mnie bardzo trudne.

A myślisz, że będziesz w stanie to zrobić, biorąc pod uwagę twoją koncertową żywiołowość?*

- (śmiech) Nie wiem! Zobaczymy wieczorem! Ale muszę pamiętać słowa, muszę się skupić, spróbować zaśpiewać profesjonalnie i wypaść dobrze. Nie wiem, co się okaże. To jest pierwszy raz, gdy wykonam piosenki z nowej płyty na żywo, więc zobaczymy... Może zapomnę wszystkie teksty, ale nawet jeśli, to - "Sorry, przyszliście zobaczyć Elliphant, tak to wygląda!". Nie mam sześćdziesięcioosobowej ekipy, która sprawia, że jestem idealna. Nie. To jest prawdziwe, ja jestem prawdziwą dziewczyną. Jest to dla mnie duże wyzwanie.

Podczas śpiewania nowych piosenek na koncercie starasz się wrócić do emocji z czasów tworzenia danego kawałka?

- Niekoniecznie. Za to staram się dać im nowe życie. Kiedy zaczynasz czuć się dobrze z nową piosenką, którą wprowadzasz do swojej koncertowej tracklisty, to jest niesamowite uczucie i zabawa. Zaczynasz na nowo kochać te utwory. Większość moich piosenek na albumie powstało w jeden dzień - w tym samym dniu nagrywałam wokale i pisałam tekst. Po drodze była co prawda dwuletnia produkcja, ale kiedy śpiewam, wracam do dnia, w którym nagrałam kawałek. Jeśli wykonujesz jakiś utwór po raz 50., zaczynasz czuć się wolny, wprowadzasz zmiany. To wyjątkowe uczucie.

- Generalnie nie jestem zainteresowana muzyką. Muzyka nigdy nie ocaliła mojego życia. Ocaliła życie mojej mamy, ona potrzebowała muzyki w swoim życiu. Była punkówą, buntowniczką. Dla niej muzyka była rewolucją. Dla mojego pokolenia w żadnej muzyce nie ma rewolucji. Lubiłam różne gatunki muzyczne, ale one nigdy nie były moją wolnością. Nawet nie sądzę, żeby moje własne piosenki były dobre. Nigdy nie słucham swojej muzyki i utworów z nowej płyty też nie słuchałam już od jakichś dwóch lat.

Jak to? Dlaczego?

- Bo dla mnie to wciąż jest takie nierzeczywiste - to, że ludziom się to podoba (śmiech). Nie mogę tego zrozumieć. Dla mnie to gra - piszę słowa, tworzę piosenki, ale rzadko o tym myślę i zastanawiam się, czy to płynie z mojego serca. Tak dzieje się dopiero podczas trasy, kiedy znów zaczynam to odczuwać. Uświadamiam sobie, że to jest moja piosenka i słowa z mojej duszy. A generalnie w ogóle nie słucham muzyki. Miałam jej już dość w moim życiu - w domu, w każdym pokoju inny gatunek. Cisza, las, jezioro - teraz to jest dla mnie muzyka i stąd czerpię siłę.

Głośno jest ostatnio o sprawie Dr Luke'a, który został oskarżony o gwałt przez amerykańską wokalistkę Keshę. Współpracowałaś z nim, należysz do jego wytwórni. Jak zareagowałaś na to wszystko?

- To jest bardzo skomplikowane i przede wszystkim nie ma ze mną nic wspólnego. Właściwie nie mam nic do powiedzenia na ten temat. Nie znam Keshy, nawet nie wiedziałam, kim jest zanim to wszystko się wydarzyło. A ona przecież robi muzykę od dziesięciu lat! Jak dla mnie, tu raczej chodzi o cały ten Hollywood, kiedy coś tak bardzo osobistego staje się czymś tak komercyjnym. Myślę, że to przerażające. Gdyby taka sytuacja miała miejsce w Szwecji i matka miała córkę, która została zgwałcona przez jej producenta, nie rozgłosiłaby tego światu i raczej trzymała jako rodzinny sekret, bo jest to prywatna sprawa. To całe zdarzenie ma bardzo duże rozmiary i chodzi głównie o biznes.

Ale gdybyś ty znalazła się w takiej sytuacji, to wolałabyś milczeć?

- Gdybym ja była w jej sytuacji, to z pewnością moja matka nie mówiłaby o tym publicznie. Nawet jeśli to prawda, to jest to bardzo dziwne zachowanie dla matki. Nie ma przecież żadnych dowodów, nie ma współpracowników, którzy byliby w stanie potwierdzić, że Kesha wspominała o tym. Padłam ofiarą gwałtu. Nawet dwukrotnie w moim życiu. Czułam się obnażona sama przed sobą. Prowadziłam bardzo hulaszczy tryb życia i pakowałam się w różne, szalone sytuacje. Życie naprawdę rzucało przede mną wiele wyzwań. Dla mnie to niezwykle prywatna kwestia i nigdy nie obnażyłabym się przed światem.

- Jeśli Kesha ma rację i to rzeczywiście się stało, to wydaje mi się, że chodzi bardziej o tę dyskusję na temat kontraktu. Co do Keshy - ja nie wierzę w cały ten gwałt i bałagan, który się rozgrywa, wierzę za to, że jest całkowicie popieprzona. Są na świecie kobiety, które potrafią robić potworne rzeczy i kłamać na takie tematy. Jest wiele osób, które zostały zgwałcone i przetrwały prawdziwy terror w swoim życiu, więc nie można kłamać w takich kwestiach. Tak więc, nawet jeśli to prawda, jest to dziwne. Natomiast jeśli to kłamstwo, to okropne!

- Spędziłam Święta Bożego Narodzenia z Luke'iem i jego rodziną na Hawajach. Poznałam dobrze jego żonę, dzieci i matkę. Ten mężczyzna nie jest gwałcicielem. Wiem to w głębi serca. Uważam, że to bardzo skomplikowana relacja, którą mieli w przeszłości. Chcę być lojalna wobec Luke'a. Smutno mi, że znalazłam się w sytuacji, w której muszę w ogóle o tym mówić, bo jestem bardzo dumną i silną kobietą. Nie muszę rozmawiać o takich sprawach, bo czuję się wolna, robię w życiu to, co mi się podoba, jestem mocna. Nie muszę gadać o kobiecej sile, bo jestem tylko sobą i nikt nie będzie sobie ze mną pogrywał. I trochę mnie wkurza, że muszę być w cieniu tego wstydu, bo ani ja, ani żadna inna artystka z wytwórni Luke'a nie zasługujemy na to, żeby uznawano nas za słabe i milczące na ten temat.


* Podczas krakowskiego koncertu żywiołowość Elliphant oczywiście wzięła górę, a wokalistka nie była w stanie ustać w miejscu dłużej niż minutę...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas