Elliphant w Krakowie: Przyjaźń polsko-szwedzka umocniona (relacja z koncertu)
Szwedka Elliphant powoli może o Polsce mówić jako o swoim "drugim domu”. Po czwartym występie na zeszłorocznym koncercie na Open’erze, w 2016 roku wokalistka wpadła do naszego kraju na koncerty numer pięć, sześć i siedem. Wojaże po Polsce rozpoczął koncert w krakowskiej Rotundzie.
Co jednak ważniejsze, koncert w Krakowie był również pierwszym, który rozpoczynał trasę Elliphant, promującą album "Living Life Golden". Jeszcze przed występem w rozmowie z Interią Szwedka przyznała, że fani mogą spodziewać się kilku zmian w trackliście, a ona będzie próbowała być niebo bardziej stateczna na scenie.
Zanim jednak Elliphant (Ellinor Olovsdotter) pojawiła się na scenie, jako support przed zgromadzoną publicznością zaprezentował się projekt Agi Brine. Duet Aga Bigaj (wokal, klawisze, elektronika) - Wiktoria Jakubowska (perkusja) pokazał się z naprawdę dobrej strony, wprowadzając publikę w miły trans. Kompozycje, które krążyły gdzieś między electropopem, a nawet dusznym trip hopem, ukazały potencjał młodej dziewczyny i jej koleżanki. Bigaj, która tego wieczoru przypominała nieco swoją stylówką MØ, czarowała wokalem, a przy nagłośnieniu w Rotundzie nie było to proste. Ponadto bardzo mocno starała się rozbujać słuchaczy przed pojawieniem się Elliphant. Stąd też jej zabawne próby zachęcenia do tańca osób oglądających koncert w pozycji siedzącej.
Gdy dwie Polki zakończyły, a na scenie zaczęła rządzić szwedzka artystka, cała Rotunda poderwała się do tańca. Elliphant, która postanowiła wraz ze startem trasy zmienić nieco swój wygląd (stąd też dredy), wystartowała numerem "Step Down". Następnie publika niemal oszalała, gdyż wokalistka postanowiła wykonać dwa pewniaki, czyli "Down on Life" oraz "Look Like You Love It".
Jak łatwo się więc domyślić, próba bycia bardziej stateczną i skupienia się bardziej na wokalu niezbyt wyszła Elliphant, na co chyba nikt nie narzekał. Szwedka skakała z jednego końca sceny na drugi. Szybko zaopatrzyła się w jedną z biało-czerwonych flag oraz niemal cały czas mobilizowała publikę do jeszcze większego wysiłku.
Nie było to trudne zadanie gdyż, w porównaniu do koncertu na Open’erze, publika przyszła tylko i wyłącznie dla Ellinor, wspólnie wykrzykując z nią kolejne linijki jej piosenek. Problemem nie były utwory z nowej płyty. Oprócz znanych "Love Me Badder" i "One More", świetnie przyjęte zostały kompozycje, które zaprezentowano zostały po raz pierwszy ("Hit And Run", "Where Is Home", "Spoon Me"). Przy okazji wspomnianego "Where Is Home" polscy fani pokazali flagę z napisem "Ur Home Is Here". Publiczności nie przeszkadzały nawet drobne wpadki z tekstem (wokalistka szczerze przyznała, że zdarza jej się jeszcze zapominać słów nowych utworów), gdy Szwedka podsumowała niedociągnięcia słowami "nikt nie jest idealny", tłum zrobił dla niej jeszcze większą wrzawę.
Entuzjastyczne przyjęcie nowych utworów wprawiło Elliphant w jeszcze lepszy nastrój. Gwiazda wieczoru do końca koncertu utrzymała wysoką formę. Kulminacyjnym punktem całego wieczoru były natomiast bisy. "Only Getting Younger" oraz "Too Original" doprowadziły publikę do ekstazy. Sporo na scenie działo się w trakcie "Only Getting...", kiedy to około 10 osób z pierwszego rzędu postanowiło wskoczyć na scenę. Szwedka nie miała zamiaru ich wyganiać. Zatańczyli oni z wokalistką do końca numeru, a ta następnie czule ich pożegnała (przytuliła swoich fanów oraz dała im po buziaku).
Czy występ miał jakieś minusy? Oprócz średniego nagłośnienia, można odczuwać niedosyt, że koncert trwał jedynie niecałą godzinę. Jednak ci, którzy przez cały występ skakali i śpiewali ze Szwedką zapewne na brak emocji nie narzekają. Elliphant pożegnała Kraków i wyruszyła na północ Polski (4 kwietnia zobaczą ją fani w Warszawie, a 5 zatańczą z nią jej sympatycy z Poznania). Już teraz można przypuszczać, że artystka jeszcze w tym roku odwiedzi nasz kraj. W końcu czuje się tu jak u siebie.