Dawid Karpiuk: "Jeśli już umierać, to umrzeć z miłości" [WYWIAD]

Dziwną Wiosnę pamiętam jeszcze z ich pierwszego koncertu, zaraz po premierze debiutu. Dwa lata później zapełniają kluby publicznością, która śpiewa wszystkie teksty razem z nimi, i powracają z drugim albumem. Z tej okazji porozmawialiśmy z wokalistą zespołu, Dawidem Karpiukiem, o "DUCHACH.DISCO", chłopactwie i kolejnych planach.

Dawid Karpiuk jest wokalistą zespołu Dziwna Wiosna
Dawid Karpiuk jest wokalistą zespołu Dziwna WiosnaArtur Szczepanski/REPORTERReporter

Oliwia Kopcik, Interia: Ostatnio na wywiadzie z Lechem Janerką pytałam, czy to że wrócił on, a wcześniej Stonesi, to było ustawione, a teraz jeszcze Dziwna Wiosna. Co za rok...

Dawid Karpiuk, Dziwna Wiosna: - Najstarsi ze wszystkich.

Przyzwyczaiłeś się już do tego, że z pierwszą płytą nie skończyło się jak z Superhuman Like Brando i że jednak kilka ludzi przychodzi na wasze koncerty?

- Zaczynam się do tego przyzwyczajać. Jest mi z tym lepiej, niż z tym, że Superhuman Like Brando umarło, zdaje się, że w momencie, kiedy nagraliśmy ostatni dźwięk. To bardzo przykre. Ale tak, od bycia nieszczęśliwie nieznanym i nierozpoznawalnym artystą, wolę być jednak rozpoznawalnym.

Do tego, że żeby grać, trzeba się promować w socialach, też?

- Jestem w tym kompletnie beznadziejny, ale na to, jak chu**wo to robię, to jakoś wystarcza.

Antek [pies - przyp. red] za ciebie odwala robotę.

- Oczywiście. On jest główną gwiazdą.

Gadamy przy okazji waszej drugiej płyty "DUCHY.DISCO". Widziałam gdzieś komentarz "Co wy macie z tym disco", więc w imieniu ludu proszę o rozszyfrowanie tytułu.

- 190 tysięcy razy byłem pytany o to, jaką muzykę gra Dziwna Wiosna i odpowiadałem, jak tylko mogłem - grindcore, death metal, alternatywne country, Beatę Kozidrak, kanadyjski folk, aż w końcu powiedziałem, że gramy disco i tak już zostało. Disco może być takim super wieloznacznym słowem, a my lubimy w wieloznaczności.

Słuchając tej płyty pierwszy raz, pomyślałam, że jest spokojniejsza niż debiut, ale potem stwierdziłam, że nie chodzi o warstwę muzyczną, tylko tekstowo jest bardziej melancholijna. Tam była niepewność, ale jeszcze jakaś nadzieja, a tutaj już "zaczynam myśleć, że zginiemy na tej planecie".

- Z kolei Jacek Nizinkiewicz mówił, że tam jest bardzo dużo nadziei! Ale się zdziwiłem, jak to powiedział. "DUCHY.DISCO" na pewno są bardziej melancholijne, takie po prostu musiały być, to był taki czas. Piosenki w ogóle są takie, jakie chcą być. Nam się wydaje, że mamy jakiś wielki udział w tym, zresztą sam zawsze lubię powiedzieć: "JA to napisałem!", ale naprawdę mam wrażenie, że one po prostu chcą jakieś być, coś do ciebie przychodzi i cię zabiera w podróż. Ale nie sądzę, żebyśmy mieli przesadnie duży wpływ na trasę tej podróży.

Kiedyś kolega, też tekściarz, kiedy go spytałam o coś tam w tekście, powiedział, że nie wie, bo on w ogóle nie myśli o tym, jak pisze tekst. Że on się sam pisze.

- Ja dużo myślę, ale nie o samym tekście. To jest tak, że... wiesz, że coś jest gdzieś i czeka. I próbujesz to łapać. Czasem musisz czekać, aż przyjdzie i zdarza się, że to jest długie czekanie. Wiem, że to jest a propos czegoś albo kogoś, ale to są takie małe kosmiczne istoty, nawiązujesz kontakt, ale jeszcze nie wiesz, co to jest i nie wiesz, kiedy to do ciebie przyjdzie. Takie grzebanie na zasadzie, że "dobra, może teraz by napisać taki zmyślny tekst o czymś tam", to w ogóle nie jest to - w moim przypadku, bo jest wielu autorów, którzy tak piszą. Ale jak wiem, że złapałem, to rzeczywiście się trochę samo pisze.

Zwróciłam uwagę na kawałek "Chłopcy", bo mój mózg łączy to z "Chłopcami" Myslovitz. Tam wieczorami wychodzili na ulicę, palili jointy, robili wszystko, żeby stąd uciec, a w waszym sequelu już mają zapadnięte policzki. No i to umieranie z miłości.

- To nie było nawiązanie do Myslovitz, tam były zupełnie inne inspiracje. Specjalnie ten numer składa się z dwóch części. W pierwszej jest trochę chłopackich zabaw, rakiety i tak dalej, ale też, żeby nie było wiadomo do końca, o co chodzi, czy to może nie jest tak, że po prostu zaczynasz dostrzegać, że czas spie***la. Moim wielkim marzeniem było zawsze, żeby, jeśli już umierać, to umrzeć z miłości. Chodzi też o to, żeby rzeczy, które się czuje, były takie silne, żebyś czuła, że prawie umierasz. Dla mnie emocje wyłącznie, jak są rozj**ane na maksa, to są ciekawe. A ta druga część to rzeczywiście sequel chłopactwa. Nawet nie chodzi o używki, choć może tak być. Ale oni sami stają się duchami.

Co do Myslovitz - ich "Chłopcy", w ogóle "Miłość w czasach popkultury" to jest bardzo ważna rzecz w historii polskiej muzyki. Więc jeśli nazywasz numer w ten sam sposób, to wiadomo, że jakoś się wobec nich, wobec tamtej płyty, ustawiasz.

Wracając jeszcze na chwilę do samego zespołu, ostatnio powiedziałeś mi, że "rock'n'roll zabrał ci rock'n'rolla". Jak to jest naprawdę z tym życiem gwiazdy rocka?

- Nie wiem, nigdy nie byłem. Backstage nie są już raczej zapleczem piekła, bywają zwyczajnie nudne. Wracając do twojego pytania - mam tyle zajęć, że nie mogę sobie pozwolić na nie wiadomo jakie melanże, bo albo nie będę w stanie śpiewać, albo czegoś nagrać, albo napisać. Czasem jak nam się trafi jakaś przerwa w koncertach i jak akurat niczego nie nagrywam, to wtedy myślę sobie: wolny weekend! Można chociaż raz na jakiś czas lekko odpiąć wrotki.

Od czasu debiutu dużo się wydarzyło, zyskaliście masę fanów, popularność, zagraliście przed Kings of Leon... W wywiadzie przy okazji debiutu chciałeś, żebyście zapi***alali i to też się udało. Jaki kolejny cel muzyczny?

- Musi się jeszcze wiele wydarzyć, cały czas idziemy do góry, pracujemy. Mamy jeszcze bardzo dużo muzyki ze sobą do zrobienia. Ta płyta nam pokazała, że możemy robić tyle różnych rzeczy, tak się rozjechać na tym naszym borderline'owym spektrum muzycznym między melancholią i energią, między ładnie i brudno, że jestem ciekaw tego, co jeszcze możemy zrobić.

Mam też podpisaną umowę z Agorą na dwie płyty solo, z których pierwsza ma się ukazać za mniej niż rok. Podejrzewam, że w przyszłym roku Wiosna też coś wyda.

Kiedyś były też plany na angielską EP-kę.

- Łukasz bardzo chciał, zresztą on teraz mieszka w Anglii. Nagralibyśmy angielską EP-kę, gdybyśmy wiedzieli, że jest opcja, żeby pojeździć po jakichś festiwalach w Europie. Wszystko jest możliwe, ale na razie mamy tyle roboty tutaj, że piszę tylko polskie rzeczy.

Uprzedziłeś moje pytanie o solo karierę, ale skoro mówisz, że umowa podpisana, to możesz powiedzieć coś więcej? Jakiś singel?

- Dwa numery mają nagrane instrumentale, czekały aż skończę płytę Wiosny. I w sumie skończyłem Wiosnę, to teraz czekają aż skończę trasę (śmiech). W każdym razie do końca roku na pewno będzie nagrany następny singel. Nawet nie miałem jeszcze czasu, żeby usiąść i się zastanowić. Zresztą to też nie działa tak, że siedzisz i się zastanawiasz, jaka to będzie muza... Na pewno mam jedną piękną piosenunię, taką romantico. Bardzo chcę ją nagrać. Będzie się nazywała chyba "Hej, ty", chociaż na razie ma roboczy tytuł "Kosmos".

A planujesz gości czy to ma być solo solo?

- Zobaczymy, jeszcze nie wiem. Jest tyle tych rzeczy do zrobienia... Co w sumie jest super, ale czasem sobie myślisz: "Ku**a" (śmiech).

Znam to - czemu nie możesz jak normalny człowiek iść do roboty, wrócić i po prostu siedzieć (śmiech).

- No dokładnie, zadaję sobie czasem to pytanie! Na szczęście mam na nie dobrą odpowiedź - dlatego, że w normalnej robocie bym nie wysiedział.

Poza muzyką i dziennikarstwem zabrałeś się za pisanie książek. W tym roku wyszły "Dzieciaki", coś następnego już się pisze?

- Tak, choć bardzo powoli, bo Wiosna, koncerty, płyta solo i tak dalej. A poważnie, to nie wiem jeszcze, jakie rzeczy będą się działy wokół "Dzieciaków". Jeśli będzie się coś działo i będę w to zaangażowany, to następna książka będzie 2079 roku. Tematu nie mogę jeszcze zdradzić, ale mogę powiedzieć, że prawdopodobnie mnie po niej zjedzą. I powieść bym bardzo chciał napisać wreszcie. I dwie bajki o umieraniu.

Jak sobie w ogóle radzić z takimi rzeczami? Pytam dlatego, że, na przykład, media też chętniej sprzedają złe wiadomości i bombardują tym, że ktoś nie żyje, wypadek, porwanie...

- Ja ci nie powiem, bo mnie takie rzeczy ruszają. Rusza mnie, jak jest dużo emocji. Kiedy pisałem "Dzieciaki", to ryczałem, jak mi któryś bohater czy bohaterka zmarli w trakcie. Jak ją skończyłem, to poszedłem na trzy miesiące na L4, bo moja depresja stała się już nie do wytrzymania.

Ale też wydaje mi się, że teraz ten temat zaburzeń psychicznych jest trochę odczarowywany. Kiedyś, jak powiedziałeś komuś, że chodzisz na terapię, to odpowiadał, że prawdopodobnie jesteś pier******y. Teraz raczej wszyscy powiedzą, że “brawo, dobra decyzja, jeśli tego potrzebujesz".

- To prawda. Ja funkcjonuję w takiej rzeczywistości od tylu lat, że sam wiem, że jestem pier******y i wszyscy wokół mnie też to wiedzą, więc nie miałem tego kłopotu. Ale teraz nastoletnie dzieciaki rzeczywiście wiedzą, o co chodzi w różnych zaburzeniach emocjonalnych, i to jest dobre.

Jak miałem 19 lat, to byłem kompletnie szalony i nie miałem pojęcia wtedy, że jest coś takiego jak borderline. Wiedziałem, że jest coś takiego jak depresja, znałem ze dwie osoby, które chodziły na psychoterapię, ale jak mnie trafiło tak bardzo, bardzo mocno, to po prostu myślałem, że jestem taką osobą, która potrzebuje popełnić samobójstwo.

To jest szeroki temat i chętnie do niego wrócę kiedyś, ale teraz spotkaliśmy się przy okazji premiery płyty, więc jeszcze jedno fanowskie pytanie musi być - muzyk, tekściarz, dziennikarz, rockman, czego jeszcze fani nie wiedzą o Dawidzie Karpiuku?

- Ucieknę trochę od tej odpowiedzi i powiem tak: jest jeszcze wiele różnych rzeczy do zrobienia. Umawiamy się z Wojtkiem Traczykiem na różne wspólne działania, nie tylko w Dziwnej Wiośnie. Zdaje się, że jeszcze długo będę zaje**ście zajętą osobą. Ale to dobrze, to jest piękne, jak ludzie ci pomagają otwierać różne drzwi. Albo czasem je otwierają za ciebie.

Przy ostatnim wywiadzie ustaliliśmy, że gdyby słuchał cię cały świat, powiedziałbyś, że marzyciele umrą na końcu. Dodamy coś po dwóch latach?

- Nie ma nic, jeśli nie ma miłości.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas