Reklama

"Dojenie krowy"

"Piosenki na nie" to drugi album Tomka Makowieckiego i towarzyszącego mu zespołu. Płyta ma szczególny charakter - muzyk chciał bowiem, co sugeruje tytuł albumu, odciąć się od obrazu "dziecka Idola", jaki ciągnął się za nim od pierwszej edycji tego popularnego programu. Muzycznie to wciąż pop, ale z przymiotnikiem "indie", czyli taki, któremu bliżej do muzyki niezależnej, niż ogólnokrajowych list przebojów. Z Tomkiem Makowieckim, z okazji premiery drugiej płyty, rozmawiał Artur Wróblewski. Muzyk opowiedział mu o ulubionych wykonawcach, koncertach w Japonii i planach wydania płyty w Kraju Kwitnącej Wiśni. Tomek wraził także swoją opinię na tema kolejnych edycji programu "Idol".

Nową płytą kierujesz się w pewnym sensie w melodyjne, alternatywne, gitarowe granie - tzw. indie pop. Na singlu pojawiła się jednak ballada "Między nocą a dniem", która nie jest do końca reprezentatywna dla "Piosenek na nie"...

Docierały do mnie głosy, że ta płyta może jest zbyt alternatywna. I że być może strzelam sobie nią samobójczego gola. Aczkolwiek ja tej płyty w ten sposób nie odbieram. Dla mnie to są piosenki, które na pewno są lepsze, niż na pierwszej płycie.

A co do "Między nocą a dniem", to być może jest ona niereprezentatywna. Gdybym miał wybierać singel, to chyba nie byłbym w stanie. Nie wiem, na co zdecydowałbym się. Jakkolwiek muszę powiedzieć, że nagranie płyty zaczęliśmy od tej piosenki i gdzieś tam tkwiło w nas, że ten numer będzie singlem. W trakcie robienia płyty wyświetliło nam się jeszcze parę innych rzeczy, które mogą trafić na singla.

Reklama

Ostatecznie zostaliśmy przy pierwszej opcji. Wytwórnia też naciskała na ten numer, a ja powiem szczerze nie miałem nic przeciwko.

Wracając jeszcze do jego reprezentatywności, to rzeczywiście jest to balladowy numer. Może trochę inny niż cała płyta.

Powiedziałeś, że zastanawialiście się nad kolejnymi singlami. Może zdradzisz mi w takim razie, która piosenka będzie promowała płytę w następnej kolejności.

Tak naprawdę jeszcze nie jestem tego pewien, aczkolwiek będzie to prawdopodobnie piosenka "Pytania podstawowe", która wydana zostanie w innej wersji niż ta z płyty. Gdzieś tam są właśnie takie typowania. Ale tak do końca nie jest to jeszcze postanowione.

Jak bardzo będzie się zatem różniła singlowa wersja "Pytań podstawowych" od tej z albumu?

Ta piosenka miała już ileś tam odsłon. Przez całą naszą pracę nad płytą ona ewaluowała, aż dotarła do takiej wersji, jaka obecnie znajduje się na "Piosenkach na nie". Chcemy ją cofnąć do wcześniejszej wersji.

Powiedziałeś o samobójczym golu. Ale przecież to jest twoja muzyka, którą ty chcesz grać i którą lubisz pewnie słuchać...

Dokładnie. Na pewno na muzykę, którą tworzę, mają wpływ inni wykonawcy. Ale staram się czerpać inspirację z rzeczy bardzo starych, jeszcze z lat 60. i 70. Jak wiadomo wszystko, co miało się wydarzyć w muzyce, już się wydarzyło (śmiech). Takie jest moje zdanie.

Z debiutantów na pewno duże wrażenie zrobił na mnie zespół Kasabian. Aczkolwiek rozumiem, że to jest taki typ muzyki, który w Anglii zawsze się spodoba i sprzeda się. Mam wrażenie, że Kasabian to zespół stricte brytyjski. Słychać w nim wpływy różnych rzeczy.

Właściwie to jest cała masa wykonawców, którzy mi się podobają. Ostatnio sięgnąłem nawet po płyty The Beatles, zwłaszcza po "Revolver". Strasznie podoba mi się ostatnio poprzednia płyta Becka, "Sea Change". Jest uznawana za jeden z jego najsłabszych albumów, ponieważ w ogóle się nie sprzedawała.

Wracam też do starszych artystów, jak Serge Gainsbourg. Lou Reed czy Neil Young. Takie rzeczy.

Powiedz mi kilka słów na temat teledysku do piosenki "Między nocą a dniem".

Operatorem teledysku był Tomek Madejski. Jeżeli chodzi o sam pomysł, to teledysk jest dosyć prosty i nie ma tam żadnej fabuły. Ale o to właśnie nam chodziło. Pomysłodawcą był Paweł Jóźwicki i ja. Gdzieś tam siedzieliśmy sobie nagrywając płytę i wymyśliliśmy taki klip ze skrzypaczkami.

Chcieliśmy pójść trochę dalej i zaangażować całą orkiestrę symfoniczną, ale nie starczył nam środków na to. I tak zostało. Klip jest trochę uboższy, ale też nastrojowy.

Pochodzącą z debiutu piosenkę "Can't Get You Out Of My Head", z repertuaru Kylie Minogue, puszczano w niemieckiej Vivie. Czy nie planujesz ataku na rynek zachodni, skoro pierwszy krok został już zrobiony?

Był taki moment, ale muszę ci powiedzieć, że nawet nie wiem, w jaki sposób ten teledysk trafił do niemieckiej Vivy. Na pewno będziemy próbować. Obecnie jestem w trakcie tłumaczenia wszystkich tekstów na język angielski. Chociaż nie wiem, z jakim skutkiem.

Dopiero co wróciliśmy z Japonii, gdzie zagraliśmy kilka koncertów. I też chciałbym uderzyć w tamtą stronę.

Planujesz wydać zagranicą kompilację najlepszych utworów z dwóch płyt, jak to zrobili na przykład Cool Kids Of Death, czy tylko "Piosenki na nie"?

Nie, raczej będzie to tylko druga płyta.

Wspomniałeś o pobycie w Japonii i nie był to stricte turystyczny wyjazd...

Nie, nie był zupełnie turystyczne. Spędziliśmy tam tydzień czasu. Wyjazd wyglądał tak, że pojechaliśmy na zaproszenie Miyazawy. Facet działa na tamtejszym rynku już od 15 lat i jest dość popularnym artystą. Pobyt tam przerósł troszeczkę moje oczekiwania, bo nie spodziewałem się, że będzie to tak wyglądało.

Zagraliśmy tam dwa koncerty. Jeden to był występ klubowy, gdzie oglądało nas około 2 tysięcy ludzi. Natomiast drugi koncert odbył się w hali Budokan, gdzie zjawiło się chyba z 15 tysięcy ludzi. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Dodatkowo koncert transmitowany był na żywo przez japońską telewizję publiczną i radio.

Mam nadzieję, że na jesieni zagramy jakąś małą trasę koncertową.

Rozumiem, że będziecie promować swoją płytę na tamtejszym rynku...

Mam taką cichą nadzieję, mam na ten temat rozmawiać z japońskim BMG. Nie chcę nic mówić, żeby nie zapeszać. Ale mam nadzieję, że tak się stanie.

A co z promocją płyty na polskim rynku?

25 maja zaczynamy koncertem radiowym w "Trójce". A później zagramy wiele koncertów. Tak do końca nawet nie pamiętam gdzie, dlatego polecam moja stronę internetową ? tam znajdziecie wszystkie szczegóły.

Powiedziałeś, że drugi raz nie zdecydowałbyś się na wzięcie udziału w "Idolu". Czy rzeczywiście "idolowa przeszłość" jest aż takim przekleństwem?

Nie, może nie jest to przekleństwo. Mam własne zdanie wyrobione na ten temat. Zawdzięczam "Idolowi" to, co się teraz ze mną dzieje. Bo gdyby nie ten program, to nie miałbym teraz kontraktu płytowego. Albo bardzo trudno byłoby mi go zdobyć. Aczkolwiek te dwa i pół roku po tym programie gdzieś tam dały mi w kość.

Nie ukrywam, że "Idol" coraz mniej mi się podoba. Na samym początku, gdy ja brałem w nim udział, gdzieś tam wierzyłem, że to będzie bardzo fajne wydarzenie. I że wydarzy się po nim dużo fajnych rzeczy. Oczywiście wydarzyło się kilka, aczkolwiek teraz jest już czwarta edycja...

Nie wiem, czy gdziekolwiek indziej na świcie było ich aż tyle. To jest trochę dobijanie formatu i dojenie krowy.

Co zatem fajnego wydarzyło się po "Idolu"?

Mówię tutaj tylko i wyłącznie o wykonawcach. Ania Dąbrowska czy Monika Brodka wydały ciekawe płyty. To są te fajne rzeczy, które "Idol" po sobie pozostawił.

A jak oceniasz kolejne edycje programu?

Nie śledzę go, mam inne ciekawsze rzeczy do robienia.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Indie | piosenka | krowa | piosenki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy